.nag

wtorek, 31 marca 2015

Szczęście czasami może chodzić na czterech łapkach.



Kot Bob i ja.

 Jak kocur i człowiek znaleźli szczęście na ulicy
-James Bowen

Cykl: Kot Bob (tom 1)
tłumaczenie: Andrzej Wajs
tytuł oryginału: A Street Cat Named Bob: How One Man and His Cat Found Hope on the Streets
wydawnictwo: Nasza Księgarnia
data wydania: 19 lutego 2014
liczba stron: 288
moja ocena: 7+/10

   Jetem totalną kociarą. Koty są przy mnie od dziecka i nie wyobrażam sobie życia bez nich. Teraz, kiedy dni są coraz dłuższe, mój kot poczuł wiosnę i spędza całe dni na zewnątrz (żeby było jasne-  jest kastrowany) Odkąd go adoptowałam, odpłaca mi się wiernością ( i zmasakrowaną sofą),a w tej książce odnalazłam kolejny dowód na to, jak bardzo kot przywiązuje się do swojego właściciela.


  James Bowen upadł na samo dno przez narkotyki i powoli chce się z niego wydostać. Nie zamierza wchodzić w żadne głębsze relacje, ponieważ nie czuje się jeszcze na tyle odpowiedzialny.
Jego plany zmieniają się, kiedy pod blokiem w którym mieszka spotyka wychudzonego kocura. O dziwo ssak nie boi się go i pomału przekonuje James'a do siebie. Uliczny muzyk postanawia go zaadoptować i takim sposobem zostają nierozłączną parą.

  Bob przyczynił się do tego, że życie jego pana zmieniło się na lepsze- James chcąc zapewnić pupilowi jak najlepsze warunki znajduje prace i nawiązuje od dawna unikane kontakty z rodziną.


"Nie tylko uporządkował mój plan dnia i zmusił do odpowiedzialności. Podsunął mi też lustro, w którym mogłem się przejrzeć. A to, co zobaczyłem, nie robiło dobrego wrażenia."

  Książka jest poniekąd autobiografią- James mówi o swojej ciemnej przeszłości- konflikcie z rodziną, narkotykach i odwyku. Potem przeskakujemy do spotkania z Bobem i patrzymy, jak jedna cudowna istota może pomóc zmienić własne życie na lepsze. 
Podziwiam Jamesa za to, że zdołał się podnieść z głębokiego dołka i zaczął życie na nowo. Szacun. 

"Dzięki niemu na nowo odkryłem jasną stronę ludzkiej natury. Odzyskałem zaufanie do świata."


  ,,Kot Bob i ja" jest pełena emocji i mimo, że jest pisana prostym językiem przekazuje prawdziwe wartości. Historia ukazana w książce mnie wzruszyła i na pewno nie pozwoli o sobie zapomnieć przez długi czas.
  Jedyną rzeczą, która mnie w autobiografii irytowała to powtarzające się pytania typu: Skąd on się wziął? Na szczęście występowały tylko na początku,a potem nie było ich w ogóle.

  Myślę, że powiedzonko ,,najlepszych przyjaciół poznaje się w biedzie" trafia idealnie do książki.
Jest to pozycja obowiązkowa nie tylko dla wszystkich kociarzy, ale również dla osób, które z jakiegoś powodu zabłądziły i teraz szukają celu we własnym życiu.


Kiedyś przeczytam
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu

P.S. Oglądam cudowne filmiki z Bobem i się w nim zakochuję:) 

sobota, 28 marca 2015

Chodzę z gwiazdą rocka

Ostatnia spowiedź 






wydawnictwo: Novae Res
data wydania: 15 listopada 2012
liczba stron: 380 +370= 750
ocena: I tom: 9/10
           II tom: 7/10





  Od dłuższego czas bardzo zależało mi na przeczytaniu ,,Ostatniej spowiedzi". Spotkałam się z kilkoma negatywnymi opiniami, ale ta książka mnie po prostu przyciągała.

    Bradin Rothfeld jest liderem rockowego zespołu, który wspiął się na szczyt popularności. Wiele fanek dałoby się pokroić dla jego jednego dotyku, a on nadal szuka tej jedynej...
   Ally Hanningan po nieudanym związku z Adamem decyduję się na toksyczny związek z wybrankiem... jej rodziców. Czuję się bezpiecznie, ponieważ póki nie musi kochać, nie musi również cierpieć.
   Kiedy drogi tych dwojga się krzyżują na lotnisku i od razu łapią znakomity kontakt, wiadomo już że będą kłopoty.

   Nie spodziewałam się, że aż tak bardzo spodoba mi się ta książka. Zwykle gustuję w powieściach, gdzie wątek miłosny gra drugie/trzecie skrzypce. W tym przypadku był on najważniejszy. Bałam się, że przez to nie spodoba mi się książka, ale sam nie wiem dlaczego, lecz tak się nie stało. Pierwszy tom mnie wciągnął, zahipnotyzował. Przypuszczam, że to przez sposób w jaki piszę autorka. Zazdroszczę takiego talentu.

   Główna bohaterka jest postacią z problemami. Nadal nie może się pozbierać po rozstaniu i zdradzie. Nie potrafi zaufać innym, postępuję zgodnie z wolą rodziców i decyduję się na związek z obowiązku. Kiedy spotyka Bradina zdaję sobie sprawy, że nie musi z kimś być tylko dla wygodnego życia, ale dla miłości. Czuło się, że Nina Reichter chciała wprowadzić jakiś inny wątek, ale został on potraktowany trochę niechlujnie.

    Pierwowzorem Bitter Grace jest Tokio Hotel. Oczywiście znam tej zespół, ale nigdy nie byłam jego fanką. Pamiętałam tylko jedną ich piosenkę, a właściwe teledysk. Wiedziałam, że są na nim roboty i na początku członkowie zespołu jadą samochodem. Mało, ale wyszukiwarka potrafi zdziałam cuda. Długo nie zajęło mi znalezienie tytułu tej piosenki (Tokio Hotel - Automatic [patrz na dół ]). Przez praktycznie większość pierwszego tomu słuchałam tego kawałku. Dzięki ,,Ostatniej spowiedzi" pokochałam ten zespół i .. niemiecki. Dlaczego? Ponieważ w podręczeniu od niemieckiego jest ich zdjęcie. Następną lekcję spędzę na wlepieniu się w nich. Dobrze, że siedzę z tyłu :)

   Pierwszy tom był po prostu niesamowity, więc jak tylko go przeczytałam od razu pobiegłam po kontynuację. Niestety trochę mniej mi się już spodobałam. Ally zaczęła mnie wkurzać swoim zachowaniem i częstym płakaniem. Czytając czułam się, jakby autora nie miała już pomysłu. Ciągle to samo. Kłótnia. Pogodzenie. Kłótnia... Nawet sposób pisania autorki nie pomógł.
   Bardzo mnie to zasmuciło, bo miałam duży sentyment do tej książki. Głównie przez to trochę podwyższyłam ocenę drugiej części. 

   Mimo wszystko uważam, że jest to świetny debiut naszej pisarki. Często zabawny, ale skupiający się głównie na miłosnym wątku. Nie jestem fanką romansów, ale w tym przypadku mi to nie przeszkadzało. Polecam!

P.S. Zapomniałam opowiedzieć o pewniej sytuacji. Gdy oddawałam pierwszy tom do biblioteki, zostałam zapytana czy warto przeczytać tę książkę. Ja zaczęłam wychwalać ,,Ostatnią spowiedź", ale jak tylko powiedziałam że jest tam niemiecki zespół, zorientowałam się, że popełniłam gafę. Kobieta zrobiła wielkie oczy i powiedziała: ,,Ooo. Niemiecki zespól. To chyba sobie odpuszczę". Nie sądziłam, że jesteśmy aż tak uprzedzeni. Mam nadzieję, że Wy tacy nie będziecie i sięgniecie po tę książkę. Przynajmniej po pierwszy tom :)







Wyzwania:
Czytam opasłe tomiska

środa, 25 marca 2015

Raz, dwa, trzy- swoje życie spotkasz Ty!





Pora na życie

-Cecelia Ahern



tłumaczenie:Barbara Jaroszuk
tytuł oryginału :The Time of My Life
wydawnictwo:Świat Książki
data wydania:19 marca 2014
liczba stron:424
moja ocena: 9/10 



   Pewnie dużo osób dałoby wiele za to, żeby spotkać się w cztery oczy ze swoim życiem. W dzisiejszych czasach często o nim zapominamy-  wszędzie się śpieszymy i czasami tak bardzo chcemy zaimponować innym, że zapominamy kim jesteśmy.

 Główna bohaterka, Lucy również bardzo zaniedbała swoje życie- mieszka w ciaśniutkiej kawalerce i przetrzymuje w niej nielegalnie kota; nie mówiąc o tym, że pracuje w firmie, gdzie tłumaczy hiszpańskie instrukcje, choć nie zna tego języka. I nie może pogodzić się z rozstaniem.
Jej codzienność stanowią coraz to nowe kłamstwa i wykręty. Jednak życie o tym pamięta i w najmniej oczekiwanym momencie to ujawni.
Pewnego dnia pod drzwiami swojego mieszkanka znajduje kopertę, a w niej zaproszenie na spotkanie ze swoim Życiem. Ich wspólne wyjście do łatwych nie należy. Ale cóż, pierwsze koty za płoty.


  Lucy nie brakuje wad- często się załamuje i zbyt szybko się poddaje, a przez jej nałóg kłamania domek z kart, który sobie zbudowała, pomału się burzy. Dzięki temu jest bardzo ludzka. Ja ją polubiłam zdecydowanie za ironiczny humor i dystans do siebie. A ze swoim Życiem tworzy idealny duet.

- Jesteśmy jak Superman i Lois Lane. Jak Pinky i Mózg. 
- Jak rentgen i złamana noga.”

   Drugoplanowe postacie również były dopracowane. W ,,Porze na życie" możne spotkać wachlarz charakterów- zaczynając od surowych rodziców, idąc przez zatroskanych przyjaciół i kończąc na zestresowanych współpracownikach.

  Jest to moje drugie spotkanie z twórczością Cecelii Ahern i jestem nią coraz bardziej oczarowana. Książka napełniona jest humorem i trudno się nie roześmiać. Autorka po raz kolejny wybiera niby prosty i normalny temat, ale historia przepełniona jest magią.
,,Porę na życie" czyta się błyskawicznie. Co prawda moje oczy błagały o odpoczynek prze małą czcionkę, ale byłam dla nich bezlitosna.
Powieść zawiera przesłanie i zmusza nas do zastanowienia się nad własnym życiem.



''Dopóki istniejesz, istnieje również twoje życie. Dlatego, okazując miłość, czułość i uwagę mężom, żonom, rodzicom, dzieciom i przyjaciołom, nie powinniśmy zapominać o nim, bo twoje Zycie to ty: zawsze trzyma za ciebie kciuki i dopinguje cię nawet wtedy, gdy myślisz, że ci się nie uda.,,


 Książka idealna na doła- nie dość, że śmieszna i ciepła, to jeszcze zachęca do działania. Mam nadzieję, że przeczytacie:)



Wyzwania:
Przeczytam tyle,ile mam wzrostu
Kiedyś przeczytam
Wyzwanie biblioteczne
Okładklove

P.S. Czy tylko ja chciałabym mieć takie nogi, jak dziewczyna na okładce??

niedziela, 22 marca 2015

Dla małych i dużych

Dziennik cwaniaczka -





tłumaczenie: Anna Nowak
tytuł oryginału: Diary of a Wimpy Kid
wydawnictwo: Nasza Księgarnia
data wydania: 18 lutego 2008
liczba stron (6 tomów): 224 + 224 +224 +224 + 224 + 224 = 1344
ocena: 8/10





   ,,Dziennik cwaniaczka". Większość z Was pewnie po raz pierwszy spotyka się z tym tytułem i pewnie od razu, kiedy tylko zobaczy, że jest to książka z obrazkami to ją skreśli. Ostrzegam Was. Nie róbcie tego.




  Greg Heffley idzie do gimnazjum, gdzie człowiek musi przejść przez najprawdziwszą szkołę przetrwania. Jest pewien, że kiedyś zostanie sławny, wiec piszę ten dziennik, żeby nie musieć odpowiadać na głupie pytania podczas wywiadów. 




  Przyznaję, że jest to książka z dużą ilością obrazków. Chociaż kupiłam i po raz pierwszy przeczytałam tę serię kilka lat temu, teraz postanowiłam znowu do niej wrócić. Dlaczego? Ponieważ bardzo miło wspominam Greg'a i jego zabawne wpisy w ,,Dzienniku Cwaniaczka". Książkę czyta się w zatwardzającym tempie, ponieważ ogromna czcionka i duża ilość rysunków ułatwiając przewracanie stron. Bez pośpiechu można skończyć czytać jeden tom w pół dnia.      

   Jest to książka głównie skierowana dla młodszych czytelników, ale rozbawi również starszych. Poza tym nie da się nie polubić głównego bohatera.       
   
   Autor pokazał, jak funkcjonuję szkoła. W moim gimnazjum może nie jest aż tak źle, jak u Greg'a, ale gimnazjum to gimnazjum. Mówi się, że to najgłupszy moment w dorastaniu. Patrząc na chłopaków w mojej klasie, mogę się z tym zgodzić

   Minusem jest cena, ale na to można zaradzić. Ponieważ znalazłam tę książkę w naprawdę korzystnych cenach i wtedy nie jest żal, że wydało się 25 zł na trzy godziny przyjemności. Na arosie można znaleźć dziesięć złoty taniej, a w zestawie pewnie jest jeszcze bardziej korzystnie. 




   Powstał również film na podstawie ,,Dziennika cwaniaczka", ale jest trochę gorszy od wersji papierowej, ale i tak można przy nim spędzić miło czas.      Zdziwiło mnie, jak pisałam liczbę stron, że każdy tom ma taką samą objętość. Myślałam nawet, że pomylili się na lubimyczytać, ale sprawdziłam i wszystko się zgadzam. Czuję swego rodzaju podziw do autora za to, że potrafił napisać każdy tom o takiej samej ilości stron.   Podsumowując, polecam ,,Dziennik cwaniaczka" młodszym i starszym. Świetna książka na odstresowanie po ciężkim dniu, albo gdy ma się dość cięższej literatury.
 
Wyzwanie:
Czytam opasłe tomiska



środa, 18 marca 2015

Trzeba jak najlepiej wykorzystywać, nawet najgorsze momenty w życiu







Otwórz oczy, zaraz świt
-Mateusz Czarnecki



data wydania:4 października 2014
liczba stron:214
wydawnictwo: al reves
moja ocena: 10/10



   Indie. Nigdy nie byłam w tym cudownym kraju, ale moja ciocia tak. Zaczęła opowiadać o przygodach, jakie ją tam zastały, a ja od tamtego czasu marzę, żeby je odwiedzić. Co prawda, wspominała o drugiej stronie medalu, ale mnie ją nie zraziła.
Właściwie przez związek książki z tym krajem, chciałam poznać historię Teodora. A piękna i klimatyczna okładka, jak najbardziej mnie do zakupu zachęcała. 


   Teodor  prowadzi życie na pozór doskonałe- jest właścicielem firmy, ma nowoczesne mieszkanie i samochód, zarabia krocie. Wiele osób pewnie chciałoby zamienić się z nim miejscami, ale Teo ma dość klatki, w której żyje. Zaczyna się buntować, a krótki pobyt w Indiach tylko utwierdza jego przekonania. Po powrocie do Polski, okazuje się, że nic go tutaj nie trzyma i postanawia rozpocząć swoje życie od początku. W Indiach. 

    Mimo, że przeczytałam wiele pozytywnych recenzji na temat książki, podchodziłam do niej sceptycznie. Nie spodziewałam się wiele po debiucie, ale los zgotował mi miłą niespodziankę.

  Trudno nie polubić Teodora, który zaczyna szukać odpowiedzi na wiele ważnych pytań. Znalazł się w takiej sytuacji, w której pewnie ja załamałabym się. Ale on dostrzega pozytywne strony i chce je w pełni zrealizować.
Podczas swojej podróży poznał wielu interesujących ludzi, a rady które od nich dostał będą towarzyszyć mi przez długi czas.

,,Pomyślał, że czasem jest tak, że to, co odbieramy jako najgorsze, co mogłoby się nam przydarzyć, dzieje się dokładnie po to, by mogło nam się przydarzyć coś najlepszego. Czasem stary świat musi się nam zawalić, byśmy mogli zbudować nowy. Na własnych zasadach.”


   Wierzę w to, że autor inspirował się doświadczeniem życiowym podczas pisania swojego debiutu. Książka pełna jest emocji, towarzyszących człowiekowi, który musiał przeżyć choć namiastkę tego, co Teo. Nie mówiąc o tym, że cała historia bohatera jest bardzo realistyczna i naturalna. 

   ,,Otwórz oczy, zaraz świt" mówi przede wszystkim o poznawaniu samego siebie, a Indie stanowią tylko tło. Mimo tego, każdy opis miejsc był bardzo dopracowany, a mi samej obrazy powstawały przed oczami i czułam, że przenoszę się w tajemnicze Indie.

  Powieść można byłoby przeczytać w jeden dzień, ale ja postanowiłam "przedłużyć" ten czas. Chciałam jak najwięcej z niej zapamiętać i wyciągnąć. Książka jak najbardziej zmusiła mnie do refleksji, a autor czaruje słowem i nie pozwala czytelnikowi przejść obojętnie obok historii Teo.

Książka urzekła mnie swoją prostotą i teraz nie zostaje mi nic innego, jak czekanie na kolejną historię autora. 

,,Więc na koniec jednym zdaniem: zawsze miej odwagę, by żyć. Nigdy nie bój się, że popełnisz błąd. Choćby nie wiem, co się wydarzyło miej odwagę, by być sobą."




Wyzwania;
Okładkowe love
Kiedyś przeczytam
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu 

niedziela, 15 marca 2015

Hobbity ruszajął na przechadzkę!

Drużyna Pierścienia








tłumaczenie: Maria Skibniewska
tytuł oryginału: The Lord of the Rings. The Fellowship of Ring
wydawnictwo: Muza
data wydania: 2001
liczba stron: 534
ocena: 5/10






  Każdy słyszałam ten tytuł. Większość z Was oglądałam film. Ja również zaliczam się do tego grona. Zachęcona cudowną ekranizacją, postanowiłam przeczytać wersję papierową. Liczyłam, że książka będzie bardziej zbliżona do hitu kinowego.

  Frodo po tym, jak Biblo udał się ponownie w świat dowiaduję się z jakim niebezpiecznym darem go zostawił - Pierścieniem, którego szuka Czarny Pan. Teraz musi uciekać wraz z oddanymi przyjaciółmi, żeby nie pozwolić złym mocom zdobyć Pierścienia. Musi uważam, ponieważ Czarni Jeźdźcy ruszają w pościg.

  Kiedy przeczytałam przez siebie napisany opis to sama zdziwiłam się, dlaczego nie spodobała mi się powieść Tolkiena. Jednak po chwili przypomniałam sobie. Praktycznie od początku ,,Drużyna pierścienia" dłużyła mi się (czytałam ją ponad trzy tygodnie). Duża liczba opisów zwykle nie przeszkadza mi, jeśli tylko nie są one nudne. Natomiast w tym przypadku autor zatrważającą ilość książki poświęcił na opisywanie odpoczynków podczas ucieczki oraz posiłków. W ogólnie nie czułam pośpiechy, który powinien towarzyszyć bohaterom. Zachowywali się, jakby Czarni Jeźdźcy ich nie gonili. Nie byłam wstanie pojąć jakim cudem ich nie złapali, przecież hobbici szli, a wysłańcy Czarnego Pana mieli szybkie konie. Kilka krotnie mogli zabić Frodo, ale zawsze główny bohater uchodził z życiem. Wydawało mi się to mało realne.

   Niestety nie polubiłam bohaterów. Sama nie wiem dlaczego. Może to przez to, że wydawali mi się przesłodzeni. Przypominali mi Szeregowego z Pingwinów z Madagaskaru. Brakowało tylko, żeby zaczęli gadać o jednorożcach.
   Kolejnym minusem są piosenki. Ok. Rozumiem, żeby pojawiła się jedna, dwie, czy nawet trzy w całej książce, ale ich było strasznie dużo. Chyba w każdym rozdziale była przynajmniej jedna. Często zajmowały całe strony.

   Po mimu tylu wad, podziwiam Tolkiena za wykreowanie takiego świata. Dzięki niemu powstał cudowny film, a jego książka zrobiła nie małe wrażenie kilka dekad temu. Teraz również zyskuję wielu fanów, ale ja niestety się wśród nich nie znajduję. Natomiast zamierzam jeszcze raz obejrzeć ekranizację, ponieważ ją po prostu kocham.
 
   Jeśli już koniecznie chcecie sięgnąć po tę książkę to radzę omijać wydawnictwo Muza. Jak możecie zobaczyć na górze okładka jest fatalna, a czcionka mikroskopijna.

   Na początku chciałam dać tej książce ocenę 3/10, ale kiedy emocję opadły i spojrzałam trzeźwo, podniosłam ocenę.

   Podsumowując książki nie polecam, ale musicie koniecznie obejrzeć film. Jednak pamiętajcie, że to tylko moje odczucia, a większość czytających poleca ,,Drużynę pierścienia", więc decyzją zależy od Was.

Wyzwania:
Czytam opasłe tomiska
Czytam fantastykę III
 

czwartek, 12 marca 2015

Nadziei o wolność nie da się unicestwić



Czarne skrzydła

-Sue Monk Kidd


tłumaczenie:Marta Kisiel-Małecka
tytuł oryginału: The Invention of Wings
wydawnictwo:Wydawnictwo Literackie
data wydania: 25 września 2014
liczba stron:485
moja ocena:9/10





Blisko już jesteś zagadki rozwiązania,
więc możesz zakończyć poszukiwania
Wystarczy, że na słowo klucz wpadniesz
  I nam je szybko w e-mailu zgadniesz


  Na historii właśnie przerabiamy temat dotyczący wojny secesyjnej i muszę przyznać, że przeraża mnie przyczyna jej wybuchu. Nie potrafię i nie chcę sobie wyobrazić, jak okrutni musieli być ludzie, którzy zmuszali innego człowieka do wyrzeczenia się wolności, nie mówiąc o tym, że traktowali niewolników jak rzeczy.

"Dech zamarł mi w piersi. Pięćset dolarów! (...) Czarno na białym, że jestem warta więcej niż jakakolwiek niewolnica."


W programie nauki przewidziano tylko jedną godzinę dotyczącą walk pomiędzy Unią a Konfederacją. Nie mówiąc o tym, że o niewolnictwie była tylko wzmianka- wiele się nie dowiedziałam. I z tego powodu sięgnęłam po ,,Czarne skrzydła".

  Sara wychowała się w bogatej rodzinie, a na jedenaste urodziny dostała nietypowy prezent- niewolnice. Pomimo tego, że w jej otoczeniu trudno nie było spotkać białego człowieka z czarnym sługą, ona uważa takie postępowanie za niemoralne.
Mijają lata, i Sara zdobywa się na odwagę i mówi otwarcie rodzinie co sądzi na temat równouprawnienia kobiet i niewolnictwie. Jej zachowanie nie zostanie dobrze przyjęte, a Sarę czekają przykre konsekwencje.

 Głównymi bohaterkami są Sara- biała pani i Szelma- jej niewolnica. Trudno nie obdarzyć ich sympatią. Pierwsza jest nieśmiała i jak to bywa z takimi ludzi, umiejętnie obserwuje innych i wyciąga z ich zachowania wnioski. Przełomowym wydarzeniem w jej życiu jest zostanie matką chrzestną Angeliki. Sara chce jej przekazać swój punkt widzenia i osiąga sukces.
Szelma jest dużo bardziej śmiała niż jej pani i często takie zachowanie przynosi jej kłopoty.
Akcja książki trwa aż 35 lat i możemy zaobserwować zmiany, które zachodzą w bohaterkach- Sara, która już w dzieciństwie nie zgadzała się z niewolnictwem, uparcie dąży do jego zniesienia. Szelma skrywa w sobie gniew i postanawia za wszelką cenę zaznać wolności, nawet jeśli musiałaby za nią oddać życie.

,,Była uwięziona, tak samo jak ja. Tyle, że ona tkwiła w pułapce własnego umysłu, pułapce umysłów otaczających ją ludzi, a nie prawa. Pan Vesey mawiał podczas zgromadzeń w kościele afrykańskim: "Bądźcie ostrożni, byście nie zostali zniewoleni po dwakroć. Raz przez wasze ciała i raz przez wasze umysły". Próbowałam jej to powiedzieć: - Może i ciałem jestem niewolnicą, ale nie umysłem. Z Tobą jest na odwrót. "

Zawsze łatwiej mi było wyobrazić sobie myśli i uczucia niewolnika niż jego potężnego pana.
 W ,,Czarnych skrzydłach" narrację prowadzi Selma albo Sara. Ponieważ ich losy przeplatają się za sobą, czytelnik może dokładnie zobaczyć ich życie za pomocą kontrastów.

Akcja przebiega płynnie, a autorka bardzo realistycznie pokazała tamte czasy- dzięki odkryciu prawdziwego oblicza miasta, jak i przez historyczne postacie. Stylowi pisania również nie mam nic do zarzucenia- płynne opisy i dialogi i myśli bohaterów, które dają do myślenia.
Książka porusza trudną i ciężką tematykę i pomimo tego, podczas czytania i po nie czułam się przygnębiona. A to duży plus.
Bardzo podobała mi się również notka od autorki zawarta na końcu- pani Sue wytłumaczyła, które wydarzenia czy postacie są fikcyjne albo historyczne.

   ,,Czarne skrzydła" zajęły już honorowe miejsce na półce i pięknie się prezentują:)
Historia tych dwóch niesamowitych kobiet jest niezwykła i wartościowa.  Nie zostaje mi nic innego, jak gorąco ją Wam polecić.

   Ć




Kiedyś przeczytam
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu

poniedziałek, 9 marca 2015

Czas na zmianę!


Lardżelka





data wydania: 2015
liczba stron:126
ocena: 7/10







   Coraz częściej w mediach mówi się o otyłości, szczególnie u dzieci. W Polsce, co drugi dorosły cierpi z powodu nadmiaru kilogramów, a odsetek wśród młodszych wynosi 16%* . I według prognoz z roku na rok, coraz więcej ludzi będzie borykać się z tym problemem. 
Stres, fast foody za każdym rogiem, oraz brak czasu tylko pomagają nam w odkładaniu zbędnych kilogramów. 
  
  Głowna bohaterka ma nadwagę, ale nie przeszkadza jej to, aż do momentu, gdy ukochany porównuję ją do bali swojej babci. Załamana kobieta postanawia zrobić coś ze swoim ciałem, ale nie okazuję się to takie łatwe. Pobyt w ośrodku dla puszystszych - ,,Lardżelce" zmienia jej dotychczasowe życie. 

Zofia jest przyjazną i wrażliwą bohaterką, ale namiar tłuszczu przeszkadza jej nie tylko w chodzeniu. Przez niego nie może się rozwijać w pracy, bo przecież na ważne spotkania biurowe można wysłać tylko chudzielców. Została zraniona przez swoją miłość, a wchodząc do sklepu z ciuchami jest oprowadzana przez pogardliwe spojrzenia. Jednak Zofia nie zraża się i postanawia coś ze sobą zrobić.
   
    Muszę napisać kilka słów na temat wydania książki. Okładka nie jest zbyt piękna, ale za to wnętrze jest dużo lepsze. Co jakiś czas w ,,Lardżelkce" pojawiają się obrazki, a nad numerami stron są babeczki.

   Wielkim plusem książki są również opisy. Kiedy czytałam o potrawach to czasami mi ślinka leciała.

   Spodziewałam się, że ta książka będzie bardziej poradnikiem niż powieścią obyczajową, ale dobrze że jednak tak nie było.  Historia przedstawia prywatne życie Zofii, a nie tylko sposób i czas jej chudnięcia.
Nie lubię, kiedy w powieściach są tylko suche rady i nie ma nic poza nimi. Pani Wanda Szymanowska przekazała nam cenne uwagi dotyczące skutecznego odchudzania, wykorzystując główną bohaterkę swojej książki. Jednak na końcu jest też coś, co zadowoli fanów poradników- wypisane wszystkie rady w punktach i kilka dietetycznych przepisów.
 
 Autorka poruszyła ważny i często pomijany temat. Wiele ludzi ma zaniżone poczucie własnej wartości przez to, że ma nadwagę. Myślę, że to jest również dobra książka dla chudzielców, ponieważ uświadamia im, że trzeba być wobec grubszych ludzi wyrozumiałymi, a nie patrzeć na nich z litością i pogardą oraz obmawiać ich na boku.
  
   Pewnie zauważyliście, że rzadko się zdarza, żeby główną postacią była osobą, która nie jest szczupła. Nawet w świecie książek grubsze osoby są omijanie, a przecież to, że ktoś ma kilka kilogramów więcej nie czyni go gorszym.
Jedną z najważniejszych rad autorki jest mówiąca o tym, żeby nie przejmować się tym, o czym myślą i mówią o nas inni. 

  ,,Lardżelka" jest krótką książką, ale bardzo przyjemnie ją się czyta.Szkoda, że niektóre wątki nie zostały rozwinięte, ale mimo tego z powieści płynie refleksja. Jestem pewna, że książka może stać się cennym "wspieraczem" dla osób próbujących wyszczuplić się, ale również chudziaki mogą przekonać się, jak wygląda codzienne życie ludzi z nadwagą. 
 
 

Za możliwość poznania historii dziękuję:
 autorce- Wandzie Szymanowskiej

 ~~~~~~~~~~~
* statystki 

niedziela, 8 marca 2015

Wyniki konkursu.

I oto nadszedł ten moment. Pewnie nie mogliście spać, tak bardzo oczekiwaliście na wyniki:) 

Przede wszystkim chciałybyśmy podziękować za ilość zgłoszeń i piękne życzenia.


Po długich obradach postanowiłyśmy nagrodzić Always SadLes. Jej życzenia najbardziej nas wzruszyły. 



W drugiej części konkursu wygrała... Fenko!! 

Gratulujemy i już piszemy e-maile. 


P.S. nie spodziewałyśmy się takiego zainteresowania, więc postanowiłyśmy, że będzie jeszcze więcej konkursów!
Następny przy 100 000 wyświetleń.

czwartek, 5 marca 2015

(Nie)zainteresowana szuka księcia

Rywalki









tłumaczenie: Małgorzata Kaczarowska
tytuł oryginału: Selection
wydawnictwo: Jaguar
data wydania: 5 lutego 2014
liczba stron: 336
ocena: 7-/10





   Naprawdę mało osób nie przeczytało tej książki. Niektórzy znienawidzili ją, a inny pokochali. Czytając recenzję innych na temat ,,Rywalek" zapamiętałam głównie negatywne opnie. Dlatego od tej powieści wymagałam naprawdę mało. Byłam wręcz pewna, że ta książka mi się nie spodoba. Czytając ,,Rywalki" przekonałam się, że gdy nie wymaga się praktycznie nic od danej książki to naprawdę trudno jest sprawić, żeby Ci się nie spodobała.


   America Singer. (Nawet po samym nazwisku można się zorientować, że zajmuję się śpiewaniem.) Głównie występuję dla osób, które są wyżej od niej w hierarchii społecznej. Ona jest Piątką, ale nie przejmuję się tym. Dla niej nie jest najważniejszy numer, ale osobowość. Kiedy dostaję szansę udziału w Eliminacjach, czyli walki o koronę i zostania Jedynką, odmawia. Pod przymusem mamy w końcu kapituluję, myśląc że i tak nie ma szans. Jednak jest w błędzie. Zostaję jedną z 35 dziewczyn i teraz ma szansę na lepsze życie dla siebie i swojej rodziny. 

   Autorka zaprezentowała nam nowy pomysł. Jeszcze nie czytałam o teleturnieju, którego zwyciężczyni zostanie księżniczką, a potem królową. Natomiast trójkącik, rozterki miłosny i biedna rodzina, której trzeba pomóc - są to elementy, które już pojawiły się wcześniej w wielu książkach.
   Największym minusem ,,Rywalek" nawet nie jest trójkącik, ale główna bohaterka. Ami często mnie wkurzała. Uważała, że została pokrzywdzona tym, że została wybrana i ma szansę zostać księżniczką. Myślała tylko o swoim ukochanym - Aspenie. Uważała siebie za brzydką i niegodną chłopaka, który  ma gorszy numer. Kiedy książę - Maxon zwraca na nią uwagę. Nawet na niego spojrzy. Uważa go za rozpieszczonego dzieciaka, który nic nie rozumie.
  Zwróciłam również uwagę na tytuły tej serii: ,,Rywalki", ,,Elita", ,,Jedyna". Nawet dziecko łatwo by się zorientowało po przeczytaniu 10 stron książki i poznaniu tytułów, jak daleko główna bohaterka dojdzie w tym wyścigu.

   Książka ma trochę wad, ale tak jak pisałam na początku nie spodziewałam się po tej książce wiele. Dzięki temu nawet spodobała mi się, ponieważ myślałam że będzie dużo gorsza. Okazuję się, że czasem warto być pesymistką :)
   Pomimo tego narzekania, łatwo było się zrelaksować przy czytaniu tej ,,Rywalek" i pewnie w najbliższym czasie będę kontynuować tę serię.

Wyzwania:
Czytam fantastykę III
Czytam opasłe tomiska

niedziela, 1 marca 2015

Nawet przeznaczeniu przyda się pomocna dłoń



Love, Rosie
-Cecelia Ahern



tłumaczenie: Joanna Grabarek
tytuł oryginału :When Rainbows End
wydawnictwo:Akurat
data wydania: 3 grudnia 2014
liczba stron: 512
wydanie drugie
moja ocena: 8/10



   Po kilku tygodniach odkładania "na później", wreszcie udało mi się poznać twórczość sławnej autorki. Przyznaję się bez bicia, że pomimo tego, że książka jest w bibliotece, musiałam posiadać własny egzemplarz. A to przez mojego ukochanego aktora na okładce:)


  Alex i Rose są przyjaciółmi od czasu, kiedy dzielili ze sobą szkolną ławkę. Mijają lata, a ich relacje są nienaruszone. Wszyscy po cichu mają nadzieję, że ta nierozłączna para jeszcze bardziej pogłębi więzi. Niestety, Alex zmuszony jest do przeprowadzki za ocean, a ich przyjaźń jest wystawiona na ogromną próbę. Ale przeznaczenie nie chce zapomnieć o tej dwójce.

Love, Rosie by itslopez

,Ludzie przychodzą, ludzie odchodzą. Wiemy o tym, ale za każdym razem, gdy się to zdarza, jesteśmy zaskoczeni. To jedyna rzecz w naszej egzystencji, której możemy być pewni, ale często łamie nam serce."

   Kiedy tylko otwiera się książkę, ukazuje się nam jej wyjątkowa zawartość- listy i e-maile, żadnych dialogów czy monologów. Po raz pierwszy spotkałam się z taką formą i byłam bardzo ciekawa, czy autorce uda się przekazać to, czego dowiadujemy się z rozmów z drugim człowiekiem. A przede wszystkim tego, czy uda mi się zżyć z bohaterami, których znam tylko z listów.


  Moje obawy zostały rozwiane już po pierwszych rozdziałach. Bardzo zżyłam się z Alexem i Rosie i razem z nimi rozpaczałam, kiedy decyzja o przeprowadzce  okazała się nieunikniona. Choć przyznaję, że później zaczynali mnie irytować. Zastanawiałam się, jak można mieć takiego pecha i tyle niedomówień w relacji. Jak Rosie "szła do przodu", chcąc pogłębić stosunki z Alex'em, on się wycofywał. I na odwrót.
Ze wszystkich postaci najbardziej polubiłam córkę Rosie- Katie. Dzięki jej wybrykom ( z sokiem) miałam ogromny ubaw. Zadziorna jak mamusia:P Nie mogę również zapomnieć o ulubionej przyjaciółce Rosie, Ruby. Świetna kobieta i koleżanka- zawsze spierała i kibicowała Rosie, a przy tym była wyluzowana.

,,Nikt nie ma idealnego życia. Nie wyobrażaj sobie, że tylko nad Twoją głową wiszą czarne chmury, inni zaś widzą słońce. Wielu ludzi czuje się podobnie. Po prostu musimy się nauczyć korzystać z tego, co przynosi życie."

 

  Autorka nie porusza w książce wyszukanych tematów, a pomimo tego powieść jest wyjątkowa i ma w sobie coś magicznego. Widać, że Cecelia Ahern jest profesjonalną pisarką, kiedy czyta się ,,Love, rosie". Język jest prosty, a listy i e-mail'e przesiąknięte humorem.
Nie było czasu na nudę, ponieważ co jakiś czas na drodze przyjaciół stawały nowe przeszkody. Przez kilka chwil naprawdę myślałam, że to koniec historii, a tu bum! Zmiana kierunku fabuły i nowe możliwości stawały otworem.

 Przy ,,Love, Rosie" spędziłam cudowne chwilę i jestem pewna, że innym równie mocno spodobają się poplątane losy Alex'a i Rosie.

Póki co, muszę czekać aż w internecie pojawi się ekranizacja. Mam nadzieję, że Ruby pozostanie sobą:)




Kiedyś przeczytam
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
Okładkowelove

Marcowe mole