.nag

środa, 30 lipca 2014

,, Jeśli walczysz, wygrywasz albo przegrywasz. Jeśli nie walczysz, przegrywasz"



Kroniki Ellie. 
Wojna się skończyła, walka wciąż trwa
-John Marsden


tłumaczenie: Anna Gralak
tytuł oryginału: While I Live
seria/cykl wydawniczy: Kroniki Ellie tom 1
wydawnictwo: Znak literanova
data wydania: 18 lutego 2013
liczba stron: 304
Ocena: +8/10





Minęło sporo czasu od kiedy czytałam cykl ,,Jutro". Jest jedną z moich ulubionych i tych wyjątkowych serii, które na długo pozostaną w mojej pamięci. Kiedy tylko nadarzyła się okazja do poznania ,,Kronik Ellie" nie wahałam się ani chwili.
When the war began by Rhapsoddie

Wojna się skończyła i wydawać by się mogło, że wszystko wróci do starego porządku, ale prawda jest zupełnie inna.
Teren przedwojennego państwa został podzielony na dwie części, a liczba ludności gwałtownie wzrosła. Można się domyślić, że kraj nie do końca pozbierał się z wojny. Wrodzy żołnierze przekraczają granice i zabijają, gwałcą, plądrują,kradną. A rząd nie może nic na to poradzić.
Niestety, główna bohaterka nie może czuć się bezpieczna. Po powrocie z wycieczki z gór, odkrywa, że jej domowi wizę złożyli nieproszeni goście. To, co odkrywa na zawsze ją zmieni...
,,Człowiek nie traktuje poważnie myśli o napadzie na swoje gospodarstwo. (...) Wiedziałam o partyzanckiej walce więcej niż moi rodzice.To ja  powinnam była o nas zadbać."

Ellie dowiaduje się, że Homer jest członkiem Wyzwolenia. Jest to grupa młodych osób, która na przemoc odpowiada przemocą. Zbierają tajne informacje o wrogich żołnierzach i powstrzymują ich przed kolejnymi "wypadami" do sąsiedniego kraju. Po mimo, że do nich nie dołącza, bierze udział w kilku akcjach.


Ellie R by EeddeyJuż na pierwszych stronach pojawia się akcja, która utrzymuje się do końca. Czasami jest jej mniej, a czasami więcej. Powiem szczerze- byłam zszokowana już po pierwszym rozdziale.  Tak jak w ,,Jutrze" znajdziemy sceny walki partyzanckiej. Pojawia się zagadka, którą bohaterka musi rozwiązać. I to jak najszybciej. Zawsze ceniłam sobie te powieści za to, że bohaterzy nie zachowywali się sztucznie, a ich reakcje są naturalne. To samo dotyczy dialogów.
Jedynym minusem były długie opisy życia na farmie, których miałam czasami dość.

Podziwiałam, a przy okazji bardzo współczułam Ellie już w poprzednim cyklu, a teraz z nią płakałam. Bardziej niż kiedykolwiek zżyłam się z bohaterką i przeżywałam z nią wszystkie smutne i szczęśliwe chwile. Zazdrościłam jej odwagi i pomysłowości. Dzięki temu nieraz uratowała życie nie tylko sobie, ale również innym.

Miłym zaskoczeniem był dla mnie Homer. Jeszcze bardziej go polubiłam. Podtrzymywał Ellie na duchu w trudnych chwilach i był jej najlepszym przyjacielem. Stał się moim ulubionym męskim bohaterem serii.
Jedyną postacią, która mocno mnie wkurzyła to mama Fi. Jej córka zawdzięcza życie Ellie, a ta nie ma czasu nie tylko na przyjazd w dniu rozprawy, ale na zwykłą rozmowę.

Z wielką przyjemnością czytałam o dalszych losach bohaterów.Książka trzymała mnie do końca w napięciu. ,,Kroniki Ellie" nie przypadły mi tak bardzo do gustu, jak seria ,,Jutro", ale i tak uważam, że są godne polecenia. Podziwiam autora, że ma tyle pomysłów. Jestem niezwykle ciekawa, co skrywa w sobie druga część.

My review of TWTWB by Unforgettable-artist

Wyzwania:
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
52 książki 2014
rekord 2014

poniedziałek, 28 lipca 2014

Romans wszech czasów

  Wichrowe wzgórza -Emily Brontë 

 

Wichrowe wzgórza - Emily Jane Brontë 
tłumaczenie: Piotr Grzesik 
tytuł oryginału: Wuthering Heights
wydawnictwo: MG
data wydania: 5 lutego 2014
liczba stron: 300
ocena: 9/10











 ,,Kocham ciebie, choć mnie zabijasz, lecz czy mogę wybaczyć ci to, że zabijasz siebie?"*


Już trzeci raz przeczytałam książkę, która została napisana ponad sto lat temu i nie jest to lektura szkolna i kolejny raz jestem oczarowana. 
Drugiej tego rodzaju książki można ze świecą szukać wśród półek księgarni, biblioteki. 

 Autorka nie spotkała się na początku z uznaniem. Dużą konkurencją były dla niej własne siostry, które również zostały pisarkami: Charlotte i Ann. Chyba wszyscy znamy książkę najstarszej Charlotte ,,Jane Eyre". Dopiero po jakimś czasie Emily doczekała się rozgłosu.

Książka opowiada o nieszczęśliwej miłości i poszukiwaniu szczęścia.
 Czytając ją nie czułam, że powieść została napisana dawno temu, a wręcz przeciwnie. Jeszcze nigdy przedtem nie przeczytałam czegoś takiego. 

Do Wichrowych Wzgórz Earnshaw  przyprowadza porzucone cygańskie dziecko, które zostaje nazwane Heathcliff. Od teraz to jest jego imię i nazwisko.
Dzieci pana domu czują się zazdrosne o uwagę ojca, ale po jakimś czasie Katarzyna Earnshaw zaczyna przywiązywać się do przybłędy. Od tego momentu stają się nie rozłączni. Jednakże,czy młoda Katy wybierze życie z najlepszym przyjacielem i wielką miłością, czy z bogatym Lintonem?

,,Moja miłość do Lintona jest jak liście w lesie.
Wiem dobrze, że czas ja zmieni
, tak jak zima zmienia wygląd lasu. Moja miłość do Heathcliffa jest jak wiecznotrwała ziemia pod stopami, nie przykuwa oka swoim pięknem, ale jest niezbędna do życia. Nelly, ja i Heathcliff to jedno.
Jest zawsze, zawsze obecny w moich myślach – nie jako radość, bo i ja nie zawsze jestem dla siebie radością, ale jako świadomość mojej własnej istoty." *


Spodziewałam się, że narracja będzie trzecioosobowa, albo o wydarzeniach będzie opowiadać Heathcliff lub ewentualnie Katarzyna. Zdziwiłam się, więc kiedy książka okazała się pamiętnikiem pana Lockwood i do tego akcja działa się po około trzydziestu latach od przyprowadzenia Heathcliffa do Wichrowych Wzgórz. Myślałam, że pomyliłam książki, ale wszystko szybko się wyjaśniło. Historię kochanków opowiada bardzo dokładnie Ellen, która bardzo dokładnie pamięta każdy szczegół, co wydaję się lekko dziwne. Nelly przybliża nam smutne dzieje rodziny Eaarnshaw, Lintonów i Heathcliffa.


Zwykle spotykamy się z niemal że idealnymi bohaterami. W tym przypadku tak na pewno nie było. Katarzyna była rozpieszczonym, wrednym dzieckiem. Kiedy dorosła nie zmieniła się. Pomiatał mężem i innymi, liczyła się tylko ona. Tak samo było z Heathcliffem. Siał postrach w oczach innych, był mroczny i nieprzyjazny. Z trudem można szukać w tych postaciach dobrych cech charakterów, ale mimo to ich polubiłam. I uważam, że takie charaktery to duży plus dla tej powieści, ponieważ jeszcze z tym się nie spotkałam.


 Do przeczytania książki zachęcił mnie fragment, który przeczytałam w moim szkolnym podręczniku do języka polskiego . Niestety jedna rzecz trzymała mnie z dala od tej powieści. Mianowice przeczytałam, że to romans wszech czasów. Moja wyobraźnia od razu zaczęła mi pokazywać obrazy nudnego romansidła. 
Teraz po przeczytaniu, uważam że to nie są odpowiednie słowa, żeby określić ten utwór. Mam za to inne słowa: smutny, poruszający, mroczny...

Zakończenie było nie przewidywalnie i skończyło się tylko dla jednej pary szczęśliwie. Dla której? Sami musicie przeczytać.

Polecam wszystkim tym, którzy mają dość zwykłych przewidywalnym romansów i również dla tych, którzy zwykle nie czytają tego gatunku, ponieważ w tym przypadku warto zrobić wyjątek.



Muzyka z filmowej wersji, która pasuje po prostu idealnie.







*cytat pochodzi z książki pt. ,,Wichrowe wzgórza"

sobota, 26 lipca 2014

Niezbędnik obserwatorów gwiazd


Niezbędnik obserwatorów gwiazd

- Matthew Quick


tłumaczenie: Joanna Dziubińska
tytuł oryginału: Boy 21
wydawnictwo: Otwarte
data wydania: 23 października 2013
liczba stron: 320
Moja ocena: +8/10





Główny bohater, Finley żyje w małej miejscowości- Bellmont. Z pozoru jest to małe i spokojne miasteczko, ale nie bądźcie naiwni. Rządzą w nim czarne gangi i irlandzka mafia. Finley mieszka z ojcem i dziadkiem, który nie ma obu nóg i zwykle pije. Przeszłość jego rodziny jest bardzo tajemnicza. Nikt nie chce mówić o śmierci jego matki i przyczyny niepełnosprawności dziadka.

Osiemnastolatek, żeby oderwać się z ponurej codzienności gra w koszykówkę. Podczas gry zapomina o problemach i całym świecie. Swoje hobby dzieli ze swoją dziewczyną, Erin. Codziennie po skończonym treningu, wdrapują się na dach domu Finley'a i obserwują gwiazdy. Ich największym marzeniem jest wyrwanie się z tej dziury i oczywiście, pewne miejsce w składzie.
Pewnego dnia, do domu Finley'a przychodzi trener. Prosi go o nietypową przysługę- chce, żeby zaopiekował się chłopcem, który niedawno stracił rodziców. Nastolatek zgodził się, ale nie spodziewał się, że sprawy nabiorą takiego obrotu...

Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością autora i uważam je za udane. Nie wiedziałam zbytnio czego się spodziewać- kupiłam książkę dość spontanicznie i najwyraźniej dobrze zrobiłam.

Książka napisana jest przyjemnym i lekkim piórem. Kiedy zaczęłam czytać, nie mogłam się oderwać. ''Wczułam'' się w postać małomownego Finley'a, który nie za bardzo był akceptowany przez rówieśników.  Razem z nim się śmiałam i przeżywałam gorsze chwile. Raz byłam szczęśliwa, a raz smutna, czy wstrząśnięta.
,,Niezbędnik obserwatorów gwiazd" jest dedykowany dla młodzieży, ale z tym się nie zgodzę. Autor pokazuje ważne problemy i zwraca uwagę na prawdziwe wartości. Myślę, że czytelnik nie zależnie od wieku spędzi z lekturą miły czas i nie będzie w stanie o niej zapomnieć.


Na początku książki akcja rozwijała się stopniowo i trochę mnie nudziła, ale było warto. Druga i szczególnie trzecia część jest pełna akcji i niespodziewanych sytuacji. Zdecydowanie wynagrodziły początek.
Kolejnym minusem dla mnie był temat koszykówki, który przewijał się przez całą książkę. Męczył mnie. Nie jestem fanką tego sportu i miałam go dość.
Drażnił mnie tytuł książki. Nie wiem dlaczego.Kiedy zobaczyłam tytuł byłam pewna, że książka będzie w większości o kosmosie, a tu niespodzianka.

Każdy bohater jest wyjątkowy, nieszablonowy.Z łatwością wywoływali uśmiech na mojej twarzy. Ciężko powiedzieć, kogo polubiłam najbardziej- wszystkich po równo:)

,,Niezbędnik obserwatorów gwiazd" mogę polecić każdemu. Wiem, że zdarzenia opisane w książce przez długi czas zostaną ze mną. Na pewno jeszcze do niej wrócę.



Wyzwania:
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
52 książki 2014
rekord 2014





czwartek, 24 lipca 2014

Zasiać ogród wspomnień, żeby później kwitły dla moich bliskich.

 Dopóki nie powiem do widzenia - Susan Spencer-Wendel





tłumaczenie: Anna Bereta-Jankowska
tytuł oryginalny: Until I Say Good-Bye. My year of Lyving with Joy
wydawnictwo: Pascal
data wydania: 5 marca 2014
liczba stron: 400
ocena:8/10






,,Nie płaczę, bo wiem, że gdybym zaczął, łzy już nie przestałby płynąć"


 Susan  choruję na ALS, czyli obumieranie mięśni. (W książce jest to trochę bardziej skomplikowanie wytłumaczone.) Bohaterka, tak jak chyba każdy z nas, myślała że śmierć do niej zawita za dobre kilkanaście lat, lecz diagnoza ocuciła ją z tego. Na początku przechodzi fazę wyparcia, która szybko mija. Potem zastanawia się, czy nie popełnić samobójstwa, ponieważ wie, że za niedługo nie będzie nawet sama móc kontrolować przełykania. Nie chciała być ciężarem dla bliskich. Zmieniła jednak zdanie ze względu na dzieci. Bała się, że pomyślą, że jest słaba, a ona taka nie była. Postanawia zasiać ogród wspomnieć dla bliskich, żeby później u nich kwitły.
Susan jest szczęśliwą matką trójki dzieci, ma kochającego męża, ukochaną siostrę, najlepszą przyjaciółkę i pracę marzeń. Przez chorobę musi się pożegnać z ostatnim, kiedy już nie może zejść po schodach, ani przynieść laptopa. Jest dziennikarką, a przez zanim mięśni, jak sama napisała, pisze na laptopie z prędkością kasjerki w sklepie. Boi się o problemy finansowe, ale wie że dłużej już nie da rady. Teraz ma dużo czasu, żeby spełnić swoje marzenia.
Susan spencer była adoptowana i nigdy nie poznała swoich biologicznych rodziców. Teraz postanawia, że nadszedł czas, żeby to zmienić. 
Odwiedza miejsca, które są ważne w jej życiu wraz z przyjaciółką. Decyduję, że pojedzie z każdym jej dzieckiem w miejsce, które samo sobie wybierze. Na koniec chce się czymś zająć. Zaczyna pisać książkę, żeby pozostawić ją bliskim i jednocześnie pozbyć się problemów finansowych.
Bohaterką, a za razem autorką jest tak sama osoba, co czyni książkę bardziej wyjątkowa. Wiemy, że to działo się na prawdę. 
Autorka bierze przykład z Lou Gehrig, który też chorował na tę samą chorobę. Był sportowcem, a ALS odebrało mu przyjemność ze sportu, ale był szczęśliwy. Susan wie, że ona ma więcej szczęścia. Choroba nie odebrała jej talentu do pisania. 
,,Pisz o sile - zagrzebywałam się do walki, siedząc pod dachem mojej chatki. - Nie pisz o chorobie, pisz o radości."
Tworzy listę drobiazgów, które kocha:
superseksowne 10-centymetrowe szpilki
chwile, kiedy nikt w domu nie wrzeszczy
gorąca kąpiel w wannie
frezje: ten zapach, te kolory
latte z odtłuszczonym mlekiem
dobre, schłodzone wino
 i wiele innych
Według autorki każdy powinien zrobić sobie taką listę i ja się z nią zgadzam. 


Podziwiam tę kobietę za to, że kiedy już nie mogła chodzić, pływać, czy wyraźnie mówić, nie załamywała się. Mówiła sobie:

 ,,Nie płacz, że coś się skończyło, ciesz się, że się zdarzyło."

Susan wierzy w Boga i cuda, jednakże nie szuka lekarstwa. Nie chce zmarnować danego jej czasu na najprawdopodobniej bezsensowne poszukiwania. Każe swoim bliskim, żeby po jej śmierci żyli dalej.






Polecam wszystkim tę książkę, która podnosi na duchu, jest radosna, bez strachu i rozpaczy. Dlaczego daje taką ocenę?  Ponieważ podobało mi się, ale ja nie gustuje w tym gatunku oraz było coś jeszcze.
Jeden minut. Mianowicie wydarzenia nie były opisywane chronologicznie. Często autorka wracała do wcześniejszych wydarzeń i trudno było się połapać, w jakim momencie życia bohaterki właśnie się znajdujemy. Jednakże uważam, choć książkę przeczytałam tylko dlatego, że nudziło mi się na wyjeździe, to było warto.

I na koniec:

,,Ciesz się tym, co masz.
Kiedy zorientujesz się, że niczego ci nie brakuję, cały świat będzie należał do ciebie."


poniedziałek, 21 lipca 2014

Świat nie lubi odmieńców

Odmieniec. Zakon Ciemności





tłumaczenie: Mazan Maciejka
tytuł oryginału: Changeling
wydawnictwo: Literacki Egmont
data wydania: 8 maja 2013
liczba stron: 288
ocena: +8/10






Pierwszy raz sięgnęłam po książkę autorki Philippy Gregory i od razu ta autorka zyskała moją przychylność. Czytając o autorce prawie same dobre opinie liczyłam na fenomenalną książkę. Na szczęście nie musiałam się martwić. Ta książka jest świetnym rozpoczęciem serii.

Akcja dzieję się w roku 1453. Każdy powinien znać tą datę. Upadek Konstantynopola. Jedna z trzech dat zakończenia średniowiecza. 
Autorka opisywała przerażenie ludzi, który byli przerażeni zajęciem przez heretyków jednego z najważniejszych ośrodków chrześcijaństwa. Wszyscy bali się wszystkiego, wierzyli w czarownice i wilkołaki. Myśleli, że upadek tego potężnego miasta zwiastuję oznakę końca świata. Papież, żeby uspokoić lud stworzy Zakon Smoka, autorka zmieniła nazwę w książce na Zakon Ciemności.

Jednym z głównych bohaterów jest Luca. Chłopiec od dzieciństwa wykazywał  niezwykłe zdolności. Uczył się obcego języka po usłyszeniu kilku słów w danym języku. Na domiar złego matka urodziła Lucę w sędziwym wieku. W naszych czasach to nie byłby problem, ale mówimy o średniowieczu. Rodzice, żeby uchronić syna przed podejrzliwymi wieśniakami wysyłają go do klasztoru. Chłopak może rozwijać swoje umiejętności, ale na jego nieszczęście zadaję pytania.

 ,,Samodzielne myślenie. To najgorsza przewina, prawda?"

Zostaję wysłany przez Mistrza, aby sprawdź, czego boją się ludzie i szukać oznak końca świata. Podróżuję wraz z najlepszym przyjacielem - Freizem oraz skrybą Piotrem.

Drugą ważną postacią jest Izolda. Została wychowana przez ojca na niezależną panią swoich ziem. Ojciec obiecywał jej, że po jego śmierci dostanie część majątku. Jednakże, kiedy ojciec umiera brat oznajmia dziewczynie, że zmienił zdanie, co do testamentu. Kazał jej wybrać pomiędzy: ślubem z mężczyzną i brak niezależności lub zostanie ksienią w klasztorze. Izolda nigdy nie chciałaby zostać własnością kogokolwiek, więc wybiera drugą opcję. Dzięki temu wyborze może się rozwijać. Zabiera ze sobą przyjaciółkę, która jest heretyczką - Iszrak. Niestety dziewczyna nie może żyć w spokoju. Wraz z jej przyjazdem do klasztoru zaczynają się dziać dziwne rzeczy, a ona jest główną podejrzaną.
Do zakony zmierza Luca Vera, żeby rozwiązać tą sprawę. 

,,Ludzie boją się kobiet wykształconych, kobiet, które mają pasję."

Muszę przyznać, że moje serce podbili przyjaciele głównych bohaterów. Iszrak i Freize. Chłopak, choć był tylko sługą w klasztorze posiadał niezwykłe poczucie humoru, które nieraz rozchylało moje usta w uśmiech. Był też niezwykle mądry, nieraz bardziej niż skryba Piotr, czy Luca. Posiadał też rękę do zwierząt, które kochał.
Iszrak została wychowana na obrończynie Izoldy, uczyła się na hiszpańskich uczelniach. Poruszała się po świecie chrześcijańskim, choć mogłaby być spalona w każdej chwili, gdyby kogoś zdenerwowała. Podziwiałam tę kobietę za jej odwagę.

Przeraziła mnie głupota wiejskiego ludu. Wierzyli we wszystko, żeby tylko zobaczyć spalenie żywego człowieka. Byłam ciekawa, jak Luca wyjaśni istnienie wilkołaka. Liczyłam tylko, żeby autorka nie wmieszała w powieść fantastyki. Zwykle nie mam nic przeciwko, ale w tym przypadku chciałam, jak najbardziej rzeczywistą książkę.

,,Nic bardziej nie przyciąga ludzi do Kościoła niż spalenie czarownicy lub egzekucja."

Polecam autorkę wszystkim, którzy jeszcze nie mieli szansy sięgnąć po jakąkolwiek książkę tej pisarki. Powieść dała mi dużo radości z czytania i na pewno nie zmarnowałam czasu sięgając po nią.

piątek, 18 lipca 2014

Nie wierz w bajki, poznaj prawdę...


Czarownica.
 Prawdziwa historia Diaboliny

- Elizabeth Rudnick


tytuł oryginału: Maleficent
wydawnictwo: Dream Books
data wydania: 21 maja 2014
liczba stron: 272
Cena: 34,90 zł
Moja ocena: -5/10



Od czasów dzieciństwa, Aurora była moją ukochaną księżniczką. Pewnie dlatego, że do dziś bardzo lubię jej hobby-spanie. Mogę zasnąć praktycznie wszędzie i zawsze. Tak na zawołanie:)
Więc jak tu nie przeczytać, o strasznej wiedźmie z dawnych koszmarów, Diabolinie?

Główna bohaterka jeszcze jako dziecko straciła rodziców. Wierzyli, że można nawiązać sojusz z ludźmi i im zaufać. Kiedy armia napada na Wrzosowiska, Hermia i Lysander próbują rozwiązać sprawę dyplomatycznie i niestety giną. Niemowlęciem zaopiekował się Rudzik- przyjaciel rodziny.

Diabolina z każdym dniem coraz bardziej przypominała swoich rodziców i jest jeszcze bardziej piękna. Ma kruczoczarne włosy,ogromne skrzydła i długie rogi. Jest jedną z najbardziej szanowanych i potężnych wróżek na zielonych i wesołych Wrzosowiskach.
Diabolina wierzyła tak jak jej rodzice, że nie można przekreślać i osądzać całego gatunku ludzkiego na podstawie zachowywania się pojedynczych osób.

Pewnego dnia w progi magicznego lasu zawitał uroczy młodzieniec, Stefan. Dla młodej wróżki po raz pierwszy nadarzyła się okazja, żeby z bliska zobaczyć człowieka. Jest nim zafascynowana. Od razu rodzi się między nimi przyjaźń i zauroczenie.


W tym samym czasie król wie, że jego dni się kończą. Postanawia, że człowiek, który przyniesie mu skrzydła Diaboliny zostanie nowym władcą.
I niestety tak się dzieje.
To wydarzenie diametralnie zmienia wróżkę. Jej jedyny cel to zemsta na nowym królu.
Niecały rok później nadarza się kutemu okazja. Całe królestwo świętuje narodziny królewny Aurory...

I w tym momencie zaczęłam rozumieć, że autorka zmieniła moją ukochaną historię. I to nie raz czy dwa, ale o wiele więcej. Napisałabym o dalszych wydarzeniach coś więcej, ale myślę, że wszyscy lubią niespodzianki.

Pierwsze co rzuciło się w oczy, to to że dobry król jest podły i zły, a złą wiedźmą targają wyrzuty sumienia i stara się nie pokazywać, że tak naprawdę jest jej smutno z powodu księżniczki.


Szczerze, to wolałabym, żeby ta książka nie powstała i żeby nie zmieniła mi punktu widzenia. Czytając czułam się tak, jakbym zagłębiała się w zupełnie innej historii, mimo że bohaterzy są tacy sami.
I w taki sposób powstał ogromny minus. Rozumiem, że trzeba promować film i tak dalej. Ale dla mnie to przesada, żeby tak niszczyć i zmieniać dawne historie.
 
Na pocieszenie, znalazłam kilka plusów:
+jest duża czcionka, dzięki której książkę czyta się błyskawicznie
+mimo wszystko byłam ciekawa zakończenia
+ podobały mi się niektóre wątki i niektórzy bohaterowie
+ pomysł wyrwania Aurory ze snu

I na tym koniec.

Książki nie polecam. Jest adresowana do dzieci i osób kochających Śpiącą królewną.  Z tego co czytałam i słyszałam, to film wypadł dużo lepiej, więc mam nadzieję, że oglądnę go w najbliższym czasie.

Wyzwania:
Czytam fantastykę
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
52 książki 2014
rekord 2014


środa, 16 lipca 2014

Kosogłos

Kosogłos

tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska; Piotr Budkiewicz
tytuł oryginału: Mockingjay
seria/cykl wydawniczy: Igrzyska śmierci tom 3
wydawnictwo: Media Rodzina
data wydania: 10 listopada 2010
liczba stron: 376
ocena:7/10

,,Nazywam się Katniss Everdeen.
Mam siedemnaście lat.
Moim domem jest Dwunasty Dystrykt.
Byłam trybutem w Igrzyskach Śmierci.
Uciekłam.
Kapitol mnie nienawidzi…”




I wreszcie w domu. Mamy tyle do nadrobienia: łącznie osiem książek do zrelacjonowania, poprawa relacji z kotem, który się ,,fochną" i mnie gryzie oraz wypakowanie wreszcie walizki. Ostatniego nigdy nie lubiłam, ale muszę w końcu się przemóc :) 

Muszę pokazać Wam, co znalazłam w jednym ze sklepów nad morzem:


 Tabliczka nie była zrobiona na zamówienia. Po prostu Ajka zobaczyła ją przechodzą obok sklepów. 
 Wygląda identycznie, jak mój Tom. Szczególnie z tym wyrazem twarzy :)



Wracając do książki.
   
Wreszcie dokończyłam czytać trylogie ,,Igrzysk śmierci”. Głównie przez fakt, że zbliża się ekranizacja tej części. Trochę zdziwił mnie fakt, że film został podzielony na dwie części, ponieważ książka ma tylko nieco ponad trzysta stron. Rozumiem, kiedy powieść jest takiej grubości, jak ostatnia część Harry Pottera. Boję się, że mogą pozmieniać całkowicie książkę, ale mam nadzieję, że jestem w błędzie.


Tej serii chyba nie muszę nikomu przedstawiać. Każdy kojarzy książkową, albo filmową wersję.
Muszę niestety przyznać, że jest to trzecia część jest trochę za poprzednimi częściami. Brakowało mi akcji, która towarzyszyła mi podczas czytania o Głodowych Igrzyskach. Nie czułam ciągłego niebezpieczeństwa, którego doświadczałam w pierwszej i drugiej części. Na pewno ta książka nie była najgorszą, jaką czytałam. 
Na końcu, kiedy akcja już się rozwinęła trzymała w napięciu do końca. Zakończenie było smutne, godne samego Martina (fani tego autora wiedzą, o co mi chodzi). Collins zakończyła seria trochę zagadkowo. Dokończyła wątek miłosny, czyli na kogo wreszcie zdecydowała się Katniss. Nie rozwinęła natomiast, jak potoczyły się losy Panem. Kto został prezydentem? Jak zareagowali mieszkańcy? Czy były jakieś konfliktów miedzy ludźmi z Dystryktów, a ludźmi z Kapitolu?
Czytanie początku książki było dla mnie nudne i szło mi dość mozolnie, ale końcówka mi to wynagrodziła.

Teraz krótko, o czym była książka.
Katniss Everdeen po uczęszczaniu w dwóch Igrzyskach Śmierci nie może liczyć na odpoczynek. Po zniszczeniu Dwunastego Dystryktu – jej domu oraz śmierci wielu mieszkańców.
Na szczęście jej rodzina, wredny kocur i najlepszy przyjaciel – Gale są bezpieczni w Trzynastym Dystrykcie. Tylko jedna z ukochanych przez dziewczynę osób jest w ciągłym niebezpieczeństwie –Peety. Katniss nie wie, czy nie żyje, albo (co gorsze) żyje i jest torturowany. Pierwsza, czy druga opcja oraz inne zdarzenia sprawiają, że Katniss marzy tylko o jednym. O śmierci prezydenta Snow’a. A najlepiej, żeby sama dokonała egzekucji. Dokonanie tego nie jest takie proste, ale żeby to zrobić musi się zgodzić, aby zostać KOSOGŁOSEM. Nie może zapominać, że nie powinna wszystkim ufać. Nie tylko Snow pragnie jej śmierci. Ta osoba może czekać na odpowiednią szanse dużo bliżej…
Książka, choć może nie jest ta dobra, jak jej poprzedniczki, jednakże jest świetnym zakończeniem dla tych, którzy zaczęli swoją przygodę z dziełami pani Collins.  Dla tych, którzy jeszcze nie zaczęli swojej przygody z tą serią namawiam do przeczytania, ponieważ warto.  

Na koniec inne zakończenie serii:

 


Marcowe mole