.nag

Wings of the Wicked

W trakcie

Pisałyśmy do wydawnictwa i nie zamierza kontynuować ,,Anielskiego ognia", więc mamy zamiar zabrać się za tłumaczenie.

do pobrania



Życie jako Preliator jest trudniejsze niż Ellie kiedykolwiek mogła sobie wyobrazić.  Pogodzenie ze sobą prawdziwego życia z byciem wojownikiem Niebios jest wyzwaniem. Związek z Willem staję się czymś więcej niż pracą. A teraz, wyszło na jaw jej tajemnica, kim naprawdę jest – Archaniołem Gabrielem, więc najsilniejsi kosiarze czyhają na nią. Są bardziej odważni i bezwzględniejsi, grożą jej w dzień, a w nocy tropią.
Zostanie ostrzeżona.
Cadan, demoniczny kosarz, przychodzi do niej z informacją o nowym planie Bastiana, który chce zniszczyć duszę Ellie i wykorzystać starożytną relikwię, która budzi wszystkie dusze potępionych lub uwalniać je od ludzkości. Walczy, żeby pokrzyżować plany Bastanowi i wyzwalającą się z niej ciemną moc, która może zniszczyć wszystko, także siebie.
Zostanie zdradzona.
Zdrada pochodzi nawet od tych, których kocha, a Ellie cierpi przez śmierć tych, którzy stali obok niej w niebiańskiej bitwie. Mimo to, musi znaleźć sposób, żeby uratować świat, siebie i swoją miłość do Willa. Jeśli jej się to nie uda, piekło jej opłaci.




Rozdział 1


   Upadłam na lodowaty chodnik, powietrze z świstem wydostało się z moich płuc. Leżałam tylko przez chwilę, ale wystarczająco długo, żeby kilka płatków śniegu opadło na moją twarz. Ból pleców promieniował aż do czaszki.
Ten gruby z futrem, pachnącym siarką i stęchlizną, głuchy kosiarz to ursid. Jego gardłowy ryk wstrząsnął ziemią i sprawił, że dudniło mi uszach. Zastanawiałam się, dlaczego nie próbował odgryźć mi głowy. Był wystarczająco blisko, żeby to zrobić. Otworzyłam oko, żeby zobaczyć, jak obserwuje mojego stróża – Willa, który walczy w dole zaułka.
Podniosłam się na nogi i spojrzałam w górę, żeby zobaczyć kosiarza, który podchodzi do mnie. Nienawidzę patrzeć w jego brzydką twarz. Zaostrzyłam uchwyt na moich klingach w kształcie sierpa, które rozbłysły Anielskim Ogniem - jasny, biały płomień liżący ostrze. Światła tańczyły ukazując całą postać kosiarza, czyniąc ją jeszcze bardziej diabelską, niż była.
-Zaboli, kiedy ci za to oddam. – obiecałam,a w moim głosie można było usłyszeć ból.
-Myślę, że nie. – jego czarne usta poruszyły się, ukazując kły, długie jak moje przedramię.
Klapnął zębami i roześmiał się, wbijając swoje pazury w chodnik.
-Jestem wstrząśnięty, że się podniosłaś po ostatnim ciosie, Pleriatorze. – uśmiechnął się.
Nie wiedziałam, jakim cudem kosiarze warczą i jednocześnie mówią mój tytuł, ale zawsze włoski mi stają na karku. Wzięłam głęboki oddech, żeby otrząsnąć się z jego złośliwości w głosie.
 -Nie bądź zbyt podekscytowany. Dostawałam już mocniej, przez istoty silniejsze od ciebie.
Kosiarz wygiął usta w groteskowym uśmiechu, obnażając tyle zębów, na tyle ile było możliwe. Przyczaił się, jak kot, gotowy do skoku. Cofnęłam się na pięcie i spojrzałam w jego puste, czarne oczy.
Rzucił się w powietrze z pazurami rozłożonymi szeroko. Padłam  na ziemię, przewróciłam się na śliskiej nawierzchni i zamachnęłam się precyzyjnie moimi mieczami w kształcie sierpa i trafiłam w jego ciało. Cielsko stanęło w płomieniach, zanim uderzyło w ziemię, a jego głowa poleciała kilka metrów dalej. Po chwili nie zostało z niej nic, oprócz popiołu.
Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się w momencie, kiedy Will wbijał miecz w klatkę piersiową kosiarza. Wyciągnął ostrze i kosiarz padł martwy, a jego skóra zamieniła się w kamień, zamiast w ogień, ponieważ tylko mój Anielski Ogień to potrafi. Will podszedł do mnie, próbując złapać oddech, przeszedł kciukiem po moim policzku i podniósł mój podbródek. Chciałabym się przyzwyczaić do jego ciągłych kontroli, czy nic mi nie jest. Jego dotyk był sprawny, ale gdy się przekonał, że nie jestem rana, jego ręce stały się miększe.
 -Wszystko w porządku?
   Pokiwałam głową i sprawiłam, że mój Anielski Ogień zniknął.
 -Tak. Tylko mnie uderzył, dość mocno, ale nic nie złamałam. Czy nie uważasz, że jest ich coraz więcej w ciągu ostatnich trzech dni?
Jego usta zacisnęły się na chwilę. Ta twardość jeszcze bardziej podkreślała jego piękność.
 -Masz rację. Nie powinnaś pozwolić, żeby udało mu się wyprowadzić tak dobry cios.
Przewróciłam oczami.
 -Tak, łatwo powiedzieć, Batmanie. Przyniosę bazookę następnym razem. Chrzanić te miecze. Możemy już skoczyć na dzisiaj?
Moje całe ciało mnie bolało, jakbym została uderzona przez vana, kosiarza wielkości vana, jeśli mam być dokładna. Zanim zdążył mi odpowiedzieć, coś skoczyło za nim, trzęsąc ziemią pod nami. Will odwrócił się i stanął nade mną, jak tarcza. Stwór – kosiarz, nawet większy niż ursid, pokryty ciemną skórą - wylądował na ulicy. Skóra jego twarzy była napięta przez wystające kości, a jego długi, sękaty pysk wypełniony postrzępionymi, pożółkłymi zębami. Jego oczy były chore, blade- szkliste kule patrzące, jakby przez nas i miał długie uszy na szycie czaszki. Zamiast rąk, kości zostały rozciągnięte do gigantycznych błon, jak u nietoperza z haczykowatymi pazurami, wbite w chodnik dla wsparcia. Jego tylnie łapy były umięśnione, a pomiędzy nimi miał długi kolczasty ogon, który kołysał się tam i z powrotem, jak kot, który spostrzegł ptaka w zasięgu łapy, z tylko jedną różnicą – oczy kosiarza nic nie widziały. 
 Moje usta zadrżały i zrobiłam jeden krok do tyłu przestraszona.
 -Co to jest do diabła?
 -Nycterid. – powiedział Will i jednocześnie jego dłoń zacisnęła się mocniej na mieczu. – To Orek, jeden z najstarszych i najsilniejszych z kosiarzy.
A potem jeszcze dwa wylądowały za tym pierwszym.  Mój żołądek podskoczył mi do gardła, kiedy patrzyłam z przerażeniem na te potwory. Nie ma mowy, żebyśmy walczyli z nimi trzema za jednym razem. Nie byłam pewna, czy dałam bym sobie radę chociaż z jednym.
-Odsuń się, Stróżu. – Orek zagrzmiał głębokim głosem, jego szczęka klapnęła, a jego rozwidlony język machał, kiedy wypowiadał ludzkie słowa. Jego błyszczące, jasne oczy patrzyły przeze mnie, a ja czułam się, jakby robaki zalęgły mi w brzuchu.
Will się wyprostował, ale nic nie powiedział.
-Niech i tak będzie. – Orek wyciągnął swoją długą szyję w kierunku jednego z swoich towarzyszy. –Bierz ją, Jabur.
W mgnieniu oka Orek przechylił się do przodu i zamachnął się skrzydłami, które uniosły go w powietrze. Nycterid pędził w kierunku Willa, a jego szczęki klapały, jak u krokodyla. Will uderzył rękami w głowę Oreka, ale on nadal próbował wgryźć się w jego miękkie ciało. Ogon Oreka zamachnął się i uderzył w ciało, posyłając je w powietrze, przez drogę i w ścianę najbliższego budynku. Uderzył w ziemię z cichym jękiem, a Orek stanął nad nim, rzuciłam się, żeby pomóc Willowi, ale coś masywnego uderzyło mnie, zanim zdążyłam zareagować i wytrąciło mi moje miecze. Drugi nycterid, Jabur złapał mnie pazurami swoich tylnych kończyn. Jego gigantyczne skrzydła rozpostarły się i złapały mnie w potrzask.
-Will! – krzyknęłam, próbując wyrwać się do niego.
Waliłam i drapałam w skórę kosiarza, ale on zignorował to i polecieliśmy wysoko w górę. Panika wstrząsnęła moim ciałem, skręcałam i zamachiwałam się, rozpaczliwie próbując uciec. Aleja znikała znacznie poniżej mnie.
Will uwolnił się od Oreka, odrywając się od jego pazurów i zgrzytających zębów i zanurkował pod bijącymi skrzydłami.
 -Ellie. – pobiegł w dół ulicy, jego skrzydła koloru kości słoniowej rozpostarły się i skoczył w powietrze po mnie, z mieczem w dłoni.
Był lżejszy i szybszy niż nycterid, kiedy dogonił nas zamachnął się mieczem, ale stopa Jabura zderzyła się z piersią Willa, wysyłając go z ogromną prędkością w dół. Wiatr gwałtownie smagał moją twarz, jak arktyczny huragan, a ja starałam się zobaczyć, gdzie on jest. Moje serce waliło mi w uszach. Zawołałam jego imię ponownie, ale nie mogłam go zobaczyć. Jabur nagle opadł na kilka metrów, a mój żołądek podchodził mi do gardła, dopóki się uspokoiłam. Wykręciłam głowę, żeby zobaczyć skrzydła Willa unoszące się kilka metrów nad Jaburem. Nycterid szarpnął ciałem w prawo i lewo, żeby strząsnąć Willa z siebie. W długim pysku Jabura chrzęszczały krzywe zęby, pocierające się o siebie i wydał z siebie dźwięk przypominający syk smoka.
Nycterid zrobił ‘’beczkę’’ i Will zsunął się, spadając, dopóki nie zamachnął się skrzydłami. Na szczęście, biły mocno i uniósł się nad Jaburem. Ciął mieczami z wściekłym krzykiem, krojąc ostrzem szyję Jabura. Głowa kosiarza odpadła i zniknęła w dole. Reszta jego ciała przestała się unosić, zmieniona w kamień.
Spadałam, nadal uwięziona w szponach kamienia. Opadałam znaczenie szybciej, niż się unosiliśmy, ogromna masa kamiennego ciała kosiarza ciągnęła mnie szybko w kierunku ziemi. Krzyczałam, aż prawie ogłuchłam od swojego głosu i wiatru wiejącego w moją twarz. Waliłam w nogę kamienia, próbując się uwolnić i zobaczyłam Willa nurkującego obok mnie, jak sokół. Odwróciłam ciało, tak że był naprzeciwko mnie, jego miecz zniknął i jego ręce były wolne.
 -Zabierz mnie stąd! – krzyknęłam, szarpiąc się bezowocnie z moją pułapką.
Will walił i walił pięściami w kamienną kończynę. Wpatrywałam się w ulicę za jego ramieniem, zbliżającą się poniżej. Kończyna wreszcie pękła i Will rzucił ją w powietrze, a ciało kopnął z dala ode mnie. Jego ramiona owinęły się wokół mnie, ale nie zatrzymał upadku. Zaklął, kiedy jego skrzydła zwalniały lot, bezskutecznie próbując nas zatrzymać przed upadkiem. Powstrzymałam krzyk przerażenia, kiedy spadaliśmy ku ziemi. W ostatnim momencie Will przerzucił mnie, tak żeby być niżej, a ja mogłam wpatrywać się w oślepiający, zielony blask jego oczu.
Nagle uderzamy,Will łamie chodnik, a ja uderzam twarzą w jego klatkę piersiową. Leżymy bezruchu, przytuleni do siebie, jego ramiona wciąż mnie obejmują, jakby myślał, że spadnę, kiedy mnie puści. W końcu podniosłam twarz i spojrzałam na niego, moje ciało wstrząsnęło gwałtownie. Jego oczy były zamknięte, a oddech miał nierówny, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała drastycznie pod moim ciałem. Jego skrzydła były rozłożone na ziemi, ale wyglądało, że wyszły bez szwanku. Nadal miałam uczcie, jakbym spadała, a rozbite szczątki nycterid zaśmiecały ziemię wokół nas.
 -Wszystko w porządku? – Will zapytał mnie, a jego ciepły oddech muskał mój policzek.
  Skinęłam głową, robiąc długie, głębokie oddechy i położyłam się ponownie na nim, trzymając nadal jego koszulkę. Musiałam się skupić, ale nie mogłam puścić Willa. Zeszłam z niego słaba, drżąc na nogach i rozejrzałam się za swoimi mieczami. Podniosłam je i Anielski Ogień rozbłysnął ponownie. Dwa pozostałe nycterid wisiały nad nami. Moje ciało kazało mi uciekać, ale musiałam zostać i walczyć. Orek zrobił krok w moim kierunku, zarzucając głową i układając z powrotem usta w szalony uśmieszek. Szpony na końcach jego skrzydeł zahaczyły o chodnik, robiąc wyłom.
 -Nie mieliśmy stracić jednego z nas.
 -Przykro mi, ale ja zawsze zostawiam ofiary. – powiedziałam, zaostrzając mój uchwyt na mieczach.
Orek roześmiał się, sprawiając, że przeszły mnie ciarki. Coś spadło między nami, a ja cofnęłam się na obcasie. To był jeden z kosiarzy wyglądających jak ludzie – vir, jak Will. Był odwrócony ode mnie tyłem, a jego brązowe skrzydła jak u wróbla był złożone. Kolejny kosiarz wylądował obok – dziewczyna, była zwrócona twarzą do mnie. Jej skrzydła, pióra ciemne jak grafit ołówka rozłożyła szeroko, a mnie przeszedł dreszcz od tego widoku. Niebiesko-czarne włosy opadały jej na ramiona, a jej oczy patrzyły na mnie hardo. Nie sądziłam, że zobaczę kogoś tak przerażająco pięknego. Spojrzała na Willa i znowu na mnie.
Przez moment znowu poczułam się, jakbym spadałam. Jeszcze więcej? Połowa kosiarzy z całego Detroit została wysłana, żeby mnie zabić?
Oczy dziewczyny rozpromieniły się opalizującym fioletowo-niebieskim kolorem i wyciągnęła ręce do przodu. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, kiedy jej paznokcie wydłużyły się do szponów wielkości stopy, koloru kości słoniowej. Kiedy będę z nią walczyć najpierw będę musiała uciąć jej ręce, ponieważ są zbyt groźną bronią.
-Co to jest? –Orek syknął. – Wezwałaś posiłki?
To nie były nowe demoniczne kosiarze? Zrobiłam krok w kierunku Willa, żeby poczuć jego pocieszającą obecność.
-Nie przewidzieliśmy tego. –towarzysz Oreka powiedział dziwnie kobiecym głosem.
 Orek warknął.
-Chodź, Eki. Wrócimy, kiedy będziemy mieli większą przewagę.  Dwa nycterid rozpostarły swoje potężne skrzydła i uniosły się w powietrze, jak para dinozaurów.
Ale nie mogłam odetchnąć z ulgą, że ich nie było. Podniosłam miecze w kierunku nowych przybyszów, gotowa do kontynuowania walki.
  

                         
Rozdział 2
 

Dziewczyna nic nie mówiła, jej szpony już zamieniły się w normalne paznokcie, a chłopak
zmierzył wzrokiem mnie i Willa. Miał ostre rysy twarzy, był przystojny i opalony, miał czarne
włosy, ale krótsze niż Willa. Studiując jego twarz zobaczyłam, że na prawej stronie szyi i szczęki
znajduję się blizna. Wyglądała jak pęknięcie w marmurze. Najprawdopodobniej ciągnęła się
w dół jego ciała, ale koszula i skórzana kurtka, zasłaniała jego pierś. Jego skrzydła były złożone, a
po chwili zniknęły.
-To było zbyt niebezpieczne- powiedział i leniwy uśmiech rozprzestrzenił się na jego ustach. Coś w
jego twarzy było znajomego.
-O… Marcus?- ramiona Willa były rozluźnione, wziął głęboki oddech-Dobrze cię widzieć,
Marcusie. Zaskakująco, ale dobrze. Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy mogąc cię zobaczyć.
Marcus? Gdzie wcześnie słyszałam to imię? Wspomnienia nagle zalały mnie. Uśmiechnięta twarz,
szczęśliwie spędzony czas i... ogień. Dlaczego ogień? Możliwe, że od tego wzięła się ta blizna.
Marcus zaśmiał się.
-Byliśmy w okolicy.
-Śledziliśmy Oreka od jakiegoś czasu.-powiedziała dziewczyna, składając skrzydła. Zatrzymała się
i spojrzała na Willa, w znaczący sposób, tak że gula stanęła mi w gardle.
-Witaj, William.
-Ava - Will przywitał ją grzecznie
Byłam pewna, że jeśli zrobi jeszcze jeden krok do przodu to rozbiję jej nos.
Will położył dłoń na moich plecach.
-Ava, to Elli. Nigdy nie spotkałyście się wcześniej. Ona jest Pleriatorem.
Marcus podszedł i uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
-Przeciwnie, znamy się bardzo dobrze. To wspaniale widzieć cię ponownie.
To było dziwne, jak wspomnienia do mnie przyszły. Były ciepłe, jak gorąca czekolada i tak
słodkie. Marcus był moim przyjacielem. We dwoje walczyliśmy ramię w ramię przez ponad wiek.
Wyciągnęłam go z kłopotów, śmialiśmy się z dowcipów. Patrzenie na jego twarz dało mi poczucie
swojskości, tak jak gdy Nathaniel uśmiecha się do mnie w ten swój głupi sposób. Nie był
zagrożeniem, więc moje miecze zniknęły.
-Cześć, Marcus.
-Zobaczyliśmy jak nycterid chwycił Preriatora i uderzył ją.-powiedziała Ava. Ciekawe czemu
nazwała mnie po tytule, a nie po imieniu.-Dlaczego po prostu nie chciał jej zabić?
-Ja też się na tym zastanawiałem-zgodził się Will.
-Pewnie chcieli z tobą walczyć z dala od Willa-zaproponowała- Może się zorientowali, że jeśli nie
będzie cię w pobliżu, będzie im łatwiej. Wielu z nich uważa, że...
-A może chcieli cię żywą.
Moja szczęka opadła. A jeśli miał rację i dlaczego? Czy to miało dla nich znaczenie? Po prostu
chciałam się upewnić, czy oni nie chcieli mnie gdzieś zabrać. Żywą lub martwą. Niepewność
pozostawiła źle samopoczucie, rozprzestrzeniła się po moim ciele i moje zmęczenie nagle stało się
zbyt przytłaczające. Will zdawał się to wyczuwać, jak zawsze, kiedy coś jest nie tak.
-Czy jesteś gotowa, do powrotu do domu? -spytał miękkim głosem.
Kiwnęłam głową.
-Polujecie jutro? -zapytała Ava.
-Tak- nagle jego skrzydła i miecz zniknęły.
-Dołączymy się do was-powiedziała Ava.-zadzwoń do mnie.
-Do zobaczenia.-powiedział Marcus z uśmiechem.
Ich skrzydła pojawiły się znowu, dwójka aniołów odleciała, dobrze zamaskowana.
Kosiarze byli dobrze ukryci przed wzrokiem ludzi, dzięki Mroczni. Gdyby Will nie leciał w niej,
mogę tylko wyobrazić sobie reakcje ludzi. Will w powietrzu z białymi skrzydłami. Wyglądał jak
anioł. Ironią był to, że tak naprawdę nie był aniołem, ale ja tak. Byłam Gabrielem, w śmiertelnym
ciele. Fakt, nadal nie byłam przyzwyczajona do tego, że jestem archaniołem, ponieważ nie czułam
w sobie nic anielskiego.
-Chcesz żebym poprowadził?- zapytał, przerywając moje myślenie.
-Proszę.-dałam mu słaby, wdzięczny uśmiech.
Wróciliśmy do mojego samochodu, który był zaparkowany kilka ulic dalej. Białe audi, nazwane
Perełka II, na część pierwszej Perełki, która została zmasakrowana przez szczególnie gwałtownego
ursida. Jednak pomściłam ukochane autko.
Wjechaliśmy do mojego rodzinnego miasta Bloomfield Hills. Podczas podróży chciałam wyciągnąć
informacje od Willa.
-Czemu nigdy nie spotkałam Avy?- zapytałam
Zaczekał przed udzieleniem odpowiedzi.
-Ona nie jest zbyt towarzyska. Lubi samotność i zabijać demonicznych kosiarzy. Traktuje to bardzo
poważnie.
-Skąd to wiesz, skoro nie jest zbyt towarzyska?
-Poznałem ją dawno temu, podczas polowania. Jest bardzo dobra w tym co robi.
-W zabijaniu?
-Tak
Byłam zadowolona, że była akurat dobra w tym, a nie w czymś innym. Moja zazdrość mnie
zaskoczyła. Spędziłam tyle czasu z Willem, że zapominałam, że był sam przez dwie dekady, między
moją śmiercią, a moim przebudzeniem. Nie lubię myśleć o swoich śmierciach, co
najprawdopodobniej było powodem, że zapomniałam o samotności Willa, gdy
byłam...gdziekolwiek byłam. W Niebie, a przynajmniej tak mi powiedziano. Byłam zadowolona, że
miał Nathaniela, kiedy mnie nie było. W tym życiu nie spotykał się do tej pory z innymi
przyjaciółmi. Kochałam Willa, byłam w nim zakochana, ale nie było powodu, żebym była zazdrosna
o jego przyjaciół. To było nie fair wobec niego. Nie udało mu się spędzić więcej czasu z kimś
innym niż ja, ponieważ był moim stróżem, więc zawsze byłam zadowolona, że spotkamy się z
Nathanielem. I szkoda, że nie mogę tego samego powiedzieć o Avie, ale dziewczyna we mnie
zastanawiała się, czy czasem Ava nie ma ukrytych motywów.
-Była...miła-skrzywiłam się przy ostatnim słowie, starając się nie brzmieć okropnie, ale było trudno.
Byłam zmęczona i trochę głodna, dlatego tak słabo było brzmieć dobrze.
-Kłamca
Zamrugałam ze zdziwieniem. Albo moja pogarda, była zbyta oczywista, albo znał mnie zbyt
dobrze.
-Nie wydaje się taka jak ja.
-Ona nie jest przyjazna. -przyznał- Ale myślę, że będziesz ją szanować, po bliskim poznaniu.
Myślę, że jutrzejsza noc będzie korzystna dla ciebie. Nie spotkałem wielu anielskich kosiarzy.
-I będzie fajnie, spędzić znowu czas z Marcusem.
Uśmiechnął się. Przypominanie mi dawnych wcieleń i że mocniej staram sobie przypomnieć sobie
rzeczy, uczyniło go szczęśliwego.
-Zgadzam się.-powiedział- Spotkałem go kilka lat temu, kiedy byłem sam. Może przydać się nam
ich pomoc. Jego i Avy.
-Czy oni są razem? -zapytałam
-Co?- wyglądał, jakby mnie źle mnie zrozumiał.
-To znaczy, czy się umawiają?
-Co? Nie.
-Spotykałeś się z nią?- Nie wierzę, że to powiedziałam, wstrzymałam oddech.
-O czym ty mówisz?
Żałowałam, że się zapytałam.
-To tylko pytanie.
-Dlaczego pytasz?
-Ciekawość.
Miał sześćset lat. Nie muszę mu wymieniać moich obaw. Powinien być w stanie czytać z
dziewczyn, zwłaszcza ze mnie.
-No cóż, to nie to co myślisz.- powiedział w końcu, jego wzrok utrzymywał się na mnie, aż musiał
w końcu musiał spojrzeć na drogę.-My nigdy nie...umawialiśmy się na randki.
Mój żołądek przewrócił się. Jego odpowiedź była taka ryzykowna, że bez względu jak bardzo
chwiałam mu wierzyć, w każde jego słowo, coś głęboko we mnie było bezwzględne. Było jasne, że
nie chce o tym rozmawiać, powiem więcej, oboje nie chcieliśmy. Przygryzłam wargę, myśląc o
nycteridzie, który próbował odlecieć ze mną. Starałam się nie myśleć o upadku z tysiąca stóp, jak
blisko było do mojej śmierci.
-Myślisz, że to możliwe, że kosiarze chcieli mnie, gdzieś zabrać żywą?
-To możliwe.-powiedział – Ale nie mamy wystarczająco dużo informacji, żeby dokonywać takich
poważnych założeń. Musimy po prostu robić to co zwykle. Jeśli zobaczymy nycteris znowu, to
pokonamy resztę z nich.
Straszna myśl, przebiła się do mojeje świadomości.
-Myślisz, że to ma coś wspólnego z Enshi?
-Nie ma.- odpowiedział Will z surowością, przez która się wzdrygnęłam.
-Ale Michael powiedział...
-Michael był w błędzie. Nie ma mowy. Bastian nie wyciągnął sarkofagu z dna oceanu. Enshi został
zniszczony.
Odetchnęłam, wątpliwość we mnie pulsowała. Udało nam się upuścić sarkofag z istotą zwaną Enshi
z łodzi, niecały kilometr od najgłębszego miejsca na Oceanie Atlantyckim, ale archanioł Michael
ostrzegł mnie, że Bastian będzie próbował go odzyskać, a ja mam temu zapobiec.
Bastian był demonicznym kosiarzem z niewyobrażalną mocą, tak silny, że nie potrafiłam być blisko
niego. Jego moc szokowała mnie. I nie byłabym zbyt zadowolona, jeśli będę jeszcze raz musiała się
z nim zmierzyć i będę jeszcze mniej szczęśliwa, jeśli Michael będzie miał rację i Bastianowi uda się
wyciągnąć Enshiego z oceanu.
-Wszystko będzie dobrze- powiedział to tak, że całe moje wnętrze było jak z galaretki.
Zmusiłam się do uśmiechu, odwróciłam się, by moc studiować jego twarz. Był wspaniały, z
przyjemnością przypomniałam sobie jego usta na mojej skórze, wspomnienie wywołało przypływ
ciepła na policzkach i wirowanie moich wnętrzności. Przekręciłam głowę w stronę okna pasażera,
ponieważ dzięki mojej jasnej karnacji, moje policzki wyglądały jak pomidor, kiedy jestem
zakłopotana, a nic bardziej nie wywołuje u mnie rumieńców, niż myśl o pocałunku Willa.
Moje serce zamarło, jak szybko przestało trzepotać. Już nigdy nie może mnie więcej pocałować.
Odkąd dowiedział się, że jestem aniołem, boskim stworzeniem, to tak daleko ode mnie jak można
to sobie wyobrazić. Nadal był moim nieomylnym opiekunem, ale nie wolno było mnie dotykać w
ten sposób, bo jestem Gabriel, archanioł.
Wieki temu mój brat, Michael dał Willowi miecz i zobowiązał go do bycia moim stróżem. Z tym
idzie ogromna odpowiedzialność, nie może być znowu nieposłuszny. Will może być moim
przyjacielem, ale Michael uważa, że nawiązanie romansu jest czymś nieodpowiednim. Aniołowie
podobni do Willa byli tylko przedmiotami w walce o boską sprawę. Jeśli Michael uważał, że Will
nie jest dla mnie odpowiedni, to nie może być bardziej w błędzie.
Trudno mi jest przyznać, że łatwiej było być przy nim, przed tym, zanim Will po raz pierwszy mnie
pocałował. Byłam siedemnastoletnią dziewczyną. Chciałam być kochana przez wspaniałego
chłopaka, którego nie mogłam mieć. Złapało mi to serce.
-Jesteś bardzo milcząca.-jego głos zaskoczył mnie.
-Jestem po prostu zmęczona.-oparłam głowę o zimną szybę i zamknęłam oczy, zrelaksowana przez
delikatny szum ruchu samochodu. Byłam dzisiaj tak blisko śmierci. Bardziej niż kiedykolwiek,
pragnęłam zwinąć się w jego ramiona i niech dzieje się, co chce. Mieliśmy ze sobą do czynienia tak
często, że intymność miała mało z tym wspólnego, nawet w miłości. To było tak wstrząsające, że
coś tak cudownego może być w zasięgu ręki. To byłoby prostsze, gdyby był w stanie tylko mnie
chronić, a nie kochać.
-Jak się czujesz?
Wzruszyłam ramionami.
-Jak każda inna noc w pracy. Będę żyć.
-Miałaś dużo upadków.
-Cóż, złapałeś mnie.
Milczał. Kiedy wjechał na mój podjazd, wiedziałam, że wszedł do mroczni, ponieważ zniknął. Był
moim sekretem, ale nie był mój.
To był ostatni tydzień stycznia. A mi w końcu skończył się szlaban. Dostałam go, ponieważ mama
odkryła, że skłamałam. I to tylko dlatego, że zostałam zmuszona jechać z Willem i uratować świat.
 Wiedziała, to że Will jest moim chłopakiem, ale od naszej wycieczki, zdystansowaliśmy się
emocjonalnie, pomyślała, że już nie jest.
-Do zobaczenia jutro? -zapytałam go-Możemy potrenować, jak zrobię zadania domowe i polować o
zmierzchu.
-Idealnie.
Spotykamy się u Nathaniela, po tym jak zniszczyłam stary magazyn (nawiasem mówiąc, w odwecie
za perełkę), gdzie trenowaliśmy . Nathaniel zorganizował cały pokój do treningów dla nas, w
swojej piwnicy. Gdybyśmy mieli coś rozwalić, to kazałby nam wyjść na zewnątrz. Nie trzeba
powtarzać tego samego w domu Nathaniela, co się stało z magazynem.
Zakradłam się do domu tylnymi drzwiami, niewidoczna przez Mrocznie. Will wrócił na stanowisko
na moim dachu, gdzie był, aż do świtu, wypatrując niebezpieczeństwa. Demoniczni kosiarze
atakowali przeważnie tylko nocą. Były wrażliwe na światło słoneczne, ale nie wybuchały ogniem,
jak po moim anielski ogniu, jednak bezpośrednie słońce było bardzo bolesne. Will spędza dzień u
Natahiela, mogąc coś zjeść, wziąć prysznic, zrelaksować się, kiedy jestem w szkole. To było dobre
dla niego, a szkoła dla mnie.
Potrzebowałam przyjaciół, a poza tym chodzenie liceum dawało mi złudzenie normalności.
Z wyjątkiem pisania testów. Wolałabym zmierzyć się z Bastianem, niż pisać testy codziennie.




Rozdział 3


Następnego dnia ciało wciąż mnie bolało i byłam ciągle w szoku. Nigdy nie myślałam, że mam lęk
wysokości, ale upadek z tysiąca stóp wystarczył, żeby włączyć strach. W kuchni, dziś rano wstałam z
krzesła zbyt szybko i w głowie mi się zakręciło tak, że prawie upadłam na kolana. Po lunchu miałam
godzinę z psychologią, która była moją ulubioną lekcją. Było tylko trzynaście osób w klasie, w tym moi znajomi, Kate i Chris. London próbował się dostać się do klasy z nami, ale zapisał się, kiedy rekrutacja była już zamknięta. Dobrze mu tak, nauczy się planować wcześniej, a nie tak długo siedzieć na dupie.  

Dzisiaj pracowaliśmy w trzyosobowych grupach. Zamiast skupić się, przeglądałam z roztargnieniem książkę, kiedy Kate i Chris się kłócili, o czym zrobić projekt.
-Możemy trzymać Elli w pudełku.-zaoferował Chris, czym zwrócił na siebie moją uwagę i spojrzałam
na niego znad podręcznika.-Albo nie.
-Wystarczy pomyśleć, Elli.-zaśpiewała Kate- Rozwiązać zagadkę, dostać w nagrodę ciasteczko. Proste i
dostajesz ciasteczko.
-Albo nie.
 Zaśmiali się, ale ja wiedziałam, że ich pomysł z zamknięciem mnie w pudełku był poważny.
Chciałabym zobaczyć, jak próbują mnie pokonać, ponieważ mogę ich rzucić o ścianę jednym ruchem
nadgarstka. Moje kompetencje były przerażające, ale przynajmniej nie musiałam się martwić, że ktoś
mnie zrani, oprócz kosiarzy, którzy zabijali ludzi i zabierali ich dusze do piekła. Tak, byli bardziej
straszniejsi, niż jakikolwiek ludzki zabójca. Jeffrey Dahmer[i] był nowicjuszem w porównaniu z
niektórymi rzeczami, które zrobiłam.
Musiałam skorzystać z toalety, więc wstałam od naszego stołu i poprosiłam o pozwolenie nauczyciela.
Szłam już do drzwi klasy, kiedy usłyszałam Chrisa.
-Każdy kto wyjdzie teraz z klasy to frajer.
Obróciłam się na pięcie, tuż przy drzwiach, cała klasa się śmiała.
-Jesteś dupkiem.-wyszłam z klasy
Moi przyjaciele lubili się ze mną drażnić, ale jak przyszło co do czego, to bronili mnie. Szczególnie Kate. Była moją najlepszą przyjaciółką, stawała za mną niezliczoną ilość razy.
Korytarze były puste. Kiedy przechodziłam obok okien, postać stojąca w dziedzińcu, sprawiła, że
zamarło mi serce.
Demoniczny kosiarz parował, jak suchy lód w wiadrze z wodą. Nie zatrzymałam się, ale wiedziałam,
że to vir. Szare skrzydła, jak u ptaka, wyrosły z jego pleców. A potem zniknął do Mroczni, zanim
ktokolwiek inny miał szanse go zobaczyć. Chciał, żebym go zobaczyła. Strach zadrżał we mnie. Nie
byłam gotowa zmierzyć się z virem sam na sam. Ich ludzkie postacie były mądre i wiedziałam, że są
najpotężniejszymi kosiarzami.
-Ellie- zawołał ostrożnie głos.
Kosiarz nagle stanął przede mną, złożył skrzydła i zniknęły, a ja nie mogłam krzyczeć, bo zatkało mnie.
Adrenalina zapanowała nade mną, że słyszałam dziki puls w uszach. Zamachnęłam się pięścią bez
namysłów, ale on złapał mnie za nadgarstek, trzymał moją rękę mocno, daleko od jego twarzy.
-Nie jestem tu, żeby walczyć.- powiedział.
-Ta, jasne.- pociągnęłam ręką w dół i walnęłam go w kolano. Wypuścił powietrze, a ja walnęłam go w
klatkę piersiową tak, że poleciał na ścianę rozwalając płytki i zgiął się.
-Czekaj- błagał, kiedy złapałam go za szyję i przycisnęłam do ściany. Moje oczy rozszerzyły się, gdy go
poznałam. Moja adrenalina nie pozwoliła mi myśleć od razu, ale ja go znam, delikatną, piękną twarz,
blado-złote włosy. To był Cadan. Był jak prawdziwy i żywy niczym grecki posąg boga, choć nie nagi.
Dzięki Bogu...a może nie. Skrzywiłam się, potrząsając głową, żeby pozbyć się tej myśli.
-Co tu robisz?- zapytałam.
-Miło cię widzieć.-uśmiechnął się, jakby czytał mi w myślach.
Moje serce zwolniło, ale go nie wypuszczałam.
-Co tu robisz? Czy nie jest trochę za wcześnie na odwiedziny, skoro słońce świeci? Jesteś dość
odważny, nawet jak dla mnie.
-Musiałem cię złapać bez twojego stróża.- powiedział. -Nigdy nie pozwoliłby mi powiedzieć cokolwiek.
-Czy można go za to winić?
Jego uśmiech się poszerzył, coś ciemnego migotało w nim.-Nie, w najmniejszym stopniu. Jeśli przyszedłeś mi coś powiedzieć, to mów.- mój głos był zimny jak lód.
Jego uśmiech zniknął.-Przyszedłem, żeby was ostrzec.
Prawie się roześmiałam.-Przed czym?
-Bastian ma Enshi’ego.
Zamarłam, a moje usta zdrętwiały. Patrzyłam w jego oczy, obserwując płomienie, a przy okazji
próbując znaleźć jakiś znak mówiący, że kłamie.
Kroki rozbrzmiały echem na korytarzu. Szybko wypuściłam jego szyję, łapiąc go za ramię i
pociągnęłam go do ubikacji dziewczyn, żeby mieć jakąś prywatność. Ludzie nie mogą podsłuchać
naszą rozmowę, Mrocznia może nas ukryć przed wzrokiem, ale nadal mogą nas słyszeć.
-Jak?- warknęłam i puściłam go trochę za szybko.
-Nie mam pojęcia- powiedział, pocierając ramię.- Może okręt podwodny, lewiatan[ii], kto wie. Ale go
ma, widziałem sarkofag na własne oczy.
Studiując jego twarz, wywnioskowałam, że jest zakłopotany.-Dlaczego mi to mówisz?
-Lubię rzeczy takie, jakie są.- wyznał-  Enshi, cokolwiek to jest, mnie przeraża i nie wstydzę się tego
przyznać. To może być bardziej niebezpieczne, niż ktokolwiek może sobie wyobrazić.
-To dziwne słyszeć, przecież to o n jest jednym z was. Myślałam, ze wy kochacie chaos, śmierć i
zniszczenie.
-Chaos jest cenioną rozrywką, ale nie chcę zniszczyć świata.
-Myślałam, że Bastian chcę zniszczyć moją duszę.
-Jesteś tylko przeszkodą, aniołem-dziewczyną. Bastian chce wojny. Podobnie, jak w dawnych czasach.
Piekło na ziemi, jeśli wiesz co mam na myśli.
-Kolejna wojna.- doszłam do wniosku.- Apokalipsa.
Coś zamigotało w moich zmysłach i popchnęłam Cadama do jednej z kabin. Drzwi otworzyły się nagle.
Obróciłam się wokół, moje serce waliło, kiedy Kate weszła.
-Stara, gdzie byłaś?- powiedziała z irytacją
-Tylko tu.- powiedziałam z uśmiechem. Gdybym poszła do Mroczni, miałam bym o wiele więcej
problemów.
-Będziesz miała przerąbane, jeśli zaraz nie wrócisz.
-Tylko ułożę sobie włosy i za minutkę będę z powrotem.
Zmrużyła oczy, marszcząc brwi.
-Twoje włosy wyglądają dobrze.
-Nieważne. Wrócę za minutkę. Obiecuję Kate. Do zobaczenia.
Jej blond włosy śmignęły za nią. Odwróciłam się i otworzyłam drzwi do kabiny, tak że pchnęłam go
drzwiami. Jego uśmiech sprawił, że chciałam go uderzyć. Znowu.
-Wyobraź sobie co by się stało, gdybyś nie usłyszała, że idzie.
-Pieprz się.- warknęłam i złapałam go za kołnierz, aby wyciągnąć go z boksu.
-W publicznej toalecie, Ellie. Naprawdę? Nie myślałem, że jesteś tego rodzaju dziewczyną
Otworzyłam usta ze zdziwienia.-Nie mam całego dnia, tak ja ty. Dokończ to co zacząłeś mówić i idź.
-Jestem tutaj, żeby cię ostrzec, że jesteś ścigana.- powiedział nagle poważnie z nutką przerażenia.
-Zawsze jestem ścigana.
-On chcę cię przy życiu, a Bastian wysyła kosiarzy, żeby cię złapali. Nycterids to tylko początek. Jeśli im
się nie uda, to czekają inni w kolejce. Gorsi niż ja, gorsi niż Ragnum, nawet niż Ivar. Rzeczy, które
wiedzą, które robią. Oni żyli przez naprawdę długi czas, nawet przy moich normach, odmierzają
każdy ruch, byle tylko był doskonały. Nie są podsycani przez gniew i szaleństwo, jak te, z którymi
wcześniej walczyłaś. Zabijanie to ich zawód i mało prawdopodobne, że uda ci się ich zabić. Myślę, że
wkrótce ich poznasz.
Oparłam się o zlew i skrzyżowałam ręce na piersi. Ciśnienie gotowało się w mojej czaszkę, kiedy
ważyłam jego słowa. To nie było to, co chciałam usłyszeć, kiedy miałam zacząć robić projekt z
psychologii. Dlaczego zło nie mogło zaczekać do lata, kiedy nie mam nic lepszego do roboty, niż
walczyć i opalać się.
-Oni są virami?
-Tak.
Och, super. Ludzko wyglądające kosiarze, viry, były zdecydowanie najsilniejsze, ja zabiłam w tym życiu, tylko dwa i to ledwo. Jeśli te mogły przestraszyć Cadana, moja przyszłość jest blada.
-Czemu Bastian nie przyszedł po mnie?
-Bo on szuka jakiegoś klucza.- wyjaśnił Cadam- Enochiańska modlitwa na sarkofagu jest tak naprawdę
zaklęciem. Anielska magia jest silna, ale każde zaklęcie może zostać złamane. Coś ma to odblokować,
a ja myślę, że to ma związek z tobą. To wszystko, co wiem. Nie jestem już w prywatnym kręgu
Bastiana, ponieważ już mi nie ufa i ma ku temu dobry powód.
Prawie się zaśmiałam.-Czy to dlatego, że nie pomogłeś mu w zatrzymaniu nas przed wrzuceniem sarkofagu do oceanu?
-Coś w tym stylu.
-Zabiję cię, kiedy dowie się, że powiedziałeś mi?
-Jeśli się dowie, to na pewno.
Moje spojrzenie pociemniało.-Jeśli uważasz, że mam kłopot z pamięcią, to jesteś w błędzie.
 Ku mojemu zdziwieniu, spojrzał na mnie ze złością. Wyglądał jakby go poruszyły moje słowa.
-Masz problem z zaufaniem, wiesz?
-Jesteś kosiarzem, to oczywiste, że ci nie ufam.
-Ryzykuje przychodząc tu, w środku dnia. Kto wie, czy twój nadgorliwy pies strażnik nie rozbije moją
twarz o ścianę, w każdej chwili lub, jeśli Bastian nie będzie na mnie czekać, kiedy wrócę do domu?
Powiedziałem ci wszystko co wiem i chcę, żebyś wykorzystała to, zanim wszyscy zginiemy.
-Skończyłeś? - zsunęłam się po ścianie, do wyjścia, mając nadzieję, że już więcej nie będę tak blisko
niego.
-Jak chętnie uciekasz, szkoda, że tylko z dala ode mnie, jak widzę. Rozczarowujące.
-Musze wracać do klasy.- powiedziałam.- Nie zostanę przez ciebie, ponieważ nie chce zostać
złapana z chłopakiem tutaj. Jeśli zostanę wydalona, nigdy nie dostanę się do collage.
Zaśmiał się cicho.
-Collage? Naprawdę? Gdyby wszystkie rzeczy były tak dla ciebie proste.
-Nie mów tak do mnie, nie znasz mnie virze.- zaczęłam się odwracać, z dala od niego.
Złapał mnie za rękę, moje gardło się zacisnęło. Dotyk przypomniał mi noc na imprezie halloweenowej, kiedy się poznaliśmy, a on wziął mnie za rękę, żeby zatańczyć. Uścisk był łagodny, co mnie przeraziło. Patrzyłam na niego zahipnotyzowana, jak jeleń złapany przez światła samochodowe, aż moje zmysły wróciły do normy. Pociągnęłam rękę z łatwością.
-Nie dotykaj mnie, albo...
-Przykro mi. -Cadan powiedział, przełykając ślinę
Jego przeprosiny mnie zaskoczyły. Spodziewałam się mądrych uwag, albo, że złamie mnie ponownie,
ale on po prostu stał. Mój wzrok powędrował za jego ramię.
-Twoje skrzydła.- powiedziałam.- One nie miały piór wcześniej. Na statku, kiedy rzuciłeś się po
sarkofag, twoje skrzydła były nagie, jak u nietoperza.
Spojrzał na mnie pytająco i wzruszył ramionami.
-Niektórzy z nas mogą się bardziej zmieniać, niż inni. Pióra nie są wodoodporne i latanie nad wodą
było niebezpieczne. Przedsięwziąłem środki ostrożności. Dlaczego? Lubisz inne skrzydła bardziej?
Mogę zmienić się dla ciebie.
Pióra zastąpiły nagą skórę. Były one tak ogromne, że czułam się jakby pokój wokół zamknął się. Przez
chwilę mogłam tylko patrzeć i próbując trzymać uczucia na wodzy.
-Złóż je.- powiedziałam niepewnie.- Co jeśli ktoś wejdzie?
-Wtedy pewnie zacznie krzyczeć.
-Muszę iść, tak jak ty.
-Nie jesteś zabawna, dziewczyno-anielico.- skrzydła zniknęły.
Czułam jego energię, kiedy się przepoczwarzał. Kiedy jego skrzydła rosły, powietrze trzepotało od
energii, kiedy ich nie było, ulga była natychmiastowa.
-Nie mogę cię tu zostawić, skąd mam wiedzieć, że nie zrobisz sobie przekąski z uczniów.
-Nigdy nie jadłem ludzi.- powiedział to z takim nie smakiem, że prawie mu uwierzyłam.
Miałam krótką retrospekcję do nocy na statku: Geir chwytający ciało Jose w ciemności, kiepski statek, krew kapitana, ślina szalonego demonicznego kosiarza, wielkie zęby, puchnący podbródek i pierś.
Wzdrygnęłam się, próbując skupić się na wizerunku Cadana.
-Jasne, że nie.
-Jaki jest twój problem? Próbuje ci pomóc.
-Jesteś demonicznym kosiarzem. -powiedziałem, prawie się śmiejąc.- Nie mam powodu, żeby ci ufać.
Ukłucie gniewu był widoczne, na jego twarzy.
-A ty nie masz powodów, żeby traktować mnie jak zwierzę. Jak sobie przypominam nie miałaś
problemu ze mną, dopóki nie dowiedziałaś się kim jestem.
-Do zobaczenia, Cadan- powiedziałam, wycofując się do drzwi.
-Jeśli usłyszę coś nowego to przyjdę do ciebie.
-Bądź ostrożny- ostrzegłam- Mój pies stróżujący gryzie.
Uśmiechnął się, a figlarny błysk wrócił do jego oczu.
-A ty nie?
-Nie chcesz wiedzieć.
-Nie podniecaj mnie.
Nie można powiedzieć, albo Cadan jest idiotą, albo poważnie próbuje ze mną flirtować. Oburzona, nic
nie powiedziałam i zostawiłam kosiarza w toalecie. Jakaś część mnie wierzyła mu, kiedy powiedział, że nigdy nie skrzywdził człowieka. Trudno było sobie wyobrazić chłopca, który je ludzi, jedzenie ich było najgorszym rodzajem zła.
Ale poza tym, Cadan nie był już chłopcem, on był zły.






[i] Amerykański seryjny zabójca
[ii] Stworzenie biblijne




Rozdział 4
 

Po szkole odrobiłam lekcje i poszłam do Nataniela. Zamiast kupić elegancką willę za miliony złotych, które zarobił przez sprzedaż oryginalnych artystycznych prac, Nataniel żyje w pięknie normalnym domku. Zaparkowałam na podjeździe i podeszłam do frontowych drzwi. Dom był stary, ale za to piękny i duży. Z tyłu znajdowało się małe jeziorko, jedne z bilionów w tej części państwa, a najbliższy sąsiad znajdował się najprawdopodobniej, ćwierć mili w dół ulicy. W środku było pełno starych, a przy okazji fajnych rzeczy, szczególnie książek.
Nataniel był wielkim maniakiem komputerowym, ale właśnie to w nim kocham. Mówi suche żarty, i zawsze jest uśmiechnięty. Również doskonale strzela z broni palnej dużego kalibru, ale miał kilka wieków na ćwiczenia. Nataniel i Will-oboje mają wielką cierpliwość, co bardzo mnie zdumiewa.
Położyłam moją torebkę i plecak na sofie w salonie i ruszyłam w stronę kuchni. Właśnie tam,
najczęściej znajduję chłopców. Mają potworne apetyty, super metabolizm, i zbyt dużo wolnego czasu.
-Will? – zawołałam -Nataniel?
Zatrzymałam się, żeby jak najlepiej usłyszeć głosy, ale zamiast ich do moich uszów wpadły dźwięki gitary. Przeszłam przez kuchnię, kierując się w stronę drzwi wychodzących na taras. Były wykonane z dębu i miały lamowaną szybę. Popchnęłam je i zobaczyłam Willa, siedzącego na drewnianej ławce i trzymał piórko do grania w dłoniach. Za nim rozciągał się, aż do granicy zamarzniętego jeziora, pokryty śniegiem trawnik. Taras był zamieciony, wolny od śniegu.
Ja, ubrana w cieplutką kurtę, ledwo mogłam wytrzymać na tym mrozie, ale Will siedział wyluzowany, w koszulce z długim rękawem. Zimno i ciepło nigdy nie miały dla niego większego znaczenia, ale dla mnie miały. On mógł być obojętny na dwudziesto stopniowy mroź, podczas gdy ja trzęsłabym się jak Chihuahua.
Jedna z moich ulubionych rzeczy na świecie, to oglądanie Willa grającego na gitarze. Nigdy nie udało mi się daleko wyrzucić z mojego serca wszystkich rzeczy, które je obciążają.
Spojrzał w górę i uśmiechnął się do mnie, kiedy wchodziłam na taras.
-Cześć- powiedział i skończył grać- Jak minął ci dzień?.
-Troszkę zbyt ekscytująco- szczeknęłam zębami.
Skrzywił się –Co jest?
Jeszcze mocniej przytuliłam się do kurtki. Lodowaty wiatr owiewał mnie i kłuł moje obnażone miejscami ciało.
-Możemy wejść do środka? Jest strasznie zimno.
Bez słowa, zgarnął mnie i poprowadził do środka w ten jedyny dla niego sposób. Odłożył gitarę na stojak i zamknął drzwi, żeby utrzymać ciepło. On zrobi wszystko, o co go proszę i to bez wahania. Oznaczało to również, że trzeba być z nim ostrożnym.
-Lepiej?- zapytał.
Skinęłam głową- Gdzie Nathaniel?
-Wyszedł z Lauren.
Uśmiechałam się potajemnie. Lauren była medium i przy okazji bardzo często pomagała Natanielowi. Mam podejrzenia, że są oni kimś więcej niż tylko przyjaciółmi. Lauren i Nataniel czasem wychodzili, a Will opisywał ich spotkania jako biznesowe. Jasne. Oni flirtowali ze sobą, co było rzeczą oczywistą.
-Więc, co było takie ekscytujące w dzisiejszym dniu?- zapytał.
Zdałam sobie sprawę, że odwlekam powiedzenie mu o Cadanie.. Bałam się, że Will zabije go, jeśli dowie się, że demoniczny kosiarz przyszedł do mojej szkoły, do jedynego miejsca, gdzie jest bezpiecznie. Nie chciałam, żeby Will zranił Cadama za nic. I nie chciałam również, żeby Will nachodził mnie w szkole. To właśnie podczas lekcji, byłam wstanie zapomnieć, że jestem Pleriatorem i poczuć się jak normalna dziewczyna.
-Widziałam się dzisiaj z Cadamem- Byłam gotowa na wszystko, co potem nastąpiło.
-Dlaczego nie zadzwoniłaś do mnie?- Jego szczęka wykrzywiła się, a dłonie zacisnęły się w
pięści. –Zleje mu skórę na wylot.
-Okay- powiedziałam i podniosłam ręce w górę.- Zrozumiałam, panie Hulku Smashu*.
-Zranił cię?
-Nie- powiedziałam szybko-Nie- to drugie ,,nie” było bardziej stanowcze i pewne siebie.
-Właściwie, to troszkę się na niego rzuciłam. Przyszedł mnie ostrzec. Bastian ma Enshiego i teraz szuka klucza, który będzie wstanie złamać enochińskie zaklęcie. To ten napis na sarkofagu, który trzyma stwora w środku. Nycteridy z zeszłej nocy, zostały wysłane, żeby schwytać mnie żywą. Jeżeli zawiodą, Bastian ma jeszcze więcej straszniejszych kosiarzy, przydzielonych do tego zadania. Cadam twierdzi, że mam coś wspólnego z tym napisem, ale nie wie dokładnie co.
-On jest jednym z nich- Will odburknął.-Jego zlecenia są bezpośrednio pod nadzorem Bastiana. Nie możesz ufać niczemu co powie.
-Jeżeli nie będziemy, choć w najmniejszym stopniu, rozważać tego co powiedział, to popełnimy błąd. Powiedziałeś mi kiedyś, że nie lubisz podejmować ryzyka, kiedy dotyczy mnie i mojego życia.

Jego oczy spotkały moje oczy i spojrzały z taką zawziętością, że aż przestałam oddychać. Jedyna rzecz, która ukazywała jego prawdziwe emocje, to kolor jego oczu. Im więcej emocji odczuwał, stawały się jeszcze piękniejsze, a zieleń jego oczu jeszcze bardziej żywa. To właśnie to, zaprzeczało jego ludzkiemu pochodzeniu.

-Tak czy siak, nie możemy nic z tym zrobić.- powiedziałam. -To co było najgorsze ze strony Bastina minęło. Ostatnio chce mnie żywą. Myślę, że to nasza przewaga- nie chce mnie zabić. Nycteridy miały wiele okazji, żeby mnie zabić, ale tego nie zrobiły. Mogły to zrobić, kiedy Jabur poleciał ze mną, a potem po prostu zrzucić mnie na spotkanie ze śmiercią. Ale Jabur był zdeterminowany, żeby nie pozwolić mi spaść. Nie zapominaj o tym.
-Nie zapomniałem. Ale nie możemy ufać Cadamowi. Nie znasz go tak, jak ja znam.
-Przestań być tak tajemniczy. -Narzekałam.- Ciągle mówisz jak zły on jest, ale nigdy nie powiedziałeś mi dlaczego.
-Po pierwsze, jest demonem. Jest manipulatorem, oszustem, brutalem i okrutnikiem. Jest po prostu, taki jak reszta z nich.

Otworzyłam usta, żeby powiedzieć mu jak bardzo negatywnie jest nastawiony, ale z powrotem je zamknęłam. Moja amnezja nie do końca przesłała działać. Ale wszystko co powinnam pamiętać, mówiło mi, że demoniczni kosiarze są źli. Will łapie ich przez wieki, i nigdy niczego nie zapomina. Demoniczni kosiarze nieustanie próbują nas zabić. Zapewne, to właśnie powinien być wystarczający powód żeby im nie ufać. Ale dlaczego próbuję znaleźć powód do odkupienia ich, a zwłaszcza Cadama? On nigdy nie próbował mnie skrzywdzić, a przed moim bieżącym wcieleniem, nigdy go nie spotkałam. Prawdę mówiąc, my spowodowaliśmy mu większe szkody, niż on nam. Czy moja ludzkość czyni mnie bardziej wybaczającą, niż powinnam być? Gabriel nie dałby Cadamowi sekundy na myśleniem, przed zniszczeniem go.

-Jeżeli on mówi prawdę, to jestem poniekąd przestraszona. -Wyznałam.- Powiedział, że stworzenia, które po mnie przyjdą, będą naprawdę okropne.
- W taki razie, znajdziemy ich. Nie pozwolę, żeby się cię dopadły.

Posłałam mu wymuszony uśmiech. Ja wiem, jaki jest silny- i jak bardzo to kontrastuje z moją predyspozycją fizyczną ale jak było to trudne, kiedy walczy dla mnie, a to daje mi poczucie
bezpieczeństwa. On mnie kocha i da z siebie wszystko, żeby mnie ochronić. Jeżeli Will nie
chce mi powiedzieć o co chodzi z Cadamem, to znaczy, że nie jest na to gotowy. Zajęło mi chwilę, żeby zrozumieć to w nim.
W każdym razie, przede mną długa noc. Kto wie, czy czasem kosiarze nie czyhają na mnie w sklepie. No dobra, przestaję mówić na temat demonów. Jesteśmy podobno umówieni z Avą i
Marcusem.
-Mam coś dla ciebie- Will powiedział nagle, a jego twarz się ożywiła.- Poczekaj.
Zniknął, przemknął przez ogromną kuchnię iw ciągu chwili i wrócił z moim prezentem -czekoladowym waflem, zanurzonym w misce z gałką moich ulubionych lodów. Pisnęłam, kiedy wzięłam od niego podarunek i zatańczyłam z radości. Odłożyłam miskę na dół i objęłam go za szyję. Jego zapach wypełniał mój nos, poczułam się tak, jakbym była w domu,tak blisko niego. Owinął ręce wokół mojej talii, jego dłonie dotykały mojej nagiej skóry,mój podkoszulek podjechał w górę, a ciepło przepłynęło przez mnie.

-Nie mogę uwierzyć, że dla mnie poszedłeś aż do Cold Stone!- Nie jeden mógłby pomyśleć,
że mam bzika na punkcie ich lodów. To jest niemożliwe, żeby zachorować na Nie
chcesz więcej Cookie Doughn’t**.
-Lubię, kiedy jesteś szczęśliwa- Uśmiechnął się do mnie, kiedy wykopałam łyżkę pełną przysmaku. – Byłeś wczoraj smutna, więc mam nadzieję, że to cię rozchmurzy.
-Na pewno tak się stanie- błysnęłam mu szerokim uśmiechem i usiadłam na taborecie za
barkiem.
Pochylił się nad ladą, naprzeciw mnie i opar się, przenosząc swój ciężar na ramiona.-Smakuję Ci?
-Piekielnie- wymamrotałam, z pełnymi ustami- Co za głupie pytanie.
-Kiedyś, ktoś mi powiedział, że nie ma takiego czegoś jak głupie pytania.
-Tamto pytanie zdecydowanie kwalifikuje się do tej grupy.
-A co jeśli, ktoś nie lubi cookie dough ? Przecież, nie będą sądzić, że są pyszne.
-Nie ma osoby, która by tego nie lubiła. –Powiedziałam z lekkim śmiechem.- Zwłaszcza mój anielski żniwiarz i jego apetyt.
Przez chwilę wpatrywał się we mnie intensywnie, a potem próbował nieskutecznie ukryć swój uśmiech, jakbym troszkę go zakłopotała.
-Jestem pewien, że ktoś się znajdzie- powiedział.
-Nigdy nie znajdziesz żywego człowieka, który nie lubiłby cookie dough.
-Więc teraz, dodajesz ograniczenia do zakładu?
-Kto powiedział, że to zakład?
-Myślałem, że jest to oczywiste.
-Więc zatem zgoda.
-Czyli to musi być człowiek.- Zapytał, wyraźnie starając się ukryć uśmiech-A na dodatek żywy?
-Zawsze możemy uwzględnić martwych ludzi, wystarczy, że wyciągniesz od nich ich to zdanie.
Życzę szczęścia w uzyskiwaniu od nich odpowiedzi.
-Trzymajmy się żywych ludzi
- Dobrze-Powiedziałam, wpatrzona w jego osobę.- To jest zakład.

Jego uśmiech urosną i był olśniewający. Mogę powiedzieć, że Will jest więcej niż piękny. Przystojny to zbyt śmiertelne słowo. I on był kompletnie tego nieświadomy. A ja dokładnie teraz, bardzo pragnęłam, żeby mnie pocałował.
Ale on by tego nie zrobił. Wzięłam wdech i wyrzuciłam tę myśl. Nie chciałbym być smutna. Zamiast tego postanowiłam z nim flirtować i spróbować sprawić, że będzie mu jeszcze ciężej utrzymać rozdzielającą nas odległość, którą sam stworzył..
Wzięłam kolejny kęs, i bardzo ostrożnie i powoli oblizałam łyżkę.
-Chcesz spróbować?- Powiedziałam, wyginając usta w sugestywny uśmiech. Bardzo się starałam nie myśleć, jak dużo osiągnę przez flirtowanie i bycie seksowną. Prawdopodobnie odkryje moje zamiary. Dokładnie mnie obserwował i zastanawiałam się czy osiągnęłam sukces. Moje nerwy napięły się. Studiował każdy cal mojej twarzy, a jego oczy migotały. Mój uśmiech wyblakł.
-Tak. –Powiedział w końcu- Chcę.
Mój żołądek zawiązał się w gruby węzeł i zrobił serię fikołków. Moje ręce odwróciły się w stronę miski, wyciągnęłam wielką łyżkę przysmaku i dałam mu.
Wyglądał tak, jakby się zastanawiał nad smakiem przez moment.
-Więc. Lubię cookie dough, ale ciągle wolę lody roztopione w piwie korzennym.
Zaśmiałam się trochę głośniej niż powinnam. Moja następna porcja, nie była gładka. Spojrzałam w jego błyszczące oczy, które nie zakłóciły całkowicie mojego wewnętrznego spokoju. A byłam w takim stanie, dopóki nie wybuchał śmiechem, a to oznaczało koniec.
-Co?- Spytałam, spoglądając na niego podejrzliwie. Coś musiało być bardzo zabawne.
Sięgnął po moją twarz, a ja zamarłam, niepewna do czego zamierza. Kciukiem przetarł
koniuszek mojego nosa i powiedział. – Masz lody na twarzy.
Moje policzki poczerwieniały i poczułam się jak pięciolatka potrzebująca buteleczki dla dzieci.
-Jesz jak żniwiarz.- Powiedział z uśmiechem.
Zmrużyłam oczy.- Dzięki palancie.
Jego uśmiech złagodniał. Wzniósł kciuk do ust i wytarł mi nos. Spojrzał na mnie, a moje serce biło coraz mocniej, niczym silnik. Znowu mu się udało. Wsunął mi włosy za ucho, a jego palce poruszały się po końcówce płatka ucha, a później przesunęły się na linię mojej szczęki.
Zaczął coś mówić, ale drzwi do garażu otwarły się i szybko schował ręce. Nataniel i Lauren pojawili się, a ona śmiała się z czegoś co jej towarzysz powiedział. Byłam zaskoczona widząc Nataniela, próbującego ujarzmić swoje zazwyczaj nieschludne, kręcone, miedziano-brązowe włosy. Wyglądali na bardzo szczęśliwych, oczywiście nie jak na przyjaciół i przez chwilę zazdrościłam im tego. Nigdy nie widziałam ich całujących się, ale założę się, że robili to, kiedy nikt nie patrzył.

-Część Lauren.- Zawołał Will, wyślizgując się za lady, żeby stanąć prosto.-Lubisz cookie
dough?
Wybuchłam śmiechem, a Nataniel i Lauren spojrzeli na mnie tak, jakbym była wiejskim idiotą.
-Nie za bardzo.- Powiedziała Lauren, wieszając płaszcz i torebkę na stojaku przy drzwiach. –
Zawsze po nich boli mnie brzuch.
Will posłał mi ironiczny uśmiech i irytująco poruszył brwiami.
Podjęłam właściwą decyzję- dopadnę go, gdy będzie spał i zgolę mu brwi.
-I co z tego?-mruknęłam- O nic się nie zakładaliśmy.
-Satysfakcja która płynie z uświadomienia ci błędu jest dla mnie wystarczająca.
-Oszukiwałeś. Wiedziałeś, że Lauren ich nie lubi.
-Możliwe.
-O czym rozmawiacie?- spytał Nataniel, patrząc na nas.
-O niczym- powiedzieliśmy równocześnie z Willem. Ułamałam ostatnią porcję deseru i
zanurzyłam w lodzie, żeby nie musieć się z nikim dzielić. Pewnie musiałbym oddać wszystko.


---------------------------
*- Hulk Smash- superbohater
**- pysznie wyglądający deser- kuleczki zrobione z surowego ciasta.- http://static.centercutcook.com/wp-content/uploads/2013/07/chocolate-chip-cookie-dough-sandwiches-4.jpg




Rozdział 5


Kosiarze dali mi nowy powód do nienawiści- polowanie w zimnie. Słońce o szóstej już
całkowicie zaszło, więc straszne potwory wychodziły na zewnątrz. Will i ja ubraliśmy się w
stosowny strój do polowania, choć nie do końca w stylu Matrixa, ponieważ nosiłam dżinsy,
tenisówki i czarny płaszcz, ubrany na moją bluzę.
-Nastąpiła zmiana planów- powiedział mi Will, kiedy ubierałam wełnianą czapkę na moje włosy.-
Nie patrolujemy dzisiaj z Marcusem i Avą.
-Nie?- zapytałam, kiedy wsiadaliśmy do mojego samochodu. Nie rozczarował mnie, wręcz
przeciwnie. Ostatnia noc była brutalna i cieszyłam się, że Will podaruje mi ten wieczór.- Więc
dlaczego jesteśmy gotowi do wyjścia?
-Będziemy się szkolić, zamiast polować. Chcą zobaczyć na co cię stać, zanim pójdziemy na
polowanie, na nycteids, ponownie.
Mój żołądek przewrócił się. Czasami walka z kosiarzami była łatwiejsza, niż z Willem. Nie dawał
mi nigdy forów, a z Marcusem i Avą zaangażowanych w mój trening- nie wróży nic dobrego.
Nienawidzę niespodzianek, chyba, że chodziło o lody.
-Ale Marcus widział jak walczę.
Usta Willa drgnęły.
-To głównie Ava. Myśli, że nie potrzebujemy cię.
Moje serce zamarło. Czy ona miła na myśli, że Willowi było by lepiej beze mnie.
-Kiedy z nią rozmawiałeś?
-Dziś. Kiedy byłaś w szkole.
Fantastycznie. Więc Ava rozmawia o mnie z moim byłym chłopakiem.
-Wyszyłeś z nią dzisiaj?- starałam się, żeby mój głos był jak najbardziej poważny, jak potrafiłam,
ale i tak to nic nie dawało, jeśli chodziło o Willa.
-Nie spotykaliśmy się. Po prostu odwiedziła mnie.
-To wcale nie pomaga.
-Nathaniel był z nami. To nie tak jak myślisz Ellie. Zaufaj mi.
Wzięłam głęboki oddech.
-O czym rozmawialiście?
-O tobie.- powiedział.- O Bastian’ie i jego zbirach.
-Dlaczego ona myśli, że jestem bezużyteczna?
Moja klatka piersiowa była zaciśnięta mocno, kiedy próbowałam się uspokoić.
-Ona nie myśli, że jesteś bezużyteczna.
-Czy to nie jest to, co dopiero powiedziałeś?
Jego uśmiech był łagodny i uspakajający.
-Ona walczyła z demonicznymi kosiarzami przez długi czas bez twojej pomocy. Nie rozumie, że
jesteś o wiele silniejsza, niż my, choćby przez to, co potrafi twój anielski ogień.
Nie odpowiedziałam, a mój umysły błądził z dala od naszej rozmowy.
-Ellie.- jego głos był stanowczy, ale uprzejmy.
Gdy powiedział moje imię, wiedziałam, że jest poważny.
Patrzył na mnie spokojnym spojrzeniem.
-Ava nie docenia cię i nie dziwię ci się, że bronisz. Ale ona cię nie zna, tak jak ja.
Uśmiechnęłam się. Bez względy co się stało, Will był po mojej stronie. Byłam pewna, że Ava myli
się co do mnie. Moja ciemna strona chciała być z nią przez pięć minut sam na sam. Niszczę
kosiarzy w straszniejszy sposób, niż Ava. W czym ona się przyczyniła, że Ragnuka już nie ma?
Szalony kot- zabójca z pazurkami.
-Jesteś gotowa?- spytał.
-Tak.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Will skierował mnie do starej fabryki, w rozpadającej się dzielnicy w Detroit. Była podobna do
naszego starego magazynu. Zaparkowałam Perełkę II z tyłu budynku, a powódź wspomnień
wróciły do mnie. Wspomnienia ze starego magazynu, w którym zdałam sobie sprawę, że jestem
zakochana w Willu, gdzie pierwszy raz mnie pocałował.
Wewnątrz, Marcus i Ava już czekali. Byli na pewno lepiej ubrani na trening, niż ja, oboje nosi
czarne body z materiału, które wyglądało na miękkie i elastyczne, a buty do walki mogłyby mi
zaszkodzić, jeśli dostałabym nimi w twarz. Czułam się jak ptyś obok nich.
Marcus posłał mi prosty uśmiech.
-Ellie. Jaki się masz dziś wieczorem?
Pociągnęłam za kołnierz mojego ciasnego płaszcza.
-Mniej boli, niż wcześniej.
-Dobrze, Will.- powiedziała Ava, jej wyraz twarzy był surowy.- Pokaż mi, co ona potrafi. Zmieniłaś
ubranie, kiedy wyszłaś ze ...szkoły?
Zajęło mi chwile, by uświadomić sobie, że pytanie było zadane do mnie. Nie podoba mi się sposób,
w jaki powiedziała słowo „szkoła”. Przerobiła to słowo, jakbym była dzieckiem.
-Zmieniłam. Jest zimno.
Patrzyła na mnie z taką pogardą, że czułam, że tracę kontrolę nad sobą. Zdjęłam płaszcz i
położyłam go z torebką przy wyjściu. Była taka zła, że mówiła o mnie paskudne rzeczy, pewnie po
to, żeby Will mnie opuścił. Dlaczego nie podobał się jej mój ubiór? Mój płaszczyk był naprawdę
uroczy.
-Nie miałam nic złego na myśli.- powiedziała Ava.- Pomyślałam, że lubisz nosić coś bardziej
trwałego, kiedy walczysz.
-Nieważne.- powiedziałam.- Zróbmy to.- Przywołałam miecze, które wybuchły anielskim ogniem.
Płomienie były jasne, połykały srebro ostrz. Ava staranie studiowała miecze. Płomienie świeciły w
jej oczach. Anielski ogień szkodzi tylko demonicznym kosiarzom i nic więcej.- Więc co chcesz
zobaczyć?
Studiowała moją twarz przez chwilę, jak bym była naukowym eksperymentem. Wskazała na Willa.
-Walcz z nim.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, moc mną wzrosła. Odwróciłam się na pięcie i obroniłam się przed
mieczem Willa. Przewidziałam, że jego następny ruch to będzie kopnięcie, moje drugie ostrze
przecięło powietrze, gdy jego stopa pędziła w kierunku mojego brzucha. Zebrałam swoją moc, tak,
że eksplodowała, a siła rozeszła się po całej fabryce. Wylądował na kolanach, na podłodze,
próbując dojść do siebie. Byłam tam, w mgnieniu oka, krojąc mieczami. Moje ostrze odbiło się, od
jego klingi, nasze uderzenia były szybkie jak błyskawice, nasza moc ruszała wszystko wokół,
zderzając się z podłogą i ścianami, kiedy nasze ostrza się zderzały. Zadawałam zarówno wysokie,
jak i niskie cięcia, wywołując podmuch własnej mocy, a on odpierał każdy mój cios. Kiedy nasze
moce sięgnęły zenitu, beton pod naszymi stopami zaczął falować, tak, że Will siedział w kraterze,
metr pode mną. Jego wyraz twarzy wyrażał koncentrację, a gdy nasze oczy się spotkały,
zobaczyłam zielony błysk uśmiechu. Odskoczyłam, żeby nie spaść do krateru. Miałam zamiar
zaatakować Willa ponownie, Ale głos Avy mnie zatrzymał.
-Wystarczy.
Will i ja wstaliśmy, zagarniając z powrotem swoją moc do siebie, a mój anielski ogień zniknął.
Marcus podszedł do nas, klaszcząc.
-Dobra robota. Skopała ci tyłek.
Uśmiechnęłam się i głęboko odetchnęłam szczęśliwa.
-To oczywiste, że dobrze.- powiedziała Ava.- Każdy ruch jest przewidziany.
Will wzruszył ramionami.
-Jestem jej opiekunem od pięciuset lat. Znamy się od wewnątrz i zewnątrz.
-Walcz ze mną, Pleriatorze.- powiedziała.
Poczułam nerwy w żołądku. Mogłam się z nią bić. Nikt nie był trudniejszy od Willa i dostawałam
dobry i regularny wycisk od niego. Anielski ogień wybuchnął.
-Zostaw miecze.- rozkazała
-Co?
-Słyszałaś. Zostaw je. Chcę zobaczyć co potrafisz, bez broni.
Spojrzałam na Willa, który dał mi zielone światło i zrobiłam to, co mi kazała. Ava podeszła do
mnie, jej ciemna energia pulsowała wokół mnie, jakby pochodziła z środka wszechświata. Jeśli Will
nie upierał się, że jest anielskim kosiarzem, to założyłabym się o wszystkie moje pieniądze, że jest
jednak bardziej demoniczna. Ona chciała, żebym zostawiła swoje miecze. Czy to możliwe, że...?
Rzuciła się na mnie, odpędzając moje myśli, moje oczy rozszerzyły się, gdy z jej palców wyrosły
skrzydła. Westchnęłam, obróciłam się, pozwalając jej latać wokół mnie. Nie uśmiechała mi się
walka, podczas której byłam nieuzbrojona. Jeśli nie mam swoich mieczy, zwykle daje się rzucać,
jak szmaciana lalka.
Ava zatrzymała się, rzucając się na mnie z pazurami. Zrobiłam unik, ale jej pazury zahaczyły o mój
sweter, tnąc tkaninę, jak masło. Przeklęłam, kiedy zrobiła trzecie kółko.
-Ellie, walcz- głos Willa dodał mi odwagi i siły, żeby zmierzyć się z kosiarzem, który próbuję
rozerwać mi gardło.
Ava znowu rzuciła się na mnie, a ja wezwałam swoją moc. Oślepiające białe światło roiło się wokół
mnie, wirując jak zamieć, plącząc moje włosy i uderzyłam nią w Avę. Poleciała wysoko w
powietrze, rozbijając się o ścianę i zostawiając wgłębienie w betonie. Kiedy zaczęła spadać, jej
skrzydła rozciągnęły się, dzięki czemu, wylądowała z wdziękiem. Kiedy jej spojrzenie spotkało się
z moim płonęło jasno niebiesko-fioletowym blaskiem, ze złości warknęła. Jej skrzydła
rozprzestrzeniły się szeroko, tak, że utonęłam w ich cieniu, ale wyszłam jej na spotkanie. Rzuciła
się na mnie ze szponami, a ja złapała ją za nadgarstki i popchnęłam ją z całej siły butem w pierś,
rozbijając ją ponownie o ścianę. Zgięła się, oszołomiona, odeszła ode mnie robiąc przerwę w walce,
wynik tej walki był rozstrzygnięty. Wgłębienie w ścianie miało kształt anioła, co zaparło mi dech w
piersi.
Ava wyprostowała się, kręcą głową, nadal oszołomiona. Zniknęła na chwilę, żeby pojawić się za
mną. Ścisnęła mnie za gardło, aż prawie zemdlałam z bólu, podniosła mnie z podłogi.
-Nie powinnam cię tak łatwo pokonać.- powiedziała, jej twarde spojrzenie podsyciło mój strach.-
Nie chciałam mieć racji, co do ciebie.
Nie chcę, żeby miała rację co do mnie. Moja moc wzdrygnęła się na moim ciele i zobaczyłam, ze
moja skóra robi się gorąca i czerwona. Chwyciłam za nadgarstki Avy, paląc jej skórę. Syknęła i
przeklęła, ale jej nie puściłam. Kopałam w jej brzuch na wszelkie sposoby i uwolniłam się od niej .
Zatoczyła się do tyłu, kopnęłam ją w kostki, przewracając z nóg. Skoczyłam na nią, waląc ją
pięściami w nos.
Podniosła ręce do góry.
-Dość. Dość. Złaź ze mnie.
Wahałam się, patrząc w jej oczy, które ciemniały. Czułam się spełniona. Wstałam, spotykając wzrok
Willa. Uśmiechnął się do mnie, pełen dumy.
Ava wstała.
-Jak ty to zrobiłaś?
Oskarżający ton jego głosu, zbił mnie z tropu.
-To anielski ogień. Można go używać żeby palić. Zrobiłam tak, już wcześniej na ursidzie- Reaper’u.
Był demonicznym kosiarzem.
Pamiętam ostatnią walkę z Reaper’em. Spaliłam połowę jego twarzy, kiedy próbował mi odgryźć
głowę. Wydawało mi się, że zrobiłam teraz to samo. Czy ta tajemnicza energia to anielski ogień,
czy coś innego.
-Nie powinnaś być w stanie zrobić, coś takiego.- powiedziała Ava. Strasz w tych słowach był
widoczny.
Otwierałam już usta, kiedy Will jej powiedział.
-Ona jest archaniołem. Anielski ogień jest pod jej kontrolą.
Ava skrzywiła się.
-Ale to tylko miecze. Jak ona potrafi przenieść anielski ogień z mieczy do jej ciała i zrobić z siebie
silniejszą? Nie to, że narzekam. Jestem pewna, że to jest przydatne przeciw jej wrogom.
-To jest nowa umiejętność.- przyznał Will- Jeszcze dobrze nie wiem, co to jest. To jej najdłuższa
reinkarnacja, która trwała czterdzieści lat i nie wiemy, co się przez ten czas zmieniło. Przynajmniej
teraz wiesz, że nie wolno jej lekceważyć.- ton jego głosu i wyraz jego oczu, wyrażał jasno, że to
jego ostanie słowa były ostrzeżeniem dla Avy.
Anielski ogień nie powinien pomagać- dlaczego więc się udało? Jeśli ona jest anielskim kosiarzem,
anielski ogień nie powinien jej zaszkodzić. Będę go używać, tylko jako środek ostatniej szansy.
Studiowałam ciemne piękno Avy. Co jeśli ona jest demonicznym kosiarzem? Podwójny agent? Czy
jej ufać? Marcus jej ufa. Ja nie.
Marcus uśmiechnął się do mnie.
-Dobrze, Ellie.
-Chcesz jeszcze jedną walkę?- dokuczałam mu, zdesperowana, żeby odciągnąć swój umysł, od
możliwej zdrady Avy.
-Nie, dziękuję,- roześmiał się.- Już mnie przestraszyłaś wystarczająco. Nie ma potrzeby, żeby było
jeszcze gorzej, kiedy mnie pokonasz na miazgę, wprost zmiażdżyłaś Avę.
Widać było na jego ustach dezaprobatę, natomiast wyraz twarzy Avy pozostał zimny jak kamień.
-Myślę, że skończyliśmy.- powiedział Will- Ava, Marcus. Polowanie jutro?
-Nie, mogę.- przerwałam.- Noc filmowa. Pamiętasz? Byłam uziemiona, teraz dopiero jestem wolna.
Westchnął.
-Sobota?
Pomyślałam chwilę.
-Niedziela jest w porządku. Kate planuje w sobotę imprezę, więc raczej pójdę. Nie mam nić innego
do roboty, niż szkoła i zabijanie kosiarzy. Potrzebuję przerwy.
Ava patrzyła to na mnie, to na Willa.
-Noc filmowa? Impreza? Jesteś mądra?
-Ważne, żeby Ellie miała choć trochę normalne życie. - Will wyjaśnił- Staram utrzymywać ją
szczęśliwą.
-I przy zdrowych zmysłach.- powiedziałam ze śmiechem.- Wszystko w porządku, to zaledwie dwa
dni w tym tygodniu.
-Jesteś ścigana.- powiedział Marcus.- Ava ma rację.
Wzruszyłam ramionami.
-Nie wiemy tego na pewno. A poza tym nie będę tam sama. Will zawsze jest ze mną, kiedy gdzieś
idę wieczorem. Nic mi nie będzie.
-Mogę się przyłączyć?- zaproponował Marcus.- Może chcesz drugiego stróża. Wiesz, w przypadku
większej ilości kosiarzy.
-Och, nie.- roześmiałam się.- Nie wiem, jak zareagowali moi przyjaciele. Byliby bardzo ciekawi
ciebie.
-Zabiłabyś mnie, gdybym to zrobił?- spytał, uśmiechając się szeroko.
Coś mi mówiło, że nie żartował z tym pytaniem.
-Proszę, nie rób tego.- błagałam.- Nie będziesz szczęśliwy, wśród ludzkich nastolatków. Will
zawsze strzela fochy, kiedy ze mną idzie.
Uśmiech Marcusa rozszerzył się jeszcze bardziej.
-On zawsze strzela fochy.
-Jakbyś zobaczył go, kiedy oglądaliśmy horror. To było bardzo smutne.- powiedziałam z
dezaprobatą.
-Wcale nie oglądaliśmy horroru.- Will odciął się.- I nie dąsam się.
-Chciałbym to zobaczyć.- Marcus nalegał.- To brzmi bardzo zabawnie.
-Nie wiem.- powiedziałam.- Wziąć dwóch kosiarzy.
Moim przyjaciołom może się nie podobać Marcus, tak samo, jak Will. Prawdę mówiąc myślę, że
nie dam rady się zajmować dwoma kosiarzami, na jednej imprezie, zwłaszcza, że z tego co
pamiętam, to Marcus jest bardzo awanturniczy.
-Nie jesteś zabawna.- powiedział Marcus.
-Nie gwarantuję, że będzie zabawnie ze mną i Willem.
Roześmiał się, ale ja nie żartowałam.



 
Rozdział 6


   Kiedy jechaliśmy do domu, Will był w dobrym humorze. Był dumny ze mnie. Ale musiałam się dowiedzieć kilku rzeczy, a byłam pewna, że zdenerwuję go tymi pytaniami.
Przerwałam ciszę, zadając niewinne pytanie.
-Marcus urodził się w XVIII, prawda? Pamiętam, że kiedy ostatnio go widziałam miał dwieście lat.
 -Prawda. –Will potwierdził. – Nie jest zbyt stary dla naszego gatunku. Ale to nie oznacza, że jest słaby.
 -Ile lat ma Ava?
 -Jest starsza o kilka dekad ode mnie .
  Przygryzłam wargę.
 -Czy ona jest demonicznym kosiarzem?
 -Ellie… - przynajmniej się nie śmiał.
 -Pytam poważnie.
Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.
 -Jestem pewien, że nie.
 -Na pewno?
 -Tak.
-Możesz się mylić?
 -Nie. – powiedział stanowczo. – Ona nie jest demonicznym kosiarzem. Dlaczego pytasz?
Wzruszyłam ramionami.
-Nie jest zbyt miła i nie chciała, żebym walczyła z nią mieczami. I sposób, w jaki moja moc ją przypaliła. Wiem, że nigdy nie próbowałam użyć swojej mocy na kimś innym, niż kosiarz, ale zastanawia mnie to. Anielski ogień pali tylko demonicznych kosiarz, prawda?
 -Tak, ale to nie jest to samo. – powiedział. - Jesteś aniołem. Archaniołem. Twoja moc jest praktycznie nieograniczona i nie całkiem ją rozumiem. Czymkolwiek jest ta moc, która pozwala ci palić, to może nie być anielski ogień. Spędziłaś dziesięciolecia ludzkich lat w niebie, szkoląc się zanim powróciłaś. Być może jest to jeden z wyników twojego szkolenia. Kiedy twoja pamięć całkowicie  się przywróci, może będziesz potrafiła coś jeszcze.
Pozwoliłam, żeby reszta jego słów spływała po mnie, chcąc tak bardzo przypomnieć sobie wszystko, co zapomniałam,  nie tylko części, albo drobiazgi. Większość z nich wróciła do mnie, moje poprzednie wcielenia, ale głębsze i ciemniejsze rzeczy wymykały mi się. To było, jakby coś złego pulsowało na skraju mojej mocy, karmiąc się nią, mimo że powinno być boskie. Ludzkie  emocje miały sprawiać, że powinnam być silniejsza, ale sprawiały, że czułam się szalona. Może to przez ludzkość we mnie, ludzkie zło zanieczyszczało moją moc i było powodem, że moje ciało jest słabsze od ciała moich wrogów. Moja moc mogła być większa od ich, ale ciało było śmiertelne, a śmiertelność była równoznaczna ze śmiercią. Will nigdy nie zginął, ponieważ choć przypominał normalnego faceta, to jego ciało nie było ludzkie. Był kosiarzem i trudno było go zabić z wielu powodów.
Moje usta zaciskały się coraz mocniej, kiedy myślałam.
 -Ale w jaki sposób można rozpoznać różnicę pomiędzy demonicznym kosiarzem, a anielskim? Bez użycia anielskiego ognia. To nie jest, jak znak wytatuowany na czole lub cokolwiek innego. Dla mnie vir, jest virem, aż do czasu, kiedy próbuję mnie zabić. Wtedy wiem, że jest demonicznym kosiarzem.
 -To ciemność. – wyjaśnił. – Zło, które je zasila. Brutalność jest w nich od urodzenia i wiadomo, że płynie w ich krwi. Przemoc jest jedyną rzeczą, która ma dla nich sens. Gdy ich moc i emocje zbierają się, zaczynają się bardzo różnić od mojego gatunku. Niegodziwość demonicznych kosiarzy ma głęboki wpływ na anielskich.
 -Czyli nie można powiedzieć kim są, po prostu patrząc na nich ?
 -Zło jest głębsze, niż to co znajduję się na powierzchni. Coś może wyglądać przerażająco, a być czyste i niewinne. – uśmiechnął się. – W przeciwieństwie do butów nie mają metki z marką.
Skrzywiłam się po tej metaforze, w pełni świadomie, że drwi ze mnie. Jednak pamiętałam dziwne rzeczy, które przytrafiły mi się odkąd moja moc się obudziła. Uczucie ciemności w mojej mocy, czarne spirale, które widziałam na swojej skórze – wizja, której znaczenia do teraz nie pojmuję. Mylę się, jeśli myślę że zło we mnie sprawia, że doświadczam tych rzeczy. Jaka jest różnica miedzy dobrem, a złem i jak bardzo różnią się od siebie.
-Nadal nie rozumiem jak kosiarz może być dobry lub zły. Z natury? W zależności od genów?
-Taki jest po prostu stan rzeczy. Ava jest anielskim kosiarzem.
-Więc nie może stać się zła?
 -Oczywiście, że nie. Ona nie może się stać demonicznym i vice versa.
-Więc ona nie jest demonicznym kosiarzem, który przeszedł na dobro?
-Nie. – ton w jego głosie zasygnalizował mi, że to był koniec rozmowy.
 -Dobrze. – ustąpiłam.
Musiałam zaufać osądowi Willa, bez względu na to, co myślałam o Avie … i Cadanie.  On jeszcze bardziej mnie zastanawiał. Chciałam zobaczyć dobrego Cadana i złą Avę, przez głupie powody. Ale Will miał rację, prawda? Był jednym z nich, mimo wszystko. Pomimo tego, kim byłam, nie pasowałam do nich.
Ale przynajmniej mogłam kopać im wszystkim tyłki.
Został jeszcze jeden dzień w szkole przed weekendem i jutro odbędzie się moje pierwsze wyjście z przyjaciółmi od kilku miesięcy.  Moje stopnie się poprawiły i nie miała już szlabanu. Moi przyjaciele wraz z rodzicami myśleli, że zerwaliśmy nasz wymyślny związek. Gdyby był moim chłopakiem oczekiwaliby, żebym przyprowadzałam go do domu i musielibyśmy robić rożne rodzinne rzeczy razem – oni, mam na myśli tylko moją mamę, ponieważ mój tata wolałby być w Miami lub krzyczeć na mnie.
 -Więc jutro wieczór filmowy? –zapytałam go, kiedy dotarliśmy blisko mojej dzielnicy.
 -Jeśli chcesz.
Uśmiechnęłam się chytrze.
 -Jeśli chciałabym pójść na zakupy i poprosiłabym cię o noszenie moich torb z zakupami, zrobiłbyś to?
Skrzywił się i spojrzał na mnie.
 -Nie spodobałobym mi się to.
 -Ale zrobiłbyś to?
 -Nie prosiłabyś mnie o coś takiego.
Miał racje. Nie zamierzałam nadużywać naszych relacji.
 -Nie zrobiłabym tego. Ale nie zmuszaj mnie. Nie wiesz do czego jestem zdolna.
To sprawiło, że zaśmiał się cicho.
 -Wiem dokładnie na co cię stać. Widziałem cię w najlepszej wersji i najgorszej. Nic nie możesz zrobić, żeby mnie zaszokować.
 -Na pewno? –powiedziałam wyzywająco. –Lepiej, żeby to nie był zakład.
-Wiesz, jako anioł na pewno nie grasz za dużo.
 -Masz na mnie zły wpływ.
 -Na pewno. – powiedział sarkastycznie.
 -Może mnie zasady nie dotyczą.
 -Nie?
 -Jestem Preliatorem. Robię to, co chce. – pokazałam mu język.
 -Jesteś już wystarczająco męcząca.
 -A ty jesteś okropny.
 -A ty dziecinna.
 -Myślisz, że jestem dziecina. – spojrzałam na niego błagalnie, udając ból.
Spojrzał na mnie skruszony.
 -Nie to miałem na myśli.
 -A właśnie, że tak.
 -Ellie, nie miałem. Przepraszam.
 -Właśnie, że miałeś to na myśli. – powiedziałam, próbując zatuszować swój śmiech szlochem.
Nie mogłam zachować powagi. Niestety, zdradziłam się. Popatrzył na mnie. Jego usta wgięły się lekko do góry.
-Oszustka.
-Nie. Jestem naprawdę zdruzgotana. Jestem w szoku, że mówisz takie rzeczy.
 -Wiesz, że nigdy nie powiedziałem nic, żeby cię specjalnie zranić.
Wyprostowałam się i zamrugałam oczami.
 -Oczywiście.
 Wjechaliśmy na mój podjazd i Will wyłączył silnik.
 -Czy chcesz, żebym poszedł też na imprezę w sobotę? – zapytał.
Zauważyłam nagłą zmianę tematu i mój nastrój też się zmienił.
 -Chcę, żebyś tam był, a nie tylko obserwował. Chce żebyś tam naprawdę był. Ze mną.
Musieliśmy udawać, że zerwaliśmy, bo tak powiedzieliśmy moim rodzicom i przyjaciołom, ale nadal mogliśmy być przyjaciółmi. Mimo że nie jesteśmy i nigdy nie będziemy tylko przyjaciółmi. Nawet jeśli świat by się skoczył, a kosiarze pochłonęliby wszystkie śmiertelne dusze, ja nadal będę w nim szaleńczo zakochana. I nic tego nie zmieni.
Odwrócił się i spojrzał na mnie ponownie, tym razem dłużej niż poprzednio i z miękkością. I może z lekkim smutkiem.
 -Ok. Pójdę z tobą.
Starałam się ukryć grymas, ale wiedziałam, że mi się nie udało przez wyraz jego twarzy.
 -Tęsknie za tobą. To znaczy … brakuję mi ciebie.
Jego ciało opadło trochę i odwrócił się ode mnie, patrząc na swoje stopy. Jego dłonie zacisnęły się na kierownicy, aż pobielały mu knykcie. Nie byłam pewna, czy robił to z niecierpliwości, czy z niezdecydowania. Jego oczy był ciemnie, a jego twarz bez żadnego wyrazu. Nienawidziłam, kiedy tak zamierał,  wydawał się odległy i niedostępny. Kiedy znów zwrócił na mnie uwagę, znowu było, tak jak minutę temu, kiedy śmialiśmy się i dokuczaliśmy sobie nawzajem. Niektóre rzeczy trzeba powiedzieć. Nie mogliśmy się budzić się każdego dnia udając, że wszystko jest w porządku. Codziennie mały odłamek odrywa się od mojego serca. Jeśli mieliśmy nadal tak postępować, nigdy nie poskładamy go z powrotem. Will miał moje serce, które nie należy do nikogo innego, ale jeśli nie zadba o każdy nawet najmniejszy kawałek, który się oderwał to nigdy nie będę do niego należeć. Nie mogłam mu pozwolić o tym zapomnieć. Jeśli zapomnę o tym, oboje zapomnimy to moje serce nigdy nie będzie pełne.
 -Wiem. – powiedział i wyszedł z mojego samochodu bez słowa pożegnania.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

   Moi znajomi zauważyli, jaka byłam cicha następnego dnia. Kate szczególnie. Była moją najlepszą przyjaciółką od szkoły podstawowej i wiedziała, że coś krąży mi po głowie. Podczas ostatniej lekcji przed lunchem – wiedzy o społeczeństwie poczułam, jak wibruję mi telefon i wysunęłam go z kieszeni. Kate wysłała mi SMS z biurka, które było w rzędzie obok mojego.

Dlaczego jesteś nieszczęśliwa?

Odruchowo dotknęłam wisiorka na mojej szyi z skrzydłami poszukując wsparcia. Zmarszczyłam brwi i pomyślałam o możliwej karze zanim wpisałam w telefonie jedno słowa.

Will.

 Patrzyłam na nauczyciela,  pana Johanssona, aż odwrócił się do tablicy, żeby napisać więcej definicji. Dźwięk piszących markerów doprowadzał mnie do szału. Kątem oka obserwowałam Kate, jak trzyma komórkę pod biurkiem i pisze coś z powrotem do mnie.

Nie możecie być przyjaciółmi?

To oczywiście nie był problem, prawda? Co ja jej mam odpisać? Co powinnam napisać? Prawdę? Może coś związane z nią.

Nadal jestem w nim zakochana.

Nie ma szans na powrót do siebie?

   Tu musiałam kłamać.

Różne miejsca w naszych życiach. College zajmuję go i nie wydaję mi się, żeby dało się to jakoś rozwiązać.

Kiepsko.

Wiem. Powiem ci więcej na lu…

   Mój telefon został mi wyrwany tak szybko, że mnie przeraził, a moje serce się zatrzymało. Spojrzałam w górę i zobaczyłam, że pan Johansson zjawił się znikąd i teraz trzyma mój telefon w swoich wilgotnych rękach. Kiedy zaczął się przemieszczać między rzędami? Powinnam zachować uwagę. Pierwsza koza nie będzie dobrze wyglądała w oczach mojej mamy, już teraz stąpałam po cienkim lodzie. Mój puls bębnił mi w głowie, a ja wymieniłam dyskretne spojrzenia z Kate. Jej twarz była całkowicie spokojna, jakby nie miała nic wspólnego z tym i nie obawiała się żadnych skutków.
Pan Johansson przejrzał tekst swoimi wodnymi oczami, przesuwając palcami po ekranie. Pachniał, jak stary sweter kupiony w jednym z tych antykwariatów, do których ciągnie mnie mama w deszczową sobotę, kiedy zostaję w domu. Jego ręce było poplamione markerem, których używał przez cały dzień, mogłam sobie wyobrazić brudne odciski palców pozostawionych na moim telefonie.
 -Brzmi skandalicznie, panie. Nadal w nim zakochana, panno Monroe?
 Upokorzona, popatrzyłam w dół na swój zeszyt. Usłyszałam śmiech moich kolegów, szepty oraz wzrok innych skierowany na mnie. Nie mogłam uwierzyć, że to się działo. Myślałam, że tylko w filmach nauczyciele czytają SMS na głos przy całej klasie. To się nie działo. Nie mogło się dziać.
 -Koza dla was obu, po dzisiejszych lekcjach.
Johansson powiedział to głosem pełnym dumy, jakby myślał, że jest super, bo złapał dwie dziewczyny, na SMS-owaniu.
 -Będziecie mieć dużo czasu, żeby przepisać moje notatki zamiast pisać do siebie. Po tym możecie odzyskać swoje telefony.
Chwycił telefon z ręki Kate i poszedł do przodu klasy. Celowo nie słuchałam, co mówi, aż do końca lekcji.

                                             ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Kate wbiła widelec w sałatkę, jakby próbowała zabić ogórki zanim je zje. Przeklinała tak głośno, że jakby jej mama to słyszała, to by zemdlała.
-Powinnyśmy go zabić.
-Powinnyśmy.
-Nie wierzę, że czytał SMS na głoś i jeszcze dał nam kozę.
-A jednak to zrobił. -  Dlaczego kosiarze  nie mogły zabić jego zamiast pana Meyera?
-Część, laski. – London przywitał nas, opadł na siedzenie obok Kate i pocałował ją w policzek. Skrzywiła się, pacnęła go w ramię, a potem streściła sprawę z panem Johansson’em.
-Nie przejmujecie się. To potrwa tylko godzinę. Będziesz miała dużo czasu, żeby się przygotować na wieczór. – powiedział London z uśmiechem, ale nie sprawił, że poczułyśmy się lepiej.
-Tak, ale to piątek. –Kate jęknęła.
-Przynajmniej nie zatrzymał nas w sobotę. – pocieszyłam ją.
-To prawda. –powiedziała. – Co chcesz mi powiedzieć. O Willu?
-Dziewczyńskie rozmowy. – wymamrotał London. – To ja już sobie pójdę.
Wstał i przeniósł się na drugi kraniec stołu, gdzie siedzieli inni nasi przyjaciele – Chris i Evan.
-I? – pośpieszyła mnie Kate.
Odetchnęłam głęboko i wzięłam kęs mojego lunchu.
-Nie wiem. Jest mi po prostu ciężko ciągle go widzieć, ale nie móc z nim być.
-On wciąż jest twoim korepetytorem, prawda?
-Tak. Idzie dziś z nami i jutro na imprezę.
-Udawanie przyjaźni jest niemożliwe, jeśli chcesz kogoś, tak bardzo.
-Nawet, jeśli przestanę wychodzić wciąż będę go widywać na naszych korkach.
Jeśli w ogóle można nazwać nasz sparing, walkę i zabijanie kosiarzy korepetycjami.
-Nie możesz dostać innego korepetytora.
-Nie bardzo. jesteśmy, tak jakby sparowani ze sobą.
-Całował cię od czasu zerwania?
Mój żołądek podskoczył.
-Nie.
-Dobrze, to sprawia, że sprawa jest prostsza. Nie wiem. Spróbuj unikać go. Jeśli on nadal cię kocha, to dla niego też jest trudne. W końcu się podda. Jest facetem. I to nie jest tak, że można przestać kogoś kochać, tak po prostu. To zajmuję dużo czasu, a nie z dnia na dzień. Długo się zakochuję i odkochuję. Moją radą jest taka, żeby mu przypominać o twoim braku, tak często  jak jest to możliwe.
-Czyli jak?
-Bądź urocza. Seksowna. Po prostu użyj tego, co masz, kochana. Jestem pewna, że wiesz, co lubi w tobie najbardziej. Paraduj przed nim. Kiedy zatęskni za tobą, przybiegnie z powrotem. Widzisz go, tak często. To nie może być trudne.
Żałowałam, że nie jest to, takie proste. Ale ona nie mogła znać całej historii. Byłam aniołem, czysta, nietykalna w oczach Willa. Byłam lewą ręką Boga. Próbując uwieść Willa musiałam zignorować ostrzeżenia Michała. Ale widziałam, że Will kocha mnie, taką jaka jestem, a ja powinnam mu o tym przypomnieć.
Uśmiechnęłam się.
-Chyba mam to co mi potrzeba. Dzięki, Kate.
-Oczywiście, że masz. Czy nie myślisz, że powinnam założyć portal randkowy?
Roześmiałam się.
-Dasz każdemu, taką samą radę. 
-Ej. Wiesz z kim rozmawiasz, prawda?
-Nie sądzę... – zaczęłam i poruszyłam się niespokojnie na swoim krześle. – Nie sądzę, że jestem na to gotowa z Will’em. Nawet, jeśli on by chciał.
-Jeśli nie jesteś, to nie. – powiedziała, wzruszają ramionami. – Chyba nie chcesz patrzyć za siebie i zastanawiać się. Mój Boże, co ja sobie myślałam? Zanim zrobisz następny krok zastanów się, czy to dobry pomysł. Po prostu pomyśl, zanim będziesz żałować.
Podziwiałam przez chwilę Kate, zastanawiając się w myślach na temat tego, co powiedziała. Jeśli Will i ja prześpimy się ze sobą, na samą myśl poczułam trzepotanie w brzuchu, to czy będziemy później tego żałować.
Wzięła kolejny kęs jedzenie i mrugnęła do mnie.
-Wiesz, że to dobry pomysł.
Moje policzki poczerwieniały, pokręciłam głową, śmieją się.
-Czy będę miało w ogóle szansę, aby się tego dowiedzieć?
Czy powinnam się martwić. Bałam się, że nie był tylko Will. Miałam nieskończenie wiele wcieleń i zastanawiałam się, co się w nich wydarzyło. Było wiele dużych i małych rzeczy, których nie pamiętałam. Czy kiedykolwiek miałam męża? Czy kiedykolwiek miałam dzieci? Czy mam swoich potomków, gdzieś na świecie. Głowa mnie rozbolała. To było zbyt wiele dla mnie. Mniejsze rzeczy powiedziałam sobie w myślach. Nie powinnam myśleć, tak ciężko.




 



                              Rozdział 7

 W nocy, podczas imprezy Kate stałam obok stołu z przekąskami i nakładałam na talerz krakersy i plastry żółtego sera, oczywiście z Willem u boku. Nikt nie był w kuchni oprócz naszej dwójki, ale strasznie głośna muzyka i tłum wylewających się ludzi z pokojów zabierały nam prywatność. Piwnica Kate, była niczym dom pod ziemią, nawet były tu zapasowe sypialnie. Jej rodzice mają wiele niekończącego się miejsca. Will wyciągnął losowo i pociągnął jeden z moich grubych loków, który odbił się i powrócił na miejsce.
-Jesteś okropny-zauważyłam wkładając kostkę żółtego sera do ust.
-Dlaczego związałaś włosy do góry?- zapytał. Jego głos przypominał mi dziecko, robiące kwaśną minę ponieważ nie dostało drugiego cukierka.
Wzruszyłam ramionami-Nie wiem. Ponieważ chciałam zrobić coś innego tej nocy.
-Twoje włosy są piękne. Wolę kiedy są rozpuszczone- powiedział tęsknie.
Zerknęłam na niego kątem oka. Tęsknota i pragnienie w jego oczach sprawiły, że mój żołądek
przekręcił się. Patrzył na mnie przez moment, po czym opuścił kuchnię. Co on zamierza? Nie mógł
celowo się ze mną droczyć. Nigdy nie robił rzeczy celowo. Ale jeśli będzie ze mną grał w tę grę, to mogę sprawić, że odbędzie się to na moją korzyść.
Kiedy tylko wyszedł z pomieszczenia, szybko poszłam do łazienki i rozpuściłam włosy, pozwalając im luźno opaść. Może nie powinnam rozwiązywać kucyka, tylko dlatego, że mu się tak podoba, ale zrobię to znowu jeżeli uda mi się ukraść pocałunek. Każdy kto zasmakował jego ust nie może mnie winić.
Kiedy wyszłam z łazienki z moim talerzem i przeszłam przez dom, pełnego zapachów ludzkich ciał, skierowałam się na kanapę, gdzie Kate, Landon i garści uczniów z ostatniej klasy, siedzieli i się śmiali. Ciężki bas z głośników, rozległ się po mojej lewej i spowodował nerwową drgawkę w lewym oku.
Usiadłam na fotelu i zaczęłam jeść, patrząc, jak starają się przekrzyczeć głośną muzykę. Will pojawił się obok mnie. Zerknęłam na niego, i zauważyłam triumfalny błysk uśmiechu na jego twarzy. Może czuje się pewny siebie, po tym jak zmieniłam fryzurę, ale zrobiłabym to jeszcze raz, gdyby ktoś zagwarantował mi, że będzie się na mnie patrzeć w ten sposób przez całą noc. Jego uśmiech zbladł, kiedy odrzuciłam włosy na ramiona, eksponując szyję, a później kaskada włosów opadła  na plecy.

Will- jeden punkt, Ellie- pięć tysięcy.

-Musimy odwiedzić Florydę podczas wiosennej przerwy-powiedział z pewnością Landon.
-Każde miejsce, ale PCB - jęknęła Kate.
Dopiero po chwili dedykowania zrozumiałam, że chodzi jej o Panama City Beach.
-Boże, to miejsce jest wstrętne.- kontynuowała- Ostatnią rzeczą, którą potrzebujemy na naszych
sumieniach przed college'm jest spędzenie naszej wiosennej przerwy w tanim, siedmiopiętrowym
hotelu z niezidentyfikowanymi plamami na ścianach, wymiotując whiskey za dziesięć dolarów.
Skrzywiłam się. Kate z pewnością potrafiła tworzyć bardzo… wyraziste historie.
Landon odwrócił się do mnie i spytał- Ellie, jesteś za?
-Tak- odpowiedziałam z buzią pełną krakersów- Jeżeli będę miała wystarczająco kasy, rodzice mnie puszczą. Zastanawiałam się, jak zrobić kolejny krok naprzód z Willem. Jako mój opiekun, będzie musiał ze mną iść. Najbardziej trudne zadanie w tej sprawie, będzie to, jak wytłumaczyć wszystkim, dlaczego mój eks dołącza do naszej wycieczki.
Will położył dłoń na moim ramieniu, a jego palce się zacisnęły. Odwróciłam głowę, żeby na niego spojrzeć, ale pochylił się i szepnął mi do ucha- Nie bądź zła.
-O czym ty..?- I wtedy go zobaczyłam.
Marcus.
Żniwiarz stał w progu drzwi, których wszyscy używali do wyjścia z piwnicy, żeby nie dręczyć rodziców Kate. Nie zrobił nawet dwóch kroków, a już był otoczony wianuszkiem dziewczyn. Był wyższy o głowę od większości ludzi stąd, więc nietrudno było go przeoczyć. A do tego był gorący i w pełni świadomi, tego co robią i czują dziewczyny, kiedy znajdą się koło niego. Nawet w słabym świetle widziałam ogromny uśmiech na jego twarzy, który robił z niego jeszcze większe ciacho.
Oczywiście, nie byłam idiotką.
Już miałam zamiar podejść w jego stronę, ale Will chwycił mnie za rękę i nie zdążyłam stawić ani kroku.
-On nie zamierza nikogo zranić- powiedział Will z poważnym wyrazem na twarzy.
To nie była najważniejsza rzecz. Był kosiarzem, a ja nie chciałam, żeby moi ludzcy przyjaciele zostali wciągnięci w nadprzyrodzony świat. Już sama obecność Willa była wystarczająca. Wbrew mojej irytacji, nie mogłam pomóc. Wszyscy podziwiali jego wyrazistą i wyeksponowaną, chropowatą bliznę po poparzeniu wokół jego kołnierzyka, którą nosił z dumą bezwstydu przy wszystkich.
Kiedy Marcus mnie zauważył, pomachał i przebił się przez gromadkę dziewczyn, a na ich twarzach zagościł wyraz jawnej nienawiści, kiedy zobaczyły, jak zatrzymuje się obok mnie.
-Ellie, Will co u …
-Co ty tutaj robisz?- przerwałam
Zamrugał ze zdziwienia- Więc, ja…
-Nie powinieneś tu być- powiedziałam nie pozwalając mu skończyć- Mówiłam Ci, żebyś ni przychodził.
Głos Willa był kojący i łagodny, kiedy szepnął mi do ucha- On nie zamierza wyrządzić żadnej szkody.
Spojrzałam na niego- Nie broń go.
Odwróciłam się do drugiego kosiarza- Musisz wyjść.
-Oh, ja nie zamierzam was opuszczać- powiedział miękko śmiejąc się.
-To są twoi przyjaciele?
Praktycznie wskoczyłam w powietrze i odwróciłam się, żeby zobaczyć Kate, która szła za mną. Uderzyłam Marcusa dłonią w jego klatkę piersiową, na tyle silno,  żeby cofnął się o krok.
-To jest Marcus. Ignorujcie go. On jest zalążkiem zła- powiedziałam.
Kiedy tylko Kate na niego spojrzała, jej rosnący uśmiech powiedział mi, że to nie wróży nic dobrego. Wyciągnęła ręka na powitanie i powiedziała- Cześć, jestem Kate i też jestem zalążkiem zła.
Zamiast podać jej rękę, uniósł ją i schylił głowę, żeby złożyć pocałunek.
-To przyjemność poznać cię.
Gdybym była Kate, zemdlałabym. Ale nią nie byłam, a ona nie była mną. Zamiast zrobić coś tak bardzo obciachowego, wypowiedziała dwa proste słowa, jakbyśmy byli na jakimś klasycznym hollywoodzkim filmie.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Marcus puścił tę dłoń, a wtedy Kate odwróciła się do mnie.
-Gdzie ty znalazłaś tego gościa?
Myślałam szybko- To przyjaciel Willa… z… jego szkoły.
Spojrzała na mnie wilkiem- Dlaczego ty zawsze wyłapujesz najbardziej gorących chłopaków uczących się w college i dlaczego nie mówisz mi, że przywieziesz coś ekstra?
-Och, jestem jeszcze bardziej zszokowana tym niż ty- powiedziałam przez zaciśnięte zęby i uśmiechnęłam się gorzko do Marcusa. Jego oczy były przyklejone do Kate. Potrafiła robić to wrażenie.
-Więc, Marcus.- powiedziała- Chodzisz do college z Willem?
Jego uśmiech poszerzył się prawie niezauważalnie- Wymiana zagraniczna.
-Interesująco. Z skąd pochodzisz?
-Z Hiszpanii- odpowiedział płynnie kremowym głosem- Podczas pobytu tutaj, mam nadzieję odkryć każdy zakątek Ameryki.
Jej brwi wygięły się znacząco- Oh.
Spojrzałam na Willa błagalnie. O dziwo, nie wydawał się zmartwiony tym, że Marcus flirtuje z normalną, ludzką dziewczyną. Czy to było pospolite dla kosiarzy, żeby umawiać się z ludzkimi dziewczynami, czy tylko oni z nimi spali? Jeżeli Will zdawał się myśleć, że to jest okay, kiedy Marcus tak robi, czy znaczyło to, że on też tak postępuje i nie czuję się winny?
Myśl o Willu z inną dziewczyną była okropna, ale musiałam zaakceptować fakt, że jest facetem, nawet jeśli przy okazji jest kosiarzem. Śmiertelne dziewczyny praktycznie rzucały się na niego. Nie wspominając o Ava'ie i jej historii. Podejrzewam, że byli kiedyś razem.
-Chcesz się napić Marcus?- zaproponowała Kate.
-Poproszę drinka.- odpowiedział
-W porządku.- skinęła mu głową, żeby poszedł za nią do kuchni.
Spojrzałam na Willa- Zostań tutaj.
Skrzywił się- Nie jestem psem, Ellie.
-Racja- za ćwierkotałam- Żadnych ciasteczek dla ciebie.
Kiedy uśmiechnęłam się do niego, odwzajemnił się tym samym i przewrócił oczami –Nie trzeba go wyrzucać. Po prostu zostaw go w spokoju.
-Ja jedynie chcę z nim porozmawiać.- zapewniłam Willa i pobiegłam żeby złapać Marcusa.
Położyłam silną dłoń na jego ramieniu, żeby powstrzymać go przed wejściem do kuchni.
-Co ty sobie myślałeś?- powiedziałam wymagająco.
-Robię to, co uważam za stosowne.- spojrzał na mnie z wyzwaniem w oczach. Nie bał się.
-Dlaczego przyszedłeś, skoro prosiłam cię, żebyś tego nie robił i bezwstydnie flirtujesz z moją
przyjaciółką. Która jest człowiekiem.
Jego twarz ściemniła. Pochylił się nade mną, tak blisko, że aż czułam jego oddech na moim policzku, tak żeby nikt nas nie usłyszał.
- Czy muszę przypominać Preliatorze, że nie jestem twoim opiekunem. Nie możesz mnie
kontrolować.
Kiedy do mnie mówił w taki sposób, przypomniałam sobie jak bardzo jest niebezpieczny. Nie ważne jak dobrze go znałam w poprzednich życiach, albo fakt, że jest anielskim kosiarzem. Nie zamierzałam pozwolić mu nachodzić mnie.
-Ale służysz aniołom. A ja jestem archaniołem, Gabrielem.
Wziął głęboki wdech przez nos, dotykając lekko mojego policzka, tak bardzo zwierzęco.
-Dla mnie pachniesz jak człowiek
Kosiarze byli bardzo dziwni. Przynajmniej Will nie wącha mnie jak obiadu. Kiedy spróbowałam coś powiedzieć, zdałam sobie sprawę, że wstrzymuję oddech –Jakie są twoje zamiary związane z Kate?
Odsunął się i uważność potężnego diabła wróciła w mgnieniu oka- Są całkowicie czyste, zapewniam cię.
-Jeżeli ją zranisz, kosiarzu, to obetnę ci jaja.
Popatrzył na mnie przez moment po czym prychnął i złośliwie się uśmiechnął –Tylko spróbuj.
Jego chwilowe wahanie powiedziało mi, że jest pewien, że mówię serio i to zrobię. I, że prawdopodobnie odniosę sukces.
Marcus znał mnie tak dobrze, jak ja sprzed dekad, i wiedział co byłam wstanie zrobić. Nie pamiętałam całkiem jego maksymalnej siły. Ale jego wahanie spowodowane moją groźbą dało mi nadzieję, że moje słowa mogą się spełnić.
Marcus przeszedł koło mnie i skierował się do kuchni, bez żadnego słowa.
Zamknęłam oczy i potarłam nos kciukiem i palcem wskazującym, psychicznie wykończona.
Kosiarze zamierzali mnie zabić. Znowu.

  Później, weszłam do kuchni i natrafiłam się na Kate i Marcusa śmiejących się i żartujących. Marcus miał na twarzy szeroki, wspaniały i naturalny uśmiech. To było takie dziwne, zobaczyć go takiego normalnego. Tak jakby to inny gość przyszedł na imprezę i rozmawiał piękna dziewczyną, a nie nieśmiertelny wojownik. Inne viry, które znam działały na uboczu, myśląc, że są lepsze od ludzi. Albo takie jak Will, wiedziały, że ich miejsce nie jest obok człowieka. Nataniel nigdy nie próbował zaprzyjaźniać się z ludźmi, choć wyjątkiem była Lauren, ale poznali się w innych okolicznościach.
-Tak, naprawdę- powiedział Kate, dotykając jego ramienia. –Gdzie zrobiłeś sobie tą bliznę?
Jego uśmiech był wesoły, ale mogę powiedzieć, że również śmiertelnie poważny.
-Mówiłem ci. To pozostałość po jednej walce. Facet miał nóż, który był niczym miecz.
To było trochę dziwne, patrzeć na jej twarz z tyłu.
-Ale to wygląda jak blizna po poparzeniu. Bardzo gładka linia od ognia.
-Nie kłamię.
Skrzyżowałam ramiona na piersiach, kiedy mnie zobaczył.
-Nieprawdaż, że obie jesteście uderzająco piękne?
Kate pocałowała mnie w policzek, pogłaskała moje włosy widząc, że się krzywię.
-Marcus opowiadał mi historię o Hiszpanii. Powinniśmy wziąć plecaki i pozwiedzać całą Europę tego lata. Czyż nie byłoby niesamowicie?
Byłoby, gdybym tylko przeżyła tą wyprawę i mogła zobaczyć swój dyplom.
-Na pewno by było, jeżeli dalibyśmy radę uniknąć schronisk. Widziałam je na filmach.
Marcus roześmiał się- To fikcja, Ellie. Hostele to świetne miejsca na pobyt, spotykasz niesamowitych ludzi z całego świata.
-Mmm-hmm. Jestem co do tego pewna- rzuciłam sarkastycznie.
Poczułam za sobą czyjąś obecność i wiedziałam od razu, że to Will. Odwróciłam się, żeby go widzieć.
-Czy ty i Marcus w końcu, daliście radę zawrzeć rozejm?
-Zagroziła mi, że mnie wykastruje- powiedział Marcus
Skinęłam głową- Owszem.
Will mruknął i niezręcznie powiedział- Oh.
-To nie było zbyt miłe. -skarciła mnie Kate- Mężczyźni tego potrzebują.
Odwróciła się do Marcusa i złapała go pod ramię –Chodźmy się zrelaksować na tej imprezie, dobrze?
Kiedy wychodzili z kuchni posłała mi delikatny uśmiech, ale nie sprawił, że poczułam się zrelaksowana. Po prostu miałam złe odczucia wobec całej tej sprawy.
-Hej. - powiedział Will. Posłał mi dodający otuchy uśmiech i potarł moje ramiona dłońmi. -Wszystko będzie w porządku. Marcus nie ma zamiaru nikogo skrzywdzić, a zwłaszcza Kate.
Zmarszczyłam brwi –Czego on od niej chce?
-Cóż, on po prostu szuka rozrywki.
-Rozumiem, że nie masz na myśli gry w bilarda z dziewczyną, prawda?
Odwrócił swój wzrok, który spoczął na tłumie ludzi.
-Marcus bardzo lubi dziewczyny, a zwłaszcza ludzkie. To nie jest niezwykłe dla naszego gatunku. Ludzkie dziewczyny są inne od naszych, viro'wych dziewcząt.
-On powinien znaleźć jakąś inną dziewczynę do zabawy.- powiedziałam naburmuszona.
-Przynajmniej nie jest moim najlepszym kumplem.
Rozważałam słowa Will przez chwilę, mając nadzieję, że nie umieścił siebie w swoich obserwacjach, dotyczących ludzkich dziewczyn.
Jego intensywne spojrzenie znowu wróciło do mnie.
-Ellie, nie martw się – powiedział- On traktuje je dobrze i nie trzyma się ich długo.
-Czyli po prostu wykorzystuje je i łamie im serce?
-Nie, on po prostu wie, która grupa dziewczyn szuka również trochę rozrywki. Kate to mądra osoba. Na pewno uda jej się trzymać z dala od kłopotów.
-Ale kłopoty mają ją na oku.
Wziął w dłonie mój podbródek i podniósł mi twarz.
-Musisz pozwolić jej podejmować własne decyzję, Marcusowi również. On może być trochę dziki, ale taka jego natura. On nigdy nie dorastał i nie miał takich samych konsekwencji jak ludzie. Dla niego wszystko jest grą. On żyje dla walki.
-Ale ty tego nie lubisz. – powiedziałam- Prawda?
-Marcus nie ma takich obowiązków jak ja. Jeżeliby miał kogoś takiego jak ty, stałby się inną osobą.
Spojrzałam na niego podejrzliwie – Co masz na myśli?
Jego uśmiech był ciepły i piękny.- Wiesz co mam na myśli.
Pochylił się do przodu i pocałował mnie w policzek, pozostawiając swoje usta na dodatkowe
uderzenie serca, ale to wystarczyło, żeby mój puls przyśpieszył. Zamierzał doprowadzić mnie do obłędu.
-Chodź- powiedział biorąc moją dłoń.- Sprawmy, żeby twój uśmiech był trochę większy. Zobaczysz, Marcus nie zrani Kate, możesz mu zaufać. Powinnaś spędzić trochę czasu z przyjaciółmi.
-Okay- powiedziałam. Wyszłam za nim z kuchni, ścisnęłam trochę za mocno jego dłoń, gdy prowadził mnie przez tłum.

                             Rozdział 8



W niedziele wieczorem Will i ja przygotowaliśmy się do spotkania z Avą i Marcusem, żeby polować na nycteridy. Zastanawiałam się w co się ubrać na polowanie. Komentarze Avy nie powinny mi przeszkadzać, szczególnie że ona jest kosiarzem i nie przeszkadza jej zimne, lutowe powietrze. W odróżnieniu do mnie. Musiałam utrzymać ciepło, ponieważ inaczej trzęsłabym się zamiast się bronić. Przegrzebywałam zimowe ubrania w garderobie, podczas gdy Will czekał za zamkniętymi drzwiami. Zdecydowałam się na parę legginsów, które powinny się nadać. Walka w rozciąganych spodniach była duża łatwiejsza niż w dżinsach. Golf, który był trochę za mały, ale mógł mnie ogrzewać, kiedy ściągnęłabym płaszcz.
-Jesteś gotowa? –Will zapytał.
-Chwileczkę.
Wciągnęłam czarny golf, a następnie zdałam sobie sprawę, że moje legginsy również są czarne. Nie ma szansy, żebym ubrała się jak ninja. Zrzuciłam sweter i wybrałam fioletowy. Ogromy postęp. Wciągnęłam na stopy fioletowe, zimowe buty z pasującym futerkiem. Jeszcze większa poprawa.
Wyszłam z mojej garderoby i zobaczyłam Willa siedzącego na moim łóżku. 
-W ogóle się nie ruszyłeś odkąd zamknęłam drzwi?
-Nie miałem innego zajęcia –powiedział. Jego wzrok przeniósł się na moje buty, a czoło zmarszczyło się. – Fajne buty.
Położyłam dłonie na biodrach i popatrzyłam na niego groźnie.
-Naprawdę tak myślisz?
Roześmiał się.
-Ja tylko cię pochwaliłem.
-Nie. – warknęłam. –Naśmiewasz się z moich butów. Nie jestem głupia.
Pokręcił głową, uśmiechając się.  
-Czy jesteś w końcu gotowa?
Wzięłam szalik i płaszcz.
-Tak. A ty?
-Tak. Czekałem na ciebie.
Roześmiałam się i rzuciłam mu szalikiem w twarz. Złapał go bez wysiłku.
-Nie powinnaś go nosić na polowanie. –powiedział, badając go i marszcząc brwi.
-Dlaczego nie? Jest ładny i ciepły.
Nadal go trzymał.
-Łatwo go złapać pazurami. Uduszenie nie jest najlepszym pomysłem. 
Skrzywiłam się i zabrałam mu szalik.
-Dobrze. Nie będę go nosiła. Po prostu nie chcę zamarznąć na śmierć.
-Kiedy będziesz się poruszać, rozgrzejesz się.
-Raczej nie. Jest jakieś dziesięć stopni na zewnątrz. –narzekałam. Złapał mnie za sweter, ciągnąc mnie tam, gdzie siedział i spojrzał na mnie poważnie. 
-Przestań narzekać.
Pacnęłam go w dłonie, zmuszając go żeby mnie puścił. 
-Idę skopać tyłki.
Wygładziłam swój sweter.
Roześmiał się i wstał.
-Naprawdę. Wyglądasz, jak ciasteczko. Jesteś gotowa? Musimy się z nimi spotkać za pół godziny, a jest już ciemno. 
Zasalutowałam.
-Tak jest, sierżancie. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Zaparkowaliśmy samochód w bezpiecznym centrum miasta i musieliśmy przejść kawałek drogi do biedniejszej dzielnicy. Demoniczni kosiarze lubili polować na brudniejszych terenach. Mniej ludzi chodzących w nocy po ulicach oznaczało lepsze miejsce, aby zabijać i pożywiać się bez przerwy. Znaleźliśmy Marcusa siedzącego na ganku opuszczonego domu. 
-Nie jesteś wciąż na mnie zła, prawda? – zapytał Marcus zbiegając po schodach. 
Wypuściłam powietrze i podeszłam do niego.
-Nie. Tylko pamiętaj, co powiedziałam.
Uśmiechnął się figlarnie. 
-Pamiętam wszystko.
Ava wylądowała po mojej prawej stronie, strasząc mnie. Musiała zeskoczyć z dachu. Jej długi włosy były związane w kucyk, a na sobie miała czarny strój podobny do Marcusa. Zresztą, podobny miała na sobie wczoraj. 
-Czy masz jakiś konkretny sposób patrolowania? – zapytała, a jej wzrok zatrzymał się na moich luźnych legginsach. 
Nie sprawię, że będzie śmiała się ze mnie, zdecydowałam.
-Metoda? – spojrzałam na Willa.
-Patrolowanie bojowe. – wyjaśnij mi łagodnie Will.
Nigdy nie nazywaliśmy naszego polowania. Wychodziliśmy, szukaliśmy kosiarza, czasami zabijaliśmy jednego i wracaliśmy do domu. Nie wiedziałam, że istnieje specjalna nazwa tego, co robiliśmy.
-Co oznacza, że chodzimy szukać złych facetów, prawda?
Will odwrócił się do Avy.
-Nie praktykujemy zawansowanej taktyki.
Czoło Avy zmarszczyło się, ale nic nie powiedziała. 
-Nie traćmy czasu. – powiedział Marcus. – Robią po prostu dobrą robotę.
-Jeśli bylibyśmy lepiej zorganizowani to Preliator miałby większe szanse, żeby przetrwać. 
To był pocisk. Moje szczęka zacisnęła się, ale postarałam się uśmiechnąć. 
-Cóż może zostawimy cię samą, żebyś pokazała nam jak to zrobić. Powodzenia. – odwróciłam się do Will i ściszyłam głos. – Ja naprawdę nie chcę być krytykowana. Cały czas staram się nie zginąć. 
-Rozumiem. – powiedział. – Nie pracowalibyśmy z nimi, gdybyśmy ich nie potrzebowali. Nie wiemy, co się wydarzy więc musimy korzystać z każdej możliwej pomocy.
-Ja po prostu…
-I  nie zrobiłbym tego, gdybym nie wiedział że pokażesz jej, co potrafisz. – powiedział. –Wierzę w ciebie i wiem, co umiesz. Ona nie zna cię, tak jak ja. Współpraca z nimi pomoże nam w wygraniu z Bastianem. 
Wyraz jego twarzy był przekonywujący i przez chwilę uwierzyłam mu. Poczułam, że nie chce go zawieść. I chciałam udowodnić Avie, że jest w błędzie. Byłam użyteczna. Byłam silna. I wiedziałam, co robię. Moja dusza ma tysiąc lat i byłam aniołem. Byłam Gabrielem. Ava nie miała nic na mnie, a ja jej udowodnię, że gdybym miała jeszcze raz skopać jej tyłek, to zrobię to.
Musiał myśleć zbyt mocno, ponieważ Will uśmiechnął się, jak zawsze kiedy robiłam głupie miny, czyli często. 
-Zamknij się. – powiedziałam.
-Nic nie powiedziałem.
Popatrzyłam na niego groźnie.
-Myślałeś.
-Jesteście gotowi? – Ava zapytała za mną. 
Odwróciłam się i ruszyłam w dół ulicy.
-Oczywiście, że jesteśmy.
Marcus roześmiał się.
-Mówiłem ci, że lubię tą dziewczynę.
Czarny cień mignął nad moją głową, a powietrze wypełnił odór siarki.
-Ellie! Miecze! – Will krzyknął za mną.
Spojrzałam w niebo. Nycteridy przybyły. Zrzuciłam płaszcz i przywołałam miecze, kiedy jeden z nycteridów skoczyła na mnie. Oczy przysłoniła mi zapadnięta, koścista twarz kosiarza-kobiety,  a jej usta były rozciągnięte, a postrzępione zęby lśniły. Anielski ogień błysnął i zaczęłam siekać w powietrzu. Nycterid skoczyła w lewo, ale mój miecz zranił głęboko jej nogę. Odwróciłam się na pięcie i wykonałam cięcie drugim mieczem, tym razem roztrzaskując jej kość. Kończyna została odcięta w morzu krwi, a kosiarz wydała tak przeraźliwy pisk, że upadłam na kolana. Jęknęłam, czułam jakby moja czaszka miała eksplodować. Zmusiłam moje oczy, żeby zostały otwarte, zobaczyłam jak nycterid ucieka w powietrze i wlatuje do budynku po drugiej stronie ulicy. Jej ciało przebiło stal i beton, pół budynku zawaliło się na nią z ogłuszającym hukiem. Wstałam na równe nogi i wystrzeliłam w kierunku, gdzie nycterid zniknęła. Will krzyczał, gdzieś moje imię, ale już ruszyłam. Nycterid została ranna, więc musiałam z nią skończyć od razu. Skoczyłam przez gruzy, aż weszłam do przedpokoju. Słyszałam krzyki bestii, które wydobywały się poniżej mnie. 
Nagle podłoga eksplodowała przede mną, a nycterid ze swoją okropną twarzą przebiła się przez drewno i dywan. Zatrzymałam się, zaskoczona, mój anielski ogień tańczył na twarzy kosiarza w złowrogi sposób. Jej skrzydła trzepotały, a jej szpony zaczepiały się o wszystko byle tylko przeciągnąć ciało przez otwór. Jej zęby kłapały na mnie w przerwie między krzykami.
W fali pewności siebie podniosłam się, przełknęłam krzyk i wycelowałam mieczem w jej chudą szyję, ale odsunęła się. Mój ogień zrobił płytkie nacięcie, kosiarz zaczęła krzyczeć, wykręcała głową i rzuciła mną do innego pomieszczenia. Przeleciałam przez ścianę i walnęłam głową o podłogę. Głowa rozbolała mnie i przeniosłam się w chaos. Słyszałam wszystko, jakbym była pod wodą, krzyki nycterida i wykrzykującego z bardzo daleka moje imię Willa. Moje oba miecze miałam nadal w rękach, podniosłam się na nogi i przyzwałam ponownie anielski ogień.  Za otworem w ścianie, który zrobiłam usłyszałam dźwięk wydawany prze kosiarza. Z pewnością podłoga nie wytrzymuję jej wagi. 
Mój puls i czas zwolnił, jakby oczekiwali na kosiarza. Odetchnęłam i wyprostowałam łopatki.
Następnie jej ciało przebiło się przez ścianę, sufit rozbił się na jej głowie, jak wodospad pyłu i gruzu. Ruszyła zaciekle do przodu, a ja zaostrzyłam uchwyt na mieczach. Jej wykrzywiony pysk pędził w kierunku mojej twarzy, zgrzytając kłami, a jej blade oczy patrzyły w dal, nie widząc mnie. Ciamkała i  kręciła łbem. Przekrzywiała szyję we wszystkie strony, a ja krzyknęłam kiedy miecz przeciął jej szyję. Anielski ogień pochłoną głowę kosiarza, rozprzestrzeniając się od jej długiej szyi do czubka ogona, aż płomienie pochłonęły jej całe ciało i skrzydła. Zniknęła w ciągu kilku sekund, pozostawiając po sobie tylko kilka płomieni i trochę popiołu.
Cofnęłam się bez tchu, dopóki nie uderzyłam o ścianę. Część mnie chciała odrzucić broń i odpocząć, ale bałam się czegoś co jeszcze może przebić się przez ścianę. Budynek był zniszczony. Podłoga i ściany trzeszczały. Więcej gruzu spadło z sufitu. Will zawołał mnie z skądś. Nie byłam pewna czy to adrenalina, czy szok sprawiał że czułam się, jak zombie. 
Pojawił się znikąd, chwycił mnie i przyciągnął do siebie. Jego dłoń ujęła moją twarz, a druga wplątała się we włosy. 
-Wszystko w porządku? Ellie, czy wszystko w porządku? Nie mogłem iść za tobą. Jesteś rana?
Pokręciłam głową, zmusiłam swoje oczy, żeby przestały gapić się w pustą przestrzeń, tam gdzie wcześniej była kobieta-kociarz i spojrzałam w szmaragdowe oczy Willa. Brak światła i unoszący się kurz sprawił, że były moim jedynym światłem prowadzącym do domu. Był zdyszany, zdałam sobie sprawę, że musiał być bardzo przerażony tym, że byłam sama w budynku z kosiarzem. 
-Ostatni Orek jest na zewnątrz. – powiedział szybko. – Ava i Marcus zajmą się nim. Byłaś niesamowita. 
Przeprowadził mnie przez gruzy i niebezpieczne spadki. Moje buty poślizgnęły się, ale złapał mnie zanim upadłam. Moje ciało nadal było roztrzęsione, ale trzymałam się blisko Willa aż wydostaliśmy się bezpiecznie z budynku.  Świat powoli stawał się dla mnie ostrzejszy i usłyszałam odgłosy walki kosiarzy. Wściekłe głosy i grzmoty wypełniały moją głowę, chciałam się wycofać i uciec od tego horroru. Lecz musiałam iść.ó Jak tylko wyszłam z budynku zobaczyłam, jak Ava upada i uderza w chodnik. Marcus podbiegł do niej, osłaniając ją i wpatrując się na coś, co znajdowało się nad nami. Odwróciłam się  i spojrzałam w górę, zobaczyłam Orek’a siedzącego na dachu jego skrzydła rozpostarły się jak tylko mogły najszerzej, a jego ogon machał. Jego długa szyja wygięła się i skierował głowę w moją stronę. Jego blade oczy zamrugały, syknął i klepną zębami w ostrzeżeniu. Jego ogon uderzał w fronton , rozbijając go na kawałki i przyczaił się. Will szarpnął mnie do tyłu i upadliśmy na ziemię.
Orek podniósł głowę ku niebu i ryknął, z jego głosu biła wściekłość. Wycie było przenikliwe i smutne, powodowało dreszcze na plecach. 
-Eki!
Odeszłam od budynku i spięłam łopatki. Zamiast nurkować do ataku, Orek zaciskał szpony w jego tylnych łapach w głąb frontonu. Jeśli planował atak był idiotą. Był jedynym demonicznym kosiarzem na trzech anielskich i mnie. Nie ważne jakim był duży, był w gorszej sytuacji.
Orek uderzył skrzydłami, rycząc uniósł się w powietrze i zniknął w nocy.
Odetchnęłam długo z ulgą i pozwoliłam zniknąć anielskiemu ogniowi. Byłam pokryta kurzem i krwią zabitej kobiety-kosiarza. Mój sweter został rozdarty przy obojczyku, wytarłam krew z rany na mojej szyi, która prawie już się wyleczyła i nawet nie bolała. Will ujął ręką mój podbródek i przesunął palcem po mojej twarzy, tym razem bez strachu. Obejrzał mnie cicho, a kiedy był już zadowolony jego dłoń przeniosła się na moją brodę i w dół szyi. 
-Jestem w jednym kawałku. Obiecuję ci. – powiedziałam.
Zmusił się do lekkiego uśmiechu.
-Tylko się upewniam. Przestraszyłaś mnie. Rzucała tobą. 
-Cóż, ja żyję. – powiedziałam. –Ona nie.
-Preliatorze. –zawołała do mnie Ava. – Sama pokonałaś nycterid. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś samotnie wygrał z nycterid. To było naprawdę imponujące. 
Nie rozwinęła się, ale rozpoznałam od razu, że powiedziała mi ogromy komplement. Obok mnie Will promieniał w ten sposób, który tylko ja rozumiałam. Może ona nie była taka zła, jak myślałam.
-Dziękuję, Ava.
-Fenomenalne. – ryknął Marcus. – Dwoje przyszło, jeden pozostał.
-Jestem gotowa na Orek’a. –powiedziałam. – I na wszystko inne, co jest w kolejce po nim.
-Co się tam stało?. – zapytał Will, spoglądają przez ramię na zniszczony budynek.
Wzdrygnęłam się na myśl o świeżych wydarzeniach.
-Była uwięziona. Eki. Torowała sobie drogę przez budynek, ale nie sądzę że widziała mnie lub cokolwiek innego. Oni są ślepi, prawda? Nycterid.
-Tak. Oni używają echolokacji oraz specjalnego zmysłu żeby się poruszać i łapać swoje ofiary.
-Podobnie, jak nietoperze. – dodałam.
Jego wyraz twarzy był odległy i trudno było cokolwiek  z niego odczytać.
-Tak jakby. Ten zmysł jest znacznie skuteczniejszy niż wzrok, ale Eki była zdezorientowana w budynku.
-Yhm. Nie mogła mnie znaleźć i zaczęła rozwalać dom. – powiedziałam. –To stało się tak szybko.
-Może to jest to, co trzeba robić. – Ava zasugerowała. – Trzeba być szybkim. Kiedy Orek zaatakuję ponownie, ruszaj się. Jeśli nie będzie w stanie wyczuć cię to zyskasz nad nim przewagę.
-To nie jest zły pomysł. – powiedział Will.
Tak zrobię, jeśli nikt nie przyjdzie z posiłkami. Wiedziałam, że Orek gdzieś tam jest, wściekły po stracie Eki. Nie byłam pewna, czy ten rodzaj był w stanie lubić, tak jak ludzie i viry, zastanawiałam się czy nycterid mają kolegów. Ta myśl spowodowała, że poczułam smutek że ich rozdzieliłam, ale musiałam się bronić. Wiedziałam również, że jeśli Orek opłakiwał stratę Eki lub czuł do niej jakiekolwiek uczucie to jego następny atak będzie osobisty. To może sprawić, że pozostanie przy życiu będzie trudniejsze, kiedy on będzie próbował mnie rozerwać na kawałki.


                             Rozdział 9


Podczas robienia zakupów w galerii z Kate, cały czas byłam w szoku. Te dni nie były dla mnie
łatwe, a czułam się jeszcze bardziej wykończona dzień po polowaniu. Ostania noc była okropna dla
mojego ciała, nie wspominając o umyśle. Demoniczni kosiarze… było zbyt dużo na tym świecie
niczym demoniczny smok. Kate i ja błąkałyśmy się daleko przed naszymi mamami, które idąc za
nami, swój czas poświęcały na słodkie rozmowy podczas chodzenia. Kate męczyła mnie
wydarzeniami z imprezy. I pewnie dlatego przyjaciółka męczyła mnie jeszcze bardziej, swoją
obecnością.
-Zamierzam spytać Marcusa, czy nie chciałby pójść ze mną na przyjęcie Josie.- powiedziała Kate
wybierając jedną z sukienek od Neimana Marcusa.
Skrzywiłam się, ale cały czas patrzyłam na sukienkę bez ramiączek, dopóki nie wrócił mi normalny
wyraz twarzy. Josie Newport robi przed walentynkową imprezę, którą nazwała ,,Serce w
płomieniach”. Żeby się na nią dostać, trzeba być ubranym w czerwony albo czarny strój. Skupienie
w pełni na doborze sukienki było praktycznie niemożliwe przez Kate.
-Jeżeli sądzisz, że powie ‘’tak’’, to idź i się zapytaj.
-Dlaczego nie miałby powiedzieć ‘’tak’’?
Jąknęłam – No cóż, on najprawdopodobniej nie był na ogromnej szkolnej imprezie.
-Przyszedł na moje przyjęcie tydzień temu- powiedziała marszcząc brwi- A ty zabierasz Willa,
prawda?
- Może. Jeszcze nie rozmawiałam z nim o tym. – odpowiedziałam wyciągając czerwoną sukienkę.
Myślami byłam daleko. Nie mogłam znieść myśli o potencjalnych randkach Kate i Marcusa. On był
kosiarzem, a ona człowiekiem, śmiertelnym, nie zdającym sobie sprawy o nadprzyrodzonym
świecie. Nie mogłam pozwolić, na to, żeby Kate zaangażowała się w ten związek. Wątpię, żeby
Marcus zdradził Kate, kim jest. Jak mogli być razem, skoro Marcus będzie trzymał tą wielką
tajemnice, z dla od Kate?
Kate wybrała sukienkę i przypatrywała się tkaninie. Wiedziałam, że będzie wyglądać w niej
olśniewająco.
-Dlaczego wybrałaś czarny kolor?- spytałam -Weź czerwoną, jak ja.
Narobiła ogromnego hałasy, po czym wzięła sukienkę w górę, żeby ją przytulić. O nie, przecież
Kate nie jest typem dziewczyny, która ubiera podobną rzecz, co inni.
-Nie zamierzam być w tym samym kolorze, co moja najlepsza przyjaciółka.
-Ty zawsze nosisz czarny. – zauważyłam wybierają szyfonową sukienkę
-Wyszczupla.- mruknęła- Nie czytasz Cosmo? Oni powiedzą ci wszystko, na ten temat.
Przewróciłam oczami- Oczywiście, że czytam.
Uśmiechnęła się- Chcesz wpaść dzisiaj wieczorem?
Oczywiście- odparłam- Po naszych zakupach jestem umówiona z Willem, ale po tym, jak
najbardziej. Wezmę zadanie domowe, żebyśmy mogły być dłużej razem. Oczywiście, nie będziemy
go robić.
-Czy nasze dziewczynki znalazły coś godnego uwagi?- zapytała pani Green.
Kate pokazała sukienkę- Przymierzę tą.Moja mama wskazała na sukienkę, którą wybrałam i zapytała –Czy bierzesz ją pod uwagę?
Tak.- odparłam -Czyż nie jest wspaniałą?
Przyjrzała się sukience z zaciśniętymi ustami- Nie sądzisz, że jesteś trochę za młoda na ten typ
sukienek?
Z drugiej strony, stojąca koło pani Green, Kate zadrwiła- Będzie wyglądała w niej gorąco.
- To bardzo pomogło, Kate- westchnęła mama. – Jeżeli właśnie tą sukienkę chcesz, to w porządku.
Idź przymierz, ale jest to ostatnia rzecz, którą ci kupuję przez jakiś czas. Już dostałaś jeden, ładny
prezent na urodziny.
-Dziękuję mamo.- powiedziałam uśmiechając się. Kate złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę
przymierzalni. Will dostanie ataku serca, kiedy zobaczy mnie w tej sukience.

                                              ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dom Nataniela był pusty, kiedy przyjechałam. Była możliwość, że przebywali na zewnątrz, co było
dla mnie niewygodne, ponieważ jako jedyna z grupy odczuwałam chłód. Dzisiaj nie przyszłam tak
naprawdę dla Willa. Nataniel powiedział, że przygotował dla mnie prezent.
Pociągnęłam przesuwane drzwi i wyszłam na dwór.
-Cześć chłopaki!- zawołałam, zeskakując z ganku.
Spędzali czas na strzelnicy. Ogromna liczba pistoletów rozpościerała się na stole, który stał na
platformie. Nataniel miał założone ochroniarze na oczy i uszy, celował strasznie ogromną bronią
palną, w tarczę strzelniczą, położoną na drugim końcu ogrodu. Cel był tak daleko, że ledwie
widziałam jego zarys.
Nataniel wystrzelił, a moment później zmarszczył brwi.
-Cholera.- mruknął- Chybiłem.
Zmrużyłam oczy i podniosłam ręka nad oczy, żeby zatrzymać promienie słoneczne, i spojrzałam na
błyszczący, zimowy ogród. Jeżeli pocisk trafił w cel, to nie mogłam się o tym przekonać z tego
miejsca. To była kolejna przewaga kosiarzy nad ludzkim ciałem, domyśliłam się.
-To dla tego, że jesteś do dupy.- powiedział Will znudzonym głosem.
Nataniel zachmurzył się- Przecież, to jeden z trzech strzałów, którym nie trafiłem w dziesiątkę. -A
może podniósł byś się i pokazał mi jak nie być do dupy?
Will lekceważąco zmarszczył brwi- Nie lubię pistoletów.
-Ponieważ jesteś w tym do niczego.- powiedział Nataniel. Strzelił ponowie, tym razem trafiając w
sam środek tarczy.
-Jesteś strasznie przemądrzały.
Nataniel stłumił śmiech i usunął magazynek, a później załadował nowy ładunek.
Westchnęłam wystarczająco głośno, żeby usłyszeli i odwrócili swoje głowy w moją stronę.
-Oboje jesteście idiotami. Chcę moją niespodziankę.
Nataniel skinął na mnie- Podejdź tutaj, Ellie.
Poruszyłam się ostrożnie.
-Zamierzasz nauczyć mnie używać pistoletu.- Z moich ust wymknął się mimowolny, cichy okrzyk
radości. –Naprawdę? Super!Przyniósł ochronne okulary i nauszniki, żebym mogła je ubrać. Wyciągnął pistolet i podniósł go w
górę i w końcu mi podał. Był cięższy niż sobie wyobrażałam.
-Pierwsza zasada.- Zaczął- Wylot lufy zawsze jest skierowany do ziemi i nie cięgnie się za spust,
dopóki nie jest się gotowym do wycelowania w cel. Bezpieczeństwo przede wszystkim.- Pstryknął
palcami koło spustu i popchnął go w drugą stronę. – I to tyle.
-Okay.
Wyjął magazynek i podał mi pistolet.
-Jest odblokowany. Spróbuj.
Zrobiłam jak powiedział.
- Ostrożnie. Patrz na palce.
Przez pięć pierwszych pocisków palce mnie sczypały. Ostatni magazynek był nabity, ale
zablokowałam go z powrotem.
-W porządku
-Teraz celuj w tarcze, która jest położona dwadzieścia metrów od ciebie. Odblokuj. Palce na
spuście. Na końcu lufy jest małe zgrubienie. Przygotuj się do wycelowania. Kiedy będziesz gotowa,
strzelaj. Postaraj się nie postrzelić Willa. Jest już wystarczająco marudny.
Trudno było nie ruszać rękami, kiedy się śmiałam. Ale tym razem zmusiłam się do opanowania.
Bezpośredni po wygłoszeniu przez Nataniela wskazówek, powoli i ostrożnie łapałam równowagę z
bronią w ręku. Wypuściłam powietrze i strzeliłam. Pocisk trafił w sam środek tarczy.
-Dobra robota!- pochwalił mnie Nataniel z uśmiechem- Dla, ciebie ten cel nie powinien sprawiać
kłopotu. I jak się okazało nie sprawił. No dobra, zobaczmy jak sobie poradzisz z trudniejszymi
celami.
Byłam zaskoczona, faktem jak dużą frajdę sprawia mi nauka strzelania prowadzona pod okiem
Nataniela. Po wystrzeleniu kilku pocisków, stwierdziłam, że jestem w tym coraz lepsza.
-Więc, Willu'.- zaczęłam, odwracając twarz w jego kierunku- Co by się stało, gdybym zamieniła
swoje klingi na pistolet?
Spojrzał na mnie i oceniał na ile jestem poważna.
-Świat skończył by się. Kule nie mają nic z anielskiego ognia, przykro mi, że to mówię.
-Szkoda.- powiedziałam- Pistolety są skuteczne przeciw zombie, a nie przeciw kosiarzom.?
Zostałam nagrodzona małym uśmiechem.
-Prawdziwie życia bardzo się różni od filmów i wideo.
-Hej, ale teraz- stwierdził Nataniel- pistolet może być bardzo skuteczny. Na pewno nie tak jak
miecze Ellie. Ale wyobraź sobie, co moglibyśmy dokonać z anielskim miotaczem ognia.
Przez chwilę poczułam jakieś silne uczucie i spojrzałam na niebo. Ava wyglądała groźnie w będąc
powietrzu, jej ciemno srebrne skrzydła rozłożyły się wspaniale, niczym jednego z dużych
samolotów, w śniegu. Jej włosy były rozczochrane przez lot, ale nadal udaje jej się wyglądać
pięknie. Przesuwała się w stroną Nataniela i moją.
- Will.- powiedziała- Mamy przewagę. Myślę, że wiem czego użyje Bastian do złamania klątwy
Enochianego.
Will szybko zainteresował się tym faktem: wstał, a jego wyraz twarzy był poważny.
-Czy on jest blisko do dokonania tego?
Pokręciła głową- Nie wiem. Ostatniej nocy, złapałam kosiarza w Birmingham, który rozdawał magiczne rzeczy. Powiedział mi, po lekkiej namowie i dużej ilości jego krwi na ziemi, że Bastian
przyszedł do niego po naszyjnik.
-Naszyjnik?- zapytałam- Jakim cudem zwykła błyskotka może złamać klątwę? No chyba, że chce
go nosić. Tak po prostu, może będzie w nim przystojniej wyglądać.
-To relikt.- odparła, posyłając mi karcące spojrzenie.
To było słowo, które doceniłam. Relikty są bardzo potężne, mogą dać właścicielowi ogromna moc,
niczym klucz do odblokowania czegoś, lub do przywołania anioła albo jednego z upadłych.
Możliwości były liczne i przerażające.
-On nie chce mojego naszyjniku, prawda?- spojrzałam na Avę, oczekując odpowiedzi. Dotknęłam
wisiorka, który leżał spokojnie na moim obojczyku. Rzeźbione skrzydła były ciepłe i odczuwałam
elektryczną nić bijącą od nich, na koniuszkach palców. To był dziwny kawałek, a ja nie pamiętam
skąd się wziął, ale czułam się naga i pusta nie nosząc go. Było w nim coś więcej, ale nie dokończa
wiedziałam czego.
Ava znowu przekręciła głową- Nie, jest coś innego. Znany relikt o wielkiej mocy.
-To może być to, co Bastiana Vir szukał – zauważyłam- To brzmi jak najgorszy koszmar, podobnie
powiedział mi Cadan. Twierdził, że są oni blisko rozwiązania Enochiańskiej klątwy na sarkofagu.
Ten relikt mógłby być wystarczająco silny, by tego dokonać.
-Musimy go znaleźć przed Bastianem. – powiedział Nataniel.
-Wiesz, gdzie mógłby być?- zapytał Will.
-Rozpoznałam naszyjnik o którym mówił mi ten kosiarz. – wyjaśniła Ava. – Jestem przekonana, że
wiem o którym on mówił. Jest chroniony przez anielskiego kosiarza, wiem to.
-Ma opiekuna?- zdziwił się Will
Kiwnęła głową- Ma na imię Zane. Ale raczej nie jest skłonny do rozstania się, ze swoim
podopiecznym. I byłoby to rozsądne jeśli, ukrylibyśmy relikt w bardziej bezpiecznym miejscu, albo
po prostu moglibyśmy go zniszczyć. Bastian jest zbyt blisko.
-Jak dobrze znasz tego opiekuna?- zapytał Nataniel.
Uśmiechnęła się mrocznie- Nie będzie zadowolony widząc mnie tam.
-Starzy wrogowie?- zapytałam
- Starzy kochankowie.
-Oh.- zamknęłam usta.
-Potrzebujesz pomocy w przekonywaniu go do oddania reliktu?- Will spojrzał na nią.
Tak- odpowiedziała- Jeżeli Preliator będzie ze mną, to myślę, że będzie bardziej skłonny do
wysłuchania.
Nie zależało mi na tym, by znajdować się sam na sam z Avą. Nadal nie byłam przekonana, co do jej
lojalności.
-Czy to znaczy, że wyruszamy dziś wieczorem?
Pokręciła głową. – To zbyt ryzykowne iść gdzieś po zmierzchu. Poczekamy do wschodu słońca,
kiedy kosiarze nie będą aktywni.
-Mam szkołę, która niestety ma pierwszeństwo nad wypadami z kosiarzami.
Wzruszyła ramionami- Dobrze, rozumiem. Niech pomyślę, Zane musi rozpoznać Willa jako
Opiekuna Preliatora, i przyjąć do wiadomości fakt, że pełni za ciebie obowiązek.
-Ava ma rację.- wtrącił się Will- Będę tak samo skuteczny jak Ellie. Strażnik nie może mi odmówić.Nie podobała mi się idea, w której Will będzie z Avą. Już wolałam osobiście iść z nią. Spojrzałam
błagalnie na Nataniela, który posłał mi pełen współczucia uśmiech. Chciałam błagać Willa, żeby z
nią nie szedł, ale nie chciałam być smarkaczem. On potrafi zająć się sobą, a ja ufam mu. Ale jej nie
ufałam.
-Muszę już iść.- powiedziałam gwałtownie i szłam tupiąc w stronę domu. Zawołałam jeszcze.-
Dziękuję, za wszystko Natanielu!.
-Ellie- usłyszałam za sobą głos Willa.
Zignorowałam go i szłam dalej, ale dogonił mnie, kiedy wchodziłam na schody. Spojrzał na mnie, z
pierwszego schodka i pociągnął za rękaw.
-Ellie.- powiedział znowu, odwrócił mnie tak, żebym widziała jego twarz. Popatrzyłam na niego i
przygryzłam dolną wargę.
-Co?- zapytałam trochę za ostro.
-Wiem, że coś jest nie tak.
-Dobra robota, Scherlocku. Co jest ze mną nie tak?- zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.
-Jeżeli mi powierz, żebym tam nie szedł to nie pójdę. Może wziąć Nataniela.
-Nie.- odpowiedziałam- Przepraszam. To ważne, żebyś poszedł w moim imieniu. Ja po prostu…
Nie wiem. Zignoruj mnie. – zaczęłam wspinać się po schodach, ale wziął moją rękę, trochę za
mocno i przyciągnął mnie z powrotem. Jego spojrzenie było łagodne, a ja roztopiłam się w środku.
-Nie zamierzam cię ignorować.
-Nie chodziło mi o znaczenie aż tak dosłowne. – odpowiedziałam, niezdolna do powstrzymania
uśmiechu, który rósł, w trakcie mówienia. Nawet z tym błagającym wyrazem oczu, który podobny
był do małego szczeniaczka, był najbardziej olśniewającą rzeczą jaką kiedykolwiek widziałam.
-Wiem.- powiedział, a jego uścisk zmiękczał, a jego kciuk gładził delikatnie i pokrzepiająco moje
ramię. –Ale miałem na myśli to co powiedziałem. Nie chciałem cię zmartwić.
-Nie jestem zmartwiona.- skłamałam- Zdaję sobie sprawę, jak dziecinnie wygląda moje
zachowanie, ale nic na to nie poradzę.
Uśmiechnął się, aj poczułam, że z zachwytu nie mogę złapać tchu- To jest ten sam powód, dla
którego nie polubiłem Landona, kiedy po raz pierwszy go spotkałem.
Prawie zaczęłam się śmiać.- Przecież on nie jest taki zły.
-Myślałem, że między wami się coś rozwinie.- przyznał z winą – On tego chciał.
Mój uśmiech wyblakł- A Ava cię nie chce?
-Jestem prawie pewny, że nie chce.
Wzięłam nerwowy oddech, a moje usta zadrżały- To jest możliwe.
Nic nie powiedział, ale też nie odwrócił wzroku. Mój puls był coraz większy i większy z każdą
przemijającą chwilą. To całe napięcie sprawiało mi ból. Jeżeli Nataniel i Ava nie wpatrywali się w
nas, przez całą długość trawnika, wtedy… Nie wiem co wtedy zrobię. Ale stojąc tam, nie
wykonując żadnych ruchów i patrząc na niego tak, że mogłam wyobrazić sobie jego dotyk- to
wszystko mnie zabijało.
-Do zobaczenia Will- powiedziałam i zaczęłam wspinać się na kolejny schodek.
-Żegnaj
Nie przestał wpatrywać się w moje oczy, do momentu w którym się odwróciłam i weszłam do
domu.

                                                             ~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przestałam przełączać kanały, kiedy znalazłam tandetne reality-show na MTV i szczerze oglądając
go poczułam się jeszcze bardziej nieprzyjaźnie, niż byłam przed. Usiadłam na podłodze w pokoju
Kate, podpierając się o jej łóżko. Leżała na brzuchy, nade mną, a jej palce muskały i oplatały moje
loki. Uczucie było kojące i prawie zapomniałam o całym tym incydencie z Avą i jak głupi
oglądałam show w telewizji.
-Kocham twoje włosy- powiedziała Kate wyciągając gruby kawałek włosów z mojego kucyka. –
Pamiętasz, jak byłyśmy małe i nazywałam cię Ariel, wiesz, z Małej Syrenki?
-Tak.- odpowiedziałam i zmieniłam kanał. Teraz leciał program o skazanych w więzieniu.
Umiarkowana poprawa. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że jest on o wiele mniej brutalny niż show
na poprzednim kanale, gdzie dziewczyny walczyły i szarpały się za sobą.
-Wszystko, co chciałaś przez cały miesiąc to był fioletowy biustonosz, mimo, że jesteśmy
zdecydowanie za młode na sportowy stanik. Jesteś szalona, twoja mama jest szalona, więc ci go
kupiła.
-Fioletowy sportowy stanik był niesamowity.- skrzywiłam się, kiedy więzień opisywał popełnione
zbrodnie, a potem jak zostaje zesłany do maksymalnie chronionego więzienia.
Kate westchnęła ciągnąc mnie za kolejny lok- Teraz modne i niesamowite są staniki z push-up. To
nieprawdopodobne jak świat się zmienia.
Skrzywiłam się z bólu.- Wymienię się z tobą. Ja dam ci włosy, a ty mi cycki.
-Mniejsza z tym. - powiedziała- Nie chcę twoich włosów aż tak bardzo.
-Myślałam, że po prostu się ich pozbędę.
-Kocham cię.
-Wiem
-Dlaczego jesteś taka marudna?- zapytała, szarpiąc mnie za włosy jeszcze mocniej, a moja głowa
nachyliła się tak, że popatrzyłam na nią do góry.
-Ponieważ ciągniesz mnie za włosy schizoidalna[1] osobo.
-Ponieważ są piękne. Co oglądasz na moim telewizorze? Nie zgodziłam się na to.
-Nie mam pojęcia, ale zakładam, że gość zabił trójkę innych więźniów. On jest poniekąd gorący w
tym morderczo- socjopatycznym trybie życia. – zmieniłam na inny program.
-Ew. Chwila. Czy takie tatuaże jakie ma Will są legalne w więzieniu? Czy jest coś, co chciałabyś
mi powiedzieć?
Wypuściłam bardzo głośnio okropne parsknięcie i próbowałam nie roześmiać się histerycznie. –
Nie mam nic do ludzi spędzających czas w więzieniu. Nie odczytuj wszystkiego, jak jakiś
psychiatra.
Kate wygładziła moje włosy, żeby z powrotem były proste. –Więc, co zamierzasz mi powiedzieć?
Jesteś jedynie coraz bardziej marudna.
-Jestem marudna z tego samego powodu co ty- wyjaśniłam.
Mruknęła pod nosem- Czy to ma coś wspólnego z Will'em. Nie przespałaś się z nim, prawda?
Prawie ugryzłam się w język, ale odpowiedziałam- Oh, nie. On nadal nie pocałował mnie od…
Pojawiła się u niego stara przyjaciółka, która jest olśniewająca, która cały czas przy nim jest.
-Starsza kobieta, podrywająca młodego mężczyznę? Cóż, to było relatywne. Czy różnica kilku dekad była niewielka dla kosiarzy?
-Nie przyjaźnią się od długiego czasu. –
- Chodzili ze sobą?
Westchnęłam- On przysięga, że nie, ale ona jest piękna i nie ma powodu, że by jakikolwiek facet
nie chciał się z nią umówić. Ufam Willowi, ale kiedy o nich myślę, napawa mnie wstręt.
-Wygląda na to, że jesteś zazdrosna.
-Wiem o tym, doktorze Phil. Proszę nie mów mi, że za godzinę spędzoną z tobą muszę płacić.
-Zamknij się. To znaczy, że ty go wciąż kochasz i nie chcesz widzieć go z kimkolwiek innym.
Całkowicie uzasadnione.
-Niestety muszę przyznać , że ona jest odjazdowa. – powiedziałam, myśląc o naszej ostatniej walce
z nycteridami. – Na początku jej nie lubiłam, ale teraz ją szanuję.
-Ale jej nie ufasz.
-Nie. Wychodzi jutro z Willem.
Znalazła małe zgrubienie w moich włosach i z zaskoczeniem zapytała- Ostro, co?
-Jakieś szkolne rzeczy- zapewniłam ją- Ale nadal czuję się okropnie.
-Chciałabym ich śledzić.- wypaliła.
-Co masz na myśli?
-Dowiedz się, gdzie idą. Ta laska w oczywisty sposób, chce walczyć o jego względy. Nie chcesz
wiedzieć, jeżeli jest coś pomiędzy nimi? Możesz zobaczyć to na własne oczy. –zachęcała.
To była jakaś myśl. Potencjalnie zła, ale miała rację. Gdybym miała możliwość szpiegować tą
dwójkę, kiedy będą sami, mogłabym zobaczyć raz na zawsze relację między nimi.
Ale był jeden problem- Mam szkołę.
Kate pochyliła się i mrugnęła- Zostaw to mi, kochana.

[1] Osoba, która często robi wrażenie chłodnej emocjonalnie, pochłoniętej własnymi przemyśleniami
i sprawami. Jej wypowiedzi mogą zaskakiwać oryginalnością.


                          Rozdział 10


Kiedy wychodziłam do szkoły rano, zobaczyłam czerwone BMW Kate, jakby przyjechała na zawołanie. Siedziała wewnątrz, ponieważ było jakieś cztery tysiące stopni na minusie, więc szybko wskoczyłam na siedzenie pasażera.
-Ile razy robiłaś coś takiego? – spytałam wyciągając jej komórkę z torebki.
-Dziesięć.
Kate przejrzała swoje kontakty, aż znalazła ten, który chciała. Po drugim sygnale ktoś odebrał.
-Tak. Dzwoni Diane Monroe. – powiedziała, naśladując głos mojej mamy prawie bezbłędnie. – Tak. Jestem matką Elisabeth Monroe. Ma umówioną wizytkę u lekarza na dziesiątą rano. Proszę o usprawiedliwienie jej do dziesiątej trzydzieści… Tak, wróci na późniejsze lekcje. Doskonale. Dziękuję bardzo. Dowidzenia. 
Wrzuciła swój telefon z powrotem do torebki.
-Zrobione.
-Możesz zostać zawieszona. – powiedziałam zdenerwowana, dotykając bolącego brzucha.
-Tylko, jeśli będziesz na tyle głupia, że dasz się złapać. 
-To się nie uda.
-Musisz przestać zachowywać się jak idiotka. Jeśli będziesz wyglądała podejrzanie, to cię złapią. To jest tajna operacja. Staraj się wyglądać, jak gdyby nigdy nic, a będzie dobrze.
Miałam bardzo złe przeczucia.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Notatka usprawiedliwiająca moje wyjście z klasy dotarła dopiero w połowie pierwszej lekcji. Oznaczało to, że musiałam się zamartwiać tym przez około godzinę, moje nerwy ledwo wytrzymywały, a ja już chciałam się z tego wycofać. Jeszcze nigdy wcześniej nie byłam zwalniana z lekcji. Moje serce waliło, jak młot pneumatyczny, kiedy odłożyłam plecak do szafki, a wzięłam swoją torebkę i płaszcz. Udałam się do sekretariatu. Sekretarka była miła dla mnie, ale kiedy podpisywałam się, ledwo mogłam oddychać. 
Kierowałam się wskazówkami mapki, którą wydrukowałam, aż trafiłam do starej dzielnicy z mieszkaniami przy  Orchard Lake Road. Parking był cichy i blisko linii lasu. Nie wyłączałam silnika chcąc ogrzać się w ciepłym samochodzie, zastanawiając się czy Ava i Will zobaczą mnie tutaj. Nie wiedziałam, że byłam tak napięta, że aż podskoczyłam, kiedy zadzwonił telefon. Wyciągnęłam go i zobaczyłam, że Kate wysłała mi wiadomość.

Jak idzie, agencie 007?

Wzięłam długi, dżdżący oddech i odpisałam.

Na razie nic.

Zabierzesz mnie na cappuccino, numerze 2?

To zabrzmiało bardzo dobrze.

Nie powinnyśmy omijać szkoły.

Rób to, co miałaś zaplanowane, numerze1.
Ruch w oknie przykuł moją uwagę.
Pojawiający się z Mroczni Will i Ava wylądowali z wdziękiem, a ich skrzydła zniknęły. 

Są. Porozmawiamy później.

Wyciągnęłam kluczyki ze stacyjki i otuliłam się mocniej płaszczem, kiedy wysiadałam. Trudno było wytrzymać rozczarowane spojrzenie zielonych oczu Willa. Za każdym razem, kiedy tak na mnie patrzył czułam ucisk w żołądku. Miałam przemyślane co mam powiedzieć, ale teraz wszystko słowa wyparowały.
-Ellie. – powiedział łagodnie. – Co ty tu robisz?
-Powinnam być tu z tobą. –opowiedziałam. – Jesteśmy drużyną. Skończyłam już lekcje, więc weź mnie ze sobą. 
Potem uśmiechnął się, ku mojemu zaskoczeniu i uldze. 
-Wszystko w porządku. Szczerze mówiąc cieszę się, że tu jesteś. Nie chciałem tego robić bez ciebie. 
-Jestem gotowa. – jego uśmiech rozszerzył się. – Więc chodźmy. 
-Stłum swoją moc . – powiedziała Ava. – Zane jest strażnikiem relikwii od dłuższego czasu, więc wyczuję nas. Nie chcę, żeby pomyślał, że jest osaczony, bo nas zaatakuje. Lubi najpierw walczyć, a potem zadawać pytania, więc może być niebezpieczny. 
-Nie rozpozna cię ?– zapytałam, zastanawiając się czemu ma walczyć, skoro zna Avę. 
Uśmiechnęła się.
-Tak, jak mówiłam. Nie jestem jego ulubienicą. Nie byłam nią od dekad.
-Tylko spokojnie. – powiedział Will do mnie. – Nie spodziewam się kłopotów. Wystarczy być tylko czujnym. 
Jego słowa mnie uspokoiły, ale nie mogłam zignorować złego przeczucia. Weszliśmy po schodach na trzecie piętro i stanieliśmy przed mieszkaniem 310. Drzwi były uchylone i wyglądały, jakby ktoś próbował wejść do mieszkania siłą. Moje złe przeczucie nasiliło się. Wiedziałam już, że jest za późno. Ava nie traciła czasu, uchyliła delikatnie drzwi. Przywołała długie szpony i wkroczyła do pokoju dziennego. Naśladują ją przyzwałam miecze i stanęłam kolo niej blisko ściany. 
Mieszkanie wyglądało, jakby przeszło przez nie tornado. Kanapy były w strzępach, a ich zawartość walała się po mieszkaniu, jak śnieg. Niski stolik został przewrócona, a jedna szyba rozbita. Coś potłukło telewizor, a papier, odłamki szkła, tworzywa sztuczne oraz rośliny były porozrzucane wszędzie wokół. Spojrzałam na Avę, która z kamienną twarzą badała pokój. 
Następnie zjełczały zapach wypełnił mój noc, aż musiałam zatkać usta, żeby nie zwymiotować. Coś musiało tutaj gnić.
-Oh, Boże. – jęknęłam. – Co to jest?
To na pewno nie może być opiekun relikwii. Kosiarze nie gniją, kiedy umierają. Albo palili się w anielskim ogniu, albo zamieniali się w kamień. Czy to człowiek? Will przeszedł koło mnie, kierując się po zapachu do kuchni, jego twarz nic nie wyrażała. U jego stóp była staruszka krwi wypływająca z kuchni do jadalni. 
-Co to jest? – zapytałam, drżącym głosem. 
-Nie wchodź tu. – odpowiedział stanowczo.
-Odsuń się, Ellie. – Ava odwróciła się do niego z ciemniejącymi oczami. – Czy to ciało?
Moje serce zabiło gwałtownie, kiedy odpowiedział. 
-Ludzkie. Może usłyszała hałas i poszła sprawdzić, co się dzieje. Twarz jest zbyt poważnie uszkodzona, a klatka piersiowa została rozdarta. Kosiarz definitywnie się nią karmił. Nie ma żadnych dużych ugryzień, więc musiała zostać zabita przez demonicznego kosiarza. 
-Jak długo tu jest? – zapytałam, przełykając żółć w gardle. Obraz zabijającego, brutalnego kosiarza błysnął w mojej głowie. Byłam wdzięczna Will’owi za to, że kazał mi pozostać na miejscu. Miałam wizje, że sama leże nieżywa przed tajemniczym virem, po tym jak Cadan mnie ostrzegł. Mogę być następna. 
Will nie podniósł na mnie wzroku.
- Kilka Dni. 
Ava popatrzyła na drzwi do pokoju obok. Kopnęła je i wkroczyła do pomieszczenia. Will i ja skierowaliśmy się za nią i zobaczyliśmy, że cała sypialnia jest w zakrzepłej krwi. Zauważyłam stos kamieni w kącie. 
Znaleźliśmy Zane. 
Ava podeszła do gruzów i uklękła wolno i spokojnie. Podniosła największy kawałek i trzymała go w dłoniach. Przygryzając dolną wargę, głaskała kciukiem kamienne wargi i kawałek szczęki – wszystko, co zostało z jego twarzy.  Jej ramiona opadły i zrobiła głęboki wdech zanim włożyła kamień do kurtki. Nie poruszała się przez chwilę, a potem wstała i spojrzała na Willa. 
-Jestem prawie pewna, że relikwia przepadła. – powiedziała. – Ale wiem, gdzie zawsze ją trzymał, więc i tak sprawdzę.
Will skinął głową, a ona nas minęła, kierując się do kuchni. Otworzyła szufladę pod piekarnikiem i zaczęła w niej grzebać, kierując ręką w prawo i lewo po szafce. Z okrzykiem wściekłości wyciągnęła rękę i uderzyła w drzwiczki piecyka, aż stal uległa z metalicznym jękiem. Wyprostowała się, ignorując spływającą krew po jej dłoni i kapiącą koło jej stóp. 
-Nie ma jej. Zabrali ją. Zabili go i zabrali ją. 
-Przykro mi, Ava. – powiedziałam, obserwując ją uważnie. 
Jej oczy wbiły się we mnie.
-Nie płacz nade mną lub nad stróżem relikwii. Spełnił swój obowiązek. Jedyną wartościową rzeczą, którą dzisiaj straciliśmy to relikwia. 
Było mi żal jej i Zane. Nie rozumiałam, dlaczego dla anielskich kosiarzy życie znaczyło, tak mało. Życie jest zbyt cenne, żeby je tak traktować.
Błysk mocy za mną spowodował, że Will i ja odwróciliśmy się. Dziewczyna o blond włosach, nie, vir pojawiła się w drzwiach. Przyzwałam miecze i zapaliłam je, jej ciemne, duże oczy błyszczące jak obsydian rozszerzyły się ze zdziwieniem na widok moich mieczy. 
-Ty. - szepnęła, gapiąc się na moje miecze. 
Zanim mogłam zaatakować. Ava przemknęła obok mnie, złapała dziewczynę za gardło i uderzyła nią o ścianę znajdującą się po drugiej stronie pokoju. Ku mojemu zdziwieniu dziewczyna uderzyła Avę w ramię i uwolniła się. Ava zrobiła unik i kopnęła wysoko celując w bok głowy dziewczyny. Dziewczyna uderzyła w ziemię, a jej blond włosy rozłożyły się wokół niej. 
-Zaczekaj. - zaskomlała, ale Ava już podchodziła. Ava skoczyła i kopnęła ją o ścianę z prędkością terenowego wozu. Chciała ponownie uderzyć dziewczynę, ale ta uniknęła ciosu. - Stop.
Ava rzuciła się na dziewczynę z wyrastającymi szybko szponami.
-Ava, czekaj. - Will krzyknął, mijając mnie i kierując się do walczących kosiarzy. Chwycił Avę za ramię i odciągnął ją, żeby zwiększyć odległość między nimi. Przywołał miecz w wolnej ręce i skierował go w kierunku nieznanego kosiarza, jakby w ostrzeżeniu. Ava ślepa ze wściekłości walczyła z uściskiem.
-Przedstaw się. - kazał dziewczynie, która drgnęła na dźwięk jego głosu. - Albo ją puszcze. Wydaję się ciebie lubić.
Dziewczyna wyprostowała się, wygładzając włosy i dotykając szczęki. Ścisnęła oczy z bólu.
-Jestem Sabina. - powiedziała. - Pracuję z Zanem. Sądząc po szkodach, jakie tu widzę sądzę, że nie żyje. Czy to prawda?
Zignorował jej pytanie.
-Jesteś anielskim?
-Oczywiście.
-Ellie. - powiedział Will, najpierw popatrzył na mnie, a potem wymownie na Sabine. Wiedziałam, co chce mi przekazać: miała przetestować ją, tak jak jego kiedy się spotkaliśmy, tak wiele wcieleń temu. Nieznany kosiarz, który miał takie same czarne oczy, jak Ragnuk. Przywołałam swoje miecze ponownie. Te oczy budziły moje wątpliwości, co do anielskiego pochodzenia. 
Spojrzała na moją twarz.
-Wiem, kim jesteś, ale nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek będę mogła cię spotkać osobiście. Jesteś prawdziwa.
-Oczywiście, że jestem. - powiedziałam, trochę zakłopotana jej spojrzeniem. Czasami spotykałam kosiarzy, takich jak ona, którzy słyszeli o mnie przez setki lat, ale nigdy nie spotkali żadnych z moich wcieleń. Dla większość byłam, jak Wielka Stopa, tylko z kilkoma śmiesznymi opowiastkami i kilkoma wątpliwymi dowodami. Podeszłam ostrożnie do Sabiny, która wyciągnęła rękę otwierając dłoń. Podniosła miecz.
-Rób, co musisz, Pleriatorze. - powiedziała.
Przecięłam skórę na jej dłoni, a Anielski Ogień lizał jej rękę. Opuściłam swój miecz, a ona uniosła swój miecz, więc mogliśmy zobaczyć, jak jej ręka goi się do perfekcji. Sabina jest anielskim kosiarzem, jak twierdziła. Ava otrząsnęła się z uścisku Willa, a ich spojrzenia się starły, jej gniewne z jego śmiertelnie jasnym. Zrobił to, co trzeba i ona o tym wiedziała, a ja myślałam, że przez to jest jeszcze bardziej wściekła. Podeszła do ściany i obejrzała swoje ramie, z którego ciekła krew.
-Przepraszam. - Sabina powiedziała do Avy. - Ja go nie zabiłam. Był moim przyjacielem. Przepraszam, jeśli dla ciebie też był.
Bez słowa Ava wyszła z mieszkania, jak szturm zatrzaskując za sobą drzwiami. Zaczęłam iść za nią, ale Will położył rękę na moim ramieniu, żeby mnie zatrzymać. 
-Czekaj. - powiedział łagodnie. - Daj jej chwile.
Miała rację. Zaczęłam myśleć, że Ava i Zane byli dla siebie kimś więcej niż kochankami przez długi czas, kiedy razem chronili relikwie.
-Masz na imię... Ellie? - Sabina zapytała, patrzyła na mnie bezwstydny sposób, jak wiele kosiarzy. Mimo wszystko to ludzkie dzieci uczy się, żeby się nie gapiły. Spojrzała na Willa.
-A ty jesteś opiekunem Pleriatora? To niesamowicie was spotkać. Przybyliście po naszyjnik Constantina?
-Co?- zapytałam, zdezorientowana.
-Relikt. - Sabine wyjaśniła. - Naszyjnik Constantina, którego Zane został zaprzysiężony chronić. Jeśli nie żyję to pewnie go znaleźli. Nie odpuściliby, gdyby go nie mieli. 
Przeszedł mnie dreszcz.
-Mówiąc „oni” masz na myśli viry Bastiana?
Jej szczęka nastawiła się.
-Bastian szukał naszyjnika już od jakiegoś czasu.
-Dlaczego jesteś tu teraz? - zapytałam, jeszcze trochę podejrzliwa, co do nieznajomej.
-Zane nie odpowiadał na moje telefony od kilku dni. - jej głos cichł. - Przyszłam sprawdzić, co z nim i zobaczyłam ciebie. Czy jest tam jeszcze.?
Musiało jej chodzić o kamienne pozostałości.
-Tak. - powiedziałam. - Ale relikt znikł spod pieca. 
Spojrzała na mnie, jej oczy wyrażały zdziwienie.
-Co? Piec?
-To miejsce, gdzie przechowywał go, tak powiedziała Ava. - wyjaśniłam. Sabine mrugnęła, jej zeskocznie mieszało się teraz ze zmieszaniem.
-Nie wiedziałam, gdzie ukrył relikwie. Nigdy mi nie powiedział. 
Po tym, byłam pewna, co do Avy i Zane i poczułam jeszcze większy żal do niej niż sekundę temu. Nie było nic gorszego niż stracić kogoś, kogo kochasz.
-Zane nie żyję. - powiedziała Sabina. - Muszę mieć nową misję. Potrzebujesz mnie, Pleriatorze? 
-Hm...
Trochę mnie zaskoczyła. Pomyślałam o Avie i Marcusie, o mojej małej armii. Oni mogą nie wystarczyć.
-Dobrze walczę i jestem silna. - nalegała.
Obserwowałam ją uważnie.
-Co robiłaś dla Zane? Walczyłaś razem z nim?
-Kiedy  mnie potrzebował.- powiedziała. - Dlatego przyszłam dziś. Nigdy tak długo nie dzwonił. Dam ci mój numer i możesz do mnie zadzwonić w każdej chwili. Walka z tobą byłaby dla mnie zaszczytem. Kosiarze i ich zadania. Wyjęłam telefon i zapisała numer Sabiny.
-Chodźmy. - powiedział Will, dotykając mojego ramienia. 
Poszłam za nim do samochodu, o który opierała się  Ava w kapturze i przyglądała się lasowi za parkingiem. Will zatrzymał się, ale ja nie zatrzymałam się, aż dotarłam do niej. Nie patrzyła na mnie lub inaczej nie potwierdziła, że dostrzega moją obecność. Jej zwykle niebiesko-fioletowe oczy były surowe. Zimne powietrze między nami było przeplatane niepewnością, jak popękane szkło.
-Ava. - powiedziałam. - Przykro mi. Nie myśl, że jego śmierć nie miała znaczenia. Wiem, że był ważny dla ciebie. Reliktu nie ma, ale nie był warty życia. Odbijemy naszyjnik , obiecuję.
Ku mojemu zaskoczeniu uśmiechnęła się smutno, patrząc przez drzewa.
-Był ważny dla mnie. Ale jedyną rzeczą, która liczyła się dla niego był ten głupi naszyjnik.
Popatrzyłam na nią. Wzięła głęboki oddech i wydawało się, że się otwiera. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Otarła ją ze złością, jakby to był skaza i nie chciała, żeby ktokolwiek ją zobaczył.
-Kochał mnie – powiedziała. – Wiem, że tak. Ale jego obowiązek chronienia relikwii był dla niego ważniejszy. Więc zostawiłam go dla jego obowiązków. Wiedziałam, że z tego powodu umrze pewnego dnia, ale chciałam żyć swoim życiem. Był taki wściekły, kiedy odchodziłam. Jego złość mnie zaskoczyła. Był zdolny mnie nienawidzić, ale też niechętnie mnie kochał.
Chowając kosmyk za ucho i kładąc ręce na piersi, wreszcie spojrzała na mnie i przekazała mi pełny nadziejni uśmiech. Wyglądała tak ludzko w tamtej chwili.
-Przynajmniej już nie musi walczyć z piekłem.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Tak.
-Chcę wiedzieć, dlaczego nikt nic nie słyszał – powiedziała i znowu była sobą. Wyprostowała się i spojrzała na Willa. – Co o tym sądzisz?
Wzruszył ramionami.
- Pomyśl o Nathanielu. Jeśli kosiarz był naprawdę silny, mógłby wyczyścić pamięć wszystkich ludzi, którzy mogliby coś słyszeć. Żeby nic nie pamiętali. Ludzkie umysły łatwo manipulować. Nathaniel nie miał z tym problemu. 
-Ok – Ava mruknęła z goryczą. – Cóż, Bastan ma dość zbirów. Jestem pewna, że ma vira na każdą okazję. 
Myśl, że Nathaniel albo inny vir jest zdolny do manipulacji ludźmi nie podobał mi się. Wydawało mi się, że to jest naruszenie przestrzeni osobistej. Umysł miał być bezpiecznym, świętym miejscem, a myśl że jest podatny i otwarty przeraża mnie. Nie miałam pojęcia, jak chronić się przed takim atakiem, ale miała nadzieję, że nigdy nie będę musiała. Nagle nie mogłam już wytrzymać na tym parkingu, na miejscu gdzie ktoś zginął. 
-Muszę wrócić do szkoły – powiedziałam żwawo. – Mogłam się tylko wyrwać na tyle.
-Dobrze – powiedział Will. – Ale najpierw wróćmy do Nathaniela i zjedzmy coś. Powinnaś odpocząć przed powrotem.
Ten pomysł brzmiał idealnie. Myśl o jedzeniu spowodowała, że mój żołądek zacisnął się i warknął. Zarumieniłam się, kiedy zobaczyłam uśmiech Willa. Wskazał na mój samochód.
-Chodźmy stąd.


                                               ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pojechaliśmy do domu Nathaniela. Ava zrezygnowała, więc Will przygotował obiad tylko dla naszej dwójki. Kiedy spojrzałam na moją komórkę, zobaczyłam wiadomość od Kate, ale jej nie odpisałam. Zamiast tego spojrzałam na zegarek. 
-Muszę biec – powiedziałam, wpychając telefon do kieszeni i wzięłam brudne talerze, żeby je lekko przetrzeć, a potem włożyłam je do zmywarki. Will obserwował mnie w milczeniu ze swojego krzesła przy stole, a potem ruszył za mną do frontowych drzwi. Zatrzymał mnie, łapiąc mnie lekko za palce i zmuszając mnie do zatrzymania. Odwróciłam się do niego, obserwując go uważnie, kiedy nic nie powiedział.
-O, co chodzi ?– zapytałam, kiedy zaczął pocierać kciukiem o wewnętrzną część mojej dłoni. Przygryzł górną wargę, a ja się zorientowałam, że jest zdenerwowany. Mój uśmiech zgasł. 
-Muszę ci coś powiedzieć – powiedział. – Bo to nie fair trzymać to przed tobą dłużej. Nie chce nic przed tobą ukrywać. 
-Okej…
-Czy pamiętasz, kiedy obiecaliśmy sobie, że nie będzie więcej sekretów ?– zapytał, wpatrując się w ziemię, a jego głos był cichy i powolny. Przełknęłam ślinę i poczułam złe przeczucie.
-Tak – to słowo było prawie niesłyszalne.
-To mnie zjadało od wewnątrz – powiedział. – Niszczyło mnie. 
Potrzasnęłam głową, patrząc w jego głębokie, zielone oczy, które były pełne zakłopotania. 
- O czym ty mówisz?
-Myślałem, że wszystko się skończyło – jego głos się łamał, wziął długi, głęboki oddech, żeby się uspokoić, ale nie pomogło mu to. – Myślałem, że zawiodłem, że zniknęłaś na zawsze, dlatego że zawiodłem cię. 
Strach zacisnął się wokół mojego gardła, kiedy próbowałam zrozumieć, co chce mi powiedzieć.
-Kocham cię – kontynuował, patrząc w końcu w górę, w moje oczy. – Byłem rozbity przez tak długi czas. Przez czterdzieści lat czekałem, czekałem i szukałem ciebie. Nie widziałem Nathaniela przez dziesięć lat i byłem sam. Marcus i Ava odwiedzili mnie kilkakrotnie, po takiej długiej samotności przestałem myśleć i czuć. Znienawidziłem siebie, że ciebie straciłem.
Chciałam jakoś dotrzeć do niego, ale bałam się. 
-Nie rozumiem. Co chcesz mi powiedzieć?
-Ava i ja dorastaliśmy blisko siebie – powiedział, odwracając się ode mnie. – My…
-Więc to prawda? Przespałeś się z Avą?
-Tak – powiedział ledwie słyszalnie, ledwo co głośniej niż wydech powietrza przez te piękne usta, które całowałam i kochałam. 
-Nawet nie wiem, co powiedzieć – przełknęłam ślinę. 
-Nie musisz nic mówić, Ellie.
Moje palce zdrętwiały. Zacisnęłam dłonie w pięści i wyprostowałam je, ale tak ja one, tak i moje całe ciało straciło czucie. 
-Więc nie jest demoniczna lub szpiegiem, czy coś. Jedynym powodem, dla którego mnie nienawidzi to, to że z nią spałeś. Cały czas mówiłeś mi, że nic między nami nie było, choć było.
Próbował złapać mnie za dłoń.
-Ona jest tylko moją przyjaciółką. Moje uczucie do niej jest niczym, w porównaniu do uczucia, którym darze ciebie. 
-Nie kocha się z kimś, kto jest tylko twoim przyjacielem!
-Ellie – westchnął moim imieniem w taki sposób, że mógłby uspokoić każdy sztorm, ale nie ten.
-Mówiłeś mi, że to nie to, co myślę! Okłamałeś mnie!
-Nie kłamałem – powiedział zmęczonym głosem. – Nigdy się nie umawialiśmy. Nigdy nie było czegoś więcej. 
-Jednak coś chciałeś od niej- Jak tylko to powiedziałam, znienawidziłam sama siebie. Nawet nie wiem, co ja wygaduję. 
Jego oblicze pociemniało, jego złość ukazała się na zewnątrz.
-Nic od niej nie chciałem! To był błąd!
Łzy spłynęły po obu moich policzkach, łącząc się w rogach ust. Nie wiem, jak mogłam się zdenerwować tak szybko.
-Więc zerwałeś z nią? Tak samo, jak ze mną? 
-Myślałem, że już nie wrócisz – powtórzył, łamiącym się głosem. Kiedy znów się odezwał, jego głos był niższy, ale miał trochę więcej kontroli nad sobą. – Byłem martwy w środku. Wierzyłem, że ty –jedyna osoba, która była dla mnie coś warta – została stracona! Jesteś dla mnie wszystkim, Ellie i zginął bym sam razem z tobą. Nigdy jej nie kochałem, nigdy nikogo nie kochałem od tych wszystkich wieków. Ciebie nie było, a ja zrezygnowałem. Kiedy znalazłem ciebie, zaledwie rok później… Nie potrafię opisać, jak to jest widzieć cię ponownie po tym, kiedy wierzyłem całym sobą, że zniknęłaś na zawsze. Widząc twój uśmiech, który przywrócił mnie do życia i jednocześnie zabił mnie w tym samym momencie. Czułem, że mam ci coś do powiedzenia, po tych wszystkich wiekach, jak dużo dla mnie znaczysz, jak bardzo zawsze cię kochałem, ale mogłem cię znowu stracić i nigdy być nie wróciła. Dlatego nic ci nie powiedziałem.
Zaczęłam szlochać, w pewnym momencie usiadłam na kanapie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Schowałam swoją twarz w dłonie, szarpałam swoje włosy zdesperowana, aby usunąć obraz całujących się i dotykających Willa i Avy na zawsze. Usiadł obok mnie, ale nie próbował mnie pocieszać, nie mówił w moje włosy, jak często robił, kiedy był zdenerwowany. Nic nie robił. Wyciągnęłam ręce z dala od  mojej twarzy i spojrzałam na niego, on też patrzył na mnie, jego oczy były ciemne i matowe. To nie tak, że byliśmy razem, albo nawet jesteśmy, to nie było tak, że zdradził mnie. Nie miałam roszczeń do niego, ale czuję się, że powinnam, choć i tak to by nie zmniejszyło bólu. Nie mogłam nienawidzić go i być na niego zła, ponieważ nie miałam do tego prawa. 
Przestałam płakać, otarłam moją twarz i wspięłam się chwiejnie na nogi. Spojrzałam na niego. Wziął mnie  za rękę, jego spojrzenie było poważne, pozwoliłam mu przyciągnąć mnie bliżej. Jego dotyk był ciepły, niepewny i delikatny, podążał palcami po mojej dłoni, nadgarstku, a następnie obie dłonie się objęły. Trzymał ręce na dolnej części moich pleców, przyciągnął mnie do siebie łagodnie, tak że mógł oprzeć głowę na moim brzuchu. Ścisnął mnie delikatnie, jego usta naciskały na sweter, który nosiłam. Zajęło mi chwilę, aby odzyskać spokój i siłę, by dotknąć jego twarzy, unieść brodę i gładzić jego szorstki policzek, wargi, potem uśmiechnął się pod moimi palcami, a moje serce urosło.
-Potrzebuję ciebie – powiedział i pocałował moją dłoń. 
Coś załomotało w mojej klatce piersiowej, a moje usta zadrżały.
-Ja ciebie też potrzebuję. Wplotłam swoje palce w jego jedwabiste włosy. 
-Nikt nigdy nie znaczył dla mnie więcej niż ty – wyszeptał. – Jesteś dla mnie wszystkim.
-Nie mów tak – powiedziałam, potrząsając głową. – To nie jest prawda.
-Nigdy cię nie okłamałem.
Musiałam wyjść zanim znowu się rozpłaczę. Odsunęłam się od niego, a jego ręce zsunęły się z mojej talii, aż opadły. 
-Muszę wrócić do szkoły zanim zacznie się przerwa obiadowa.
-Wiem – powiedział.
Bez pożegnania opuściłam dom Nathaniela i pojechałam z powrotem do szkoły. Reszta dnia minęła mi w głębokim oszołomieniu. Nie spotkałam Kate, wysłałam jej tylko SMSa, że niczego się nie dowiedziałam.  


                              Rozdział 11

Napisałam dwa sprawdziany w tym tygodniu w szkole, potrzebowałam trochę odpoczynku i musiałam wydostać się z domu. Will i ja byliśmy jeszcze trochę niepewni po walce/kłótni w sprawie Avy. Nikt, kogo znam nie przeszkodzi mi w bibliotece, więc brzmiało to, jak idealne miejsce ucieczki. Zaczął padać śnieg, tylko lekko, więc nie będę miała problemów z jazdą w nocy, ale musiałam jechać ostrożnie. Za to jutro na pewno będę musiała odśnieżyć podjazd. Trzy godziny przed zamknięciem wystarczy mi, żeby znaleźć dobrą książkę i zwinąć się na jednej z olbrzymich kanap na drugim piętrze.
Po przeszukaniu stosów wybrałam powieś , którą mogłabym znaleźć na półce mojej mamy, kiedy byłam w gimnazjum. Pamiętałam, że to był romans, więc złapałam ją z półki i wspięłam się po skrzypiących schodach na drugie piętro, gdzie było ciszej. Zdecydowałam się na grząski fotel obok stolika z lampy i zatraciłam się w powieści. Nawet nie zauważyłam kosiarza, poruszającego się cicho i tłumiącego swoją energie, dopóki nie nachylił się nad moim ramieniem i rzucił cień na stronę.
Podskoczyłam z mojego siedzenia, odwracając się twarzą  do niego, zaskoczona kosiarzem, którego pojawienie się, spowodowało lekkie, jak piórko uczucie mrowienia.
-Cadan – zawołałam półgłosem.
Uśmiechnął się delikatnie z rozbawieniem. Ciepłe światła w bibliotece spowodowały, że jego włosy stały się jeszcze bardziej złote.
-Ta książka musi być naprawdę dobra. Nie zauważyłaś mnie, aż byłem tuż obok ciebie.
-Czego chcesz?- Z jakiegoś powodu nie bałam się go, choć powinnam. Nie mogłam wytłumaczyć tego uczucia. Przy nim nigdy nie czułam się zagrożona.
-Zobaczyć cię.
Mrugnęłam.
–Dlaczego?
Nie wyglądał, jakby mu przeszkadzały moje podejrzenia. –Dlaczego nie?
Czy on był poważny? –Cadan, jesteśmy wrogami.
-Kto o tym zdecydował? – spytał z prawdziwą ciekawością. Obszedł krzesło i usiadł na nim, naprzeciwko mnie. –Jeśli bylibyśmy wrogami to próbowałbym cię zabić.
-Jak na razie tego nie robisz.
-Jeśli naprawdę myślałabyś, że jesteśmy wrogami to nie próbowałabyś mnie zabić teraz? Polujesz na demoniczne kosiarze prawie co noc, więc nie czekasz na atak. Mogłaś na mnie polować, ale tego nie zrobiłaś, choć nie mogę powiedzieć, że nie jestem rozczarowany. Dotknął moich włosów, jak tej nocy, kiedy się poznaliśmy. Obserwowałam jego palce czekając, aż przestaną być delikatne. Czubki palców dotknęły lekko mojej szyi, sprawiając że moje serce zaczęło walić.
Nie mogłam pokazać strachu i odsunąć się od niego.
–Nie każ mi użyć przemocy.
-Oh, kochanie – wyszeptał, jego głos ochrypł, a uśmiech zmalał. –Proszę bardzo.
-Jesteś tego typu facetem?
-Podobasz mi się.
-To jest niezręczna sytuacja – powiedziałam, nie wiedząc, jak reagować na jego rażący flirt.
-Nie zgadzam się. Puścił moje włosy, ale nie odsunął się. –Podoba mi się.
-Dopiero zaszło słońce – zauważyłam. – Nie powinieneś jeszcze spać o tej porze?
-Co mogę powiedzieć? Jestem rannym ptaszkiem.
Byłam zmęczona jego zabawą. –Dlaczego tu jesteś, Cadan? Poza tym, żeby mnie czarować swoim urokiem. Ostatni raz widziałam cię, kiedy przyszedłeś z ostrzeżeniem.
Jego uśmiech zgasł ponownie.
–Przykro mi to powiedzieć, ale mam inne. Bastian ma relikwie, naszyjnik Constantina.
Zmarszczyłam brwi, myśląc o bólu Avy po śmierci Zane.
-Powiedz mi coś, czego nie wiem.
-Więc znaleźliście opiekuna relikwii – wywnioskował.
-To, co z niego zostało.
Zacisnął usta. – Podejrzewałem, że musiał zostać zabity w związku z relikwią. Strażnicy nigdy się nie poddają.
-Kto to zrobił?
-Viry – powiedział. – Ich imiona to Merodach i Kelaeno. Oni są od tego, żeby znaleźć Bastianowi to, co potrzebuje. Przyjdą też po ciebie, kiedyś.
-Jeśli Orek zawali, tak?
Jego oczy zapłonęły.
–Tak, przepraszam. Sytuacja się dla ciebie pogorszy.
Przestudiowałam jego twarz, moja głowa nie mogła znaleźć powodu, dla którego miał być mi lojalny. Wiedział dużo o planach Bastiana, więc musiał być blisko niego, ale był gotowy zaryzykować, aby mi pomóc.
-Dlaczego szpiegujesz, Cadan?
-Mówiłem ci już.
-Ryzyko jest zbyt duże – nalegałam. – Musi być coś jeszcze. Co to znaczy dla ciebie? Czy zamierzasz mnie zdradzić?
Jego uśmiech się ożywił.
-Nawet, jeśli ci powiem, uwierzysz mi?
-Nie wiem. Nawet nie wiem, czy szpiegujesz Bastiana, czy mnie.
-Dlaczego nie możesz uwierzyć, że chce go powstrzymać? – zapytał ponownie.
Zmrużyłam oczy.
-Dlaczego nie możesz działać na własną rękę?
Na początku mi nie odpowiedział i dziwny cień przeszedł po jego twarzy, a ramiona miał sztywne. Jego oczy oderwały się od moich i błądził wokół nas.
-To skomplikowane.
-Nie bardziej niż nasz układ.
Jego twarz rozjaśniło rozbawienie, przepędzając w jednej chwili niepewność.
-Układ? Na jakich warunkach jest nasz układ?
Zignorowałam go.
-Czy to dla tego, że nie jesteś wystarczająco silny, czy nie chcesz?
Jego wzrok przeniósł się powoli na moje usta i powrócił znów do oczu.
-Oba.
-Jesteś wciąż mu lojalny – powiedziałam. – A teraz mnie z jakiś powodów.
-Myślę, że masz rację.
-Musisz wybrać stronę, Cadan.
Uśmiechnął się i posłał mi obrażony uśmiech, jednak jego oczy wyglądały smutno.
-To też prawda.
Nie byłam pewna, co z nim zrobić. Był wspaniały i bardzo tajemniczy, a ja niewątpliwie zauroczyłam się nim. Wszystkie te rzeczy sprawiały, że był niebezpieczny, nawet jeśli uważałam, że nie podniesie na mnie ręki. Po prostu ta przyjaźń była niebezpieczna dla nas obojga. Podniosłam moją książkę z podłogi i położyłam ją na stoliku, zanim opadłam na miękkie krzesło.
-Co ten naszyjnik ma zrobić?
Usiadł na krześle na przeciwko mnie i przysunął je bliżej. Pochylił się i powiedział cicho:
-Był wykonany przez Grigori , kardynała wschodu, Aldebaran’a. Oszukał Constantina, najstarszą córkę cesarza Konstantynopolu, żeby go włożyła.
-Pamiętam ją – powiedziałam, marszcząc brwi, gdy zalały mnie wspomnienia. Constantina napędziła machinę polowań na czarownice siedemset lat temu, zabijając niewinnych ludzi, a następnie zabierając wszystko, co cennego posiadali. Grigorij nie byli dokładnie upadłymi uwięzionymi w piekle, a byli związani z ziemią, aby pomagać ludziom. To oznaczało, że nie byli całkowicie źli, ale też nie do końca dobrzy. Aldebaran znał zło Constantiny, a jej podwładni dali jej naszyjnik przeklęty anielską magią. Jak każdy chciwy tyran, przyjęła go i w ciągu miesiąca była już nieżywa.
-Jeśli Bastian potrzebuje anielskiej magii – wyjaśnił Cadan – to chce ją prosto od Grigorij. Oni trzymają tajemnice całej anielskiej potęgi i medycyny. Moc naszyjnik Constantina pochodzi od Aldebaran’a, w najczystszej postaci.
-Byłeś, gdzieś blisko, kiedy stworzono ten relikt? – zapytałam.
-Nie, nie jestem aż tak stary – powiedział. – Urodziłem się podczas czwartej krucjaty.
Zaśmiałam się nerwowo. – Och, nie tak stary. Tylko ponad osiemset lat.
-Mój ojciec ma ponad tysiąc lat – zadumał się.
-Tylko najsilniejsi mogą dożyć takiego wieku.
Zastanawiałam się, jak silny był Cadan.
-Twój ojciec jeszcze żyje?
Zawahał się z odpowiedzią. – Tak.
-Spotkałeś kiedykolwiek Grigorij?
-Tak.
Kiedy nie kontynuował, zapytałam:
- I?
-Ona mnie nienawidzi.
-Naprawdę? To zaskakujące – użyłam mojego sarkazmu, oczywiście.
-Próbowałem ją zabić. -To oświadczenie było ostre i powiedziane rzeczowym tonem.
-No cóż, nie można jej winić.
Uśmiechnął się szeroko do mnie.
-Myślę, że masz rację.
-Uważam, że to dobra historia, żebyś ją kontynuował – powiedziałam.
-Czy ludzki obrzęd walentynek nie zbliża się? – spytał. – Chyba wiem, jak to działa. Dobieracie się w pary, wyznając sobie miłość. To brzmi dobrze. Zwłaszcza, jeśli ja bym dołączył.
Popatrzyłam na niego wilkiem. – Nie zmieniaj tematu.
-Wyglądasz na urażoną. Jesteś bez pary?
-Nie potrzebuje partnera.
Przechylił głowę z głupim, uroczym uśmiechem.
-Będę twoją walentynką.
Roześmiałam się głośno.
-Tak. To na pewno wyjdzie.
-To brzmi, jakbyś nie była przeciwko temu pomysłowi. Uważasz, że twój opiekun będzie zazdrosny.
Dałam z siebie wszystko, żeby wyglądać poważnie, kiedy walczyłam ze śmiechem.
-Cadan, nie będziesz moją walentynką. Unikasz odpowiedzi na wszystkie moje pytania. - Skrzywił się.
-Odpowiedzi nie są takie ekscytujące, uwierz mi.
Przypomniałam sobie historię Avy i opiekuna relikwii.
-Więc, ta Grigorij, która cię nienawidzi. Jesteście starymi kochankami, tak?
-Nie – zaśmiał się. – Nie, nie. Miała coś, co chciałem i nie chciała mi tego dać. To historia na inną porę.
Założyłam ręce na klatce piersiowej. - Jeśli nie będziesz mówić o Grigori, to nie będziemy mówić o walentynkach.
Chytry uśmiech wkradł się ponownie na jego rzeźbione usta.
-Chciałem w dobrej wierze zostać twoim partnerem. Poza tym kocham imprezy. Spotkaliśmy się pierwszy raz na zabawie. Czy nie uważasz, że to jest dziwnie romantyczne?
Przewróciłam oczami. –Dziwne, tak. Romantyczne, nie.
Skrzywił się.
-To boli. Naprawdę.
-Jestem pewna, że przeżyjesz.
-Mówiąc o romansie – zaczął. – Masz zamiar mi opowiedzieć o tej książce, która tak cię pochłonęła, że ledwo mnie zauważyłaś?
Dałam mu kopniaka.
-Naprawdę chcesz wiedzieć?
-Chciałbym wiedzieć, co cię urzeka – powiedział. – Będę mógł aspirować do tego samego.
-Potrzebujesz trochę wody, żeby ostudzić trochę swój zapał? – zapytałam.
-Polubiłabyś mnie bardziej, gdybym był ponury i smutny? Uśmiechnął się, jego oczy mnie drażniły.
-Nie lubię cię, ponieważ jesteś jednym z nich.
Pochylił się i leniwie oparł się o oparcie krzesła. – To jest jakieś odwołanie do twojego strażnika? On jest dość ponury i zdecydowanie posępny.- Cadan, jeden punkt. – Nie sądzisz, że jest ponury? Musisz się zgodzić, że jest dość kapryśny.
-On nie jest ponury.
Jego uśmiech poszerzył się. -Więc przyznajesz, że jest kapryśny.
-Nigdy nie powiedziałam, że…
-Ale nie zaprzeczyłaś.
Westchnęłam z irytacją. –Jesteś okropny.
-Ale przynajmniej nie jestem posępny.
-Will nie jest posępny.
-Opowiedz mi o tej książce, którą czytałaś.
Zamrugałam ze zdziwienia. Czy on mówi poważnie? Promieniał z samozadowolenia. Zabawa ze mną była wyraźnie dostarczała mu rozrywki . Był nieznośny.
-Słucham?
Spojrzałam na niego. Był naprawdę poważny. –W porządku.

                                                    ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie zdawałam sobie sprawy, jak długo rozmawiamy, aż przyszedł bibliotekarz i powiedział nam, że zamykają. Byłam w szoku, że spędziłam z nim, tak dobrze czas i było mi przykro, że to już koniec.
-Tutaj mogę cię zostawić samą – powiedział, wstając.
Obserwowałam go uważnie. – Miło się z tobą rozmawiało.
Wziął mnie za rękę i pocałował mój nadgarstek, muskając go ciepłymi ustami. – Przyjemność po mojej stronie.
Odsunął się i podtrzymał drzwi, żebym mogła przejść pierwsza przez nie pierwsza. Wyprowadził mnie z biblioteki, zatrzymałam się na ostatnich schodkach. Nocne powietrze było bardzo zimne i śnieg padał obficie. Odwróciłam się w stronę Cadana i przyjrzałam mu się. Nie był tak wysoki, jak Will, ale był równie piękny.
-Naprawdę, Cadan – powiedziałam. – Dziękuję. Miałam naprawdę kiepski tydzień, ale czuję się lepiej.
-Teraz mogę umrzeć szczęśliwy – odpowiedział dramatycznie.
Przewróciłam oczami. – Przestań. Mówię poważnie. Spodobała mi się konwersacja z tobą.
Uśmiechnął się serdecznie. – Mam nadzieję, że to wkrótce powtórzymy.
-Będziesz mi mógł opowiedzieć tę historię – dokuczałam mu. – O Grigorij.
Jego uśmiech poszerzył się. –Być może. Dobranoc, Ellie.
-Dobranoc. -Uśmiechnęłam się do niego, zanim odeszłam.
Byłam w potrzasku. Czułam, że Cadan jest moim przyjacielem, a nie moim wrogiem. Był demonicznym kosiarzem od urodzenia, ale nie promieniował złem. Will był pewien, że demoniczni chcą tylko zniszczyć świat i mogą nieść tylko śmierć, ale Cadan nie chciał mnie zabić. Miał tysiąc sposobności ku temu.
Lub może był po prostu głupcem?
Cień przemknął nad moją głową i spojrzałam w górę, zaskoczona.
Kosiarz pojawił się z Mroczni, z  szaro-popielatymi, rozłożonymi skrzydłami, które poruszały się pomiędzy padającym śniegiem. Biało- blond włosy opadły, kiedy wylądowała. Zimne, jasne oczy wpatrywały się w moje.
Ivar. Jej ciało poruszało się tak szybko, że ciężki płaszcz unosił się za nią w powietrzu. Kaptur z szarym futrem spadł jej na głowę, kiedy rzuciła się na mnie z szponami. Mocno uderzyłam w jej ramię, zatrzymując jej palce przed zaciśnięciem na moim gardle. Pozbierała się i uderzyła skrzydłami, żeby zmniejszyć odległość między nami. Jej sukienka i płaszcz nabrzmiały w powietrzu.
Zniknęła.
Coś niewidocznego brutalnie uderzyło mnie w klatkę piersiową, wysyłając mnie przez pusty parking. Wylądowałam i ślizgałam się przez prawie dwadzieścia stóp na śliskiej ulicy, zanim zatrzymałam się i skoczyłam na równe nogi. Zrzuciłam płaszcz i wkroczyłam do Mroczni zanim znowu mnie tak uderzy. Jej forma zmaterializowała się, a ja zrobiłam unik przed szponami próbującymi siekać mi twarz. Jej postać rozmazała mi się, musiałam wziąć głęboki oddech.
-Jesteś szaloną psycholką! – krzyknęłam za nią. Will był całe mile ode mnie. Pewnie wyczuł mój niepokój i był w drodze, ale dopóki nie przybył musiałam walczyć z Ivar sama.
Odwróciła do mnie swoją twarz. Jej oczy były jasne i dzikie, jej oblicze było wykrzywione wściekłością. Przywołałam moje miecze, kiedy zaczęłyśmy krążyć wokół mnie. Anielski Ogień zapalił się i oświetlił jej gniew na twarzy. Wyciągnęła obie ręce i pojawiły się w nich miecze.
-Jest mój – warknęła, podnosząc włoski na moim karku. Skoczyła w powietrze, wysoko nad moją głową i zanurkowała w dół, celując w moje ciało. Przeniosłam ciężar ciała na pięty i wezwałam swoją moc.
Kolejny miecz zamachnął się i rozdzielił miecz mój i Ivar. Syknęła i zatoczyła się kilka metrów do tyłu.
Cadan.
Gapiłam się na niego, kiedy stanął między mną, a Ivar. Jego własne skrzydła, miały znowu srebrnoszare pióra, światło latarni migotało w nich, a on skierował ostrze w kierunku Ivar. Płatki śniegu przyklejały się do naszych ubrań.
-Wyciągasz ostrze przeciwko mnie?  - Ivar warknęła drżącym głosem z zaskoczenia i bólu.
-Ivar – ryknął. – Co robisz?
Jej usta ułożyły się w uśmiech, odsłaniając kły. Jej miecze lśniły groźnie, kiedy je podniosła.
-Co TY robisz? Mi?
Cadan spojrzał na nią niecierpliwie z irytacją wypisaną na twarzy.
-Nic ci nie zrobiłem.
-Nic? – jej głos łamał się z rozpaczy.
Nagle zrozumiałam i to było niepokojące. Nie chciałam być przytrząśnięta przez trójkącik miłosny. Może miłosny nie był najlepszym słowem, odpowiednia nazwa to  trójkącik psychicznej – demoniczno – kosiarzowej – obsesji.
-Zwariowałaś, Ivar – powiedział, opuszczając skrzydła. Może nie chciał wyglądać tak agresywnie, ale nadal był przerażający.
Roześmiała się wysoko i gładko. – A ty? Spędzasz czas z Preliatorem. Naszym odwiecznym wrogiem. Oszalałeś, Cadanie.
-Żadne z was nie roz…
-Gdyby tylko Bastian się o tym dowiedział.
-Nie musi o tym wiedzieć.
-Hańbisz go! – pisnęła. – I mnie. Kocham cię, Cadanie!
Jego twarz napięła się i przełknął ślinę.
-Okej – powiedziałam powoli. – To oczywiście nie moja sprawa, więc sobie po prostu pójdę. Zaczęłam się cofać, ale Ivar skoczyła w powietrze i wylądowała tuż za mną. Przygotowałam swoje miecze, gotowa się bronić.
-Nie chcę patrzyć na ciebie z nią – powiedziała Ivar, podchodząc do mnie, jej oczy był wpatrzone we mnie. – Ona jest archaniołem, Cadan. Wiesz, co to oznacza! Wiesz, że należysz do mnie!
Jego spojrzenie pociemniało, a jego oczy płonęły ogniem, jasne światło w ciemności. – Nie należy do nikogo.
-Powiedz, że mnie kochasz – prosiła. – Powiedz, a ja jej nie zranię tej nocy.
Spojrzałam na Cadana, który zmierzał w moją stronę. Oblicze Ivar było wykrzywione z obrzydzenia i wściekłości. Czekała, a ja wstrzymałam oddech, tak że jedyną rzeczą, którą słyszałam było bicie mojego serca w piersiach. Miała mnie zabić.
-Cadan, naprawdę myślę, że powinieneś to powiedzieć –powiedziałam.
-Nie teraz, Ellie. Jego głos był zimny. Po raz pierwszy, odkąd go spotkałam, nie był w nastroju na żarty. Wargi Ivar wydymały się. – Więc, jak?
Milczał.
-Niech tak będzie – powiedziała.
Jej skrzydła rozpostarły się i zatrzepotały, kierując jej ciało prosto na mnie, a miecze zaczęły ciąć. Schyliłam się pod jednym ostrzem, a miecz Cadana zatrzymał drugie. Uderzyłam ją w twarz, a ona cofnęła się, ale utrzymała się na nogach z krwawiącym policzkiem. Wyprostowała się i strzeliła mocą w pierś Cadana, odtrącając go daleko od nas. Napięła się , zawarczała ze wściekłości i uderzyła łokciem w mój policzek. Uderzyłam mocno o ziemię. Oszołomiona, ledwo widziałam Ivar, która kierowała ostrze w moją twarz, lecz Cadan pojawiając się nagle między nami, wepchnął ostrze w jej pierś. Zgięła się w pół, jej włosy łaskotały moją twarz, a jej ramiona zwisały luźno po bokach. Krew kapała z jej ust i lała się na miecz Cadana. Po sekundzie straciła zainteresowanie moją osobą, aby utrzymać miecze. Wspięłam się na równe nogi i odskoczyłam.
Cadan wyprostował się i wyciągnął miecz z jej ciała. Wnętrzności zalewała krew, a ona krzyknęła z bólu i upadła na kolana. Próbowała się podnieś, ale jej ciało nagle zatoczyło się, tracąc równowagę i odchyliło się do tylu, prawie upadają. Jej dłoń spoczywała na krwawiącej ranie, próbując zatamować krwotok. Podniosła ciężko głowę i spojrzała na Cadana. Wyraz jej oczu złamał mi serce, mimo mojej nienawiści do niej.
-Dlaczego? – warknęła.
Twarz Cadana pozostała okrutnie stanowcza, kiedy podszedł do niej i znowu podniósł miecz, błyszczący i  ociekający krwią Ivar.
Jej oczy były wpatrzone w jego. –Zamierzasz mnie zabić?
Przepraszam – powiedział. – Nie mogę pozwolić, żebyś wróciła do Bastiana z tym, co wiesz. On nie może się dowiedzieć o tym, co się stało.
Zrobił zamach szybko, jak błyskawica, przechodząc gładko przez jej szyję. Jej głowa poleciała, uderzyła o ziemię, jej włosy były barwione czerwienią. Jej ciało zmieniło się w kamień, a kiedy upadło rozsypało się na tysiąc kawałków.
Zamknęłam oczy na chwilę, czując jeszcze ból Ivar w moim sercu. Kiedy jej otworzyłam, zobaczyłam że Cadan nie ruszył się, ani o krok, tylko jego ramiona zwisały luźno. Wpatrywał się w pozostałości Ivar i nic nie powiedział.
Podeszłam do niego, wyciągając rękę by go dotknąć, ale odskoczył ode mnie. – Cadan?
Odwrócił się tylko nieznacznie w moją stronę, ale wystarczająco, żeby zobaczyć ból malujący się na jego twarzy. To spojrzenie dało mi do myślenia, czy aby na pewno nie kochał Ivar.
-Nie, Ellie. – powiedział. Jego głos nie był zimny, ani okrutny, tylko pełny bólu.
Wpatrywałam się ostrożnie w jego twarz, zakłopotana tym, co właśnie się stało. – Wszystko w porządku? Jego zwykle ogniste oczy był matowe, nie odwrócił się do mnie. Płatki śniegu przylepiały się do jego włosów. – Nie.
Jego skrzydła rozpostarły się i uniósł się w powietrze, znikając mi z pola widzenia, gdy wkroczył do Mroczni.
I tylko zostałam ja z rozkruszonymi pozostałościami po Ivar. Nie poruszałam się, nic nie powiedziałam, tylko siedziałam na zimnym chodniku, ignorując śnieg osiadający na mnie. Zimno zaczęło oddziaływać na mnie, ale nie mogłam się zmusić, aby pójść po płaszcz.
-Ellie?
Mrugnęłam na dźwięk mojego imienia. Moją pierwszą myślą było, że Cadan wrócił, ale wtedy zobaczyłam Willa biegnącego do mnie.
-Ellie – zawołał ponownie, dotarł do mnie i opadł na kolana. Obejrzał mnie, jak zwykle, ale nie miałam nawet zadrapania. Dzięki Cadanowi. Myśli kłębiły mi się w głowie.
-Co się stało? – zapytał Will. – Nic ci nie jest?
Potrząsnęłam głową. – On ją zabił.
-Kto? – zapytał, przesuwając moje włosy z twarzy. – Kto ją zabił? Zauważył, że się trzęsę, chwycił mój płaszcz i owinął go wokół mnie. To nie mogło.
-Cadan – powiedziałam automatycznie, nadal wpatrując się w stos kamieni. – Zabił Ivar.
Will zaniemówił, przetwarzając absurdalną prawdę, którą mu powiedziałam.  –Poważnie?
-Tak. Miała zamiar powiedzieć Bastionowi, że Cadan rozmawiał ze mną i zaatakowała mnie. Nie pozwolił, żeby mnie zabiła. Zabił ją, żeby mnie chronić.
-Ivar nie żyje – powiedział Will z niedowierzaniem. – Cadan znów cię znalazł. Nie możesz…
To nie tak – wtrąciłam. – Bardzo mi pomógł! Naszyjnik, który chronił Zane był zrobiony przez Aldebaran, ma potężny urok. To była okazja, Cadan ostrzegł mnie, że demoniczne kosiarze, które zabiły Zane to Merodach i Kelaeno, też przyjdą po mnie i mają wszystko, co jest potrzebne Bastionowi. Cadan zabił Ivar, w celu ochrony informacji, które mi powiedział, więc nie skreślaj ich.
Will zacisnął szczęki. – Wszystko w porządku. Sprawdzimy to z Nathanielem, ale proszę nie spotykaj się sam na sam z Cadanem. Proszę.
-Nie zamierzam go szukać – mruknęłam. – Ale Cadan naprawdę chce nam pomóc. On ryzykuję swoje życie, aby to robić.
Nastąpiła długa cisza. Nie mogłam go za to winić. Ja też bym nie uwierzyła. Przynajmniej Bastian stracił kolejnego sługusa. A demoniczny kosiarz zapytał, czy może być moją walentynką i zabił swoją byłą, szaloną dziewczynę, aby uratować moje życie. Jutro zaczynam brać proszki.
-Chodźmy do domu, zanim zamarzniesz – Will zasugerował. Wstał i wziął mnie za rękę, a potem pomógł mi wstać i weszliśmy do samochodu w ciszy.


                              Rozdział 12


-Co znowu kombinujesz? – zapytał Will znudzonym głosem, za zamkniętymi drzwiami.  – Impreza walentynkowa?
Przewróciłam oczami, kiedy luźna czerwona sukienka przeciskała się przez moje biodra. Postanowiłam, że przeciągnę ją przez głowę, ale była za wąska i byłam zmuszona ubrać ją od dołu. – To nie impreza walentynkowa. To byłoby nudne. 
Zaśmiał się. – To jest to samo.  
-Nie, nie jest – mruknęłam. – To impreza Płonących Serc. Całkowita różnica. 
-Niby jaka? Walentynki są za kilka dni.
-To impreza Płonących Serc. Zebrałam szef wzdłuż boku sukni, ponieważ dzięki temu miałam większą swobodę ruchu. Kształt ołówka sprawił, że miałam bardziej widoczną figurę klepsydry, niż w normalnych ciuchach. Oparłam się o półkę szafy, żeby zachować równowagę i nie poślizgnąć się na czarnych obcasach. 
Teraz wystarczyło, żeby ktoś zapiął mój zamek od sukienki. Obejrzałam się ze wszystkich stron w lustrze, zawieszonym na drzwiach mojej szafy. Kiedyś znajdowało się w moim pokoju, ale odkąd Will zaczął w nim przebywać, musiałam przenieś go tutaj i zyskać trochę prywatności. Musiałam się upewnić, że wyglądam dobrze, przed wyjściem z garderoby. 
- Dlaczego ci tak bardzo na tym zależy? Chodzisz przecież na tyle imprez. 
-Wcale, że nie. To jest praktycznie moja pierwsza impreza w tym miesiącu.
- Czy Kate nie organizowała przyjęcia dwa tygodnie temu?
Zezłościłam się. – To było w styczniu. Teraz jest luty. Co zamierzasz zrobić, kiedy pójdę do collage i będę chodzić trzy razy w tygodniu? Zwariujesz. 
- Mam nadzieję, że znajdziesz czas na patrole wśród tych wszystkich planów.
- Żyję pięcioma życiami na raz. Jestem boginią wielozadaniowość. Wiesz o tym. 
Otworzyłam drzwi od garderoby i wyszłam. Ogarnęło mnie ciepło, kiedy jego oczy rozszerzyły się i jak zaczął się na mnie gapić z krzesła przy biurku. 
Ruszyłam przez pokój, trzymając przód sukni przy piersiach. – Potrzebuję twojej pomocy.
-Co? Uniósł brew prawie niedostrzegalnie, ale nie było sposobu, żebym przegapiła to spojrzenie. 
Przygryzłam od wewnątrz policzek, żebym nie zaczęłam się uśmiechać, jak idiotka i odwróciłam się. -Zapniesz mnie?
-Uh, tak.
Ciepło jego wzroku było nie do zniesienia, kiedy zasuwał moją sukienkę. Jego palce dotknęły moją gołą skórę, kiedy przesuwał do góry zamek. 
-Wyglądasz… pięknie – powiedział cicho, czułam jego oddech na mojej szyi.
Odetchnęłam głęboko i przełknęłam ślinę, kiedy sobie wyobraziłam, jak ciągnie suwak w przeciwnym kierunku, a jego rozgrzane usta dotykają mojej skóry. Coś zatrzepotało w moim brzuchu, a ja zadrżałam. – Dziękuję. 
Nie odszedł i nie poruszył się przez długą, potworną chwilę. W końcu podeszłam do komody i zaczęłam robić makijaż, przeglądając się w lusterku. Spojrzałam na niego kątem oka i uśmiechnęłam się, moja wiara w nas powróciła.
-Masz trochę śliny – dokuczałam mu, dotykając rogu ust. – Tutaj.
Jego policzki zabarwiły się na czerwono i uśmiechnął się nerwowo, kiedy usiadł na krześle. – Jesteś zabawna. Naprawdę. 
Spojrzałam w lusterko, nakładając kolejną warstwę maskary. Moje serce waliło, kiedy chciałam wyglądać na niewzruszoną. – Nie tak zabawna, jak twoją twarz w tamtym momencie. 
-Jak możesz chodzić w tych szpilkach? – zapytał, zmieniając temat. 
-Masz całkowicie za mało wiary we mnie. Odwróciłam się, żeby spojrzeć na jego strój i skrzywiłam się. – To ubrałeś? Naprawdę?
Skrzywił się i spojrzał na swoje dżinsy i bluzkę z długim rękawem. – Co jest nie tak?
Przechyliłam głowę, żeby mu się lepiej przyjrzeć. – Wyglądasz normalnie. A przez to w ogóle niepłomiennie. Przynajmniej twój T-shirt  jest czarny. Zasady ubioru mówią jasno: czerwony i czarny. Każdy inny kolor i cię nie wpuszczą, tak tylko mówię. 
-Ellie – powiedział, przygryzając górną wargę. – Wiem, że kochasz te imprezy i nie przeszkadza mi wyjście tam z tobą. Wolę być z tobą. Ale nie znoszę, kiedy ubierasz mnie dla nich. To nie ja. 
Podeszłam do niego i dotknęłam jego włosów, wiedziałam że to uspokoi i jego i mnie. Zamknął oczy, a motyle w moim brzuchu zaczęły latać. –Przykro mi. Ja po prostu lubię cię torturować. 
Otworzył swoje zielone oczy i wpatrywał się w moje, ale nic nie odpowiedział. Pierwszy raz spojrzałam, tak naprawdę w jego twarz odkąd mi powiedział, że przespał się z Avą. Próbowałam z całych sił nie myśleć o niej, o rękach Will na jej ciele. Chciałam żeby były na moim, ale im dużej mój wzrok przytrzymywał jego, tym bardziej moje serce bolało. Czułam, że moje usta zaczęły drzeć i od razu dotknęłam mojej szczęki, ale było już za późno. Wyczytał wszystko z wyrazu mojej twarzy i zmartwienie przemknęło przez jego obliczę. 
-Jesteś gotowy? – spytałam, przerywając zanim zacznę płakać.
Odetchnął zmęczony. – Tak. 

Rodzice Josie Newport mieli nieprzyzwoicie dużo pieniędzy, ich dom był wspaniały. Kiedy wyjeżdżali z miasta i gospodyni również nie było, robiła wszystko, co chciała, a jej imprezy były niesamowite. Josie i ja byłyśmy blisko, kiedy byłyśmy małe, ponieważ nasze mamy były przyjaciółkami, ale z upływem lat mamę Josie zaczęły bardziej interesować drogie wakacje i trzymanie na oku męża, żeby mu ręce, albo coś innego, za bardzo nie chodziło. Josie była kochana, ponieważ zapraszała mnie i moich przyjaciół na swoje imprezy.
Prułam na przód w moich dziesięciocentymetrowych szpilkach z Willem snującym się za mną. Linia zaparkowanych samochodów rozciągała się po całej ulicy. Zanim jeszcze weszłam do rezydencji, usłyszałam walenie muzyki. Spojrzałam na Willa, który wreszcie podniósł na mnie wzrok po analizowaniu zaśnieżonych chodników. Posłałam mu uspokajający uśmiech. 
Podniosłam rękę, żeby zapukać, ale lokaj otworzył już drzwi, zanim zdążyłam to zrobić. Ściany wielkiego przedpokoju Josie był udrapowane czerwonym materiałem i jasne, czerwone światło napływało z podłogi. Szliśmy przez ogromy korytarz, mijając klimatyzator i czerwone zasłony, które wyglądały wspaniale powiewne na wietrze, jakby tańczyły na parkiecie. 
Korytarz zaprowadził nas do sali bankietowej, która bardziej przypominała sale balową i uśmiechnęłam się, kiedy zobaczyłam praktycznie wszystkich ze starszych klas, ubranych na czarno lub czerwono, jak być powinni. Więcej zasłon wisiało za żyrandolem, rozszerzone na ścianach. Białe światła błyszczały z sufitu, jak gwiazdy, a Dj był na stanowisku na podwyższeniu naprzeciwko wejścia, obok czerwonych i białych świateł. 
Wiedząc, że Will nie będzie chciał ze mną tańczyć, rozejrzałam się szukając wśród ludzi Kate. Powiedziałam Willowi, że zaraz będę i ruszyłam przez czerwono-czarne morze, ale nie znalazłam jej nigdzie. Wracając, spojrzałam na Willa i skrzywiłam się. Miał już koło siebie dziewczynę ruszającą  ustami, ale wydawał się wyraźnie nudzić. 
Kiedy podeszłam do nich, dziewczyna posłała mi wredne spojrzenie. Ja po prostu przewróciłam oczami i chwyciłam Willa za ramię, ignorując jej protesty.
-Nie mogę cię nawet na chwilę zostawić - narzekałam.
-Czekałem na twój powrót – odpowiedział. – Nie ruszałem się.
Westchnęłam. – Nadal szukam Kate, więc niech cię nie poniesie, gdy odejdę. Wszystko w porządku?
Posłał mi zdziwione spojrzenie. Jak mógł nie zorientować się, o co mi chodzi? 
-Jest tam – powiedział, patrząc mi ponad ramieniem.
Poszłam za jego wzrokiem. Rzeczywiście, Kate stąpała ku nam, jak modelka na wybiegu, ubrana w sukienkę koktajlową wykonanej z błyszczącej, białej satyny.
-Zaproszenie mówiło tylko czerwone i czarne stroje – powiedziałam, unosząc brew. – Co się stało z sukienką, którą przymierzałyśmy?
-Nie lubię się wtapiać w tłum – powiedziała lekceważąco. Posłała mi uśmiech. – Twoja sukienka wygląda wspaniale na tobie. Czyż nie wygląda pięknie, Willu?- Spojrzała na niego wyczekująco.
-Jak zawsze – powiedział.
Kate uśmiechnęła się aprobatą. Rozejrzała się i pomachała do kogoś po drugiej stronie pokoju. Marcus. Zbliżył się do nas, miał na sobie ciemno czerwony smoking. Objął Kate w talii i pocałował ją w policzek, zapalając u mnie czerwoną  lampkę. 
-Will, Ellie – przywitał nas z uśmiechem i spojrzał mi w oczy. – Wyglądacie ślicznie.
-Dzięki – powiedziałam. – Podoba mi się twój strój. Wyglądasz, jak najbardziej wydumany pomidor, jakiego kiedykolwiek widziałam. 
Roześmiał się. – Jak miło z twojej strony. Mi naprawdę podoba się twój strój. Do twarzy ci w czerwonym.-
Zamarłam. Bastian powiedział to samo do mnie, kiedy go ostatnio spotkałam, tylko zamiast w sukience byłam cała we krwi. 
Marcus spojrzał na mnie dziwnie. – Wszystko w porządku, Ellie?
Otrząsnęłam się.- Czuję się dobrze. Zaraz wracam.- Potrzebowałam czegoś zimnego do picia. Bufet z przekąskami znajdował się wzdłuż sąsiedniej ściany, w pobliżu kilku pluszowych foteli i par siedzących w najciemniejszym kącie w pokoju. Podeszłam i napełniłam kubek ponczem, wypiłam szybko rozkoszując się chłodnym, słodkim piciem wlewającym mi się do gardła. 
-Powiedziałem, coś nie tak? – zapytał Marcus, kiedy zatrzymał się przy moim boku. 
Machnęłam ręką. - Kiedy powiedziałeś, że w czerwonym mi do twarzy to przypomniało mi się… właśnie to, powiedział do mnie Bastian. Zdenerwowałam się przez sekundę. Ale nic mi nie jest.
Przepraszam – powiedział. – Nie chciałem przywoływać złych wspomnień. Wyciągnął rękę. – Zatańcz ze mną.
Wpatrywałam się w jego rękę, a potem w twarz. – Naprawdę? 
-O, tak –powiedział. – Jestem wspaniałym tancerzem. I chcę zobaczyć uśmiech na twojej twarzy. 
Zaprowadził mnie na parkiet i od razu zaczął mną kręcić, jak profesjonalista. Wirowaliśmy przez tłum, śmiejąc się i świetnie się bawiąc. Żałowałam, że zamiast Markusa nie jest to ktoś inny, ale i tak byłam szczęśliwa z nim. Kiedy piosenka się skończyła, uściskałam go mocno i on też się do mnie przytulił. –O wiele lepiej – powiedział, śmiejąc się. – Jesteś piękna, kiedy się uśmiechasz. 
Nagle Kate stworzyła sobie drogę przez rój ludzi i chwyciła mnie za ramię. – Uratuj mnie. 
-Co? – wybełkotałam, kiedy mnie ciągnęła przez parkiet i wyciągnęła mnie z salonu do korytarza. 
-Josie – powiedziała. – Widocznie jednak był powód, dla którego wszyscy musieli ubrać się na czarno lub czerwono. Ona jest ubrana na biało. 
Skrzywiłam się. Oczywiście Josie chce być jedyną osobą, która się wyróżnia. –Jest wkurzona?
-Nie sądziłam, że może się wściec, ale popatrzyła na mnie, jak seryjny morderca. 
-Mamy uciekać?
-Nie – powiedziała. – Po prostu zabawimy chwile tutaj. Niech znajdzie coś, co odwróci jej uwagę.
-Mądrze – zauważyłam.
Twarz Kate rozjaśniła się i uśmiechnęła się. – Marcus wygląda dzisiaj gorąco, prawda?
-Smoking.
-Chyba się w nim zakochałam.
Zmusiłam się do uśmiechu. – Naprawdę? Czy jesteś pewna, że to dobry pomysł?
Jej uśmiech zniknął. – Co masz na myśli?
-On jest po prostu… - zaczęłam, próbując dobrać odpowiednie słowa. – On nie jest normalnym facetem. 
-Wiem! – ćwierkała. – To jest właśnie to, co czyni go takim niesamowitym. On jest niesamowicie wspaniały, mądry, dobrze się ubiera i jego oczy. Widziałaś jego oczy? Wyglądają, jak kamień szlachetny. On nawet nie wygląda na prawdziwego. A czasami, przysięgam że jaśnieją. Podobne do oczu Willa, wiesz?  Nie to, że go obserwuję… przez cały czas…
Posłałam jej gniewne spojrzenie. – Tak, ale… -urwałam nerwowo. Marcus i Will byli kosiarzami. Ich oczy były prawie nie z tego świata, tak jak i reszta. 
Uśmiechnęła się do siebie. – Ale on jest taki słodki dla mnie, Ellie. Nie ma żadnych gierek, żadnych niedojrzałych zachowań licealistów. Jest wszystkim, czego chce.  
-Może to jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
Zmarszczyła brwi. – Co się z tobą dzieje? Czy uważasz, że jestem dla niego kolejną panienką do zaliczenia? Wyczuwam wiele nienawiści w tobie. 
-Nie, nie nie cierpię go – powiedziałam. – Po prostu… jest niebezpieczny, Kate. 
Roześmiała się. – Och, naprawdę? Trenuję sztuki walki, czy coś w tym rodzaju? Oh, czekaj. Nie powinnyśmy o tym mówić. 
-Mówię poważnie, Kate – powiedziałam stanowczo. – Słuchaj, po prostu bądź ostrożna. 
-Dlaczego chcesz, żebym trzymała się od niego z daleka? – spytała, kładąc ręce na piersi. – Lubisz go? 
-Nie! Wiesz, że to nieprawda. Wiesz, co czuję do Willa. 
-Przepraszam, ale ja po prostu nie rozumiem. 
Prawda była taka, że nie mogłam jej nic wyjaśnić. Może nie jest dla niej odpowiedni, ponieważ pochodzi od upadłego anioła i jest nieśmiertelnym kosiarzem z wiekowym, poważnym bagażem. Może dlatego, że nie wie, jak funkcjonować w realnym świecie i nie rozumie ludzi. A może mówię o Willu. 
-Will powiedział mi – powiedziałam niepewnie. – Nie chciał tego wyjaśniać. Powiedział tylko, że Marcus wpakował się w jakieś kłopoty. 
Kate przewróciła oczami i prychnęła. – Nie wierzysz chyba, że Marcus zdobył tą bliznę w walce na noże, prawda? Ewentualnie możesz mi powiedzieć, że kogoś zabił, patrząc na niego, jestem w stanie w to uwierzyć. 
Lepiej nie odpowiadać na to. Szanse były dość duże, że Marcus zabił kilka, kilkanaście osób zanim zaczął polować na kosiarzy z Avą.
Ugh. Ava. Nadal nie powiedziałam Kate, czego się dowiedziałam. – Czy pamiętasz tą dziewczynę, z którą spotykał się Will, a ty mnie przekonałaś, żeby ich śledzić kilka tygodni temu? Ten pomysł był, nawiasem mówiąc, okropny.
Skrzywiła się. – Tak, stara znajoma. 
-Cóż, moje podejrzenia były słuszne – powiedziałam.
Jej oczy wyszły na wierzch. – Nie! Zdradził cię?
Pokręciłam głową. – On nigdy mnie nie zdradził. Nie byliśmy wtedy razem. Ale on i ta dziewczyna, Ava… spali ze sobą. 
-Przykro mi, Ell. Nie są wciąż razem, co nie?
-Nie – powiedziałam. – To było dawno temu. 
-Ell – Kate westchnęła. – Nie chce cię załamywać, kochana, ale jesteś bardzo naiwna. Ludzie, którzy są „tylko przyjaciółmi”, nadal uprawiają sex. Przyjaciele od sexu – nie słyszałaś o tym?
Żołądek ścisnął mi się ponownie. – Cóż, powiedział, że nigdy z nią nie chciał być, że miał trudny okres i to był błąd. -Nie chciałam jej powiedzieć, że ja byłam przyczyną tego ciężkiego okresu.
Jej twarz stała się bardziej sympatyczna. – Błędy się zdarzają. Nie możesz być na niego zła.
-Czuję się po prostu dziwnie – powiedziałam. – Nie mogę być na nich oboje zła. Jestem po prostu… zazdrosna o nią, tak mi się wydaję. 
Skinęła głową, a jej twarz złagodniała. – Rozumiem, nikt nie chce być w pobliżu ex swojego chłopaka, szczególnie jeśli jest ona tak wspaniała.
-Will nie jest moim chłopakiem – poprawiłam ją. W ogóle nim nie był, tak naprawdę, ale mówiąc, że jest moim chłopkiem łatwiej można było wyjaśnić jego stałą obecność w moim życiu. – Co sprawia, że jeszcze trudniej jest mi być zazdrosną. 
-Bez różnicy – powiedziała. – Czy on jest teraz twoim chłopakiem, czy był miesiąc wcześniej to i tak nadal boli. Przykro mi, że musisz ją widywać. 
Wzruszyłam ramionami. – Tak. Wychodzi z Willem i Marcusem cały czas. 
Jej oczy pociemniały. – Niech lepiej nie dotyka Marcusa. 
Zaśmiałam się, próbując złagodzić napięcie w moim ciele. – Nie martw się. Pracują razem. Coś w ten deseń. 
Kate usiadła i chrząknęła. – Lepiej żeby trzymała pazurki z dala od naszych chłopców. Marcus i ja idziemy do jego miejscówki po imprezie. I nie, nie zamierzam się z nim przespać, więc nawet nie zaczynaj. Znam go tylko od kilku tygodni. 
Może Kate nie będzie cierpieć. Marcus był niebezpieczny, ale nie sądzę, żeby jej coś zrobił. Kochałam Kate, jak siostrę, ale musiałam jej zaufać. I jeśli Will nie wydaję się być zaniepokojony to może będzie wszystko w porządku. Nadal chciałam jeszcze wyjaśnić sobie co nie co z Markusem.
Jak gdyby usłyszał moje myśli lub, co bardziej prawdopodobne, usłyszał, jak o nim mówimy, Marcus wszedł do pokoju z bardzo zarozumiałym wyrazem twarzy. Na pewno słyszał, jak o nim mówimy. 
-Przeszkadzam? – zapytał.
-Mówiłyśmy o tobie, oczywiście – Kate powiedziała.
Roześmiał się. – Tak myślałem. Chodźcie dołączyć do zabawy. Ellie, twój Will wygląda na bardzo wyczerpanego od tej walki z dziewczynami przez całą noc. Możesz go uratować?
Przewróciłam oczami. – On tylko patrzy wilkiem i je ignoruję. Cała sprawa jest nawet zabawna. Nie mam pojęcia, dlaczego go nękają. 
-Bo jest gorący i ma tatuaż – zaproponowała Kate, patrząc na mnie, jak na idiotkę. 
-Dlaczego ich ręce są ciągle na nim? Dlaczego e twoje ręce? – wzięła mnie za rękę. – Gotowa?
-Tak. Naprzód.
Udaliśmy się z powrotem do sali tanecznej, gdy jeden z moich ulubionych utworów zaczął grać. Zauważyłam na lewo Willa, stojącego cierpliwie, a jego wzrok ukazywał znudzenie. 
-Czujesz się lepiej? – zapytał, kładąc rękę na mojej.
-Tak, dużo.
Nagrodził mnie uśmiechem. 
-Zatańczysz ze mną?
Jego uśmiech zgasł i zawahał się przed odpowiedzią. – Ellie…
-Zapomnij – powiedziałam i odeszłam od niego. Zawołał jeszcze mnie, ale się nie odwróciłam. 
Marcus pojawił się przede mną z wyrazem politowania. – Mogłaś założyć inną sukienkę. 
Złożyłam ręce na klatce piersiowej. – Myślałam, że ci się podoba. 
-Och, bardzo, ale zabijasz tam swojego strażnika – Marcus powiedział, kłaniając się w stronę Willa. 
Przewróciłam oczami i starałam się nie rumienić. – Cóż, on też mnie zabija.- Ale ostatnią rzeczą, jaką chciałam to rozmawiać z Markusem o moich problemach z Willem. – Czy mogę z tobą porozmawiać na temat Kate?
Skrzywił się. – Możemy.
-Zdajesz sobie sprawę, że to zły pomysł, prawda?
-Rozumiem twoją troskę – powiedział. – Ale jeśli to ma jakieś dla ciebie znaczenie, to dbam o nią. Znaczy coś dla mnie. 
-Dlaczego? – zapytałam. – Jesteś stary. Ile dziewczyn poznałeś, kochałeś, z iloma spałeś? Jak ma się czuć Kate pośród tylu innych?
Roześmiał się. – To nie tak. Kate jest wyjątkowa. Jest piękna, trudno za nią nadążyć i zawsze daję wszystko, co ma. Ale musisz zrozumieć. Jestem nieśmiertelny. Nic nie trzyma na długo uwagi nieśmiertelnego, z jednym wyjątkiem. Twój Will.
-Will to mój opiekun – odparłam. – To zmienia postać rzeczy.
Prychnął i uśmiechnął się. – Pewnie.
-Sytuacja między mną i Willem to nie pretekst, żebyś uganiał się za niewinną ludzką dziewczyną i wziął ją do łóżka. 
-Uwierz mi – powiedział. – Nie mam zamiaru skrzywdzić Kate. W rzeczywistości jest wręcz przeciwnie. 
-Ale masz zamiar zostawić ją, kiedy ci się znudzi. 
-Ty zupełnie jej nie doceniasz.
-Jak to? – zapytałam wyzywająco.
-Czy naprawdę sądzisz, że złamie jej serce? Ona nie jest taką dziewczyną. Zamierza ode mnie odejść w krótkim czasie.
Zwęziłam wzrok. – Możesz mieć rację, ale ona zaczyna się w tobie zakochiwać, Marcus. Wiesz, jak to źle. 
-Jaka jest różnica między nami, a Willem i tobą?
-Nie jesteśmy razem. 
-No przestań, Ellie – powiedział. – Nie bądź śmieszna. Oboje szalejecie za sobą, jesteście przy sobie dłużej niż ktokolwiek inny, kogo znam i jeszcze długo będziecie.
-Nie możemy być razem – powiedziałam. – Jest milion powodów, w tym te same mówiące przeciwko tobie i Kate.
Wesołość przemknęła po jego twarzy. – Przynajmniej zawsze wrócisz, kiedy umrzesz. 
Popatrzyłam na niego. – Powinieneś też wiedzieć, że nie tylko krzywdzisz siebie, ale też Kate. To masochizm, nie sądzisz?
Pochylił się do mnie, złość była widoczna w zmarszczonym czole. – A ty pomyślałaś o Willu? Każde twoje wcielenie przychodzi i odchodzi, a on zawsze stoi, jak kamień dla Ciebie. Tak, być może będę opłakiwać Kate, ale tylko raz. 
Odwrócił się ode mnie, gniew zmył całą jego charyzmę i łagodność. Odwróciłam się od tłumu, twarzą do ściany i szloch wyrwał mi się z gardła. Pobiegłam do łazienki, ponieważ już nie mogłam wytrzymać ryku muzyki atakującego moją głowę. 
Kiedy dotarłam do drzwi, poczułam ciepłą, silną dłoń na moim nagim ramieniu. 
-Ellie.
Odwróciłam się do Willa. Jego wzrok był krystalicznie zielony, współczujący i zmartwiony. – Nic mi nie jest – powiedziałam ostro.
-Nie, nie prawda. -On zawsze wiedział.
Odsunęłam się. – Nie myślisz o sobie?
Zamrugał zdezorientowany.  – Co?
-Nieważne – powiedziałam, odwracając się plecami do niego i odchodząc. 
-Ellie – zawołał za mną i ruszył. – Nie zrozumiałem, co do mnie mówisz. Czy zrobiłem coś źle?
Odwróciłam się do niego i oparłam się o bok, drzwi do łazienki. – Dlaczego to sobie robisz? Torturujesz się zostając przy mnie, jako opiekun. 
Pochylił się, dopóki nie zatraciłam się w jego zapachu. –Ellie…
-Wiem, dlaczego nie chcesz być ze mną – powiedziałam, prostując się. – Nie tylko, dlatego że boisz się Michała. Tylko przez to, że ciągle umieram. -Will zamknął oczy i zacisnął usta, nie odpowiadając, ale ja wiedziałam o czym myślał. Zasady mógł złamać. Z Michałem mógł walczyć. Najbardziej obawiał się tego, że kiedy zniknie ściana zbudowana pomiędzy nami to byłoby dla niego zbyt bolesne kochać mnie. Jeśli to zrobi, ja i tak będę umierać, a on się w końcu załamie. 
Zrobiłam krok ku niemu, a on odsunął się bez protestów. Nie odwracałam się, aż znalazła się za drzwiami łazienki. Drzwi zamknęły się za mną, a ja przekręciłam zamek. Moje plecy uderzyły o ścianę i zsunęłam się, płacząc. Słyszałam jego pięści, walące o ścianę ze złości, na zewnątrz pomieszczenia. Nie chciałam przez całą noc płakać na podłodze w łazience. To było dla mnie tak trudne, być obok niego codziennie i pragnąc go, tak bardzo, że zapominałam, jak bardzo jego bolą uczucia do mnie. To było dla nas tak bardzo bolesne, że nie jestem pewna, czy jesteśmy wystarczająco silni by być razem.


          Rozdział 13



W drodze do domu Will i ja nic nie powiedzieliśmy, a ja się z tego cieszyłam. Zaparkowałam na moim podjeździe i wyłączyłam samochód. Żadne z nas nie wysiadło, a moje mięśnie nie chciały słuchać mózgu. Czułam się naga, głupia i śmieszna w tej krótkiej sukience i boleśnie wysokich obcasach z zmywającym się makijażem. Rozpuściłam moje włosy tak, że spływały luźno na moje ramiona. Była prawie północ, ale ja się czułam, jakbym była na nogach przez kilka dni. 
Otworzyłam usta, żeby powiedzieć coś do Willa i odwróciłam się, ale on już zniknął z auta. Rozczarowanie sprawiło, że nie chciałam się ruszać, ale w końcu zmusiłam się, żeby otworzyć drzwi samochodu i wysiąść. Jak tylko weszłam do domu, dostałam SMS od Kate. Mój telefon prawie się już wyładował, ale jeszcze zdążyłam przeczytać treść wiadomości.

Kocham cię

Uśmiechnęłam się słabo, zanim wrzuciłam z powrotem swoją komórkę do torebki. Słyszałam włączony telewizor w salonie, więc zawróciłam decydując się przejść przez kuchnię, unikając rodziców, ale było już za późno.
-Ellie Bean? – zawołał głos mojej mamy. – W domu nareszcie?
Wzięłam głęboki oddech i weszłam do salonu, żeby ją zobaczyć. Na szczęście taty nigdzie nie było widać. Siedziała na kanapie, oglądając przyciszony telewizor, z kubkiem gorącej herbaty w ręku.  
-Cześć, mamo – powiedziałam.
-Co się stało, kochanie? – zapytała, wskazując miejsce obok niej, żebym usiadła. 
Opadłam obok niej, a ona odstawiła kubek i owinęła mnie ramieniem, trzymając mnie blisko siebie. Zapadłam się w jej bliskości, znalazłszy spokój w jej miękkim szlafroku i piżamie. Kilka świątecznych świec zapalono na kominku, a ich intensywne zapachy zalały pomieszczenie.  
-Impreza nie skończyła się dobrze – powiedziałam z westchnieniem, kładąc głowę na jej kolanach.
Delikatnie gładziła moje włosy, jak wtedy, kiedy byłam małą dziewczynką.
-Przykro mi, Ellie. Wyglądasz tak pięknie w tym stroju.
-Dziękuję.
Zatrzymała rękę. – Will był tam?
-Tak.
-Był dla ciebie niemiły?
-Nie – powiedziałam. – Nie, nie całkiem. Po prostu sytuacja… między nami jest skomplikowana. 
-Chcesz o tym porozmawiać?
-Nie teraz. Co oglądasz? -Spojrzałam po raz pierwszy na ekran telewizora i zobaczyłam tysiące połyskujących ryb, pływających przed obiektywem kamery. Ich doskonałość była piękna, symetria niemal hipnotyzująca. Wpatrywałam się w ekran z mojej poziomej pozycji, słuchając miękkiej gry na fortepianie, dającej wrażenie, jakby ryby tańczyły balet w połyskującym świetle słonecznym, zmienionym przez tafle błękitnej wody. Ręce mojej mamy głaskały mój policzek i włosy, delikatnie jak piórka i czułam się znowu, jak mała dziewczynka, pocieszana jej dotykiem.

-Kocham cię, mamo – powiedziałam cicho.
-Ja ciebie też, kochanie. 
I znowu zapadła cisza, spojrzałam w górę na TV, obserwując, jak nurek płynie w kierunku ściany łusek i płetw. Pozwoliłam swoim myślom swobodnie płynąć, starając zapomnieć, jaka byłam przybita, i chcąc przestać czuć. Ławica ryb odpłynęła od płetwonurka i zaczęła tańczyć wokół niego, jak wirujące gwiazdy na niebie.

                  ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Will siedział na moim łóżku, kiedy weszłam do pokoju. Zdjął bluzkę z długim rękawem i był tylko w dżinsach i T-shirt’cie. Spojrzał w górę, kiedy weszłam, a nasze oczy spotkały się na chwilę. Usiadłam po jego prawej stronie i sięgnęłam ręką, żeby wygładzić jego rozczochrane włosy, a moje oczy spojrzały na srebrny łańcuszek na jego szyi. Błyskotka prześlizgneła się między moim palcami i wyciągnęłam krzyżyk zza jego koszulki. Moje palce gładziły srebro na jego piersi, przypominając sobie sentymentalne wspomnienia, przyprawiające o ból serca, a mój wzrok przeniósł się na jego tatuaże. Moja ręka zsunęła się po jego skórze, śledząc zawirowania atramentu na jego szyi i ramieniu. Mięśnie pod skórą napinały się pod moim dotykiem, a on przyglądał mi się w milczeniu. Mój palec przeszedł po każdej skomplikowanej linii tuszu, a wspomnienia uderzyły mnie siłą, która ścisnęła mój żołądek. Teraz zdałam sobie sprawę, że to stary język anielski, który zapomniałam dawno temu, to było moje prawdziwe imię wytatuowane na jego ręce. Podążyłam palcami po skrypcie, a on zadrżał i wziął głęboki oddech.
-To moje imię – powiedziałam cicho. – Przypomniałam sobie. Tatuaż, który daje ci moją ochronę, moja pieczęć. Wiąże cię ze mną, sprawia, że jesteś mój. Moje imię. 
Jego spojrzenie skupiło się na moich palcach, a potem na oczach. – Gabriel – powiedział, jego wargi musnęły moje ucho.
Walczyłam ze łzami, kiedy wymówił moje prawdziwe imię i pocałował moje nagie ramie. Przycisnęłam się do niego i ściskałam ze wzruszenia oczy. Przyciągnął mnie bliżej, owijając mnie ramieniem i pocałował moje włosy. 
-Przepraszam – szepnął. – Masz rację. Obawiam się Michała, ale jeszcze bardziej, że cię stracę. Nie chcę trzymać cię na dystans, ale jeśli nie będę tego robić to cię stracę. 
A potem odsunął się nagle, zostawiając mnie w zimnie. Kiedy otworzyłam oczy był już w połowie drogi do okna.
-Will – powiedziałam.
Odwrócił się do mnie, ale zanim zdążył się odezwać, jego komórka zadzwoniła. Posłał mi przepraszające spojrzenie, kiedy wziął telefon, żeby odebrać.
-Ava?
Poczułam się, jakby spadała. 
Jego wyraz twarzy stał się twardy i zmartwiony. – Wszystko w porządku? Gdzie jesteś? Ilu ich jest? Nie, nie. Jedziemy. -Wepchnął swoją komórkę z powrotem do kieszeni. – Ellie, musimy iść. Orek osaczył Avę i walczą w świecie śmiertelników. Nie da rady sama mu sprostać. 
Zerwałam się, chwyciłam sweter i dżinsy. Byłam wyczerpana i nie chciałam opuszczać ciepłego domu, ale miałam swoje obowiązki. Ava potrzebuję pomocy. –Spotkamy się w moim samochodzie. 
Zniknął. Wciągnęłam na siebie ciepłe ubrania i wykradłam się z mojego pokoju, używając Mroczni i zeszłam po schodach do tylnych drzwi. Skoczyłam na betonowy chodnik i pobiegłam do mojego samochodu.
Will czekał już na fotelu kierowcy, a ja wskoczyłam na stronę pasażera. 
-Gdzie oni są?
-W śródmieściu.
-Oh, Boże.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Will wyczuł Avę w tym samym momencie, co ja. Zaparkował mój samochód w bezpiecznym miejscu i zaczęliśmy próbować określać ich pozycje. Skupiłam się na energii kosiarza, a moje oczy rozszerzyły się z szoku, kiedy znałam sobie sprawę, że walczą gdzieś ponad nami. 
-Dachy! – jęknęłam i pobiegłam do alejki.
Wspięliśmy się po dachach ewakuacyjnych i dostrzegłam ciało Oreka, wyraźnie widoczne kilka dachów dalej. Nie widziałam Avy. Ściągnęłam płaszcza szybko, jak strzała, przywołałam moje klingi, które zapłonęły Anielskim Ogniem i przeskakiwałam z dachu na dach, modląc się, żeby ludzie na ulicy poniżej niczego nie zauważyli. 
Orek był na szycie jednego z najwyższych bloków, sześć pięter nad ulicą. Kiedy dotarliśmy bliżej, zobaczyłam Avę leżącą pod jedną z jego potężnych nóg. 
-Ava! - zapłakałam.
Orek przekręcił olbrzymią, jak u smoka głową, umieszczoną na długiej szyi, aby na mnie spojrzeć białymi, niewidomymi oczami. Jego nozdrza falowały, a szczęka formowała słowa. - Preliator! Idealne wyczucie czasu. Znudziłem się już nią. Nie krzyczy.
Zszedł z Avy i kroczył ku mnie. Przód ciała Avy był cały czerwony i nie poruszała się. Musiała być żywa, ponieważ jej ciało nie zamieniło się w kamień, ale była ciężko ranna. 
Skrzydła Oreka rozpostarły się, szeroko i groźnie i przez chwilę był dwa razy większy niż zwykle. – Miałem nadzieję, że dokończę to, co zacząłem tej nocy.
-Ellie – Will powiedział niskim głosem. – Mam zamiar zająć Oreka. Upewnij się, że z Avą wszystko w porządku. Zabierz ją z stąd, aby mogła się wyleczyć bez żadnych problemów. 
-Jestem tą, po którą przyszedł – odparłam. – Tylko za mną pójdzie. Pozwól mi odwrócić jego uwagę. 
Will przywołał swoje miecze, połyskujące w miejskim świetle. – Nie ma mowy.
Skoczył do przodu, jego ostrze wymachiwało, a nycterid stanął dęba, jak smok. Zderzyli się za sobą; miecze Willa przecinały ciało kosiarza, a szczęka nycterida kąsała ciało mojego stróża. Orek poruszał się szybko, przednie kończyny uderzały i wbijały się w dach, a ogon odstraszał Willa przed zadaniem śmiertelnego ciosu. Zęby Oreka  kąsały, prawie odgryzając kawałki ciała Willa. Rzuciłam się w stronę Avy, gdy Orek i Will walczyli powyżej i obok mnie. Pociągnęłam ją do przeciwległego krańca dachu z dala od ogona i łap Oreka. 
Jej brzuch był rozcięty. Skóra była poszarzała, a krew zmoczyła całkowicie jej ubranie i brudziła twarz. Miała zamknięte oczy i szczękę zaciśniętą z bólu.
-Ava? – zawołałam, przesuwając jej włosy z twarzy. – Ava! Nie zasypiaj! To ja, Ellie. Słyszysz mnie?
Jej usta poruszyły się i powiedziała coś niezrozumiałego. Spojrzała na mnie, ściskając ranę na brzuchu. –Ja.. Ja nie…
-Dobrze. Mów dalej. Miej oczy szeroko otwarte. 
Spojrzałam na Willa, który miał różne rany na całym ciele, i którego koszula została rozerwana i zakrwawiona. Orek za to miał miecz Willa wystający z ramienia. 
-Ja nie… - Ava spróbowała ponownie.
-Będzie dobrze! – powiedziała, dociskając ranę. Zacisnęła powieki i odtrąciła moją rękę, krzywiąc się. – Ja nie… umieram… kretynko!
Zamrugałam, a potem nerwowo się zaśmiałam. Podciągnęłam jej koszulkę i zobaczyłam, że jej rana już się zamknęła. Kiedy jej oddech wrócił do normy, wiedziałam, że muszę jej znaleźć coś do zjedzenia, w celu przyśpieszenia gojenia. Will zawsze zdrowiał szybciej, kiedy jadł, a po każdej bitwie, jadł dużo. 
Ava usiadła i pociągnęła koszulkę w dół. – Cholera – warknęła. Potem jej oczy szeroko się otwarły. – Uważaj!
Odwróciłam się i uchyliłam przed zgrzytającymi szczękami Oreka. Ava i ja odskoczyłyśmy od siebie, a jego pysk roztrzaskał się o dach między nami. Poderwałyśmy się na nogi i odsunęłyśmy się z drogi masywnego kosiarza. Orek uniósł powoli głowę, warcząc ze wściekłości i krwawiąc, a przy okazji wypluwając kawałkami betonu między zębami. Kiedy kosiarz dochodził do siebie, ja rozejrzałam się za Willem, ale nigdzie nie mogłam go zobaczyć. Orek staranował moje ciało, uderzając mną o ziemię, krzyczałam, kiedy jego pazur, wielkości sztyletu, przy skrzydle przebił moje ramię docierając, aż do betonu. 
Szyja Oreka wiła się, tam i z powrotem, kiedy powiedział. – Zabiłaś moją Eki. Teraz mam zamiar uciąć ci głowę moimi zębami. 
Skrzywiłam się z bólu i zmusiłam miecze, żeby zapłonęły. Przekręciłam się z całych sił, a ostrze pocięło skrzydło Oreka. Puścił mnie z piskiem. Siła uwalniających mnie jego szponów, posłała mnie przez dach. Wahał się na tylnich nogach, jego równowaga była zaburzona przez uszkodzone skrzydło. Anielski Ogień przepalił gwałtownie skórzaną błonę i kość, że kosiarz zadrżał i jęknął z bólu. Zachwiał się, zachęcając pyskiem, a ogień piął się po jego skrzydle. Rozdarty kawałek skrzydła połyskiwał, aż całkowicie zniknął w płomieniach.
Przycisnęłam ranę na ramieniu, zaciskając zęby, kiedy mięśnie i żyły regenerowały się.
Orek przygotował się do ataku, poprawiłam uchwyt na mieczach, gotowa się bronić. Will pojawił się z nikąd po mojej lewej i walnął pięścią w głowę Oreka. Szczęka nycterida chrupnęła zmiażdżona, a zęby szukały miękkiego ciała. Jego ogon zamachnął się, uderzając w pierś Willa i posyłając go w powietrze, poza kraniec dachu. 
-Will! – wrzasnęłam i rzuciłam się do niego.
Spadał na ziemię, a jego białe skrzydła biły mocno, zatrzymując jego ciało przed uderzeniem. Wylądował na środku ulicy na jednym kolanie z rozpostartymi sześciometrowymi skrzydłami i mieczem w ręku. Samochody skręcały, żeby go ominąć, zderzały się o siebie, metal pocierał o metal, klaksony trąbiły i opony piszczały. Kakofonia wrzasków wybuchła wokół niego, ludzie biegali w każdym kierunku. Ci, którzy nie biegli, stali w szoku, wpatrzeni w skrzydlatego chłopaka, który właśnie spadł z nieba. 
Will wstał i popatrzył rozpaczliwie na mnie. Ciemność otoczyła mnie, jak wielka fala i zanurkowałam. Orek przeskoczył nad moją głową i szybko skierował się w kierunku ulicy, na co patrzyłam z przerażeniem. Nycterid wylądował z hukiem przed dużo ciężarówką U-Haul . Kierowca nacisnął hamulec i skręcił w lewo, prawie przewracając samochód, ale masywny kosiarz uderzył skrzydłem w bok pojazdu. Ciężarówka odwróciła się w powietrzu i przesunęła się jeszcze po ziemi na boku z głośnym hałasem pocierania metalu o chodnik. Piesi rzucili się do ucieczki w panice, wrzeszcząc, uderzając o siebie w całkowitym chaosie. 
Zamarłam, zdezorientowana i niepewna, jak mam sobie radzić z wybuchem chaosu na ulicy poniżej. Nigdy nie walczyłam przy ludziach. Orek kąsając zębami i machając ogonem, podchodził do Willa, który trzymał miecz w gotowości. Ava nagle pojawiła się obok mnie, kładąc jedną nogą na skraju dachu. 
-Co robimy? – zapytałam drżącym głosem, próbując przekrzyczeć zamieszanie.
-Teraz nie możemy mu pomóc – powiedziała, jej głos był dziwne spokojny. – Nie możemy jeszcze bardziej pogorszyć sytuacji. 
-Co masz na myśli, że nie możemy mu pomóc? – zapłakałam. – Musimy się tam dostać!
Spojrzała na mnie, jej twarz stwardniała. – Will wie, że musi odciągnąć Oreka od ludzi. Śmiertelnicy jeszcze nie widzieli dużo. Na szczęście zapanował chaos, więc nie będą zdawać sobie sprawy, czego byli świadkami. 
Patrzyłam na nią, kręcą głową ze strachu i wściekłości. Na jakiej planecie ona żyje skoro uważa, że chaos jest szczęśliwym zbiegiem okoliczności. – Orek go zabije.
Chwyciła mnie za ramiona. – Nie, nie zabije. Will wie, co robi.
Spojrzała w dół na mojego opiekuna, walczącego o życie na ruchliwej ulicy. Moje serce waliło tak mocno, że myślałam, że może przebić moją klatkę piersiową. Zacisnęłam chwyt na moich mieczach. Nie mogłam stać i patrzeć, jak umiera. 
Skoczyłam z krawędzi dachu, Ava próbowała mnie złapać i krzyczała, żebym się zatrzymałam. Wiatr chłostał moje ciało, tak gwałtownie, że nic nie słyszałam, oprócz własnego krzyku. Orek spojrzał na mnie, pędzącą ku niemu i niezgrabnie próbował unieść się w powietrze z jednym skrzydłem. Jego paszcza była szeroko otwarta, mogłam zajrzeć głęboko w jego gardło. Zamachnęłam się mieczem, a on warknął. Ostrze przeszło czysto przez jego szyję i jego głowa znalazła się w powietrzu. Spadałam przez ogień i popiół, który popchnął kosiarza, w kierunku ulicy poniżej. Zamknęłam oczy, kiedy żar uderzył w moją twarz, szczypiąc moją skórę i przygotowałam się na uderzenie. Coś mi mówiło, że już powinnam dotrzeć do ziemi. Ramiona owinęły się wokół mnie i czułam, że wznoszę się coraz wyżej i wyżej. Otworzyłam oczy, żeby zobaczyć rysy twarzy Willa. Trzymając mnie w ramionach, poleciał w górę, nad ulicami i dachami. 
Wylądowaliśmy na skraju lasu, gdzie postawił mnie niepewnie. Zachwiałam się na nogach, ale on złapał mnie i przytrzymał, żebym nie upadła.
-Zwariowałaś – powiedział, jego ręce i oczy szukały potencjalnych urazów. Zatrzymywał się przy każdym zranieniu na ramieniu i szyi, które zadał mi kosiarz. – Dlaczego zrobiłaś coś takiego?
Nadal drżałam, starając wymazać obraz płonącego kosiarza i ziemi pędzącej mi na spotkanie. Za każdym razem, kiedy zamykałam oczy widziałam siebie spadającą przez ogień. – Martwiłam się o ciebie.
Roześmiał się i pocałował mnie w czoło. – Nigdy się o mnie nie martw. Mogłaś zginąć. 
Zmusiłam się do uśmiechu. – Muszę przyznać, że to nie była moja pierwsza myśl.
Patrzył na mnie, jego zielone oczy błyszczały w ciemności, jego oddech zamarzł pomiędzy nami. –Jesteś niesamowita.
Moje policzki zaczerwieniły się, głównie przez sposób, w jaki patrzył na mnie, sprawiał również, że chciałam mu uwierzyć. Jego wzrok wwiercał się we mnie, dopóki się nie odsunął. 
-Muszę sprawdzić, co z Avą – powiedział. – I upewnić się, że zniknęła stamtąd. Nie odchodź. Zaraz będę z powrotem. Skrzydła uderzyły i uniósł się w powietrze, znikając w Mroczni. I już go nie było, a ja zostałam w zimnie. 
Nie wiedziałam, gdzie Will mnie zabrał, ale wyglądało na to, że do parku lub na jeden z niewielu skrawów ziemi, które nie są zabudowane lub zarośnięte. Śnieg tutaj był powyżej kostek, a drzewa były wysokie i ciemne. Słyszałam wycie syren z miejsca, gdzie przed chwilą walczyliśmy i poczułam strach. Ludzie – śmiertelnicy - widzieli wszystko. Widzieli skrzydła Willa i jego upadek. Widzieli potwora, dinozaura, który przewraca ciężarówkę, a potem staje w płomieniach. Modliłam się, żeby nikt nie widział mojej twarzy i nie zrobił zdjęcia lub video. 
-Koniec przedstawienia – powiedział boleśnie głęboki głos za mną.
Odwróciłam się i przywołałam miecze z Anielskim Ogniem. Dwa viry, mężczyzna i kobieta, stali dwudziesta stóp ode mnie, ich ciała były ukryte pomiędzy ośnieżonymi drzewami. Zaskoczyło mnie to, że nie wyczuwałam żadnego z nich. Nawet, kiedy kosiarze tłumili moce mogłam ich trochę wyczuć, ale od nich nic. Jak dwie czarne dziury wysysały moje emocje i to, co zostało z mojej mocy.  Jakby nie mieli energii.
-Jestem pod wrażeniem – dodał, gdy mężczyzna podszedł do mnie, jego szorstki i chrapliwy głos przeszedł echem przez mój brzuch. Skręcone bycze rogi wyrastały z jego łysej głowy, a jego ciało było masywne i krzepkie, ale nie wydawało mi się, żeby jego rozmiar spowalniał go. Jego skóra była czarna, a jego akcent ciężki i nieznany. A oczy – lodowate, kolor księżyca i śniegu – wwiercające się we mnie. – Musisz być Pleriatorem. Jaka mała jesteś. Mógłbym cię przełamać na pół.
-Kim jesteście? – zapytałam, studiując ich oboje. Przypomniałam sobie ostrzeżenie Cadana o virach, którzy przyjdą po mnie, jeśli nycterid zawiodą. Domyśliłam się, że ta dwójka jest bardzo, bardzo stara, na tyle, że potrafią stłumić moce, żebym nie wiedziała do czego są zdolni. Niemo zapłakałam, żeby Will wkrótce wrócił. Gdybym teraz miała sama walczyć z tą dwójką to nie byłoby tak fajnie.
- Jestem Merodach - powiedział. - To jest Kelaeno.
Moje obawy właśnie się ziściły. Kobieta, Kalaeno spojrzała na mnie czerwonymi oczami i błysnęła ostrymi zębami w uśmiechu. Z długimi, splątanymi, ciemnymi włosami była bardziej niepokojąca niż przerażająca. Patrzyłam na jej twarz, zaskoczona ruchami jej skóry, jakby coś poruszało się po nią. Jej rysy były ledwo widoczne, jakby również kości ruszały się pod naskórkiem. Co dwie sekundy, jej twarz zmieniała się ze zwierzęcej w kobiecą i z powrotem. Nie mogłam oderwać od niej wzroku.
-Ellie! Will wylądował obok mnie w śniegu, jego skrzydła pozostały rozpostarte, a Avy nie było z nim. Zrobił krok do przodu i przywołał miecz, wskazując na przybyszy. Był jeszcze zdyszany po walce, więc miałam nadzieję, że nowi kosiarze nie przyszły tu by walczyć.  
Marodach obserwował wybuch złości Willa z ciekawością. – Młot Gabriela  – powiedział z mrocznym uśmiechem. – W ciele. -Skrzydła ciemne, jak noc, rozprzestrzeniły się, jak kobra rozprzestrzenia swój kaptur.
Nagle poczułam szybki błysk czarnej mocy Marodacha, to wystarczyło, żebym straciła równowagę, jakby przeszedł po całym moim ciele. Przekaz był jasny: był potężny i więcej niż chętny, żeby mnie zabić. 
-Czego chcecie? – Will zapytał, nawet nie mrugając okiem na pokaz mocy.
- Mamy ostrzeżenie dla Pleriatorem – Marodach huknął.
Kalaeno zrobiła krok do przodu, wskazując na mnie szponem, a jej oczy nadal wpatrywały się w moje. Jej twarz nadal się zmieniała, podobnie jak cała sylwetka była niewyraźna, zakurzone szalo-brązowe skrzydła pojawiły się za jej plecami i rozprzestrzeniały się wysoko i szeroko. Pióra rzuciły cień na jej twarz, zaczęłam mocno mrugać, zastanawiając się, czy to co się dzieje przede mną, dzieje się naprawdę. Skóra na jej twarzy napięła się na kościach, które rozciągnęły się i wydłużyły, aż wyglądała nieludzko, a potem wrócił z powrotem do poprzedniego. Zaczęła mówić, a jej usta miały problem z formowaniem słów, kiedy jej twarz zmieniała się.
- Ty, śmiertelny Gabriel będziesz prezentem dla królowej demonów.- Szpony Kalaeno skręcały się i wydłużały, kiedy podchodziła do mnie, aż czułam jej zjełczały oddech. – Twoja siła w sercu i rękach zniknie na twoich oczach.
Nudności chwyciły mnie za brzuch, szukając wyjścia przez gardło, kiedy moje ciało zamarło. Jej czerwone oczy błyszczały, a usta wykrzywiły się w złowrogim przekąsie, kiedy oceniała moją reakcje. Pochyliła głowę i oblizała wargi, zanim kontynuowała.
- Zapamiętaj to dobrze, bo być może stracisz wszystko, co kochasz, zanim w końcu stracisz swoją duszę. 
Jej słowa zaczęły torować sobie drogę z mojego żołądka, lecz nagle miecz Willa przeciął powietrze między Kalaeno i mną. Ona zatoczyła się z piskiem. Jego stopa uderzyła w jej pierś, lecz to jego żebra złamały się, kiedy przebiła szponami jego skórę. Jej moc eksplodowała, spiralna kula ciemności, która połykała całe światło wokół nas. Podmuch rzucił Willa w moim kierunku, rzuciłam się w bok, kiedy uderzył o ziemię. Upadłam na kolana obok niego.
-Kalaeno! -Znajomy, straszny głos, sparaliżował moje zmysły, gdy rozległ się nad chaosem. 
Zamarłam, lód popłynął w moich żyłach i spojrzałam w górę. Will pociągnął się na nogi, a ja z nim.
Nadgarstki Kalaeno zostały unieruchomione przez zręczne ręce Bastiana. Jego czarne włosy lśniły, jak obsydian, a jego błękitne oczy płonęły, jak neon, kiedy on i Kalaeno wyszarzali swoje zęby na siebie. Kalaeno kłapała zębami i zaczęła się śmiać. 
- Nie skrzywdzisz opiekuna – Bastian warknął niskim, gardłowym głosem. Kalaeno prychnęła kpiąco i szarpała się na darmo. Bastian zamrugał i wyprostował się w zdumieniu, jakby nie spodziewał się jej siły, jakby ukrywała to przed nim. – Chcesz tylko dziewczynę – odwarknęła. – Chcę poczuć wnętrzności opiekuna między zębami.
Wzdrygnęłam się, przytrzymując się na ramieniu Willa, kiedy staną przede mną by mnie chronić. Ciężar energii pochodzącej od trzech tysiąc letnich kosiarzy oddziaływał na każdy centymetr mojej skóry i mózg, sprawiając że czułam się, jakbym nagle zmieniła wysokość. Nie mogłam pokonać całej trójki zwłaszcza po walce z Orekiem.
Bastian zbliżył się o krok do Kalaeno, jego cień przytłaczał jej niewielką, kościstą posturę. – Ja będę o tym decydował. Chodzi nam o Pleriatora. On nie jest twoim problemem. 
Otworzyła usta i uniosła szpony, ale głos Merodach przeciął powietrze, jak ostrze.
-Dosyć. Musimy iść.
Kalaeno wyciągnęła szyję w górę, w kierunku zaczerwieniającego się horyzontu. – Słońce – zanuciła. Jej skrzydła raz uderzyły i uniosła się w powietrze i zniknęła w Mroczni. 
Bastian zwrócił się do Merodach, podnosząc rękę na niego. – Nie krzyżuj znowu moich planów. Nie mam czasu sprawdzać, czy wykonujesz zadania tak, jak chcę. 
Merodach nie wydawał się przestraszony groźbą Bastiana, tylko zirytowany. Z powolnym uśmiechem Bastian spojrzał na mnie, jego oczy rozjaśniły się czymś, co wyglądało na podziw. – Spotkamy się ponownie, Gabrielu.
Postać Willa błysnęła między nami, jego miecz lśnił, kiedy ryknął z wściekłości i skierował ostrze w kierunku Bastiana. Demoniczny kosiarz machnął ręką i uderzył Willa mocą, która wyrzuciła go w wiatr tarmoszący płatkami śniegu. Will odwrócił się w powietrzu i wylądował, przykucnięty. Wystrzelił do przodu, ale Bastian złapał go za nadgarstki, gdy zamachnął się mieczem, a druga ręka Bastiana zacisnęła się na jego gardle. Will warknął i wyrywał się, ale nie mógł się uwolnić. Bastian ścisnął Willa mocniej, dusząc go i zmuszając go, żeby ukląkł w śniegu. Miecz Willa wypadł z poluzowanego uścisku. 
-Nie przyszedłem tutaj by cię zabić, William – powiedział Bastian, błękit jego oczu niemal był oślepiający, kiedy jego moc rosła. – Ale, jeśli wejdziesz mi w drogę zrobię to. 
Pobiegłam, aby pomóc Willowi, wezwałam, co zostało z mojej siły i wywołałam białe światło w mojej dłoni. Chwyciłam rękę Bastiana obiema rękami i poczułam swąd jego skóry, kiedy materiał rękawa został strawiony przez płomienie. Ryknął i puścił Willa, zataczał się i trzymał rękę przy piersi. Will podniósł się z trudem łapiąc oddech, objęłam go swoimi ramionami, gładząc zaczerwienione gardło. 
-Wszystko w porządku? – zapytałam go. Kiwnął i spojrzał z ukosa na Bastiana, który wycofał się tam, gdzie stał Merodach w milczeniu. 
-Ciekawa sztuczka, Gabrielu – warknął Bastian. – Dasz mi posmak swojej chwały?
Popatrzyłam na niego zdziwione. – Chwały?
-To, co teraz zrobiłaś to był mały pokaz fajerwerków – tłumaczył, szczerząc zęby. – Wiem, że chwała archanioła może spalić mnie do kości. Wydaję się, że się budzisz, Gabrielu. Być może ten długi sen był dokładnie tym, co potrzebowałeś. 
-Skąd wiedziałeś, kim jestem? – zażądałam odpowiedzi. – Kiedy się spotkaliśmy powiedziałeś, że już wiedziałeś kim jestem.
-Ponieważ rozmawiałem z twoimi starymi przyjaciółmi – odpowiedział. Wschodzące słońce sprawiło, że jego skóra zaczęła się palić. Uniósł szyję w kierunku słońca. – Z tymi, którzy są na tyle starszy by znać prawdę. Głosy przenikają przez bramy piekieł, moja droga. Ale nie bój się. Kiedy znów cię zabiję, zabiorę twoją duszę. Kiedy nadejdzie czas moje psy przyjdą po ciebie, Gabrielu.
Wraz z wybuchem mocy i rykiem furii, Bastian zniknął w Mroczni. Merodach się nie śpieszył. Gorące, pomarańczowe światło świtu rozżarzało całe jego ciało, aż dym wydzielił się z jego rogów i skóry. Wyglądał, jak demon prosto z piekła.
-Zobaczymy się wkrótce, Pleriatorze – powiedział, zanim rozłożył skrzydła i zniknął tam, gdzie Kelaeno i Bastian, zniknąli, nie pozostawiając nic poza dymem i odpychającym odorem siarki.
Odetchnęłam z ulgą, gdy ciężka energia kosiarzy zniknęła. Ciepłe dłonie chwyciły moje ramiona i przyciągnęły mnie do siebie, jego ciepło łagodziło moje dreszcze. 
-Chodźmy stąd – powiedział głosem miękkim, jak piórko. – Zawróciłem bez Avy, kiedy wyczułem te viry.
-Dziękuję – powiedziałam. – Musimy dostać się do Nathaniela i dowiedzieć się o wszystkim, co się stało do cholery, o Kelaeno and Merodach i dlaczego Bastian chce cię zostawić w spokoju. 
Założył moje włosy za uszy. – Czy jesteś pewna, że nie jesteś zbyt zmęczona? Musisz się przespać.
-Jestem zmęczona, ale to ważne. Zbyt wiele się wydarzyło, żebym mogła zasnąć.
Kroki na śniegu sprawiły, że podskoczyłam. Ava wylądowała w końcu, zakrwawiona, ale cała. Pojawiła się zmęczona i zdenerwowana, więc założyłam, że wyczuła naszą sprzeczkę z virami. 
-Co się stało? – zapytała pośpiesznie. – Czy wszystko w porządku?
Will i ja spojrzeliśmy na siebie. I wzięłam długi oddech. – Mamy zamiar udać się do Nathaniela – powiedziałam. – Wyjaśnimy ci wszystko po drodze.


                       Rozdział 14


  Godzinne później zasypiałam na ramieniu Willa, kiedy on przewracał kciukiem strony jednej ze starych książek Nathaniela, która pachniała jak piwnica mojej babci. Ava i Nathaniel nachylali się nad inną książką po drugiej stronie pokoju, omawiając cechy demonicznych vir’ów. Nathanielowi imiona brzmiały znajomo, ale nie wiedział skąd. Miałam jedno oko wpatrzone w książkę w dłoniach Willa, ale byłam ledwo przytomna. Ciężka walka z kosiarzem wielkości ciężarówki poważnie mnie wykończyła.
- Znalazłam Merodach – powiedziała Ava, jej palec wskazywał na pół zżółkłą ze starości kartkę. – Mam trochę złych wieści.
- Złe wieści? – powtórzył Will.
- Wszystkie kosiarze jego gatunku – powiedziała ponuro – są starsze od najwcześniejszych wzmianek o Pleriatorze. Ta książka posiada tłumaczenie słów wygrawerowanych na sarkofagu Enshiego. Merodach być może służył Enshiemu, zanim został uwięziony. On jest jednym z pierwszych kosiarzy, bezpośredni potomek Lilith i Sammael.
To mnie trochę obudziło. – Czy to znaczy, że ma tysiące lat? Na pewno?
Nathaniel przytaknął. – Tak tu jest napisane.
Czasami zapominałam, że kosiarze mogą żyć długo, jeśli ich się nie zabije. Cadan powiedział, że ma ponad osiemset lat, a jego ojciec ponad tysiąc. Will miał sześćset. Nathaniel był o wiek starszy. To rozważanie poprowadziło mnie do Bastiana. Ile on miał lat? Sposób, w jaki Merodach i Kelaeno reagowali na rozkazy Bastiana kazał mi myśleć, że mogą być silniejsi od niego. Wydawało się, że każdego dnia moje szanse gwałtownie spadają.
-Nienawidzę tej roboty – powiedziałam rozdrażniona. – Odchodzę i idę pracować w McDonaldzie. 
Wszystkie trzy twarze kosiarzy popatrzyły na mnie, zdziwione i zaskoczone. Will miał trochę przerażenia wymalowanego na twarzy. 
Przewróciłam oczami. – A może powinnam pracować tam, gdzie ktoś będzie miał poczucie humoru. Będę wam nawet dawała zniżki. Zwłaszcza tobie.-Popatrzyłam znacząco na Nathaniela. 
Zamrugał zaskoczony. – Mam duże poczucie humoru!
-Nie, nie – wymamrotałam. – Więc, Merodach. Jest samotnikiem, choć jest związany z Enshim. Jestem zaskoczona, że przyłączył się do Kalaeno i Bastiana. Ale nie jestem zaskoczona, że Bastian zbiera najsilniejszych, żeby uwolnić Enshiego. On potrzebuje silnej i nieprzebytej linii frontu. Jeśli Merodach dołączył do niego to znaczy, że uwierzył, że może to zrobić. Nie chciał tracić czasu lub słuchać rozkazów od innych.
- Chyba, że Bastian jest coraz silniejszy – powiedziała Ava. – Wiesz, co Bastian jest w stanie zrobić, Will. 
Nie patrzył na nią, lecz jego ciało było napięte. – Tak, czy inaczej, Merodach i Kalaeno są pod rozkazami Bastiana. Nie robią tego, bo im się podoba. Widziałeś, jak Merodach reagował na rozkazy.
-Jakby trudno znosił władzę Bastiana.  Kalaeno powiedziała coś bardzo tajemniczego i dziwnego – dodałam. – Coś o moim sercu i dłoniach, nie wiem.
Spojrzenie Nathaniela spoważniało. – Co dokładnie powiedziała?
- ,, Twoja siła w sercu i rękach zniknie na twoich oczach.” A potem: ,,Stracisz wszystko, co kochasz, zanim w końcu stracisz swoją duszę.” To było straszne. 
Zastanowił się. – Miała na myśli Willa. Twoja siła w rękach i sercu. To twój opiekun, prawa ręka. 
Spojrzałam na Willa, który wpatrywał się w ziemię. Ava nie odrywała oczu od niego. – Co ona miała na myśli, że znikniesz? – zapytałam. – Co może być zgubą kosiarza?
- To może być wiele rzeczy – powiedział Nathaniel. – Wszystko, co może zaszkodzić kosiarzowi, przypuszczam. To dość poważne zagrożenie. 
Wpatrywałam się w niego intensywnie. – To znaczy, że umrze.
-Nathaniel – powiedziała Ava – Samica vira miała na imię Kalaeno. Czy to nie brzmi znajomo?
-Tak – potwierdził. - Eneasz i Harpie. To właściwie grecki, choć…- 
Zarówno spojrzenie, jak i głos Avy stały się mroczny. – A co, jeśli mówi prawdę?
Will milczał, a jego oblicze skamieniało.
- O czym ty mówisz? – zapytała. – Co to za grecki mit? 
Nathaniel odchrząknął. – Kalaeno była harpią, która przeklęła Eneascha, przywódcę Dardanian, Trojan, którzy walczyli w bitwie o Troje. Powiedziała, że będzie cierpieć taki srogi głód, iż nawet stoły pozjada, co się oczywiście spełniło z zgodnie z historią.
-Więc to zagrożenie było bardziej proroctwem – powiedziałam. Słowa ciążyły na moim sercu. Myślenie o utracie Willa, znajomych i rodzinny była dla mnie zbyt ciężkie. Nie mogła nikomu stać się krzywda. Nikt nie powinien za mnie umierać.
- To może być ta sama Kalaeno z mitologii greckiej – powiedział Nathaniel, pocierając nasadę nosa ze zmęczenia. – Ludzie często mylili z czymś innym kosiarzy od początku, sam czegoś takiego doświadczyłem. Lupin mylił się, co do wilkołaków. Ludzie wierzyli, że viry były demonami lub czarownicami, czasami tak żarliwie, że włączali sąsiadów do histerii i palili ich rodziny i przyjaciół na stosie. Bardzo prawdopodobne jest, że Grecy zauważyli bardziej ptasiego vira i wymyślili harpie.
To miało sens. Kalaeno była tak ptasia, że aż niepokojąco. Sposób, w jaki jej twarz nie mogła zachować danego wyglądu, straszył mnie. – Powiedziała coś jeszcze. Nazwała mnie darem dla królowej demonów. Brzmi znajomo…
Przerwałam zdanie w połowie, kiedy zobaczyłam twarz Nathaniela. Patrzył na mnie zszokowany i przestraszony, tak alarmująco, że mój puls przyśpieszył. – Kto to jest? – zapytałam niepewnie.
Nathaniel pochylił się i mówił powoli. -Jesteś pewna, że to jest dokładnie to, co Kalaeno powiedziała?
- Tak – powiedziała. – Co się stało? O kim ona mówiła?
- Lilith – powiedział Will. – Upadła matka piekła, matka wszystkich demonicznych kosiarzy. 
Krew odpłynęła mi z twarzy. – Och. Czy to wszystko? -Zmusiłam się na sztuczny śmiech.
- Czyli za Bastianem jest również Lilith – myślała głośno Ava. – On chyba myśli poważnie o tej drugiej wojnie. 
-Czy oni naprawdę próbują przywołać Lilith? – zapytał Will.
Ava pokręciła głową. – Więcej. Bastian chce Pleriatora i Lilith, to zaklęcie będzie mocniejsze niż przyzywanie. Pleriator jest archaniołem związanych w ludzkim ciele. Jego krew ma… ogromną siłę. Może chcieć przywołać cielesną postać Lilith. Chcą ją na tym świecie, a nie tylko, żeby sobie pozwiedzała. 
- Rytuał z całą pewnością jest w Księdze Czarów – zasugerował Nathaniel. – Chyba mam niemal kompletny egzemplarz w mojej kolekcji, sam przepisałem księgę, ponieważ oryginał przepadł wieki temu. 
Słowo było mi znane i przywołało moje wspomnienia. – Pamiętam, co to jest. Książka napisana przez Grigorij, prawda? Upadłe anioły przywiązane do ziemi, a nie do piekła. 
Nathaniel przytaknął. – Książka jest najstarszym, kompletnym zbiorem anielskich zaklęć i rytuałów. 
-Bastian na pewno jej potrzebuję, aby przywołać Lilith – powiedział ponuro Will. – Tylko magia Grigorij miała potrzebną moc, aby dać cielesną formę dowolnemu aniołowi lub jednemu z upadłych. W przeciwnym razie mogą się tylko poruszać jako zjawa w świecie śmiertelników.
- Co by się stało później? – zapytałam, zaczynając panikować. – Jeśli Lilith się uwoli i miałaby spoją postać? Jak mogłabym zatrzymać ją?
Nathaniel wypuścił długi oddech. – Nie sądzę, że ktoś z nas może. Ty, jako Gabriel byś mogła. Lilith nigdy nie była archaniołem. Jej moc nigdy nie dorówna twojej prawdziwej postaci.
Sytuacja wydawała się prosta. – Więc, jak mogę stać się Gabrielem?
-Jeżeli istnieje sposób to tylko, anioł, jak Grigorij lub archanioł może wiedzieć – powiedział. – Ale masz już postać. Nie wiem, czy możesz stać się archaniołem z ludzkiego ciała. Tego rodzaju transformacja prawie na pewno cię zniszczy. Tylko patrząc na chwałę anioła człowiek może wypalić sobie oczy. Jeśli twój organizm ludzki jakoś przekształci się w archanioła, nawet dzięki magii, to najprawdopodobniej twoja własna chwała cię spali.
- Wcale nie – powiedziałam. Nathaniel posłał mi zdziwione spojrzenie, więc kontynuowałam. – Moc, którą użyłam Bastiana nazwał chwałą. To mnie wcale nie bolało, więc jeśli ona ma racje, mój organizm może przetrwać w pełnej chwale archanioła.
Will pokręcił głową. – Być może nie była wystarczająco silna. Bastian może się mylić.
- Albo mieć racje.
Cisza zapanowała w pokoju. Wiedziałam, że inni, tak jak ja mieli umysły zaprzątnięte rozpatrywaniem różnych możliwości. Co jeśli stanę się kimś, kim naprawdę nie jestem? Kim będę? Kim chciałabym być? Zastanawiałam się, czy chciałam być taka, jak w moich wspomnieniach, silna i zdecydowana. Ta wizja przeraziła mnie, ale mogłam sobie wyobrazić tylko jednego archanioła. Michał, kiedy do mnie przyszedł na łodzi, z dala od cywilizacji, był niesamowicie spokojny, łagodny, lecz moc z niego wyciekała, ciężka i wszechobecna, jak mgła. Archanioły nie miały uczuć, albo co najwyżej nie wiele. Zastanawiała się wtedy: Chodź gdybym pamiętała swoje prawdziwe ja i przeobraziła się w Gabriela byłabym istotą bez serca, która myślała o powodzeniu misji bez względu na straty? Nie kochałabym Willa? 
Nic bym nie czuła?
Nathaniel wstał, wyrywając mnie z rozmyślań. – Mogę przynieść kopię oryginalnej Księgi Czarów. Will, pomożesz mi?
- Oczywiście.- Will wstał i skierował się za Nathanielem, ale zatrzymał się i spojrzał na mnie, jego wzrok był delikatny. – Nie bój się. Przejdziemy przez to.
Zmusiłam się do uśmiechu i chciałam już przecierpieć bez jego obecności. I wtedy dotknął mój policzek, a ciepło przeszło do koniuszków palców. Odsunął się i zniknął za drzwiami gabinetu Nathaniela.
Usiadłam ciężko na krześle. W pokoju było przez chwilę cicho, a ja zorientowałam się, że jestem sam na sam z Avą. Wtedy zauważyłam, że patrzy na mnie. Przyglądałam mi się, jakbym była amebą pod mikroskopem. Niezręczne sekundy mijały, aż wreszcie otworzyłam usta, nawet nie zastanawiając się, co chce powiedzieć.
- Co oznacza twój tatuaż na szyi? – zapytałam.
Ava zastanawiała się przez chwilę, zanim odpowiedziała. – To znaczy, że byłam własnością.
Zamrugałam. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. – Co?
- Kiedy byłam młoda – zaczęła – demoniczny kosiarz udawał potężnego księcia i trzymał mnie, jak zwierzę domowe. Związał moją magię poprzez tusz, który użył do tatuażu na szyi. Gwałcił mnie prawie co noc przez dwadzieścia lat. Bywało, że znudził się mną i przez tydzień nie widziałam nikogo, a ja prawie umierałam z głodu. 
Żółć urosła mi w gardle. – O mój Boże. Zastanawiałam się, jak jej się udało przetrwać ten horror przez tyle lat zniewolenia i napaści na tle seksualnym. – Jak ci się udało uciec?
Dopiero wtedy odwróciła wzrok ode mnie. – Will. Usłyszał, że książkę trzyma anielskich kosiarzy, jako niewolników. Wywalczył drogę do zamku i zabił demonicznego vira, więc byłam wolna. Magiczna więź została zerwana, a moc wróciła do mnie, ale tatuaż pozostanie na zawsze, żeby mi przypominał – przerwała i spojrzała na mnie. Kącik jej ust uniósł się w uśmiechu. – To nie ma znaczenia, ponieważ jestem wolna. Zawdzięczam wszystko Willowi. 
Nie odpowiedziałam, jej opowieść przedstawiała się w mojej głowie, jak straszny film.
- Teraz wiesz, dlaczego go tak bardzo cenię.
Zrozumiałam. Jak mógł jej nie obchodzić, skoro uwolnił ją z tak przerażającego miejsca?
-Wiesz, co? – zapytała, przechylając głowę by spojrzeć na mnie, jej ciemne włosy zasłoniły ramiona. Jej głos był delikatny, jakby mówiła do rannego zwierzęcia. – On ci powiedział. Przypuszczam, że tak.
Otworzyłam usta, ale nie byłam wstanie nic powiedzieć. Nie miałam pojęcia, co jej odpowiedzieć. Rozmowa z nią o tym sprawiała, że to zdarzenie wydawało mi się tysiąc razy bardzie realne. Nie chciałam myśleć o Willu i Avie lub o innych jego dziewczynach. Nie  chciałam myśleć o innych osobach, które kochał, oprócz mnie.
- Nie jestem w nim zakochana – powiedziała, jakby czytając w moich myślach. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, dodała: - Przynajmniej nie bardzo. On nigdy mnie nie kochał. Nigdy. Można powiedzieć, czy ktoś jest w tobie zakochany lub nie, ja wiedziałam. Byłaś niemożliwą przeszkodą do pokonania. 
Patrzyłam na nią, nie wiedząc, jak zareagować. Zegar na biurko Nathaniela tykając, odmierzał czas milczenia pomiędzy nami. 
-Kiedy cię spotkałam – powiedziała – miałam ci to za złe, ale nigdy nie nienawidziłam. Przykro mi, że nie byłam dla ciebie zbyt miła. Ja po prostu nie wiem, jak mógł być tobie oddany, tak długo. On mało spędza czasu z tobą, zanim ponownie umrzesz, a potem żyje samotnie. Nienawidziłam widzieć go w takim stanie, szczególnie ten ostatni raz, kiedy nie było cię tak długo i nie wracałaś. Nigdy nie będziesz w stanie zrozumieć, ile on przeszedł. Byłam zła na ciebie za spowodowanie mu tyle bólu, ponieważ uratował moje życie, dał mi życie, a ja się w nich zakochałam. 
Moje serce uderzało w żebra. Była taka szczera. – Ava, ja…
- Byłam też zazdrosna – ciągnęła, delikatnie się uśmiechając. – Chciałam, żebym Will mnie kochał, ale jego złamane serce zawsze należało do ciebie, nawet z myślą, że może stracić cię na zawsze. Porzucił wszystko dla ciebie, a Zane nic nie zostawił dla mnie.
- To nie tak – powiedziałam. – Will jest moim stróżem, tak samo, jak Zane jest opiekunem relikwii. Wszystko, co robią jest częścią ich obowiązków. Muszą porzucić wszystko, kiedy stają się strażnikami. Zane nie był wyjątkiem i Will również nie jest.
Uśmiechnęła się lekko, jej niebiesko-fioletowe oczy odzwierciedlały emocje w wewnątrz. – Zane był dobry dla mnie, a ja zawsze zwracam uwagę na osoby, które dbają o mnie. Zane i ja byliśmy ze sobą bardzo, bardzo dawno temu, ale on nigdy mnie kochał, tak jak chciałam być kochana. Jej uśmiech rozszerzył się, a ciepło rozprzestrzeniło się do oczu. – Dlatego jestem o ciebie zazdrosna, widzę cię walczącą z demonicznymi kosiarzami, jak nikt inny, widzę cię walczącą dla Willa i rozumiem, że on robi wszystko dla ciebie. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś patrzył na kogoś, tak jak on patrzy na ciebie.
Twarz Willa pojawiła się w mojej głownie, patrząca na mnie, tak jak uwielbiałam i trzepoczące motyle zatańczyły w moim brzuchu. Nie mogłam znieść myśli o nim, samotnym i załamanym, zwłaszcza, że to przeze mnie. 
- Już go nie kocham, ale wciąż szanuję – powiedziała. – Przez większość czasu zachowujesz się, jak głupia, młoda dziewczyna, ale gdy ktoś najważniejszy dla ciebie jest zagrożony, przekształcasz się w coś dziwnego, w prawdziwego anioła zemsty. Po tym, co widziałam wczoraj, szanuję cię, Gabrielu.
Patrzyłam na nią, czekają aż jej wzrok stanie się niepewny, ale pozostał szczery. – Każdy mnie tak nazywa, ale to nie jestem ja.
- Dlaczego zaprzeczasz, kim naprawdę jesteś? – zapytała. – Jesteś Gabrielem.
- Jestem człowiekiem – powiedziałam smutno, moje ręce zacisnęły się na kolanach, żeby Ava nie zobaczyła emocji targających mną. – W tym świecie jestem człowiekiem, a nie jakimś nieskalanym archaniołem. To jest coś, czego nie mogę tego zrozumieć. Jestem lekkomyślna, porywcza i niedoskonała. Umrę. Urodziłam się, jako człowiek; żyję, jako człowiek i umrę, jako człowiek. Moje ciało nie jest tak silne, jak twoje, ale moja moc pochodzi z wewnątrz mnie i jestem taka silna, jak być powinnam. Ale nie nazywaj mnie Gabrielem, ponieważ nie jestem nim, nie teraz. Jestem Ellie. 
Milczała, ale jej wyraz pozostał kamienny, choć lekko ciekawy. Potem złagodniała, jej usta wyciągnęły się z prostej linii do uśmiechu, a jej kolor oczu wrócił do normy. – Dobrze – powiedziała w końcu. - Ellie. 
Will i Nathaniel wrócili, a mnie ogarnęła ulga. Nathaniel rzucił książkę na biurko i opadł ciężko. 
- Nie ma nic – powiedział ponuro. – Książka, którą szukałem zniknęła z mojej kolekcji i nie wiem, gdzie jest. Mam inną książkę o anielskiej magii, ale nie jest objętościowo, taka sama, jak Księga Czarów. Autor chyba nie wie więcej o czarach enochiańskich od nas.
Will zmarszczył brwi przepraszająco. – Nie wspominając o zaklęciu dającym aniołowi lub jednemu z upadłych postać cielesną, więc nadal nie wiemy, czy to jest możliwe. 
-Musimy znaleźć te Księgę Czarów – powiedziałam. – Albo przynajmniej kopię. Wewnątrz, starałam się nie gniewać na siebie, że nie pamiętam tego zaklęcia. Gabrielem wiedziałby, co robić. Ellie z drugiej strony…
- Ava  - Will powiedział. – Może ty i Sabina rozejrzycie się? Zachowałaś więcej kontaktów z opiekunami relikwii niż ja. Może ktoś, coś słyszał.
- Kosiarz, którego spotkaliśmy u Zane? -Jej usta wygięły się w grymas, ujawniając jej wszystkie emocje. – Dlaczego nie Marcus?
- Nie ufam w tej sprawie Marusowi – przyznał Will. – Jest świetnym wojownikiem i czuję się pewniej, kiedy osłania mi plecy, ale taka misja może go trochę… rozpraszać.
Ava zacisnęła usta – Wszystko w porządku. Sabina będzie dobrą partnerką.
Wyciągnęłam telefon, by sprawdzić godzinę, ale był wyładowany. Zupełnie zapomniałam go naładować, kiedy wróciłam z imprezy. Poszukałam zegara na ścianie i znalazłam go za sobą. Była prawie dziesiąta. Moje oczy wyszły na wierzch. Mogłam się ukryć w Mroczni, ale ukrywanie mojego samochodu w biały dzień jest nie możliwe. – Naprawdę muszę już iść. Musze się przespać i jakoś wrócić do domu, żeby rodzice nie zauważyli.
Will położył dłoń na moim ramieniu. – Odprowadzę cię. 
Uśmiechnęłam się do innych, kiedy wstałam z krzesła. – Do zobaczenia później. Dziękuję, Ava.
Kiwnęła mi głową w odpowiedzi.
Will podążał tuż za mną, kiedy wyszliśmy z biblioteki i udaliśmy się do auta. Słońce świeciło jasno, ale wyczuwało się ostry chłód w powietrzu. Śnieg w nocy przykrył białym dywanem chodnik. Wyciągnęłam kluczyki z mojej torby, ale wyślizgnęły mi się i spadły na ziemię. Jęknęłam, kiedy zobaczyłam je leżące na chodniku, ale Will schylił się i podniósł je dla mnie. 
-Nie jesteś zbyt zmęczona by prowadzić? – zapytał delikatnie, obserwując mnie, kiedy otwierał drzwi samochu.
-Czuję się dobrze – powiedziałam. – Naprawdę. To nie jest daleko i jest niedziela, więc nie będzie dużego ruchu. 
Studiował moją twarz przez chwilę i uniósł rękę by pogłaskać mnie po policzku. 
-Byłaś niesamowita tej nocy.
-Dzięki. Ty też.
Jego wzrok padł na chwilę na moje usta. Potem cofnął się i pociągnął za klamkę i drzwi auta otworzyły się szerzej. – Odpocznij trochę. 
Usiadłam, rzuciłam torbę na siedzenie pasażera i zapięłam pasy. Spojrzałam na niego. – Ty też.
Uśmiechnął się. – Jestem niepokonany. 
Przewróciłam oczami. – Taki tok myślenia zabije cię.
Zaśmiał się lekko. – Miłego dnia, Ellie.
Kiedy wyjeżdżałam z podjazdu, uśmiechałam się.


                                        ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zakradłam się do domu i ruszyłam po schodach do mojego pokoju, nie natknąwszy się na moich rodziców. Rzuciłam moje rzeczy na łóżko i odetchnęłam z ulgą. Właśnie w tym momencie usłyszałam szuranie, a potem ciężkie kroki na schodach. Zanim zdążyłam nawet pomyśleć, drzwi otworzyły się i pojawiła się moja mama, zakrywając usta dłonią z szoku.
O, nie
- Richard – zawołała bez tchu. – Wróciła!
Moje serce zamarło, a moje gardło ścisnęło się tak mocno, że nie mogłam oddychać. – Mamo, ja…
Podbiegła do mnie, przyciągając w ramiona i przytulając. Kiedy mnie puściła, wzięła w dłonie moją twarz. – Ellie! Gdzie byłaś? Przyszłam sprawdzić, czy wszystko w porządku, a ciebie nie było. Nie wracałaś przez całą noc! Nie masz pojęcia, jak twój ojciec i…
- Ty bezwartościowa mała suko – syknął mój ojciec, kiedy wszedł do mojego pokoju i skierował się do mnie. 
Moja mama i ja spojrzałyśmy na niego zszokowane. Nie mogłyśmy uwierzyć, że właśnie to powiedział.
- Richard. -Głos mamy przywrócił mnie do realnego świata.
- Tato, mogę wyjaśnić…
- Oczywiście wiesz, gdzie ona była, Diane – powiedział. – Nadszedł czas, żebyś otworzyła oczy. 
Przez chwilę wydawało mi się, że wiedział, gdzie byłam. Ale to nie było możliwe. – O czy ty mówisz?
Poruszał się szybko. Jedna ręka zacisnęła się wokół mojej szczęki i szarpnęła moją głowę w bok. – Jestem w szoku, nie ma malinki.
Chciałam zwymiotować. Szarpnęłam się, pocierając twarz, gdzie trzymał mnie, tak zaciekle, patrzył na mnie z obrzydzeniem. – Co się z tobą dzieję?
- Przesadziłeś, Richard! – mama warknęła i stanęła między nami. Uderzyła go w klatkę piersiową, zmuszają do zrobienia kroku w tył.
- Gdzie indziej mogła być przez całą noc? – krzyknął centymetr od jej twarzy. – Oczywiście, że z tym chłopakiem. 
Nie była to do końca prawda, nie powinien mnie o to oskarżać. 
Mama spojrzała na mnie. – Czy to prawda? Byłaś z Willem? Myślała, że już skończyłaś z tym chłopakiem.
Tym chłopakiem. To było nie w porządku, znieważało go, na dźwięk tych słów poczułam smak zjełczałego mleka. Gdyby tylko wiedziała, gdyby oboje wiedzieli, co ten chłopak zrobił dla mnie poprzedniej nocy, przez tysiące nocy. Byłam taka zmęczona kłamstwami. Zmęczona zachowując te wszystkie tajemnice. One mnie zabijają. Wzięłam głęboki oddech. – Tak, byłam z Willem.
Usta mojej mamy zacisnęły się, ale wzrok nadal miała sympatyczny. Za nią, mój tata śmiał się. – Ty mała dziwko!
Zanim zdążyłam zareagować, mama uderzyła go otwartą dłonią tak mocno, że jego głowa zarzuciła na bok. Już się nie śmiał. – Jak śmiesz? – piszczała. – Nigdy, nigdy nie waż się mówić tak do naszego dziecka. Nigdy!
Wiedziałam, że powinnam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Najpierw musiałam zrobić wdech,  muszę zacząć oddychać. Musiałam się bronić przed moim ojcem, ale to był mój ojciec. W końcu odnalazłam głos. 
- Wynoś się! – krzyknęłam. – Wynoś się z mojego pokoju i mojego życia. Nie chcę cię widzieć. 
Odwrócił się, jego twarz przedstawiała toksyczną mieszankę wściekłości i rozbawienia. – Tak? Niby jak? Przecież to mój dom. 
-Albo ja wychodzę – mój głos był spokojny, ale lekko drżał. – Nie zniosę tego. Skończyłam z tobą. 
Dostał w twarz. Czułam ciepło promieniujące od niego, mdłe. – Skończyłaś ze mną?
Byłam zbyt wyczerpana fizycznie i psychicznie, by to dalej ciągnąć. Moje usta wykrzywiły się z obrzydzeniem. – Zejdź mi z oczu! Zanim wybiję ci zęby.
Coś mrocznego zamigotało w jego oczach. Rzucił się na mnie z wyciągniętymi rękami, poruszał się szybciej niż myślałam, że był w stanie. Odsunęłam się poza jego zasięg, ale poczułam jego palce na moim gardle i krzyk mojej matki. Obserwowałam go, moja mama stanęła znowu pomiędzy nami, uderzając w jego klatkę piersiową, krzycząc na niego.
- Co się z tobą dzieję? – wrzasnęła, waląc go pierś, aż odsunął się do drzwi mojej sypialni. – Wynoś się! Wynocha!
Moje płuca nie napełniały się, kiedy moje oddechy stały się szybkie i płytkie, w głowie zakręciło mi się i poczułam się chora. On mnie zaatakował. Patrzyłam, jak mama zmusiła go do opuszczenia pokoju i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Wypuściła kolejny wściekły krzyk, zanim objęła się i zaczęła drżeć. Byłam oszołomiona – oszołomiona tym, co właśnie się stało. 
Mama odwróciła się do mnie, miała czerwoną i surową twarz, ramiona usztywnione paniką. – Wszystko w porządku?
Popatrzyłam na drzwi, znajdujące się za nią. – Nie. 
-Mam zamiar go opuścić, dziecko – szepnęła. – Dziś chce mu powiedzieć, że pragnę rozwodu. 
Byłam zdruzgotana i rozradowana, w tym samym momencie. – Och, mamo. Tak mi przykro. 
Pokręciła głową. - Nie. Mogłam to zrobić lata temu. To przeważyło szale. Idę mu powiedzieć, żeby zaczął się pakować i zniknął pod koniec miesiąca. On musi odejść. 
Z trudem przełknęłam ślinę. – Jestem z ciebie dumna.
- To nie jest ten mężczyzna, którego poślubiłam – powiedziała. – Nie ma więc powodu, żeby pozostała jego żoną, kiedy on cię rani. Jedną rzeczą jest mnie tak traktować, ale drugą swoją córkę. 
Patrzyłam na nią, ledwo się trzymając, bicie serca mnie. – Muszę dać ci szlaban, Ellie. – powiedziała mama, nadal trzęsąc się. – Wymknęłaś się z domu i nie było cię całą noc. Zasady na bok, to było po prostu niebezpieczne. Czy ty tego nie rozumiesz, mogło ci się coś stać!
Skinęłam głową. Rozumiałam jej obawy. Wiele dziewcząt znikało codziennie, zostawało rannych w wypadkach samochodowych lub porywane przez złych ludzi. Ale ja nie byłam tylko dziewczyną – miałam swoje obowiązki, które zmuszały mnie, co najmniej, naginać te zasady i czasami ignorować swój instynkt samozachowawczy. Mogłam się przyznać mamie, że spędziłam noc z Willem, ale nie, że skakałam z dachu na dach, igrając ze śmiercią.
- Ostatniej nocy w centrum miasta były jakieś zamieszki – powiedziała drżącym głosem, ciarki przeszły mi po plecach. – Kiedy zobaczyłam wiadomości dziś rano, a ciebie nie było, Boże, nigdy nie byłam bardzie przerażona. Ludzie mówią, że to żart, niektórzy, że atak terrorystyczny. Niektórzy świadkowie zrobili zdjęcia i wideo na komórkach, ale zdjęcia są niejasne i zamazane. Ja nawet nie wiem, w co wierzyć. Niektóre rzeczy, które mówili, że widzieli… są po prostu niemożliwe. Pokazywali to we wszystkich krajowych stacjach telewizyjnych. 
Przełknęłam ciężko, mój puls pulsował w skroniach. – Jestem pewna, że to nie było to, co mówią. 
- Chodzi o to, Ellie – mówiła dalej mama. – Wymykanie się w środku nocy nie było najlepszym pomysłem. To już drugi raz, kiedy uciekłaś z domu. Przynajmniej z tego, co wiem. Nie próbuj robić tak już nigdy więcej. Jesienią będziesz już w colleagu, a ja nie będę mogła cię tam kontrolować. Ale sądząc po twoim zachowaniu i czynach przez ostatni rok, nie jestem pewna, czy jesteś gotowa na wolność lub podejmowania samodzielnych decyzji. Kocham cię. Jesteś moją córkę, ale boję się o ciebie.
Zwalczyłam szloch w gardle i powiedziałam najbardziej uczciwą rzecz odkąd mam siedemnaście lat. – Przykro mi, mamo. Ja po prostu nie wiem, co robię. Nie wiem, dokąd zmierzam i kim jestem. 
Przygarnęła mnie w ciasnym, ciepłym uścisku. – Wiem, kochanie. Każdy przez to przechodzi w tym wieku. Musisz dowiedzieć się, kim jesteś i kim są ludzkie, którymi otaczasz się. 
- To jest właśnie to – powiedziałam, a łzy uwolniły się, płynąć po moich policzkach, łącząc się na rogach ust. – Ja wiem, kim jestem, ale ja w to nie wierzę. To zbyt wiele dla mnie. Nie mogę brać odpowiedzialności. To mnie niszczy. 
-Och, kochanie – powiedziała mama łagodnym głosem, głaszcząc mnie po włosach. – Wiem, że to trudne, ale wszyscy musimy dorosnąć. 
Nie ja. Mi się nigdy nie uda. Wyciągnęłam się z dala od mamy i zmusiłam się, aby spojrzeć na nią – Dziękuje, mamo. 
Wyglądała, jakby była w agonii. – To moja praca.
- Mam zamiar zostać dzisiaj w moim pokoju, dobrze? – zapytałam. – Muszę pobyć sama.
- Między tobą, a Will’em, to na poważnie?
Prawie się roześmiałam. Dźwięk, który zamiast niego wydobył się, był zimny i gorzki. – Zależy, jak na to spojrzeć.
- Wiesz, że jeśli zrobi się poważnie – powiedziała nieśmiało – możesz przyjść do mnie. Możesz ze mną rozmawiać o wszystkim.
Zmusiłam się do uśmiechu, żałując, że to prawda. Przez chwilę chciałam jej powiedzieć wszystko. O tym, co naprawdę wydarzyło się poprzedniej nocy; o tym, kim jestem, kim naprawdę jestem. Zadzwoni pewnie do szpitala psychiatrycznego, ale już nie będę musiała kłamać. – Ok.
- Zejdź na obiad, dobrze? Nie masz szlabanu od jedzenia. 
- W porządku. Otarłam twarz, obserwując, jak odchodzi i zamyka drzwi. Nagle poczułam, że nie spałam dwadzieścia cztery godziny i byłam zdesperowana by się położyć.
Wyuczyłam go zanim pojawił się z Mroczni, jego boleśnie znajomy zapach i obecność obmyła mnie, jak wodospad. Dłoń pojawiła się z nikąd i wzięła mnie za rękę, ale nie walczyłam z nim. Przyciągnął mnie do siebie, delikatnie głaszcząc po twarzy i szyi, jakby badał wyrządzone mi szkody, jego dłoń uniosła moją głowę za brodę. Jego krystalicznie zielone oczy obserwowały znikające czerwone ślady na moim gardle.
-Zabije go – Will warknął powstrzymując wściekłość, która pochłonęła go, jak ogień. Nigdy nie widziałam go bardziej wściekłego, ale dotykał mnie tak, jakby moja skóra była ze szkła. Jego kontrola nad emocjami była zadziwiająca.
- Nie – powiedziałam jasno i chłodno. – Nadal jest moim ojcem. Jeśli zechcę, żeby zginął to sama go zabiję.
- Nie obchodzi mnie to. Nikt nie będzie cię dotykał w ten sposób. 
- On jest człowiekiem.
- On jest potworem.
Gdybym mu na to pozwoliła, on bez wątpienia zająłby się moim tatą. – Nie możesz mnie chronić przed wszystkim – powiedziałam łagodnie. 
-Tak, mogę. Jego ramiona rozluźniły się, kiedy wziął długi, zmęczony oddech. Zmył kciukiem moje łzy, a ja zamknęłam oczy, kąpiąc się w dobroci i wypychając ze świadomości, co właśnie przeszłam. Rozkoszowałam się nim. Zmniejszyłam odległość kilku centymetrów dzielących nasze ciała, dotknęłam jego pleców i przyciągnęłam go bliżej. Schowałam twarz w jego piersi, a jego policzek dotknął moich włosów. Wziął moją twarz i pochylił się by pocałować mnie w skroń, wargi muskały moją skórę, a następnie pocałował mnie w policzek. Przyciągnęłam go bliżej, czekając aż jego usta dotknął moich, ale zatrzymał się i jego ręce opadły koło mojego pasa. 
- Nie mogę tego zrobić – powiedział cicho, jego oddech muskał mój policzek. 
Zamknęłam oczy i pozwoliłam, żeby kolejna łza spłynęła po moim policzku, a on oswobodził się od moich rąk. Kiedy ponownie otworzyłam oczy, był już w połowie drogi do okna. 
- Jeśli pozwolę, żeby to zaszło za daleko – powiedział – nie będę w stanie cię chronić, ponieważ Michał zabroni mi wykonywać moje obowiązki.
- To już zaszło za daleko – powiedziałam znużonym głosem.
Jego ramiona i głowa opadły, a wzrok błądził po pomieszczeniu. Miał wycofać się z powrotem w głąb siebie, po raz kolejny, zamknąć okiennice, zakrywając emocje.
- Czy to prawda, co powiedziałaś swojej mamie? – zapytał.
-Słyszałeś?- Nie byłam wściekła, ani zaskoczona. Zadałam pytanie, choć już znałam odpowiedź.
Przygryzł górną wargę, a moje serce zamarło. Spojrzał na mnie tak, jakby był zrujnowany wewnętrznie i powoli załamywał się. – Czy naprawdę myślisz, że to cię rujnuję?
Przejechałam palcami po włosach i wzruszyłam ramionami. – Czuję się złamana. Nie mogę walczyć i próbować żyć w tym samym czasie. 
- Mam rację – powiedział drżącym głosem, ledwo będąc w stanie patrzeć mi w oczy. – Ty i ja. Sprawiam, że jest tylko cięższej dla ciebie. To moja wina. Nie możemy tego zrobić. Musimy się zmienić. 
Iskra gniewu zapaliła się we mnie. – Jedyną rzeczą, którą możesz zmienić to pocałować mnie. Zawsze będziemy coś do siebie czuć. To nigdy się nie zmieni.
- To dowodzi, że to błąd, że byli razem.
Kolejna łza popłynęła po mojej twarzy. – Błąd? Żałujesz, że całowałeś mnie, czy że jesteś we mnie zakochany, a może obu rzeczy?
Zawahał się przez najdłuższą chwilę w moim życiu. – Obie rzeczy to był błąd, ale ich nie żałuję. 
- Jesteś idiotą, jeśli tak myślisz – powiedziałam, mój gniew kulminował się. – Uczucie między nami sprawia, że jesteśmy silniejsi. To sprawia, że trudniej jest nam walczyć o siebie nawzajem. Stoisz tam i mówisz, że nie powinnam pozwolić Michałowi cię zabić, bo nie ufasz, żeby ktoś inny został moim opiekunem. Will, nie jesteś najlepszy, dlatego że jesteś najsilniejszy. Chronisz mnie, jak nikt inny, ponieważ mnie kochasz. Walcząc z tym, osłabiasz nas. Oddalamy się od siebie!
Wziął drżący, głęboki oddech. – Nie możemy się o to teraz kłócić. Twoi rodzice mogą wrócić. 
Widziałam w jego oczach, że mam rację, ale nie chciał tego przyznać. – Więc idź. Nie chcę cię tutaj – skłamałam.
Jego dłonie zacisnęły się w pięści. – Dobrze – powiedział ostro, próbując ukryć złość w głosie. – Pójdę, ale chcę, żebyś wiedziała, że jeśli jeszcze raz spróbuję cię dotknąć to go zabiję, ponieważ wiem, że ty tego nie zrobisz.
Potem zniknął, lodowaty wiatr tarmosił zasłonami przy otwartym oknie. Zacisnęłam powieki, pozwalając sobie na płacz.


                         Rozdział 15


  Nie widziałam taty od kilu dni, ale nie obchodziłoby mnie nawet to, że miałabym więcej go nie zobaczyć. Mama powiedziała mu co postanowiła i on miał zniknął niebawem. Czułam rosnącą ulgę, kiedy myślałam o jego odejściu, ale kiedy był w domu, cała byłam sztywna ze strachu. Nie mogłam znieść widoku bojącej się mamy. Wiedziałam, że mój tata był bezsilny fizycznie wobec mnie, Pleriator’a, ale ból, który mi zadał, paraliżował moje serce. Byłam bardziej niż gotowa do jego wyprowadzki.
W środę po szkolę, siedziałam przy stole w kuchni nad książką do angielskiej literatury i pisałam na papierze. Podczas mojego szlabanu, starałam się spędzać czas na szkole, tak żeby coś dobrego z tego wynikło.
- Hej, Ell – zawołała mama, kiedy weszła do kuchni z znaczącym uśmiechem wymalowanym na twarzy. – Mam list do ciebie.
Uniosłam brwi. – Dlaczego się tak uśmiechasz?- Odłożyłam notatnik i wstałam. Moja mama trzymała coś białego i cienkiego w dłoni, gdy podeszłam bliżej zobaczyłam, że to koperta.
- Jesteś pewna, że chcesz to zobaczyć? – zapytała ze śmiechem. – To ze Uniwersytetu Sta…
- Dawaj to – rozkazałam i wyrwałam jej list.
Wyszarpała go z mojej ręki i uniosła go wysoko nad swoją głową. Moja mama, nawet wtedy, kiedy miała na sobie japonki, górowała nad moją drobną figurą. – Myślałam, że nie chcesz go, Ell.
- No fajnie – mruknęłam, kiedy próbowałam podskoczyć i złapać go. – Oszukujesz!
Roześmiała się. – Och, nie znasz się na żartach.
Opuściła ramię i złapałam za jej dłoń. – Moje poczucie humoru nie obejmuję naśmiewania się z niskich ludzki.
List w mojej ręce był duży i adresowany do mnie z Uniwersytetu Stanowego w Michigan. Wzięłam głęboki wdech, a następnie rozerwałam górę koperty. Grzebałam w dokumentach we wnętrz, a motyle wypełniły mój brzuch. To była moja przyszłość, gdybym tylko miała jakąś przyszłość.
Patrzyłam w górną stronę w szoku. – O mój Boże.
- Co?- Mama zajrzała mi przez ramię.
- Dostałam się – mój głos był ledwie słyszalny, ale mój szok przemienił się w podniecenie. – Dostałam się.
Moja mama przygarnęła mnie w uścisku, ściskając mnie tak mocno, jak tylko mogła, wykrzykując rozmaite rzeczy i całowała mnie w policzki i włosy. – Jestem z ciebie dumna! Płakała, ogromne łzy spływały jej po policzkach. Czy ona naprawdę była zaskoczona, że dostałam się na studia? – Powinnyśmy zrobić coś specjalnego na obiad. Co myślisz o naleśnikach? To dobry dzień na naleśniki.
Uśmiechnęłam się do niej. – Dziękuję, mamo. Umarłabym dla naleśnika – powiedziałam wesoło. – Jestem taka szczęśliwa. Czy mogłabym dostać trochę wolnego czasu i pójść pochodzić po centrum handlowym z Kate w ten weekend i rozprostować nogi?
- Oczywiście – odpowiedziała. – Zachowujesz się ostatnio perfekcyjnie i uważam, że dobrze by ci to zrobiło. -Dostałam się na studia i miałam się relaksować przez cały dzień w galerii handlowej. Nigdy się tak wcześniej nie cieszyłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

W następną sobotę, wędrowałyśmy z Kate po centrum handlowym, wchodząc do sklepów, ale tylko oglądając towary. Nie miałam pieniędzy, żeby cokolwiek kupić, ale nieświeże powietrze w centrum handlowym i brak Willa, sprawił, że ta krótka chwila wolności była słodka.
- Nie mogę się doczekać jesieni – powiedziała Kate, przeżuwając frytki naprzeciwko mnie. – Będziemy wolne, pójdziemy na studia i imprezy… będzie niesamowicie.
Roześmiałam się. – Zarezerwujesz trochę czasu dla Marcusa?
Posłała mi chytry uśmiech. – Może. Jeżeli go na tak długo utrzymam.
- Rzucisz go? -Wzięłam łyk Orange Julius[1].
- Nie jesteśmy razem oficjalnie – powiedziałam. – Po prostu… wychodzimy razem. Dużo się bawimy, ale jestem otwarta na propozycję.
- Prawdopodobnie to dobra decyzja – powiedziałam niewyraźnie. Miałam nadzieję, że znudzi się nim i nie będę musiała się martwić jej randkami z kosiarzem.
- Kate! – zawołał nieznajomy głos.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam dwóch zbliżających się przystojniaków. Wyglądali na starszych od nas, byłam pewna, że nie chodzili do liceum.
- Jak leci, drogie panie?- Pierwszy chłopach odrzucił swoje długie, tłuste włosy z oczu i uśmiechnął się.
Kate odpowiedziała mu leniwym uśmiechem. – Hej, Jay. Wróciłeś do miasta na weekend?-
Nachylił się ku niej, położył rękę na oparciu krzesła i pocałował ją w policzek. – Tylko by cię zobaczyć, kochanie.
 - Taa, jasne. -Roześmiała się i trąciła go w klatkę piersiową.
Roześmiał się. – Jesteśmy tutaj od południa. Jak tam u ciebie?
- Ekstra.- Uśmiechnęła się.
Drugi chłopak był jeszcze przystojniejszy, miał krótkie, najeżone włosy. Jego wzrok padł na mnie i przetasował mnie w oczywisty sposób, który przyprawił mnie o rumieniec. – Kim jest twoja przyjaciółka? – zapytał.
- To jest Ellie – powiedziała Kate podekscytowanym głosem. – Jest moją najlepszą przyjaciółką, co oznacza, że jest fajna.
- Jestem Brian – powiedział. – Miło mi ciebie poznać.
Włączyłam swój urok osobisty. – Mi również. -Wzięłam łyk i błysnęłam uśmiechem. On był uroczy. Naprawdę uroczy.
- Jay i Brian chodzą do collage’u – wyjaśniła Kate. – Jak tam na drugim roku, chłopcy?
Jay wzruszył ramionami. – Dobrze.
- Cztero dniowe weekendy nie są złe – powiedział Brian. -  Cztery godziny zajęć dziennie od poniedziałku do czwartku, a potem zaczyna się zabawa. Co robicie dziś wieczorem, dziewczyny?
Czoło Kate zmarszczyło się. – Nie robię nic. Jeszcze. Co planujecie?
- Organizujemy imprezę w naszym domu – powiedział Jay. – Wynajmujemy razem. Powinniście przyjść.
-Ellie? -Kate kopnęła mnie w kolano. – Idziesz?
Kuszące. Nie miałam zamiaru ciągnąć Willa, ale jeśli nie będzie chciał to go ze sobą nie wemę. Musiałam wyjść, uciec od niego i nie potrzebowałam jego ochrony. Jeśli nie mogę mieć wiekowego kosiarza, zadowolę się kilkoma pijanymi chłopakami z uczelni.
- Wchodzę – powiedziałam.
Kate wydała z siebie pisk aprobaty. – Moja dziewczynka. Zadzwonię do ciebie, Jay, ok?
- Świetnie.- Mrugnął do niej.
Brian uśmiechnął się do mnie. – Zobaczymy się jeszcze?
- Jasne.- Ponownie błysnęłam zębami.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zapukałam do drzwi gabinetu mojej mamy i weszłam. Ciężko pracowała nad nowym projektem na stronie internetowej, spoglądając ma monitor przez okulary.
- Cześć, skarbie – przywitała mnie ciepłym spojrzeniem, kiedy usiadłam na krześle naprzeciwko jej biurka. – Jak było w centrum?
- Dobrze – odpowiedziałam. – Zapomniałam, że chciałam ci coś dać.- Na jej biurku były ustawione staranie zdjęcia rodzinne, ale dzisiaj zauważyłam, że te na który był mój tata, zniknęły. Jeden krok ku uwolnieniu się od niego, tak przypuszczam. Analizowałam tą myśli i położyłam kartę na stercie dokumentów z mojej strony biurka.
- Co to? – zapytała, zabierając kartkę. Jej oczy rozszerzyły się.
- Osiemdziesiąt siedem procent – powiedziałam – z literatury.
Uśmiechnęła się. – Będę musiała przypiąć na lodówce koło dziewięćdziesięciu dwóch.
- Naprawdę nie musisz przypinać moich dobrych ocen na lodówce – zapewniłam ją. – Szczerze mówiąc, byłabym szczęśliwa ze złotej gwiazdki i dolara za każde A[2].
Roześmiała się. – Czy to wszystkie warunki, żebyś dostała dobrą ocenę?
- Plus dużo nauki i genialny mózg.
Mama usiadła na krześle, a jej uśmiech powiększył się. – Jestem dumna z twojej zmiany przez te ostatnie dwa tygodnie. Twoje oceny poprawiły się i wydajesz się bardziej skupiona. Może powinnaś mieć przez cały czas szlaban?
Prychnęłam. – Nie, naprawdę, nie trzeba. Chciałam tylko zapytać, czy mogę… zrobić sobie przerwę od tego szlabanu?
Jej uśmiech stał się podejrzliwy. – Nie miałaś już przerwy, kiedy byłaś z Kate w galerii handlowej?
Powoli skinęłam głową i wzięłam głęboki oddech, przygotowując kłamstwo. – Byłam… i było świetnie. Kate i ja chciałyśmy porobić dzisiaj babskie rzeczy. Tylko my. Mogę u niej nocować? Proszę?
- Will tam będzie? – zapytała.
- Nie - powiedziałam. – Nie będzie się kręcił w pobliżu, obiecuję.
-Nie kręcił się przez ostatnie kilka dni – zauważyła. – Czy coś się stało znowu?
Wzruszyłam ramionami. – Zdałam sobie sprawę, że musze spędzać mniej czasu z nim, jeśli chce skupić się na szkole.
- Ja po prostu nie chcę, żebyś dokonała kolejnego złego wyboru – powiedziała delikatnie.
- To się nie powtórzy.
Uśmiechnęła się. – Wiem. Jesteś inteligentną dziewczyną, Ellie. Po prostu próbujesz zrozumieć swoje życie.
To było zbyt prawdziwe. – Czyli mogę?
Wzięła długi, cichy wdech. – Cóż, przypuszczam, że powinnam powiedzieć nie i być twarda wobec miesięcznego szlabanu, ale jedna noc z Kate może być dobra dla ciebie. Już dzieje się naprawdę dobrze w szkole, więc tak. Możesz nocować u Kate. W poniedziałek, twoje uziemienie się wznowi.
Rozjaśniłam się, nie zadając sobie nawet trudu, żeby ukryć uśmiech. – Naprawdę?
- Naprawdę – powiedziała mama. – Jedna noc przerwy, a potem wznawiamy. Wychodzisz teraz?
Skoczyłam na stopy. – Tak. Dzięki, mamo. Jesteś niesamowita.
Wzruszyła ramionami. – Wiem. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Do zobaczenia jutro! – zawołałam, kiedy wyskoczyłam z jej gabinetu i wskakiwałam po schodach do mojego pokoju, aby spakować torbę. Kiedy weszłam przez drzwi, zatrzymała się na widok Willa na moim łóżku.
Spojrzał na mnie. – Powinniśmy dzisiaj iść patrolować ulice.
Westchnęłam i wyciągnęłam torbę z pod łóżka, rzuciłam ją obok niego i otworzyłam. – Robimy to, co noc w tym tygodniu. Czy mogę dostać jeden dzień wolnego? -Otworzyłam szafkę komody i wyjęłam kilka par bielizny i podkolanówek i wrzuciłam do torby. Jak każdy dżentelmen, patrzył wszędzie tylko nie na moją bieliznę.
- Dlaczego mam wrażenie, że to nie tylko nocowanie u Kate? – zapytał w końcu, patrząc na mnie.
- Czy masz z tym jakiś problem? – zapytałam, starając się zachować wyluzowany głos.
- Nie – odpowiedział. – Ale, jeśli masz zamiar iść gdzieś w nocy, powinienem być w pobliżu. Jestem twoim opie…
- Tak, tak – mruknęłam. – Jesteś moim opiekunem. Nie chcesz nocy wolnej od obowiązków ochroniarza?
Wyglądał na zupełnie zakłopotanego moim pytaniem. – To nie praca, Ellie. Nie mogę wziąć wolnego wieczoru.
- Cóż, ja naprawdę nie chce, żebyś ze mną szedł.
Jego usta i oczy rozszerzyły się, ból na jego twarz sprawił, że trudniej mi było powiedzieć to, co chciałam. – Ale muszę – powiedział.
- Nie, nie – powiedziałam stanowczo. – Ale ja nie chce, żebyś poszedł. Idę na imprezę z Kate.- Odwróciłam się od niego i poszłam do garderoby, wybrać strój na dzisiejszy wieczór.
- Co mam robić?
- Nie wiem. Spędzić czas z Nathanielem. Zabić coś.
- Ellie, mówię poważnie.
Wyszłam z garderoby z naręczem ubrań i prawie je upuściłam, kiedy zobaczyłam wyraz jego twarzy. Zacisnęłam usta, podeszłam do łóżka i napełniłam torbę do pełna. – Ja też mówię poważnie – powiedziałam. – Nie mogę mieć jednej wolnej nocy? Muszę się poczuć sobą.-
Wziął mnie za rękę, zatrzymując. Moje oczy przeszły z jego dłoni do twarzy. Jego skóra, dotykająca mojej, była ciepła niemal elektryzująca. – Ale ja cię znam. To ty. To zawsze byłaś ty.
Wyrwałam rękę i odwróciłam wzrok. – Może już nie.
Zawahał się, cicha była przytłaczająca. – Bycie wokół tylu ludzi jest niebezpieczne. Dla nich. Widziałaś co się stało podczas walki z Orekiem.
- Nie zamierzam być pustelnikiem.
- Jesteś na celowniku – powiedział. – To sprawia, że twoi znajomi i rodzina to także cele. Nie chcę, żeby komukolwiek stała się krzywda.
- Co ty mówisz? Nie mogę ich tak po prostu porzucić.
- Może będzie trzeba.
Nasze spojrzenia spotkały się. Wypuściłam głęboki wydech, jakbym chciała ochłodzić złość gotującą się we mnie. – Nie mogę tego zrobić. Wokół nich czuję się człowiekiem. Jeśli ich stracę, utracę również siebie i będę sama.
Jego ramiona opadły. – Masz mnie.
- Nie jesteś wszystkim, czego potrzebuję, Will. Potrzebuję też mojej rodziny i przyjaciół.
- Dawno, dawno temu – zaczął – rozumiałaś, jak zdradliwe jest trzymanie wokół siebie ludzi. Trzymałaś ich z dala by ich chronić.
- To już nie ja – powiedziałam chłodno. – Tamta ja umarła tysiąc razy.
- To ty. Rozumiem, że kochasz tych ludzi i trzymasz ich w swoim życiu, ale wiem, że wiesz, jak twój świat jest dla nich niebezpieczny.
- To nie był mój świat, zanim przyszedłeś!
- Znam cię pięćset lat – powiedział, dotykając mojego policzka i głaskał moje włosy. – Znam cię lepiej niż ktokolwiek inny i wiem, że kiedy przypomnisz siebie całkowicie, zrozumiesz.
- Rozumiem – powiedziałam i odsunęłam się od niego. – Ale nie mogę oddać swojego życia i ludzi, których kocham.
- Nawet, jeśli im zagrażasz?
- Ochronię ich – powiedziałam wyzywająco.
- Ellie, proszę, nie bądź głupia…
Podniosłam rękę. – Nie dzisiaj. Proszę. Muszę spędzać mniej czasu z tobą.
Zamrugał, zaskoczony. – Ale jestem twoim opiekunem.
- Nie jesteś moim cieniem – mój głos był ostrzejszy niż chciałam. – Albo moją nianią. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że muszę się otrząsnąć ze starej rutyny. Muszę odpocząć.
Jego usta rozchyliły się, kiedy patrzył na mnie z niedowierzaniem, szeroko otwartymi, zielonymi oczami. – Nie mamy czasy na odpoczynek. Zaledwie kilka dni temu walczyliśmy z  nycterid nad ulicami pełnymi ludzi. To było we wszystkich wiadomościach. Istnieją filmiki w internecie. Świat jest na krawędzi zmiany lub końca.
- To jest właśnie to, czego potrzebuję – powiedziałam cicho. – Potrzebuję pomyśleć. Wiem, że mam być nieustraszonym wojownikiem, który kopie tyłki i nie przejmuję się niczym, ale nie mam na to ochoty. Zaufaj mi, kiedy mówię, że tego potrzebuję.
- To okropny pomysł.
Przewiesiłam torbę przez ramię i podniosłam torebkę z komody przed spojrzeniem na niego po raz ostatni. – Może tak, może nie. Nie chcę, żebyś za mną szedł dzisiaj. Nie potrzebuję cię. Jeśli przyjdziesz będę strasznie zła.
- Proszę nie rób tego. Nie idź beze mnie.
- Do zobaczenie, Will – powiedziałam. – Zobaczymy się jutro. Będziemy patrolować, dobrze?
Zacisnął usta w prostą linię, zanim wstał i zniknął w Mroczni. Po tym, jak zniknął, stałam tam chwilę, odganiając myśli. Ale już podjęłam decyzję. Wyszłam z domu, wsiadłam do samochodu i pojechałam do Kate bez niego.




[1] Sok ze sklepu Orange Julius.
[2] Ocena. U nas 6.



                         Rozdział 16 


  Byłam już wcześniej na uniwersytecie, ale nigdy wieczorem w sobotę. Koniec lutego – temperatura spadła poniżej zera, ale nie trzeba było zachęcać studentów do wyjścia. Było ich jak rój na ulicy.
Kiedy weszłyśmy do domu Jaya, było tak gorąco, że powietrze było ciężkie i lepkie od potu, zapachów ciał i papierosów. Muzyka łomotała, tak głośno, że mogłam tylko ledwo otworzyć oczy. Atmosfera była odurzająca i dezorientująca. Kate wzięła mnie za palce i poprowadziła przez zatłoczony parkiet. Przeciskaliśmy się obok ludzi śmierdzących potem i rozlanym piwem.
Ręka dotknęła mojej talii, a ja musiałam dwukrotnie zamrugać, żeby coś zobaczyć. Brian nachylił twarz tak blisko mojej, że nasze policzki się dotykały i musiał krzyczeć, żebym go usłyszała. – Cieszę się, że przyszłyście! Dobrze się bawicie?!
Roześmiałam się. – Tak! To szaleństwo!
Odsunął się i zaśmiał. – Nie masz pojęcia! Pozwól, że przyniosę wam drinki!
Kate i ja poszliśmy za nim do kuchni, gdzie beczka była umieszczona w basenie dla dzieci, w którym pływały słodkie rybki. Roześmiałam się głośno, kiedy to zobaczyłam. Brian wypełnił kilka kubków i podał je nam.
- Bawcie się dobrze, panie – powiedział. W kuchni nie było dużo ciszej niż w salonie, ale przynamniej nie trzeba było krzyczeć, aby usłyszeć siebie nawzajem. – Piwny ping pong[1] jest w piwnicy, więc czujcie się jak u siebie w domu. Pójdę znaleźć Jaya na dole, niech wie, że tu jesteście.
- Gra w piwnego ping ponga? – zapytała Kate.
- Tak. Chcesz się przyłączyć?
- Cholera, tak – powiedziała z uśmiechem.
Rozjaśnił się. – No, cóż. Masz szczęście, ponieważ będę obok ciebie przy stole. Tędy.- Wyprowadził nas z kuchni do otwartych drzwi na korytarzu. Zeszliśmy wąskimi, skrzypiącymi schodami do zatęchłej piwnicy. Tabela została umieszczona na środku pokoju, a wokół niej był mały tłumek. Każdy był o co najmniej głowę wyższy ode mnie, z wyjątkiem dziewczyny wyglądającej, jak wróżka o wąskiej talii, która była wielkości mojego uda. Jej blond włosy miały ciemny odcień pod spodem i nosiła mały kolczyk w nosie. Zastanawiałam się, czy była ładna pod całym tym makijażem.
Zobaczyłam Jay’a po drugiej stronie stołu z bardzo chudym chłopakiem z irokezem i koszulce z napisem: JESTEM PIJANY. Chłopak z irokezem miał białą piłeczkę do ping ponga w jednej ręce i taką samą w drugiej. Przed Jay’em i gościem z irokezem były trzy kubki z odrobiną piwa, a tłum był po ich lewej.
Chłopak z irokezem trafił do kubki i ryknął ze zwycięstwa. Odsunął się na bok, a Jay wziął piłeczkę z wody. Rzucił piłkę, która wirowała wokół kubka, aż wylądowała w piwie. Przeklął na cały głos i wyrzucił pięści w powietrze w najbardziej wściekłej radości, jaką kiedykolwiek widziałam. Tłum wokół nich wiwatował i wrzeszczał. Gość z irokezem poruszał się i rzucał głową w rytm muzyki na górze i delikatnie uderzył pięścią Jaya w pierś. – Chciałbym zagrać jeszcze raz, ale obiecałem Maggie, że ją wydymię.
Jay kiwnął głową. – To fajnie. Spotkamy się na górze za chwilę.
Chłopak z irokezem położył dłoń na plecach małej żółto- czarnowłosej dziewczyny i zniknęli na górze.
- Słodkie – powiedział Brian. – Jesteśmy następni. Odwrócił się do mnie i wziął mój kosmyk włosów i przyjrzał mu się z zaciekawieniem. Ten gest był tak Willowy, że mnie zaskoczył. – Będziesz moim partnerem, piękna?
- Yhm, tak – powiedziałam.
Jay żartobliwie pociągnął za koszulkę Kate. – Jesteś gotowa?
Uśmiechnęła się. – Zawsze.
Roześmiał się. – Zaraz wracam. -Potrząsnął dwoma pustymi kubkami w ręce, co miało oznaczać, że pójdzie je napełnić. Brian wziął kilka innych kubków, żeby zrobić tak samo.
Kate przysunęła się do mojego boku i uderzyła mnie w biodro swoim biodrem. – Co sądzisz o Brianie? Jest uroczy, prawda?
- Jest. -Poczucie winny ścisnęło mnie w jelitach. Brian był bardzo ładny, ale nie były tym, z kim chciałam flirtować.
- Ell, otrząśnij się z niego.
Zamrugałam ze zdziwienia.
- Nie muszę czytać w twoich myślach. Twoja twarz jest zawsze wymowna. Dziś wieczorem nie myśl. Po prostu dobrze się baw. Brian ma wspaniałe usta. Założę się, że niesamowicie całuje.- Uszczypnęła mnie w bok i odskoczyłam z piskiem.
- Kto powiedział, że mam zamiar pozwolić się mu pocałować? – dokuczałam jej.
- Musisz – powiedziała stanowczo. – Uważam, że powinnaś pocałować kogoś innego. To tylko nieszkodliwy, przyjemny pocałunek. Nic poważnego.
- Hmm. -Nie byłam pewna, czy jestem gotowa nawet pocałować innego chłopaka. Jeszcze nie. Nie miałam nic do Briana i wiedziałam, że jeden pocałunek to nic wielkiego, ale po prostu nie chciałam całować kogokolwiek innego.
Chłopcy wrócili i przygotowali grę. Mieli kubki wypełnione piwem, Brian rzucił piłeczki na drugą stronę stołu i zwrócił się do mnie.
- Ok, umiesz grać? – zapytał.
- Trafić piłką w kubek, prawda?
- Miej więcej. Potrzeba trochę techniki, ale to przychodzi z ćwiczeniem. -Skinął głową Kate i Jayowi. – Zaczynają, ponieważ Jay wygrał poprzednią rundę.
Jay rzucił piłką. Odbiła się od brzegu kubka. Piłeczka Kate odbiła się w stół, nawet nie dotykając celu. Brian przemył piłeczki w wodzie, żeby spłukać różne śmieci z podłogi. Rzucił piłką i trafił do pierwszego kubka.
Ucieszyłam się i wystawiłam język Kate, kiedy wzięłam drugą piłkę. Wyprostowałam ramię i wycelowałam. Brian podszedł blisko mnie i wsunął rękę powoli pod moje ramie. Jego dotyk w połączeniu z chłodem w piwnicy wywołał u mnie dreszcz. Jego drugą ręka dotknęła mojej talii, przeniosła się na mój nadgarstek i poprowadził moją rękę.
- Tak się ustaw – powiedział cicho do mojego ucha. Był bardzo rozpraszający.
Rzuciłam. Piłka odbiła się w brzeg kubka zanim trafiła do piwa. Podskoczyłam i wyrzuciłam ręce w górę, a Brian złapał mnie w uścisk.
Ja i Brian, jakimś cudem wygraliśmy. Pierwszy traf był moim jedynym trafem, ale to nie zmieniło, że dobrze się bawiłam.
Brian dotykał mnie wszędzie palcami. – Chcesz zatańczyć?
- Tak!- Uśmiechnęłam się szeroki i poszłam z nim na górę.
Było mi wiele swobodniej z hukiem muzyki, po kilku piwach, a poza tym Brian był dobrym tancerzem. Kołysałam biodrami, a on przesuwał dłońmi po moich ramionach i talii. Odwróciłam się od niego i jego usta musnęły moją szyję, było mi jeszcze bardziej goręcą niż sekundę temu. Dla mojej frustracji, ciągle mi się przypominał moment, kiedy poprosiłam Willa do tańca. Nie chciałam myśleć o nim, kiedy byłam z Brianem, ale nie mogłam się powstrzymać.
Odwróciłam się twarzą do Briana, żeby widzieć jego twarz, a nie Willa, którego sobie wyobrażałam. Moje oczy spotkały się z Briana i po raz pierwszy zobaczyłam ich wspaniały kolor. Jak czysta, pyszna czekolada mleczna. Świat wokół mnie zawirował, kiedy tańczyłam po alkoholu. Brian dotknął mojego policzka, a potem przesunął dłoń do karku, zaplątując palce w moje włosy. Nachylił się, a ja instynktownie wycofałam się zanim jego usta dotknęły moje. Spojrzał zaskoczony, ale potem posłał mi przepraszający uśmiech i wydawało się, że wszystko w porządku. Kate powiedziała mi, żebym kogoś pocałowała, ale ja nie mogłam. Twarz Willa pojawiła się ponownie w mojej głowie i nie mogłam jej ignorować. Brian nie próbował mnie pocałować ponownie, jego ręce skupiły się na moich biodrach. Tańczyliśmy, aż zapomniałam, że jest w tym pokoju sto innych osób i całkowicie straciłam poczucie czasu.
Potknęłam się i zaśmiałam, kiedy przytrzymał mnie ręką w talii. – Chcesz zrobić sobie przerwę? – zapytał.
Kiedy wyprostowałam się, nadal czułam, jakby kręciła się sto mil na godzinę, skinęłam głową i przycisnęłam dłoń do czoła. Wziął mnie za rękę i wyprowadził mnie z pokoju w kierunku schodów. Kiedy weszłam na pierwszy stopień, zawahałam się, próbując się dowiedzieć, gdzie on mnie bierze. Nie ma mowy. Nie miałam zamiaru iść do jego pokoju. – Dokąd idziemy?
- Nie martw się. Kate, Jay i kilka innych osób chłodzi się na górze. Jeśli ich nie znajdziemy, wrócimy z powrotem. OK?
Przygryzłam wagę zanim skinęłam głową i ruszyliśmy na górę. Sprawdził jeden pokój, przed pójściem do kolejnego. Znaleźliśmy pomieszczenie pełene ludzi i weszliśmy do niego. Jay i Kate siedzieli na obskurnej kanapie obok chłopaka z irokezem, a jego dziewczyna siedziała na grudkowatym materacu obok sofy. Brian usiadł na łóżku i ja spoczęłam chwiejnie obok niego.
- Wreszcie jesteście! – zawołała Kate z szerokim, radosnym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- To mój pokój – powiedział Brian. – To Rob i Maggie. Wskazał na chłopaka z irokezem i jego dziewczynę.
Maggie posłała mi zadowolony z siebie uśmiech, a Rob skinął głową.
- Hej – przywitałam się nerwowo.
Rob mrugnął do mnie, kiedy przygotował miskę z zielskiem. Jego oczy były już płonąco czerwone. – Chcesz zapalić, piękna?
Maggie popatrzyła na mnie wściekła, ale ją zignorowałam. Zaciągnął się porządnie dymem zanim zakaszlał. Potem podał to Maggi, która równie głęboko się zaciągnęła. Potem przyszła kolej na Brian, a potem przekazał mnie. Trzymałam miskę w rękach, która była wyjątkowo lekka i przyjrzałam się temu. Zielsko pachniało, jakby usiadł na nim Wielka Stopa, a potem ktoś wylał na to benzynę.
Skrzywiłam się nad tym i podałam dalej. – Nie, dzięki.
Brian serwował nam drinki, mieszane z wielu butelek. Podawał nam mocne drinki, które po chwili smakowały, jakby nie miały alkoholu. Telewizja była cały czas włączona. Oglądaliśmy jeden z moich ulubionych nocnych, wulgarnych programów. W następnej chwili oglądaliśmy coś innego. Która była godzina? Opierałam się o Briana. Jego ręce były na moim brzuchu i bawiły się rąbkiem mojego T-shirtu. Moje buty zostały ściągnięte, a ja znalazłam się  po drugiej stornie pokoju. Jak ja się tam dostałam? Kate i Jay obściskiwali się na kanapie. Brian wepchnął swój noc w moje włosy, co mnie zirytowało. Kolejny programy w TV był zabawny. Naprawdę zabawny. Nawet nie wiedziałam, co się działo, ale było niesamowicie. Potem Rob i Maggie zniknęli. Po prostu Brian i ja siedzieliśmy na łóżku. Nagle Kate i Jay też zniknęli. Gdzie oni poszli?
- Gdzie wszyscy poszli? – zapytałam, odwracając się by spojrzeć na Briana. Odwracając się mój umysł rozlazł się, a ja pozwoliłam ciążącej głowie opaść na bok.
- Na dole – powiedział. – Zaraz będę z  powrotem.
Chciałam odejść od niego, ale mnie powstrzymał. Jego ręka dotknęła mojego boku i przesunęła  się po mojej talii, ciągnąc mnie bliżej siebie. Moja głowa była bardzo ciężka, a jego ramię było w pobliżu, więc położyłam na nim głowę. Z jakiegoś powodu bawełna jego koszuli była lepsza niż duszące powietrze w jego pokoju, bawiłam się jego kołnierzykiem. Bawełna była niesamowita w dotyku. Starałam się nie patrzeć na niego.
- Ile masz lat? – zapytał, chwytając dłonią moje nagie udo. Nagle poczułam się bardzo skrępowana w tej spódnicy.
- Siedemnaście.- Rozejrzałam się za Willem, ale pokój zawirował i fala nudności przeszła przeze mnie. Odepchnęłam rozmyślania o Brianie, kiedy przypomniałam sobie, że Willa nie ma  pobliżu, bo powiedziałem, że idę na imprezę bez niego. Miałam dziwne uczucie, jakby powstała dziura wewnątrz mnie.
Leżałam na plecach, ale nie miałam pojęcia, jak to się stało. Nie mogłam sobie przypomnieć. Łóżko było naprawdę miękkie i fajne, moje ciało było rozpalone. Ciało Briana na moim w ogóle mi nie pomagało.
Pocałował mnie w szyję i nagryzł płatek ucha, ale to mnie tylko irytowało. Nie czułam małych fajerwerków, które powstawały, podczas najmniejszego dotyku Willa.
- Jesteś gorąca – Brian wyszeptał w moje ucho. Zapach piwa uderzył w moje nozdrza.
Skrzywiłam się i odwróciłam moją twarz. – Dzięki.
Pochylił się nade mną, pchając mnie swoją piersią, kiedy zasypywał moją szyję obślizgłymi pocałunkami. Jego usta przeniosły się i zmiażdżyły moje usta. Szarpnęłam twarzą i próbowałam go zwalić, ale był za ciężki. Cokolwiek on robił było to ochotne, jakby piec ślinił mnie.
- Przestań – powiedziałam z chrząknięciem. – Brian, nie.
Popchnął mnie w głąb łóżka. Podparłam się ręką, ale nie miałam siły by zrobić dużo. Wysiłek zmęczył mnie i zrelaksował. Jego obie dłonie zacisnęły się na moich piersiach, a ja zaskamlałam ze strachu i szoku.
- Ok, Brian – powiedziałam, prawie dusząc się pod jego ciężarem. – Wystarczy. Powiedziałam, że nie. Zejdź ze mnie!
Jego ręka ścisnęła moje biodro, a palce bawiły się rąbkiem spódnicy i niebezpiecznie zmierzały w górę. Ścisnęłam kolana razem i przesunęłam jego rękę, żeby się odsunęł, ale pchnął swoje udo między moje kolano, rozsuwają je i jego ręce ruszyły dalej. Gorący palec dotknął mojej bielizny.
- Brian przestań!- Waliłam bezskutecznie rękami, a łzy popłynęły z moich oczu. To było złe. Bardzo, bardzo złe. Jeśli mój umysł bardziej by się rozjaśnił, mogłabym go powstrzymać, ale to było niemożliwe, żebym przywołała swoje moce.
Gdy jego usta ponownie docisnęły się do moich, moje ciało zamarło i mogłam tylko skręcić głową. Moja moc wzrosła słabo, zaskoczyło go to, ale szybko otrząsnął się z tego i chwycił mnie pod podbródek, zmuszając abym popatrzyła na niego i mocno mnie pocałował. Nie mogłam się skupić na tyle, żeby go zrzucić. Panika stłamsiła moją siłę.
Usłyszałam dwa głosy, a potem huk i Brian odleciał ode mnie. Zaskoczona, otworzyłam jedno oko. Will podnosił Briana za tył koszulki. Zamrugałam, myśląc, że sobie to wszystko wyobrażam. Will rzucił go delikatnie, jak na siłę kosiarza i uderzył o ścianę. Tynk pokruszył się, ciało Briana zerwało kilka plakatów i spadło na puste puszki po piwie. Uderzył mocno i przeklął na całe gardło, kiedy zachwiał się na nogach.
- Ty skurwy sy… Brian zamachnął się na Willa, a on uderzył w ciało ludzkiego chłopaka, rzucając nim, jak muchę ponownie o ścianę. Jak Brian podniósł się z podłogi, patrzyli na siebie zbyt długo, a choć widziałam tylko tył głowy Willa, wyobrażałam sobie, że próbuje zabić go wzrokiem, bo rękami nie może. Złość na twarzy Briana została zamieniona na strach, a potem wymknął się z pokoju. Nikt nie posyłał takiego spojrzenia, jak mój wielowiekowy opiekun. Will z pewnością umiał zastraszać.
Przez chwilę napełniła mnie ulga i chciałam się rzucić mu w ramiona, ale przypomniałam sobie, że jestem na niego zła i ściągnęłam brwi. Leżę na łóżku, wściekła, że Will nie wykonał tego, co mu kazałam. Jeśli naprawdę byłabym w niebezpieczeństwie, mogłabym sama pokonać tego faceta. Nie potrzebowałam, lub nie chciałam pomocy Willa.
- Ellie? Wszystko w porządku? – Will szepnął miękkim głosem, pochylając się nade mną, jego grzeczne ręce wygładziły moje ubrania. Jego obecność, tak blisko i jego zapach, były nie do zniesienia. Chciałam go przytulić, ale nie mogłam się poddać.
Uniosłam dłoń, żeby przysłonić ostre światło świecące z góry. – Odejdź, Will.
- Nie. -To było wszystko, co powiedział i podłożył ręce pod moje plecy i kolana. Poniósł mnie i przeniósł mnie przez dom.
- Puść mnie – warknęłam, próbując się uwolnić.
- Nie.
- Ugryzę cię, jeśli mnie nie postawisz na ziemię.
- Proszę bardzo.
W porządku. Odwróciłam głowę do jego piersi i ugryzłam kawałek materiału. – Jesteś do bani.
- Wiem.
Spojrzałam na dziurę ziejącą tam, gdzie klamka rozbiła się o ścianę. Drzwi zostały wyrwane z zawiasów, kiedy Will wdarł się siłą.
- Co robisz? – zapytał jakiś głos. – Dokąd ją zabierasz?
Zerknęłam, żeby zobaczyć, że Jay nas zatrzymał. Patrzył wkurzony.
- Kim jesteś? Nie możesz jej tak po prostu zabierać, człowieku.
Will popatrzył w dół na niego i Briana. – Ona jest moja.
Warknęłam i przycisnęłam dłonie do jego piersi, żeby się uwolnić, ale nie udało mi się. – Nie jestem twoja, jaskiniowcu!
Will zignorował mnie. – I chodzi do liceum.
O, świetnie. Po prostu niech powie wszystkim pijanym licealistom, żeby opuścili imprezę.
Jay już nie protestował i Will zszedł obok niego. Otworzył drzwi samochodu i położył mnie na siedzeniu pasażera. Rozpoznałam wnętrze samochodu Lauren. Will dotknął delikatnie mojej twarzy i spojrzał mi w oczy. Wyraz jego twarzy był dziwny, mieszanina gniewu i niepokoju. – Gdzie jest Kate? – zapytał stanowczo. – Ją też stąd zabiorę.
Machnęłam ręką, wskazując dom i przycisnęłam obie ręce do mojego czoła. Samochód zawirował wokół mnie, przycisnęłam twarz do siedzenia, próbując go zatrzymać, ale nie podziałało. Kiedy spojrzałam ponownie, Will zniknął.
Usłyszałam głosy na zewnątrz samochodu i podniosłam się trochę, żeby wyjrzeć przez okno. Kate kłóciła się z Will’em, ale nie mogłam zrozumieć, co mówi.
- Ale nie mogę – Will warknął, wystarczająco głośno, żebym usłyszała. – To dużo bardziej skomplikowane niż możesz sobie wyobrazić. Nie masz prawa mnie osądzać, Kate.
Jej twarz wykrzywiła się w złości. Powiedziała coś jeszcze i wróciła do budynku. Will otworzył drzwi i pochylił się nade mną by zapiać mi pasy.
- Co ona mówiła? – zażądałam odpowiedzi.
- Nic ważnego.
- No cóż, to wystarczyło, żeby cię wkurzyć.- Byłam tak zmęczona, że starałam się nie zasnąć. Nie mógł mnie wziąć z powrotem do domu. Miałam być w domu Kate i przeglądać magazyny, a nie pić i obściskiwać się z chłopakiem. A zwłaszcza nie powinnam być z Will’em.
- Tak – odezwał się trzeci głos. – Nic złego się nie stało. -Zajęło mi chwilę, żeby rozpoznać głos Briana.
Oczy Willa rozbłysły i odsunął się z grymasem na twarzy.
Nie dobrze.
- Poczekaj, Will! – krzyknęłam, próbując go złapać. – Zapomnij o nim. On nie ma znaczenia. Proszę, nie rób tego!
Gdy zniknął za tyłem samochodu, miałam problem z rozpięciem pasów, ale w końcu się uwolniłam. Moje nogi zachwiały się i podparłam się o samochód, odnajdując równowagę.
- Ellie, wrócić do samochodu. -Gniew w głosie Willa mnie zaszokował. To mnie zatrzymało i zmusiło do obserwacji.
Brian podszedł do Willa, spierany Jayem i Robem. – On mnie zaatakował w domu. Rozwalił moje drzwi. Musisz za to zapłacić, dupku.
- Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że chcesz ze mną walczyć – powiedział Will, obserwując otaczających go chłopaków. Widziałam jego moc, gotującą powietrze wokół niego, jak gorące słońce na ciemnej nawierzchni, ale ludzie nie widzieli nic. Nie mogli wiedzieć z kim naprawdę zdecydowali się bić.
Brian podszedł. – Zrobię z tobą porządek, stary.
Zamachnął się, ale Will z łatwością odskoczył, a Brian zachwiał się, kiedy trafił w pustkę. Niewyraźny ruch Willa był zbyt szybki dla pijanego chłopaka. Każdy jego niezdarny cios wymierzony w głowę Willa był niecelny, i kiedy Brian się potknął, Will go dotknął palcami i uderzył ciężko w śnieg. Brian podciągnął się, klnąc na całe gardło. Tłum ludzi zgromadził się wokół, żeby oglądać walkę.
- Dobrze, Will! – krzyknęłam. – Już skopaliście sobie tyłki. Chodźmy! -Bolała mnie głowa i musiałam się podtrzymywać o samochód.
Spojrzał tylko na mnie przez ułamek sekundy, ale to wystarczyło, żeby Brian zerwał się na nogi i rzucił na Willa. Zbił z tropu Willa, a jego pięść trafiła w szczękę Willa, wyrzucając jego głowę w bok. Brian znowu się zamachnął, ale Will złapał  w porę w dłoń jego pięść. Uścisnął, Brian jęknął z bólu i klęknął przed Willem trzymającego jego pięść.
- Chce ci złapać kark za to, co jej zrobiłeś – warknął z taką złością, że jego słowa wywołały nawet u mnie dreszcz strachu. – Masz szczęście, że jesteś człowiekiem. W przeciwnym razie nic by z ciebie nie zostało, kiedy bym z tobą skończył.
- Kim jesteś? – Brian wybełkotał, miał oczy szeroko otwarte ze strachu.
Wille nie odpowiedział i wbił łokieć w twarz Briana. Brian zwiotczał natychmiast i Will rzucił chłopaka o ziemię. Krew sączyła się z ust Briana i barwiła śnieg wokół niego, ale żył. Po prostu był bardzo znokautowany. I może miał minus jeden ząb. Lub dwa może trzy.
Jay i Rob otoczyli Willa z dwóch stron, ale moc Willa uderzyła w Jay’a i posłała go przez trawnik. Will kopnął pierś Roba i posłał go w innym kierunku.
- Will, przestań! – załkałam. – Rozkazuję ci przestać.
Zatrzymał się  i wyprostował się, patrząc na jęczących i tarzających się chłopaków.
- Zastanów się, co robisz – przekonywałam, zdumiona, że moje słowa zatrzymały go. – Zabijesz ich!
Odwrócił się do mnie, blask w oczach zniknął, kiedy zdał sobie sprawę, że mam rację. Zamrugał, patrząc na tłum ludzi zszokowanych i przerażonych, przytłaczający wstyd przepełnił jego twarz.
Kate przepchała się przez tłum zgromadzony na werandzie. Jej ręka zakryła usta, kiedy zobaczyła pole walki. – Co u…?
Inna dziewczyna pojawiła się obok Kate z przystawionym do ucha telefonem. – Dzwonię na policję!
Will w mgnieniu oka, znalazł się obok mnie i przerzucił mnie przez ramię, jak worek ziemniaków.
- Ty skurwy synu! – krzyknęłam i biłam pięścią w jego plecy. – Nie noś mnie tak! Kopałam i walczyłam, ale on tylko trzymał mnie mocniej. Nagle zdałam sobie sprawę, że miotanie się nie działa na mnie dobrze. Poddałam się i znieruchomiałam, czyniąc moje ciało iście martwe.
- Osioł – warknęłam, kiedy położył mnie ponownie na fotel pasażera i pomógł mi zapiąć pasy bezpieczeństwa.
- Nie nazywaj mnie tak.
- Nie mogę uwierzyć, że zrobiłeś mi to.
Okrążył samochód, kierując się do fotela kierowcy i odpalił silnik.
- Nie jesteś moim właścicielem.
- Masz rację – powiedział. – Nie jestem. Ale to moja praca, żeby cię chronić i to właśnie robię. Tu nie jest bezpiecznie dla ciebie.
Wydałam brzydki dźwięk i zapatrzyłam się na pędzący świat za oknem. To sprawiło, że jeszcze bardziej zakręciło mi się w głowie, ale nie obchodziło mnie to. Byłam zbyt zmęczona, żeby trzymać dalej oczy otwarte. Gdybym tylko zamknęła je na chwile, od razu poczułabym się lepiej. Tylko na chwilę…




[1] Gra na imprezach. Polegająca na wrzucenia z pewnej odległości piłeczki do ping ponga do kubka z piwem. 

                             Rozdział 17


 Musiałam zasnąć na parę minut, ponieważ nagle samochód zatrzymał się i Will wysiadł. Chwilę później otworzył drzwi z mojej strony i wziął mnie w ramiona. Wniósł mnie do domu i po schodach. Napięłam się i odwróciłam, kiedy otworzył drzwi do pokoju. Wzięłam głęboki wdech i od razy wyczułam, że w pomieszczeniu pachnie Will’em. Mocny zapach zawrócił mi w głowie i musiałam ukryć twarz w jego klatce piersiowej, żeby nie zobaczył mimowolnego uśmiechu.
Kiedy Will położył mnie na łóżku i odsunął się, usiadłam niepewnie. Czułam się lepiej po drzemce w samochodzie, ale nadal byłam pijana. Patrzyłam, jak Will wrócił z koszulką bez rękawów i szortami z bawełny. Położył je obok mnie i celowo unikał mojego wzroku. Ciężkie napięcie między nami prawie zasłaniało mi spojrzenie na pokój.
- Należą do Lauren – powiedział. – Nie przeszkadza jej, że je pożyczasz. Jest też dodatkowa szczoteczka do zębów jeśli chcesz.
- Podziękuję jej rano. -Przechyliłam głowę, żeby lepiej przypatrzeć się jego oczom. – Czy to  twój pokój?
Skinął głową i zaczął się odwracać.
Pokój Willa. Łóżko Willa. Moje zakończenia nerwowe stanęły w ogniu.
- Will – powiedziałam, dotykając jego ramienia. Mięśnie miał napięte pod moimi palcami.
Odwrócił się do mnie, wciąż odwracając wzrok. Złość skumulowała się we mnie.
- Spójrz na mnie – powiedziałam. Czułam się dziwnie intymnie na jego łóżku. Nie powinnam rozmyślać nad rzeczami, które mogliśmy zrobić w miejscu, na którym siedziałam. Jego zapach wypełnił moją głowę, poczułam się jeszcze bardziej pod wpływem alkoholu.
Moja złość znikła, kiedy uniósł wzrok. Moje serce ścisnęło się, kiedy zobaczyłam, jak matowy kolor mają jego oczy. Zmobilizowałam się w sobie i podciągnęłam się na stopy. Bawiłam się rąbkiem spódnicy i obserwowałam jego wzrok wpatrzony w moje palce i moją nagą skórę. Jego szczęki zacisnęły się, kiedy zbliżyłam się do niego. Moje ręka prześlizgnęła się po jego ręce, ramieniu i owinęła się wokół jego szyi. Przełknął ślinę i patrzył, jak moja druga ręka wędruję po jego klatce piersiowej, dotykając jego mięśni. Moje palce dotknęły jego ust, a druga ręka przyciągnęła jego twarz bliżej mojej.
- Pocałuj mnie – szepnęłam powoli desperacką prośbę i pogłaskałam jego dolną wargę kciukiem. Moje serce waliło, a ja chciałam go tak bardzo, że czułam się, jakbym miała zaraz wyskoczyć ze skóry.
Jego usta rozchyliły się i przez moment popatrzył na moje usta, zanim znowu odwrócił wzrok. Jego ręce zsunęły się na moje biodra i przyciągnęły mnie do niego. – Nie – powiedział, ale jego ciało przeczyło jego słowom.
- Rozkazuję ci mnie pocałować – powiedziałam do jego warg. Moje ręce zsunęły się do jego paska i zaczęły rozpinać klamrę i jeansy. Wziął głęboki oddech i jego ręce zacisnęły się na moim biodrach, ale mnie nie powstrzymał.
Wtulił twarz w moją szyję i wydał długi, sfrustrowany jęk i odetchnął przez nos gorącym powietrzem, powodując dreszcz. Przytulił się do moich włosów, wdychając mój zapach, kiedy ja wędrowałam palcami w dół jego karku. – Nie możesz mi tego zrobić – powiedział ochryple, jego wargi muskały moją skórę.
Wsunęłam ręce pod jego koszulę, dotykając jego brzuch. – To pocałuj mnie, bo tego chcesz.
Podniósł głowę i przybliżył twarz tak blisko mojej, że czułam jego oddech. Był nierówny, gdy wreszcie moje nasz usta spotkały się w głębokim pocałunku, który był pełen czegoś więcej niż zwykły pocałunek. Pocałował mnie tak mocno, jakby walczył w bitwie, z taką determinacją i kalkulacją, kiedy zabijał; zatraciłam się w jego ciele. Nikt inny nie całował mnie przedtem i nikt nie będzie całował mnie, tak jak on. Zatracałam się w tym pocałunku, smakując go. Nie całował mnie tak długo, że była spragniona jego ust. Zatrzymałam ręce na jego ramionach i delikatnie przygryzłam jego dolną wargę. Przyciągnął mnie mocno do swojej piersi i wydobył się z jego gardła niski pomruk.
Pchnął mnie na łóżko, a ja wciągnęłam go na siebie. Wplotłam palce w jego włosy, jego ręce badały każdy centymetr mojego ciała. Jego pocałunki przeniosły się niżej, znalazły mój brzuch. Wygięłam plecy, jego ręka złapała mnie za nadgarstek i przyciągnęła mnie bliżej niego, wydałam z siebie cichy jęk. Pociągnęłam za jego koszulę i zdjęłam ją przez jego głowę, przesuwając dłonie po jego nagiej klatce piersiowej i ramionach, dotykając jego tatuaży na ramionach, docierając do każdego twardego mięśnia na jego ciele. Jego usta wróciły do moich, całując głęboko i badawczo i pocałował mnie szyję, delikatnie przygryzając skórę. Pocałowałam go w ramię, kiedy skończyłam rozpinać jego spodnie i zaczęły się skuwać z jego bioder.
Nagle jego usta na mojej szyi zatrzymały się gwałtownie. Zanim mogłam zarejestrować, co się stało, odskoczył do tyłu tak, że już mnie nie dotykał. Usiadłam, a fala rozczarowania zabębniła w moim sercu i duszy.
- Will…
Cofnął się od łóżka z zaciśniętymi ustami. – Ja… Nie mogę tego zrobić.
- Dlaczego? -Wyprostowałam moją koszulkę, czując nagle fale wstydu.
- Jesteś pijana – powiedział, a jego głos wrócił do normy. Zaczął zapinać jeansy i włożył z powrotem pas z wyraźnie trzęsącymi się rękami.
Usiadłam na krawędzi łóżka. – Czuję się dobrze.
- Nie jesteś teraz sobą – powiedział stanowczo i cofnął się ode mnie. – Nie wiesz, co robisz.
Zsunęłam się z łóżka i podeszłam powoli do niego. Moje całe ciało drżało, oszołomione przez pożądanie i alkohol. Kiedy dotarłam do niego, pogładziłam rękami jego nagą pierś, moje palce zatrzymały się tuż przed tatuażem na jego ramieniu. – Wiem. Tak samo, jak ty.
Złapał mnie za nadgarstki i odsunął od siebie. – Nie, nie wiesz. I to nie prawda, że ja też wiem.
Wypuścił powietrze. Pochylił głowę i pocałował moje ramie, przesuwając usta do mojej szczęki, jego ręce na moich nadgarstkach zaciskały się tylko nieznacznie. – Nie masz pojęcia, jak bardzo cię pragnę – wyszeptał w moją skórę.
Zbliżyłam się do niego, przysuwają swoje ciało do jego ciała. – Możesz mnie mieć.
- Ellie…
- Nie kochasz mnie?
Złagodniał i pocałował mój nadgarstek, muskając moją skórę ciepłym oddechem i ustami. Jego nos trącił moją skórę i coś w mojej piersi zatrzepotało. – Kocham cię. Bardziej niż kogokolwiek. I dlatego odchodzę.
Pocałował mnie w policzek, i kiedy puścił moje nadgarstki, popchnęłam go w gniewie. Mrugnął zdziwiony, zakłopotanie wymalowało się na jego twarzy. Cofnęłam się od niego chwiejnie, ledwo utrzymując równowagę.
- Co jest ze mną nie tak? – krzyknęłam, zwężając oczy. – Nie tylko dziś nie będziesz mnie dotykał, ani całował. To nie dlatego, że jestem pijana. Dlaczego wciąż to robisz?
Pokręcił głową ze znużeniem. – Nic z tobą nie jest źle. Muszę iść.
- Nie – poprosiłam, sięgając po jego rękę. – Zostań ze mną, Will. Zostań, proszę. Nie musimy nic robić. Chce tylko, żeby tu był.
Zacisnął powieki i wziął długi, drżący oddech, mięśnie jego szczęki drżały. – Muszę cię teraz zostawić. Podziękujesz mi za to rano. Schylił głowę i pocałował mnie w usta, delikatnie, jak podczas naszego pierwszego pocałunku, tak dawno temu.
Odsunął się i wyszedł z pokoju. Po kilku minutach upokarzającej samotności, przebrałam się w piżamę Lauren. Kiedy zagłębiłam się w materacu i podciągnęłam kołdrę wysoko, zapach Willa był wszędzie. Wyobrażałam go sobie czytającego książkę lub grającego na gitarze w tym miejscu. Okazało się, że zasypianie w jego łóżku okazało się o wiele łatwiejsze niż myślałam, że będzie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Następnego dnia rano, obudziłam się z bólem głowy. Słońce wlewało się przez okno, oświetlając ściany pokoju Willa, koloru mokki złotą poświatą. Był pusty i bardzo czysty. W pokoju znajdowały się, oprócz łóżka, duża biblioteczka, skórzana kanapa i krzesła ustawione w koncie. Przy przeciwległej ścianie znajdowały się trzy gitary ustawione na stojakach. Rozpoznałam wszystkie trzy z nich. Pokój wciąż pachniał nim i przywrócił wspomnienia i wstyd z ostatniej nocy, kiedy przywiózł mnie tutaj. Koszula, która mu zdarłam wciąż leżała na podłodze, brutalnie przypominając. Czułam się źle, ale nie dla tego, że miałam kaca, ale dlatego, że byłam wściekła i zawstydzona tym, co zrobiłam. Nie byłam typem dziewczyny, która rzucała się na chłopaka. Popełniłam wiele błędów ostatniej nocy.
Zsunęłam się spod koców, przesuwając ręką po miękkim materacu, dotykając rąbka poszewki. Będąc w jego łóżka czułam się bardzo intymnie, a pod zapachem z wczorajszej imprezy poczułam również jego zapach na mojej skórze. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech, zanim przeciągnęłam się i wyszłam z łóżka. Przeszłam się po jego sypialni, oglądając wszystko, dotykając małe rzeczy na komodzie. Podniosłam gałązkę zasuszonego kwiatu, który wyglądał jak jaśmin. Bardzo podobał mi się jego zapach, w szczególności pomieszany z wanilią. Odłożyłam go ostrożnie i podniosłam dekoracyjny grzebień znajdujący się obok. Wyglądał na sto lat, był błyszczący i delikatny. Grzbiet był czarny i opalizujący, jak plamy ropy i znajdowały się na nim rzeźbione ptaki o różnych odcieniach fioletu, złota i czerwieni, co wyglądało trochę, jak płatki kwiatów… lub płomienie.
Odłożyłam grzebień na komodę i stałam tak, zastanawiając się, co teraz robić. Nie chciałam stracić zapachu Willa na sobie, więc zdecydowałam się tylko na przemycie twarzy i dokładne umycie zębów. Czułam, że mój tusz do rzęs rozmazał się wokół oczu, a moje włosy były w nieładzie. Uczesanie ich było walką, ale od razu poczułam się lepiej.
Wyjęłam moją komórkę z kieszeni spódnicy. Miałam trzy SMS od Kate, z pytaniami, gdzie jestem i czy wszystko w porządku. Napisałam jej, że żyję, i że jestem z Will’em i zadzwonię do niej później. Nie powiem, że chcę z nią gadać i nie miałam zamiar iść z nią na imprezy studenckie, do czasu, kiedy pójdę na studnia. Za dużo rzeczy mogło się zdarzyć poprzedniej nocy. Zostawiła mnie samą z mężczyzną, którego nie znałam. Kiedy ją zobaczę, wygarnę jej kilka rzeczy. Modliłam się, żeby miała choć wystarczająco poczucia winy i żeby zabrała mi torebkę i kurtkę, kiedy wychodziła.
Nie miałam ubrania na zmianę, więc zostałam w ubraniu Lauren. Były lekkie i było mi trochę chłodno, ale zimno pozytywnie wpłynęło na mojego kaca. Mój żołądek zawarczał, więc wykradłam się z pokoju Willa. Jak tylko otworzyłam drzwi, wyczułam pyszny zapach jajka i bekonu. Nathaniel często gotował dla nas obiad, więc nie zdziwiłam się, choć to była moja pierwsza noc tutaj, że gotuję również śniadania. Zmusiłam się do uśmiechu i wyprostowałam się, kiedy poszłam, kierując się zapachem, na dół do kuchni. Zamarłam, kiedy zobaczyłam, że zamiast Nathaniela to Will stoi przy kuchence. Mój uśmiech zszedł mi z twarzy. Nie musiałam już udawać.
Spojrzał na mnie, kiedy weszłam. A potem odwrócił wzrok. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale on mnie uprzedził. – Jak się czujesz? -Trącił łyżką jajka na patelni, żeby się nie przypaliły.
Posłałam mu cwaniacki uśmieszek i skrzyżowałam ramiona na piersi. – Ekstra. Jak twoje kłykcie?
Zacisnął dłonie w pięści bez odkładania łyżki. Jajka pachniały spalenizną. – On mnie zaatakował pierwszy.
- Mogłeś po prostu wejść do samochodu i odjechać.
Posłał mi szczere spojrzenie. – Mógłbym, ale tego nie zrobiłem. Wybrałem tak, nieważne czy dobrze, czy źle. Chciałem zrobić o wiele więcej niż zrobiłem.
- Przypalasz jajka.
Wziął głęboki oddech. – Ellie…
- Jeśli masz zamiar mi zrobić śniadanie to nie spal ich.
Ściągnął patelnie z palnika i zeskrobał jajka łyżką na talerz. Zobaczyłam delikatny przebłysk uśmiechu. – Kto powiedział, że zrobiłem je dla ciebie.
Usiadłam przy blacie. – Ja.
Napełnił szklankę sokiem pomarańczowym i postawił ją obok talerza z jajkiem i bekonem, jakby to oznaczało rozejm. – Moje kłykcie są w porządku.
Wzięłam talerz i szklankę. –Jaka szkoda.
Jego czoło zmarszczyło się i oparł się o blat. Nawet, kiedy był tak daleko, mogłam dostrzec znajomy błysk w jego oczach. Jeśli nawet byłby kilometr ode mnie w środku nocy.
- Był taki grzebień w twoim pokoju – powiedziałam. – Na komodzie. Z ptakami.
- Jest twój. Ten ptak to feniks… odradzający się z popiołów.
- Czy zawsze był mój tak, jak mój naszyjnik? – zapytałam.
Pokręcił głową. – Nie. Kupiłem go dla ciebie ponad sto lat temu od…
Ale już nie usłyszałam, co dalej powiedział. Mój umysł przeniósł mnie do wspomnienia tamtego dnia.

Targ w Szanghaju był pełen ludzi błąkających się między prowizorycznymi namiotami, przekrzykujących się, a właściciele stoisk rzucali się na żołnierzy. Ulica była pełna kolorów, zapachów i dźwięków. Mocny zapach olejków i przypraw drażnił mój nos. Chciałam zobaczyć wszystko, co tam było.
- Smok – krzyknął mężczyzna po chińsku.
Will odwrócił głowę, podążyłam za jego spojrzeniem i zobaczyłam małego człowieka w podeszłym wieku, stojącego za stołem pokrytym biżuterią i figurkami wyrzeźbionych z kości słoniowej i nefrytu. Uśmiechał się, obserwując nas, kiedy szliśmy przez targ. Wzięłam Willa za rękę i poprowadziłam go do niego, ciekawa, co ten człowiek ma do sprzedania.
- Smok – powiedział mężczyzna ponownie i skinął na Willa, jego uśmiech poszerzył się. Sięgnął między swoje wyroby i uniósł misternie robiony grzebień ze zdobiącym go mitycznym płonącym ptakiem. Trzymając go między palcami, wyciągnął dłoń do mnie.  – Fenghuang. Feniks.
Moje oczy studiowały grzebyk, wędrując po niekończących się szczegółach i niesamowitych kolorach. Wzięłam to od sprzedawcy i przesunęłam palcami po skrzydłach ptaka.
- Bierzemy – powiedział Will. Wyciągnął z kieszeni kilka monet i dał je mężczyźnie, który lekko nam się pokłonił i podziękował Willowi kilka razy.
Wypuściłam powietrze z płuc, kiedy Will odwrócił się do mnie, przesunął moje włosy w jedną strony i wpiął w nie grzebień. – Dziękuję – powiedziałam do niego, obserwując jego twarz, zahipnotyzowana jego oczami i wargami delikatnie wygiętymi do góry w uśmiech.
- Pięknie – powiedział, a jego kciuk dotknął mojego policzka.

Zamrugałam oczami i byłam znowu w teraźniejszości, patrząc znowu na Willa. – Pamiętam – powiedziałam. – Dasz mi go? Teraz, kiedy znowu… jestem tutaj. Żywa.
Zacisnął szczękę i przełknął ślinę. – Tak. Oczywiście. Chciałem ci go dać z powrotem, kiedy sobie przypomnisz. Możesz go dostać teraz, jeśli chcesz.
- Dziękuję – powiedziałam, chcąc już mieć go już w rękach i móc go dotknąć. Zamiast tego dotknęłam mojego naszyjnika ze skrzydełkami, obserwując twarz Willa, który patrzył na moją rękę.
- Dlaczego masz tam jaśmin? – zapytałam z ciekawości, przypominając sobie o starannie zasuszonym płatkach i silnym zapachu, który wydzielały. – Czy wiesz, że to mój ulubiony kwiat?
- Przypomina mi ciebie – powiedział cichym, niskim głosem. – Zawsze pachniałaś jaśminem.
Oczywiście wiedział, że kocham jaśmin. Wiedział o wszystkim. Przekopałam moje wspomnienia i nawet, jeśli nic nie pamiętałam, zawsze wybierałam tak pachnące perfumy i balsamy. Zawsze wybierałam jaśmin. Przez setki lat pachniałam jaśminem.
Przytłoczona emocjami, poczułam, że zaczynają mnie piec oczy i wlepiłam wzrok w talerz. - Gdzie Nathaniel?
- Wyszedł z Lauren.
Nabrałam łyżkę jajek, żeby go zadowolić. Nie były przypalone, jak myślałam. Zrobił mi śniadanie pomimo tego, co się wydarzyło w nocy i nie byłam pewna, czy jestem gotowa mu za to podziękować. Zjedzenie śniadania oznaczało dla niego więcej niż głupie słowa. Wiedział, że doceniam to.
- Nie powinieneś zrobić tego ostatniej nocy – powiedziałam.
Przyglądał mi się uważnie. – Niczego nie żałuję.
- Nie powinieneś ingerować. Miałam wszystko pod kontrolą.-To było kłamstwo, ale on o tym wiedział. Choć miał prawo zaśmiać mi się w twarz, nie zrobił tego.
- Nie tak to wyglądało. Ten facet chciał cię wykorzystać. Znam cię lepiej niż ktokolwiek inny. Nigdy byś nie pozwoliła się tak dotykać, gdybyś była w pełni sił umysłowych.
Wzięłam kolejną łyżkę jajek do ust, ponieważ nie wiedziałam, co powiedzieć. Miał rację. Brian był gnidą. Nie byłam pewna, czy był w stanie zrobić coś tak strasznego, jak gwałt, ale to zaszło tak daleko, że trudno by było mu się zatrzymać.
- Nie żałuję, że cię zabrałem – kontynuował Will stanowczym głosem – i nie rozumiem, dlaczego ty myślisz, że nie powinienem. Nigdy nie żałowałem niczego, co zrobiłem, żeby cię ochronić.
- Mimo to nie powinieneś ich pobić. Ty przeciwko nawet setce takich jak oni, to nadal nie byłaby uczciwa walka. Mogłeś ich wszystkich zabić. Przeraziłeś mnie, Will. Myślałam, że nie podejmujesz pochodnych decyzji. -Wiedziałam, że ma nastroje, ale myślałam, że ma kontrolę nad ciemnością i zmianami nastrojów. To był Will, jedyna osoba, którą znałam lepiej od siebie samej, ale nie wiem, czy nie ma czegoś, czego by nie zrobił, żeby mnie ochronić.
- Byłem zły i wiedziałem, że to, co robię nie jest dobre, ale ten facet zasłużył sobie na coś gorszego niż to, co mu zrobiłem. Gdybym cię zdenerwował to bym przeprosił, ale nie będę przepraszać za to, że uderzyłem jednego z nich.
- Nie powinieneś iść za mną na tą imprezę. Nie miałeś prawa.
- Ellie, jesteś ścigana – powiedział. – A ja jestem twoim opiekunem. Trzymałem się na dystans, ale musiałem przyjść w tym przypadku. Co gdybyś została zaatakowana? Co jeśli demoniczny kosiarz taki, jak Merodach przyszedł i zabił ciebie lub kogoś innego? Nie powinnaś wystawiać na ryzyko siebie i Kate lub kogokolwiek w tym domu.
Westchnęłam i odsunęłam od siebie talerz, nie mogąc już nic utrzymać w żołądku. – Czy musimy o tym rozmawiać jeszcze raz?
- Po prostu nie sądzę, że bierzesz pod uwagę bezpieczeństwo innych osób, nie mówiąc już o swoim.
Zacisnęłam zęby i palce pod ladą. – Posłuchaj. Prawie umarłam podczas walki z Orekiem, a mój własny ojciec chciał mnie skrzywdzić. Przeszłam wiele. Czuję, że wariuję. Wydawało mi się, że wyrwanie i porobienie czegoś normalnego było dobrym pomysłem.
- Powinienem ci pomóc – powiedział szczerze. – Gdziekolwiek jesteś powinienem być przy tobie. Jestem za ciebie odpowiedzialny, a nie mogę cię chronić, kiedy jesteś daleko.
- Nie mogę znieść, kiedy traktujesz mnie, jak kogoś nieodpowiedzialnego. Jakbyś mnie nie znał. Jestem ostatnią osobą, która powinna być dla ciebie obca.
Skrzywił się, spuścił głowę i patrzył na mnie spod rzęs. – Więc co mam zrobić?
Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka, kiedy poczułam ucisk na piersi i starałam się nie rozpłakać. – Gdybym wiedziała, co się stanie nie kazałabym ci nie iść ze mną.-
Uśmiechną się, tyk typowym dla niego pięknym uśmiechem, a ja prawie zaszlochałam. Chciałam, żeby założył mi włosy za ucho, trzymał mnie w ramionach, pocałował mnie tak, jak ostatniej nocy, ale on siedział nieruchomo, jak posąg kilka centymetrów ode mnie. Kochałam go tak bardzo, że aż mnie bolało. Był tak blisko mnie, ale był nieosiągalny.
- To było trudne dla mnie, stać na zewnątrz i czekać – powiedział, jego głos załamywał się coraz bardziej i bardziej. – Wiedziałem, czego chciał – co próbował zrobić. Czekałem i czekałem, aż się obudzisz i zaczniesz okładać tamtego faceta, bo wiedziałem, że potrafiłabyś. Byłem taki zły, zaciskałem tak mocno pięści, że zacząłem krwawić. Starałem się nie ingerować, ale to było jasne, że nie dałabyś sobie rady sama. Nie mogłem dłużej czekać.-
Przygryzałam mocno policzek, próbując sobie wyobrazić Willa trzymającego się w oddali, pozwalając mi samej rozwiązać sprawę na własną rękę. Nie byłam sobą, byłam kompletnie pijana, nie wiedziałam nawet, co się dzieje wokół.
Ciągnął dalej, nie patrząc na mnie. - Zanim zrobiło się naprawdę źle, byłem zazdrosny. Gdy dotknął ciebie... chciałem go zabić.
- Ale jeśli nie jesteśmy razem, pewnego dnia zwiąże się z kimś innym – powiedziałam. – Nie będziesz miał prawa być zazdrosny.
- Nie?
- No cóż, skoro nie jesteśmy razem mogę robić, co chce. Czy to jest właśnie to, co Kate do ciebie krzyczała. Że jesteś zazdrosny, choć nie jesteśmy razem.
Okrążył blat i usiadł na stołku obok mnie. – Czy ty uważasz, że ja chce takiej sytuacji?
- Więc zrób coś, Will! – krzyknęłam. – Nie chcę na ciebie czekać przez wieki. Nie mam wieczności tak, jak ty. Nie możesz mnie zabierać, kiedy jestem z innym facetem i przerzucić mnie przez ramie, jak jakiś jaskiniowiec. To nie fair.
- Miał zamiar cię zgwałcić! -Wybuchł i uderzył pięścią w blat, co mnie zaskoczyło.
Wzdrygnęłam się, prawdziwość jego słów bolała, moje oczy zaczęły piec. Wspomnienie rąk Briana na mnie, smród piwa w jego oddechu dusił mnie – te uczucia przelały się przeze mnie, sprawiając, że z trudem przełknęłam silne. Był tak blisko, tak zdradziecko blisko. To nie były żarty. To nie chodziło o nieusłuchanie polecenia przez Willa, który pomógł mi w niebezpieczeństwie. Nie była niezwyciężona. I choć byłam Pleriatorem, byłam tylko zwykłą dziewczyną. Spędziłam za dużo czasu walcząc z nadprzyrodzonymi istotami i przestałam sobie zdawać sprawy, że zwykli ludzie też mogę mnie skrzywdzić. Rzeczywistość tego, co mogło się stać, sprawiło, że zakryłam moje usta ręką i zaszlochałam. Will dotknął delikatnie moich ramion, ale wstałam i odsunęłam się od niego. Czułam jeszcze obmacujące mnie ręce Briana, moje skóra nie chciała zapomnieć.
Otarłam twarz, dławiąc się smakiem soli z moich łez. – To nadal… nie fair. Co zrobisz, kiedy następny razem będę z chłopakiem, którego lubię?
- Nie będę w stanie tego znieść.
- Co zrobisz, Will? – zapytałam, mój głos łamał się, kiedy próbowałam walczyć ze łzami. – Zaatakujesz go i będziesz sobie rościł do mnie prawa, znowu.
Jego wargi i szczęka zacisnęły się. Jego dłonie zacisnęły się na blacie, aż mu knykcie zbielały, jakby wojna, która w sobie toczył było coraz gwałtowniejsza, a on musiał trwać w ciszy. Jego czoło zmarszczyło się i potrząsnął głową, jego oczy migotały wpatrzone we mnie.
- Już teraz cię chce – powiedział i chwycił mnie za rękę. Wstał i pociągnął mnie do siebie, a jego usta zmiażdżyły moje, jego długie ramie owinęło się wokół mojej talii. Jego dotyk usunął z mojej pamięci gorące ręce Briana na moim ciele, a jego obecność mnie otoczyła. Wyrzuciłam ręce w gorę, obejmując go za szyję i stając na palcach, aby dostać się bliżej niego.
Wtedy moje serce skręciło się i złamało. – Nie!
- Ellie…
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa! – zaszlochałam. – Nie możesz ciągle zmieniać zdania. Całujesz mnie, potem nie chcesz, a potem znowu całujesz. To nie fair! To musi być, albo jedno, albo drugie.
Jego ciało znieruchomiało ponownie, a on spojrzał na mnie. Po długiej, bolesnej chwili powiedział: - Czego ode mnie chcesz? Wszystko jest twoje.
Moje usta zarżały, powstrzymując szloch. – Czy ty w ogóle mnie zapytałeś?
Nie odpowiedział, jego twarz znowu stała się maską.
- Will – powiedziałam bez tchu. – Chcę ciebie. Pięćset lat czekałeś, żeby powiedzieć mi, że mnie kochasz, i kiedy mi to powiedziałeś od razu dodałeś, że nie możesz, ponieważ Michał zabierze cię ode mnie. Dlaczego kochanie mnie jest takie złe? Nie obchodzi mnie, co mój brat ci powiedział, ale ciebie też nie powinno. Dlaczego dbasz tak bardzo, żeby być doskonały? Jak możesz myśleć, że to, co jest między nami jest złe?- Podeszłam do niego i przeszłam dłonią po jego twardych mięśniach na ramieniu i moje palce zacisnęły się wokół jego bicepsa. – Wiesz, że to jest dobre, że nie robimy nic złego. Nie obchodzi mnie, kim byłam w poprzednich życiach. Byłam archaniołem. Byłam Gabrielem. Jestem Ellie, teraz, Will. To ciało jest ludzkie. Czuję się człowiekiem. Nie chce, żebyś mnie traktować, jak coś nietykalnego, bo taka nie jestem. Chce, żebyś mnie dotykał. Chcę być twoja.
Zamknął oczy i czołem dotknął mojego czoła. – Przepraszam za wszystko. Nigdy nie chciałem cię zranić lub sprawić, że we mnie zwątpisz. Musisz mi zaufać. Potrzebuję cię. I kocham cię. Chcę ciebie. Wiesz, że to prawda. Nigdy nie przestanę robić żadnej z tych rzeczy, aż do śmierci dla ciebie.
Zamknęłam oczy i wzięłam bolesny wdech, przyswajając sobie te słowa. To możliwe, choć nie chcę w to wierzyć, że umrze broniąc mnie, tak jak każdy mój poprzedni strażnik. Czułam ich śmierć w moim sercu, ale pomysł przegranej trafia dogłębnie w moją duszę. Otworzyłam oczy po raz kolejny spotykając szmaragdowy wzrok.
- Powiedziałeś mi wczoraj, że to ja, że to zawsze byłam ja, ale nie czuję się tak – powiedziałam. – Kochasz mnie, czy Gabriela?
Wyglądał tak smutno w tamtej chwili. – Kocham tę piękną rzecz, która sprawia, że jesteś człowiekiem. Twoją duszę, twoją słabość, twoją ludzką pasję. Nic z tego nie jest z Gabriela. To wszystko to Ellie.
Moje usta zadrżały. – Gdybym nie była człowiekiem nadal byście kochał?
Posłał mi lekki uśmiech. – Będę cię kochał na zawsze.
- Wiesz, że jestem twoja – szepnęłam i pocałowałam go delikatnie. Pozwolił mi na to bez oporu.
- Jestem twój – powiedział. – Zawsze tak było i zawsze tak będzie.
Przygryzłam wargę. – Wiem.
Pocałował mnie, jego usta delikatnie dotkały moich, jakby były stworzone do siebie. Jego palce wsunęły się w moje włosy i pogłębił pocałunek, powodując szybsze bicie mojego serca. Smutek mnie odstąpił, a ja pozwoliłam sobie utonąć w nim. Namiętność biła między nami, a serce galopowało pełne tęsknoty i zdesperowania. Jego ręce przesunęły się niżej, wokół ramion, aż zacisnęły się wokół moich bioder. Ból przeszedł po moich ciele i pisk, który wydawałam z siebie zmienił się w coś innego, głębszego.
Podniósł mnie z podłogi i umieścił na blacie, omijając talerz i przewracają szklankę z sokiem pomarańczowym. Kiedy rozstawił moje uda kolanem, dreszcz pragnienia przeszedł po moich kręgosłupie, naciskał na mnie swoim ciałem, aż zapomniałam o całym bałaganie. Jego usta i język były gorące na mojej szyi, a ja wplotłam palce w jego włosy, dotykałam jego ramion owiniętych wokół mnie, dotykających moich włosów. Jedna z jego rąk przycisnęła moje biodra, a jego zęby przygryzły skórę na mojej szyi. Wbiłam paznokcie w jego ramię i wygięłam głowę do tyłu, kiedy odezwało się we mnie dzikie pragnienie. Chwyciłam za jego koszulę, rozrywając ją, żeby zrobić wszystko, by zniszczyć cienką barierę złożonych z naszych ubrań. Rozerwałam guziki, z trudem łapiąc oddech, kiedy jego usta nie dotykały moich, zsunęłam z niego koszulę i dotknęłam jego nagiej klatki piersiowej, podziwiając jego mięśnie i tatuaże na ramionach.
- Pragnąłem cię od tak dawna – powiedział gardłowo między pocałunkami. – Za każdym razem, kiedy na ciebie patrzę myślę, że eksploduję, bez względu, czy jestem blisko ciebie. W środku czuję się, jak huragan. Wszystko, co robisz… doprowadza mnie do szaleństwa. Pocałował mnie zachłannie – Sposób, w jaki bawisz się końcówkami swoich loków. Pocałował mnie znowu, ręką dotykając mojej twarzy. – Sposób, w jaki bawisz się rąbkiem koszuli i wyraz twoje twarzy, kiedy jesteś zamyślona. Kolejny pocałunek i małe sekretne pocałunki. Jego kciuki dotykały skórę pod moją koszulką, tylko centymetr, ale i tak ten kontakt sprawił, że nie mogłam oddychać, wbiłam paznokcie w jego kark. – Kiedy mnie dotykasz, czuję się, jakby płonął. Znów mnie pocałował, długo, głęboko i spokojnie.
Jego ręce całkowicie weszły pod moją koszulkę, ale zatrzymał się z szacunkiem tuż nad biodrami. Uczucie jego gorącej skóry na mojej nie pozwoliło mi myśleć, aż moje ciało zaczęło przejmować kontrolę, jakby wiedziało, co robić. Dotknęłam jego ramion, patrząc mu w oczu, żeby wiedział, że chce się posunąć dalej. Ale on był niezdecydowany, ostrożny, nawet moje uczucia były mieszane. Starałam się być bardziej świadoma, żeby się dowiedzieć, czego sama chce. Pragnęłam go, każdy centymetr mojej skóry go chciał, ale nie byłam pewna, czy jestem gotowa pójść tak daleko. Cicha wojna szalała między moim umysłem, a ciałem, kiedy mnie pocałował. Przyciągnęłam go z powrotem, jego ramiona się rozluźniły zjeżdżając w dół i odpoczywając obok moich ud.
Patrzyłam na niego, studiując jego twarz, znaną mi przez tak długi czas. Jego usta były pełne, tworzyły idealny łuk Kupidyna. Ciemne brwi, które tworzyły jego intensywność. Jego oczy, które błyszczały radioaktywnym zielonym. Nie uśmiechał się, ale przypomniałam sobie zmarszczki wokół jego prawego oka, kiedy to robił. Przesunęłam jego włosy z czoła, jeszcze bardziej je rozczochrując i poprowadziłam moje dłonie do jego szorstkiej szczęki. Rzadko wiedziałam go idealnie ogolonego, ale podobał mi się tak. Bardzo mi się podobało. Kochałam go. Nie zawsze podejmował właściwe decyzję, ale zawsze wychodziło, że były dobre. Każda jego niedoskonałość była perfekcyjna. On był dla mnie idealny.
- Ellie – westchnął, jego klatka uniosła się i opadła z tym słowem. Kiedy wypowiadał moje imię, nawet wtedy, gdy się ze mną droczył był to najwspanialszy dźwięk na świecie. Zamknęłam oczy, tym razem wymówił moje imię, kiedy otarł ustami mój policzek. – Ellie, kocham cię. Nie zapomnij o tym.
Pokręciłam głową. – Nigdy nie zapomnę.
Jeśli by mnie nie kochał, to by mnie nie powstrzymał poprzedniej nocy. Jeśli by mnie nie kochał, nie byłby teraz taki cierpliwy. Jeśli by mnie nie kochał, nie walczyłby dla mnie tak zawzięcie. Jeśli by mnie nie kochał, nie chciałby ryzykować dla mnie swoją duszą.
Dotknęłam jego policzka tak, że nasze oczy spotkały się, żeby wiedział, że to, co powiem jest czystą prawdą. – Kocham cię, Will.
Zamknął oczy i zacisnął dłonie na blacie po obu moich stronach. Dotknęłam jego policzka i delikatnie nacisnęłam na jego szczękę. Pochylił się nad moją ręką i pocałował mnie w dłoń.
Usłyszałam otwierane drzwi garażowych i moje serce zamarło, ale Will się nie poruszył tak, jak myślałam. Pochylił się do przodu i oparł głowę na moim ramieniu, oddychając cicho. Moje ręce objęły go za kark, lekko drżąc. Minutę później, Nathaniel i Lauren weszli, niezgrabnie rozpinając swoje płaszcze i chowając je do szafy. Lauren posłała Willowi i mi porozumiewawcze spojrzenie przepraszające i zacisnęła usta. Ciepło wystąpiło na moich policzkach, ale byłam wdzięczna i czułam się odważniejsza, kiedy Will odsunął się do tyłu. On nigdy nie okazał mi miłości przed nikim, więc ten prosty gest był najlepszym prezentem, jaki chciałam dostać.
- Przepraszamy – powiedziała Lauren. – Przerwaliśmy wam, prawda?
Schowałam włosy za ucho, fizycznie świadoma, jak bardzo mam opuchnięte usta od całowania go. – Nie. Wszystko ok. Właśnie wychodziłam. Zaczęłam zsuwać się z blatu, a Will podał mi rękę, żeby mi pomóc. Po chwili niechętnie odsunął się do tyłu i zaczął powoli zapinać guziki koszuli. Chwyciłam ścierkę i zaczęła wycierać plamę z soku pomarańczowego.
- Zostań jeszcze – posłała mi uśmiech. – Nie każ mi ciebie przekonywać.
Oferta była naprawdę kusząca, ponieważ naprawdę nie chciałam iść jeszcze do domu i widzieć wściekłej mamy. Spojrzałam na Willa, mając nadzieję, że się zgodzi i rozstrzygnie mój spór.
Dotknął mojego ramienia. – Powinnaś zostać.
Mój wzrok padł na jego dłoń na moim ramieniu. – Ok.

- Dobrze – powiedziała Lauren, podeszła do mnie i wzięłam mnie za rękę. Wyciągnęłam mnie z dala od Willa, który pozwolił, żeby jego ręka opadła i nagle poczułam zimno. Lauren poprowadziła mnie przez kuchnie i spojrzała na Nathaniela. On nie wyglądał na szczęśliwego. Zanim Lauren zaprowadziła mnie do salonu, spojrzałam przez ramię. Nathaniel i Will gapili się na siebie bez słowa. Will wsunął ręce do kieszeni, a Nathaniel wskazał głową drzwi do garażu, żeby udał się tam z nim. Kiedy zniknęli, poczułam ucisk w brzuchu, kiedy zastanawiałam się, czy właśnie wgniecione przez nas uczucie zostało zniszczone.

                                Rozdział 18


  Telewizor był ściszony do minimum i nie wiedziałam, co oglądam, a nawet, co to za kanał. Tylko patrzyłam tępo w ekran. Moje oczy dryfowały powoli, zahipnotyzowane światłami i kolorami, tępy huk głosów wypełniał moją głowę. Wołanie mojego imienia mieszało się z innymi odgłosami i zajęło mi chwilę by uświadomić sobie, że Lauren próbuję zwrócić moją uwagę.
- Ell – powiedziała. – Ziemia do Ellie. Jesteś tam?
Wzięłam głęboki oddech. – Tak. Jestem.
- Czy wszystko w porządku?
- Tak, czuję się dobrze – odpowiedziałam, ale nie byłam pewna, czy to kłamstwo, czy nie. – Gdzie byliście dzisiaj rano?
Jej uśmiech zniknął. – Nathaniel i ja byliśmy u moich rodziców na śniadaniu. Robimy tak raz w tygodniu.
Spojrzałam na nią, chętnie odwracają wzrok od telewizora. – On jest twoim chłopakiem?
Uciekła wzrokiem. – Tak. Od czterech lat.
- Łał – powiedziałam, moje oczy rozszerzyły się. – Czy twoja rodzina wie, kim on jest?
- Nie. Jeszcze nie.
Ja nigdy nie będę w stanie powiedzieć o prawdziwej naturze Willa. – Oni wiedzą, kim ty jesteś?
- Moja mama , tak – powiedziała. – Babcia też była medium, więc widziała wszystkich kosiarz, oprócz tych, którzy byli w Mroczni. Muszę kiedyś powiedzieć rodzicom prawdę o Nathanielu. Oni w końcu zauważą, że się nie starzeje. Moja rodzina nienawidzi kosiarzy, nawet anielskich. Szczerze mówiąc nie mogę winić matki, że ich nienawidzi. Gdybym musiała oglądnąć przez co przeszło moje dziecko, to co ja, kiedy byłam mała, też nienawidziłabym ich wszystkich.
Ponieważ nie rozwinęła tego tematu, nie chciałam pytać. Nie lubiłam rozmawiać o okropieństwach. – Musisz go kochać.
- Tak, dlatego wszystko rozumiem, Ellie.
- Myślisz, że pewnego dnia będziecie mieli dzieci? – zapytałam.
Pokręciła głową. – Ludzie i kosiarze nie mogą mieć razem dzieci. Coś w genetyce, chyba.
- To smutne – mruknęłam, myśląc o czymś więcej niż Nathaniel i Lauren.
- Jest ok – powiedziała. – Kto wie, co się wydarz w przyszłości, co nie? -Posłała mi uspokajający uśmiech. – Nathaniel nie zamierza go zabić, jeśli o to się martwisz.
Moje wątpliwości osiadły ciężko w moim brzuchu. – Wyglądał na wściekłego.
- Nie był zły – zapewniła. – Martwi się tym przez co oboje przechodzicie. On wie, że Will był w tobie zakochany od bardzo dawna. On rozumie, więc nie sadze, że jest zły.- Wzięła mnie za rękę i ścisnęła. – Ja też rozumiem. I jestem tu, jeśli mnie będziesz potrzebować.
Dźwięk wściekłych okrzyków sprawił, że podskoczyliśmy. Popatrzyłyśmy na siebie.
- Chyba nie sądzisz, że nie wiem?- Głos Willa dźwięczał przez ściany.
Lauren zacisnęła mocniej moją dłoń. Krzyki ucichły, reszty kłótni nie słyszałyśmy z tej odległości, a Lauren i ja siedziałyśmy w milczeniu przez kilka minut, trzymając się za ręce.
- Wszystko będzie dobrze – powiedziała i puściła moją dłoń. – Will musi porozmawiać z Nathanielem. Był bardzo zmartwiony ostatnio. Potrzebuje pomocy, a Nathaniel dla niego jest zawsze otwarty.
Skinęłam głową. – Oni są praktycznie, jak bracia.
Przechyliła głowę w zamyśleniu. – Nathaniel martwi się o Willa. Zawsze najtrudniejsze było to, kiedy ty byłaś w pobliżu, a on nie potrafił się wtedy skupić. Był taki młody, kiedy jego matka…, a Nathaniel to jego jedyna rodzina. Zawsze przy nim jest, kiedy ty nie możesz być, daje Willowi rady, których teraz potrzebuje. On musi wiedzieć, że wszystko będzie w porządku.
Rozumiałam, że musieli porozmawiać. Nawet teraz zapominałam, że Will też potrzebuję kogoś, kto będzie go wspierał. – Będzie. Wszystko będzie ok.
Lauren uśmiechnęła się do mnie. – Będzie.
Jakiś czas później usłyszałam, że drzwi do garażu się otwierają i kroki obu chłopaków na parkiecie. Nathaniel wszedł do salonu z twarzą bez wyrazów i usiadł naprzeciwko Lauren i mnie. Will stanął na skraju dywanu i podłogi, a jego spojrzenie spotkało się z moim delikatnie. Posłał mi spojrzenie mówiące, że się boi, ale chce ze mną porozmawiać.
Wstałam i poszłam za nim po schodach, każdy mój krok był chwiejny i słaby, obawiałam się najgorszego. Will doprowadził mnie do swojego pokoju i zamknął drzwi.
- O co chodzi? – zapytałam, mój głos był dziecinny i cichy.
Uśmiechnął się, a mnie zalała ulga. – Nic. Nathaniel i ja mieliśmy szczerą rozmowę.
- To dobrze. -Nie mogłam sprawić, żeby mój głos stał się mniej podejrzliwy, jakby się spodziewała, że wszystko legnie w gruzach w jednej chwili.
- Chce spróbować – powiedział. – Chcę dać nam szansę.
Moje usta rozchyliły się w zdziwieniu. – Naprawdę?
- Miałaś rację. Miałaś rację przez cały czas. Byłem tchórzem, uciekającym od prawdy. Nie chce więcej uciekać. Próbowałem, ale to trudne udawać, że nic do ciebie nie czuję, ponieważ to niebezpieczne. -Zacisnął mocno powieki. – Umrzesz ponownie, oboje to wiemy, Nathaniel pomógł mi sobie uświadomić, że bardziej boję się Twojej utraty niż gniewu Michała. Jestem poświęcony tobie, nie Michałowi i mam ciebie słuchać, nie jego. Próbowałem cię nie kochać, ale mi się nie udało. Łatwiej kochać niż udawać, że się nie kocha.
- Więc będziesz ze mną – skumulowałam.
Jego usta wygięły się w uśmiech. – Pod jednym warunkiem.
Uśmiechnęłam się. – Jakim?
Podszedł i objął mnie, przyciągając do jego piersi. Wyrzuciłam ręce do góry i przesuwałam paznokciem delikatnie w dół i górę po jego szyi. – Zostań ze mną. Z Nathanielem i Lauren. Cały dzień. Bądź szczęśliwa.
- To wszystko?
Pochylił się  i pocałował mnie mocno. – Za każdym razem, kiedy cię widzę, chcę też zobaczyć uśmiech na tej pięknej twarzy.
- Będziesz patrzył na mnie dużo?
- Zawsze staram się na ciebie patrzeć – wyznał. – Przyciągasz moją uwagę.
- Ugh, tylko nie patrz na mnie zanim wezmę prysznic.
- Zawsze jesteś piękna. Zwłaszcza, kiedy się uśmiechasz, więc dzisiaj będę cię uszczęśliwiać. Będziemy robić wszystko, co chcesz. Sprawimy, że będzie cudowny.
- Czy możemy zrobić piwo korzenne z lodami?
Roześmiał się. – Świetny pomysł.
- Czy możemy zrobić Nathanielowi i Lauren kolacje? Chce im podziękować za to, że byli dla nas tacy dobrzy.
- Fantastyczny pomysł. Choć jestem strasznym kucharzem.
- Jajka były trochę spalone – dokuczyłam mu i pocałowałam go w usta, czując jeszcze ból z dzisiejszego ranka. – Możemy zbudować bałwana?
- Oczywiście.
- Zagrać w gry wideo.
- Jeśli tylko będziesz tego chciała.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Will obiecał, że będę szczęśliwa przez cały dzień i taka byłam. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest tak późno dopóki nie spojrzałam w okno. Słońce zachodziło, a niebo tonęło w fiolecie. Unikałam wrócenia do domu wystarczająco dużo. Kiedy w końcu pokaże się, moja mama uziemi mnie, tym razem do końca życia. Niechętnie, oddałam kontroler gry Nathanielowi, jak tylko zobaczyłam, że ktoś zabił moją postać.
Will spojrzał na mnie. – Możemy zagrać w coś innego, jeśli chcesz.
- Nie o to chodzi – zapewniłam go. – Muszę wracać do domu.
- W porządku.- Odstawił kontroler i stanął.
Uśmiechnęłam się i pomachałam Nathanielowi. – Do zobaczenia.
- Dobranoc, Ell. -Wyłączył pauzę i kontynuował grę.
Laura wstała i wzięła mnie w pełen napięcia uścisk. – Jedź bezpiecznie. Do zobaczenia wkrótce. Mam nadzieję.
- Oczywiście. -Pomachałam jej na pożegnanie i pobiegłam na górę, żeby wziąć moje ubrania z ostatniej nocy. Kiedy wróciłam na dół, Will czekał na mnie przy schodach. Przystanęłam, kiedy dotarłam do trzeciego stopnia, co sprawiło, że byłam lekko powyżej poziomu oczu Willa i mogłam mu spojrzeć w twarz.
- Masz wszystko?- Spojrzał na mnie delikatnie i ciepło.
- Tak – powiedziałam. – Myślę, że powinnam iść do domu sama. Miałam być w domu w godzinach porannych, więc moja mam będzie naprawdę wściekła, że jestem tak późno. Czy możesz mnie podrzucić do Kate, a ja wrócę swoim samochodem?
- Jeśli mnie będziesz potrzebowała – powiedział. – Będę tam za minutkę.
Uśmiechnęłam się i przebiegłam palcami po jego włosach, aż były całe rozczochrane. – Wiem, że mogę na ciebie liczyć.
Uśmiechnął się. – Zawsze możesz na mnie liczyć.
Pochyliłam się z jedną ręką na poręczy i pocałowałam go delikatnie. Pociągnął mnie za szlufki dżinsów i zepchnął mnie na schodek niżej, tak że moje oczy były na poziomie jego. Uśmiechnął się, a ja zaśmiałam się i pocałowałam go mocniej.
- Czy na pewno nie chcesz, żebym z tobą poszedł? – zapytał w moje usta, tak że znowu musiałam to przemyśleć.
Cofnęłam się i dotknęłam jego twarzy, uśmiechając się. – Jestem zmęczona, ale muszę iść na Wojnę Światową Mamy. Chodźmy jutro pobiegać zamiast patrolować, w porządku? –Przydałoby się.
- Dobrze. -Pocałował mnie słodko. – Chodźmy pożyczyć samochód Lauren ponownie.
Zawiózł mnie pod dom Kate i siedzieliśmy w pojeździe przez minutę, trudno było mi się z nim pożegnać ponownie.
- Dzięki za podwiezienie – powiedziałam i otworzyłam drzwi auta. – Do zobaczenia wkrótce.
Mama Kate otworzyła mi drzwi i skierowałam się do pokoju Kate, gdzie siedziała przed telewizorem. Zerwała się na równie nogi, kiedy mnie zobaczyła.
- Gdzieś ty u diabła byłaś? – krzyknęła i przyciągnęła mnie w ciasny uścisk.
- Z Willem – przyznałam. – Zabrał mnie do swojego domu wczoraj wieczorem.
- I?- Nawet się nie zawahała. 
- I… nie wiem. Cieszę się, że się pojawił i zabrał mnie do domu.
- Spędziłyśmy świetnie czas.- Wydawała się rozczarowana.
Zaśmiałam się nerwowo. – Uh, tak. Dopóki Brian nie zaczął zdejmować ze mnie ciuchów.
Zrobiła przerwę. – Poważnie? Will nic nie powiedział, kiedy cię zabrał.
To było do przewidzenia. Był bardziej typem faceta, który najpierw skopuje tyłki, potem wyjaśnia. – Cóż, cieszę się, że się pojawił. Byłam pijana, nawet nie wiedziałam, gdzie jestem.
- Pogadam sobie dobrze z Brianem. I z Jayem.
- Nie mogę uwierzyć, że mnie zostawiłaś sam na sam z nim – powiedziałam, starając się nie zmienić brzmienia głosu. – Nie masz pojęcia…
- Boże, Ellie – powiedziała łamiącym się głosem. – Tak mi przykro. Nie myślałam, kiedy wychodziłam z pokoju. To wszystko moja wina.
Odetchnęłam. – Musimy mieć na siebie oko, kiedy idziemy na takie imprezy.
- Wiem…
- Czy wszystko było w porządku, kiedy cię opuściłam? – zapytałam. – Dlaczego nie pojechałaś z nami?
- Byłam wściekła. Will wkurzył mnie, a nie byłam gotowa, żeby już wyjść. Nawet nie pamiętam, kiedy poszłam spać. Przynajmniej Will pokonał Briana i jego koleżków. Po twoim wyjściu, wszyscy o tym mówili.
Dałam jej do zrozumienia spojrzeniem, żeby przestała ciągnąc ten temat.
- Wszystko w porządku, Ell. Naprawdę?
Wzięłam długi oddech i siadłam na łóżku. – Myślę, że tak. Myślę, że wszystko będzie w porządku. -Opowiedziałam jej niejasne streszczenie wydarzeń po tym, jak mnie przywiózł do domu, kiedy straciłam rozum i rzuciłam się na niego, co powiedział mi, i co potem działo się na śniadaniu, a potem co powiedział o daniu nam szansy. Mówienie tego wszystkiego Kate, nie sprawia, że staje się to bardziej realne, ale mam znajomy ucisk w żołądku, kiedy pomyślę, jak zaciekle Will całował mnie kilka godzin temu. Przypomnienie sobie wszystkiego, co mi powiedział, spowodowało u mnie zawroty głowy i musiałam przygryźć wargę, żeby znowu wrócić na ziemię.
- Wy dwoje jesteście dla siebie stworzeni– powiedziała Kate.
Był częścią mnie, kiedy nie było go w pobliżu, nigdy nie czułam się pełna. – Co powiedziałaś mu, kiedy wyjeżdżaliśmy? Widziałam, jak coś krzyczałaś z ganku.
- Och. Nie miałam pojęcia, co Brian próbował ci zrobić, gdybym wiedziała to nigdy bym nie krzyczała tak do Willa. Teraz czuję się źle z tym. Byłam na niego wkurzona, że zachowuję się, jakby był twoim chłopakiem, a to nie fair wobec ciebie.
To było niemożliwe, żeby wyjaśnić Kate relacje między mną, a Willem. – Dzięki. Muszę wracać do domu. Masz moje rzeczy?
- Oczywiście – powiedziała łagodnym głosem i podała mi torebkę i torbę. – Zadzwoń do mnie, jeśli będziesz chciała porozmawiać. Przepraszam, że zostawiłam cię samą z tym palantem. To już nigdy się nie powtórzy, przysięgam. Będę twoją obstawą.
- Wiem. Jest w porządku. Wszyscy podjęliśmy złe decyzje ostatnie nocy.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. Pożegnaliśmy i wyszłam na zewnątrz, kierując się do mojego samochodu.
Kiedy wróciłam do domu, garaż był otwarty, więc poszłam przez drzwi prowadzące go kuchni. Cicho zamknęłam drzwi i powłóczyłam nogami po kamiennych płytkach. Powoli ruszyłam przez kuchnię, obawiając się konsekwencji powrotu tak późno.
- Mamo – zawołałam. – Jestem w domu.
Skierowałam się do schodu i zobaczyłam mamę i tatę razem. Ich ciała był tak blisko, że zastanowiłam się, czy się przytulają, i dlaczego się przytulają, przecież gardzili sobą nawzajem. Kiedy zobaczyłam mamę, zamarłam w pół kroku. Lód w moim żyłach, krew odpłynęła z mojej twarzy, jakby coś kopnęło mnie w żołądek, a moje serce nie przestawało mocno uderzać. Zaschnięta krew oblepiła jej ramiona i twarz, włosy wyglądały, jak gniazdo szczura. Mój tata trzymał jedną ręką za pęk włosów, drugą za szyję. Szarpał nią wokół, patrząc na mnie, jego twarz wykrzywiła się w furii, wyglądał tak dziko, że zajęło mi chwilę, aby go rozpoznać. Oczy mojej mamy były szeroko otwarte z przerażenia i bólu.
- Tato– wydusiłam, mojej oczy przeskakiwały z mamy na niego. – Co robisz?
- Twój tata nie żyje  już od bardzo dawna, kochanie. -Szarpnął moją mamą, aby mu się nie wyślizgnęła. Jego usta wykrzywiła się w uśmiechu zbyt złowieszczym by być ludzkim, a potem zaczął się zmieniać. Jego paznokcie zmieniły się w szpony, które wbiły się w skórę mamy, aż pojawiła się krew, a ona się wiła. Cztery pary kłów wysunęły się z jego uśmiechu  i kolce na plecach przebiły koszulę, rzucając monstrualne cienie na podłodze. –Powinnaś o tym wiedzieć. Wyrwałem mu sam żebro.
- Kim jesteś? – powiedziałam bezdźwięcznie, słowa nie chciały wyjść, jakby jego pazury już były wokół mojego gardła. Słowa Willa rozbrzmiały echem w moim umyśle: „Jeśli spotkasz vira, możesz nie wiedzieć, kim jest, dopóki nie będzie za późno. Przybierają różne formy w celu infiltracji.”
- To nie było bardzo ważne. Ale było zabawne. Dobrze spędzony czas, dzieciaku. Przepraszam za nazwanie ciebie dziwką. -Spojrzał na sufit w zamyśleniu. – Właściwie nie. Chciałem to powiedzieć.
Nie mogłam oddychać, nie mogłam mówić. Mogłam tylko patrzeć na kosiarza i na strach i dezorientacji na twarzy mojej matki. Nie mogłam się ruszać.
- Co? Jak? Dlaczego? – wysapał drwiącym tonem. – Nic nie powiesz, Ellie?
Sposób, w jaki powiedział moje imię był inwazyjny. Demoniczni kosiarze nazywali mnie tylko Pleriatorem. Ale on mnie znał. Mieszkał ze mną. Z moją matką.
Zdjął rękę z gardła mojej matki i pociągnął za kołnierz koszuli w dół, aby odsłonić dziwny tatuaż nad jego sercem, kółko z enochiańskim symbolem w środku. – To jest to nad czym się zastanawiasz. Magia jest stara, tak stara, że tylko Bastian mógł się o tym dowiedzieć. Pozwala mi chodzić po słońcu bez szkód. Teraz rozumiesz te wszystkie małe komplikacje, kiedy musiałem nagle wyjść. Zaklęcie było trudne, ale mu się udało. Nigdy nic się nie domyśliłaś, prawda? Byłem dobry, bardzo dobry.
Kiwnął głową w kierunku matki i spojrzał w jej dzikie, przerażone oczy. – Nawiasem mówiąc nie miałem tego tatuażu na wieczorze kawalerskim kuzyna. Nawet go nie potrzebowałem. Jesteś kretynką, Diane.
Jęknęła i odwróciła twarz od niego. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się, odsłaniając kły.
- W każdym razie, Bastian przesłał ci coś – kosiarz zanucił złośliwym głosem, jego twarz nie była już taka, jak mojego ojca, należała do całkiem innej istoty. – Powiedział, że mam ci to przekazać. Powiedzmy spóźniony prezent na siedemnaste urodziny.
Skręcił kark mojej matce. Uderzyła o podłogę z zimnym, suchym hukiem. Martwa.
Mój puls zalał moje uszy, zagłuszając następne słowa kosiarza. Popatrzyłam na matkę – jej ciało, na stopy. Ogień trzaskał z moich palców, pożerając moje ciało do rdzenia, pierząc je, jak knot laski do dynamitu. Moje oczy wywróciły się i zostały tylko białka, a moja moc biła. Wizje przeszły przeze mnie, brakujące kawałki moich tysiącletnich wspomnień, kiedy obecność i moc ogarniała mnie. Ciemność pieniła i eksplodowała, biorąc mnie we władanie. Mnie już nie było, wszystko, co ze mnie pozostało to wściekłość.
Rzuciłam się na kosiarza, skacząc z podłogi, moja moc wybuchnęła ze mną, wyburzając ściany i rozbijając posadzki. Kosiarz był zbyt wolny dla mnie. Zamachnęłam się moim łokciem, przykładając go do mojej klatki piersiowej i wbiłam go w jego czaszkę. Podniósł się na kolana. Kopnęłam tył jego głowy, aż jego dłonie uderzyły o podłogę. Próbował wstać, ale moja moc wybuchła mu w twarz, wysyłając go przez przedpokój i upadł na schody. Drewno rozbiło się i eksplodowało, chmura pyłu była niemal oślepiająca. Kosiarz stanął chwiejnie na równe nogi i zszedł potykając się o schody. Podeszłam do niego, ten atak wściekłości wchłaniał mnie i uwalniał wszystko, czego się bałam, z wnętrza mnie. Nie obchodziły mnie uszkodzenia, czy szkody. Chciałam niszczyć. Moje włosy unosiły się wokół mojej twarzy, biło ode mnie światło stworzone przez moc i ciemność we mnie. Zamachnął się na mnie, ale mój umysł działał szybko, zrobiłam unik i uderzyłam go pięścią w twarz. Jego szczęka wydała obrzydliwy dźwięk łamania, walił na oślep, nie robiąc mi szkód. Wypuściłam moją moc w kierunku jego ciała, wiatr uderzył w jego pierś i nogi. Jego plecy uderzył o podłogę i skoczyłam na niego. Uderzyłam go w twarz i orałam ją paznokciami. Kiedy jego ciało zamieniło się w kamień, wciąż drapałam go paznokciami, aż były całe zakrwawione i złamane. Pył osiadł gęsto na mojej twarzy i ubraniach, wypełniając moje płuca, aż się dusiłam.
Jakieś ręce chwyciły mnie i objęły w talii, próbując mnie postawić. Wrzasnęłam i biłam, walczyłam z rękami, szarpiąc się gwałtownie, żeby wrócić do szczątków kosiarza. Straszny, warczący zwierzęcy dźwięk wyrwał się z mojego gardła, ale to nie mógł być mój głos.
- Ellie!- właściciel rąk krzyczał bezskutecznie. – Ellie, przestań!- Głos był niewyraźny, jakby byłam pod wodą, a jego właściciel na powierzchni.
Furia zmieniła moje pole widzenia w śnieżyce. Zamachnęłam się dziko pięścią i trafiłam w miękki mięsień. Mój naparstki jęknął i jego uścisk zelżał, co pozwoliło mi się uwolnić i wrócić do walenia stosu kamieni obok trupa mojej matki.
Ręce znowu mnie odnalazły. Złapał mnie za ramiona i szarpnął mnie z podłogi z gniewnym, wyczerpanym jękiem. Drapałam jego twarz i ramiona pazurami, malując krwią. Kolejny intruz ukląkł obok mojej matki i dotknął jej szyi. Zapiszczałam i rzuciłam się na niego, próbując chronić jej ciało, ale złapał mnie ponownie, umożliwiając mi to. Uderzyłam w zimną, zniszczoną podłogę, wymachując kończynami i mocą celując w ciało atakującego. Zaklął, przeforsowany ciosami, poobijany i krwawiący.
- Ellie, proszę przestań ze mną walczyć! -Jego ręce chwyciły moje nadgarstki i przyszpiliły mnie do podłogi. – To ja! To ja, Ellie! Przestań!
Rzuciłam się na niego z mrożącym krew w żyłach krzykiem, który zadzwonił mi w uszach.
- Jej oczy! – ryknął, odwracając się do innego intruza. – Są białego kolory. To znowu się dzieję. Nathaniel! Potrzebuję cię! Zrób coś zanim nas obu zabiję!
Krzyknęłam, a moja moc wybuchnęła ponownie. Eksplozja białego światła wypełniła dom, oślepiając mnie i wysyłając w powietrze ciało atakującego. Odleciał ode mnie i walnął o ścianę, kiedy światło połykało ściany i wszystko wokół nas. Dom zatrząsł się i jęknął. Upadł na ziemię, a ja bez ruchu stałam na nogach. Nagle postać pojawiła się obok mnie. Widziałam tylko błysk miedzianych oczu.
- Śpij!

I straciłam przytomność.



                                  Rozdział 19


  Obudziłam się z krzykiem.
   Usiadłam wyprostowana i uniosłam ramiona ze złością. Ktoś popchnął mnie w klatkę piersiową i uderzyłam z powrotem w łóżko. Przygwoździł mnie znowu, ale nie mógł mnie tak trzymać na zawsze. Uwolniłam się i uderzyłam go w twarz, rozcinając mu wargę. Zleciałam z łóżka i popędziłam w kierunku drzwi, krzyczał moje imię, a jego palce złapały moje ubranie. Jednak ja byłam szybsza i dziksza. Potem krzyknął czyjeś imię i drugi napastnik pojawił się w pokoju. Dwie pary dłoni złapały mnie mocno i wciągnęły mnie do pokoju. Znajome słowo przeszyło ponownie mój mózg.
 -Śpij!
   Moje ciało rozluźniło się w ich uścisku i wpadłam w wir wspomnień, w których  krew rozlała się na starożytnej ziemi.

   Przede mną rozciągała się dolina pełna śmierci. Śnieg przykrył zwłoki, a krew barwiła ziemię, smród padliny zalewał mój nos. Podarte, zabrudzone i czerwone tkaniny pokrywały metal i bladą, odmrożoną skórę. Rzymianie nigdy nie powinni się tu zjawić, w Wielkiej Brytanii. Masakra była druzgocąca, kosiarze zaczęli już schodzić się do posiłku. Każdy człowiek, który poległ w tej bitwie płonie w piekle. Mój opiekun i ja przybyliśmy za późno. Przenikliwy wiatr plątał moje włosy wokół twarzy, demonstrując barwy wojenne. Kąsał przez wełniane szaty, które zostały mi pożyczone przez rodzinę mieszkającą w pobliskiej wsi, którą Rzymianie próbowali wyrzucić. Pomysł najeźdźców był nieudany.
   Światło rozchodzące się z nieba, sprawiło że musiałam zasłonić oczy by je ochronić. Gdy blask przygasł, spojrzałam w nie. Zstąpił anioł w swojej złotej zbroi. Jaśniejąc, rozpostarł skrzydła. Jego twarz była piękna i eteryczna, jakby znajoma.  
 -Siostro – powiedział melodyjnym głosem.
Patrzyłam na niego z zakłopotaniem.
- Kim jesteś?
- Nie znasz mnie?- Jego oczy patrzyły na mnie z ciekawością, ale i politowaniem.
- Znam cię – powiedziałam, dokopując się do wspomnień będących głęboko w mojej głowie. Były dużo starsze niż moja ludzka egzystencja, bardziej zamglone i niewyraźne.
- Michał. Tak się nazywasz.
  Skinął. – Tak, Gabrielu, moja siostro. Powoli zapominasz, kim jesteś. Stajesz się coraz bardziej ludzka. I coraz trudniej cię rozpoznać. Z całym tym brudem na twarzy wyglądasz, jak zwierzę.
  Uniosłam podbródek z dumą. – To pokazuje, że jestem wojownikiem.
- To pokazuję, że jesteś człowiekiem.
   Przełknęłam i spuściłam wzrok. Nie byłam człowiekiem. Byłam… czymś innym. Byłam, jak Michał, archaniołem, ale traciłam siebie. Teraz sobie przypomniałam, że im więcej razy umierałam i ożywałam w ludzkim ciele tym traciłam archanioła w sobie.
 -Dlaczego jesteś tak daleko na północy? – zapytał Michał, jego pancerne buty wylądowały na zamarzniętej ziemi. Podszedł do mnie, a upalne ciepło chwały roztapiało śnieg wokół nas. Byłam zdeterminowana, żeby nie pokazać po sobie, że jego bliskość przeraża mnie.
 – Kosiarze podążali za armią z nadzieją o krew, ale każdy cal wyspy jest nimi wypełniony. Przybyłam tutaj, ponieważ żywią się duszami poległych żołnierzy.
Ku mojemu zdziwieniu Archanioł uśmiechnął się. – To była mądra taktyka. Przyda ci się to w przyszłości. Wiele wieków później, najpotężniejsi słudzy Lucyfera zostaną uwolnieni by stworzyć wielką armię piekieł. Musisz temu zapobiec.
- Kim są ci słudzy? – zapytałam. Wiatr zmagał się, wyjąc w moich uszach przez co trudno było cokolwiek innego usłyszeć.
  Moje widzenie stało się niewyraźne przez śnieg, który sypał coraz mocniej, szybując w powietrzu i przesłaniając jasną postać Michała.
- Znasz ich – powiedział, ale ledwo mogłam zrozumieć jego słowa. – To…
   Jednak wiatr był zbyt głośny, a śnieg zbyt gęsty. Nic nie mogłam usłyszeć oprócz tępego ryku. Czułam zimne kłucia podmuchów, a potem inny dźwięk wyrwał mnie z wspomnień.

 - Obudź się, Ellie i zrelaksuj się. – wyszeptał głos w mojej głowie. Był tak delikatny i kojący, że wzięłam długi, głęboki oddech i zapadłam się w łóżko. Miałam dużo powodów do relaksu. Będę szczęśliwa, jeśli rozluźnię się. – Jesteś bezpieczna. Spokojnie. -Wystarczyło, że słuchałam, a ciepło rozprzestrzeniało się we mnie i odsunęłam się od ciemności. Zapadłam się głębiej w pościel, nie uśmiechnięta, ale też nie zła. Tylko zadowolona.
- Ellie? – odezwał się drugi głos, znajomy i bolesny jednocześnie, usłyszałam go duszą, a nie umysłem. Otworzyłam oczy i spojrzałam w twarz Willa. Pochylił się nade mną i ciepłą ręką pogłaskał moje włosy. Jego oczy były tak jasne, że gdy w nie spojrzałam, musiałam zmrużyć oczy. Twarz miał bladą i poważną, jakby był zmęczony i przerażony. Chciałam z nim porozmawiać, powiedzieć że jesteśmy bezpieczni, ale usta nie chciały się otworzyć.
- Zerwiesz swój naszyjnik, gdy spróbujesz na kogoś się rzucić – powiedział łagodnie.
   Nie spuszczałam oczy z Willa. Chciałam sięgnąć i dotknąć go, ale moje ramiona były jakby wypełnione piaskiem i zaszyte nicią. Pochylił się nade mną i zaczął grzebać nad czymś przy mojej szyi, a potem uniósł przedmiot z mojego dekoltu. To było tak jasne, tak oślepiająco białe, że nie mogłam określić nawet kształtu. Zmrużyłam oczy przed blaskiem, ale wydawało się, że byłam jedyną osobą, której to przeszkadzało. Położył płonący obiekt za sobą i uniósł dłoń by pogłaskać mnie po twarzy.
-Jej oczy są normalne? – zapytał Nathaniel blisko mnie.
- Wraca – powiedział Will.
Cień padł na moją twarz, ale wciąż wpatrywałam się w swojego opiekuna. Nie mogłam oderwać wzroku, gdyby nawet chciała.
-Nie na długo – mruknął Nathaniel. – Nie wiem na jak długo mogę utrzymać jej umysł. Niszczy wszystko, kim jest. Nigdy nie widziałem jej w tak złym stanie. Za każdym razem wystarczyło ją uśpić i wracała do normy, gdy się obudziła. Ale teraz…
Will gładził moje włosy, odsuwając je od mojej twarzy. – Ona nadal jest tam. Wróci.
- Nie możemy pozwolić jej stracić siebie ponownie – powiedział Nathaniel. – Może nas zabić, Will. Wiesz o tym. Sam widziałeś, co zrobiła z tym demonicznym virem i prawie cię zabiła w tamtym domu. Wiem, że ją kochasz, ale musimy chronić siebie, tak samo jak ją. Lauren jest na dole, przerażona. Musimy być przygotowani by zrobić wszystko…
- Powiedziałem ci, co jestem wstanie zrobić, a co nie – Will powiedział przez zaciśnięte zęby.
-Czasami nie mamy wyboru.
- Nie mogę – powiedział. – Ona jest tylko…
- Ona jest tylko, co? – zapytał Nathaniel, przerywając mu. – Po prostu dziewczynką? Ona nie jest dziewczynką, Will. Ona jest archaniołem. W ludzkiej postaci. Każda emocja niesie ryzyko przepełnienia i może się znowu zatracić. Gabriel wie i rozumie, że gdy stanie się zbyt niebezpieczny…
- Ona nie jest Gabrielem! – Will ryknął, ale jego mocny głos nie spodobał nawet wzdrygnięcia. Byłam zbyt zaobserwowała śledzeniem linii jego twarzy, sztywności jego mięśni by zrozumień sens jego słów. Chciałam podnieść rękę i go uspokoić, ale nadal nie mogłam się ruszyć. Potem odetchnął i jego głos stał się niski i słaby. – Ona nie jest Gabrielem. Ona jest po prostu… Ellie.
Kiedy powiedział moje imię, wtopiłam się głębiej w łóżko, jakby jego głos był kołysanką. Nathaniel milczał, a Will uspokoił się po chwili i jego oczy wrócił do moich. Jego dłonie dotkały mojej twarzy ponownie, kciuk muskał moją szczękę. Moje oczy zamknęły się na chwilę.
- Musimy wrócić i posprzątać – Nathaniel powiedział. – Mamy trochę czasu zanim ktoś zauważy szkody w domu i brak ludzi.
- Jak? – Will się załamał. – Nie możemy jej tu zostawić. Co zrobimy, gdy się obudzi, a nas tu nie będzie. Gdy Laurnen tu jest. Nie możemy jej zostawić dopóki nie odzyska świadomości.
- To może potrwać kilka dni. Zostań z nią, a ja posprzątam.
Potrząsnął głową,– Nie. Nie będę w stanie zatrzymać jej, gdy się uwolni. Możesz ją uśpić, ja nie mogę i odmawiam uderzenia jej. Nigdy tego nie zrobiłem. Nathaniel, nigdy nie zabiję jej by powstrzymać ją przed zabiciem mnie. Nawet gdy traci kontrole. Nie możesz mnie prosić o to. Nie mogę tego zrobić. Nie zrobię tego. Wolę stracić życie niż skrzywdzić ją z jakiegokolwiek powodu.

 Minęła długa chwila, a ja wciąż byłam zahipnotyzowana oczami Willa. Chciałam go dotknąć, żeby go poczuć i wreszcie moje mięśnie skurczyły się, a palce wyprostowały. Jego wzrok spoczął na mojej dłoni i z trudem przełknął ślinę. Byłam zmieszana. W jego oczach czaił się strach. Dlaczego miałby się mnie bać?
- Wyjdzie z tego – powiedział Nathaniel. – Zostanę. Idź posprzątać. Książka jest w moim biurze, druga półka od dołu. Chyba było to na stronie sześćset cztery, znajdziesz tam to, co będziesz potrzebował. Pozbądź się całej krwi kosiarza. Włączając naszą. Zostaw tylko matki. Scena musi wyglądać, jak typowe zabójstwo. Rozumiesz?
Will spojrzał na niego. – Tak – syknął. – Rozumiem. Trzymaj ją w uśpieniu póki nie wrócę. Możemy spróbować później ją sprowadzić. Nie próbuj nic na własną rękę. Ona zabiję cię.
- Nie martw się o mnie. Idź.
Will przyjrzał mu się zanim popatrzył na mnie z góry. Opuszki jego palców delikatnie muskały moją skroń, pochyli się, a materac zapadł się pod nim. Pocałował mnie w policzek, nie odsuwając się szepnął:
-Kocham cię. -Dotknął swoim czołem mojego. – Proszę, nie nienawidź mnie, gdy wrócisz do mnie. Robię, co mogę.
Potem odszedł.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Moje oczy otworzyły się. Odwróciłam głowę, żeby się rozejrzeć, ale głowa pulsowała tak, że ścisnęłam powieki z bólu. Ciśnienie było tak silne, że jęknęłam i przycinałem dłonie do czoła.
-Ellie – zawołał głos.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Nathaniela chodzącego po pokoju. Ukląkł przy łóżku. Łóżku Willa. Byłam w pokoju Willa, ale jego nie było.
- Jak się czujesz?
Byłam zaskoczona zatroskaniem na jego twarzy. Też wyglądał na wyczerpanego. – Hej, Nathaniel. Czuję się okropnie, jakbym miała kaca. Piłam?
Potrząsnął głowę i odwrócił się zmartwiony, smutny. – Nie. Cieszę się, że się obudziłaś.
Skrzywiłam się. – Ja też, przynajmniej tak myślę. Czuję się dobrze. Po prostu boli mnie głowa. Co ja tutaj robię? Myślałam, że wracałam do domu.
- Ellie… - jego wzrok oddalił się ode mnie.
Potem zobaczyłam krew i kurz na moim ubraniu i skórze, jakbym się w nich kąpała. Widząc to, przypomniałam sobie, dlaczego się tu znajduję, a w moich żyłach zawrzało. Obrazy przemykały mi przez głowę, każdy przeszywając jak zimny metal, który uderzałby mnie. Moje wspomnienia z ostatniego ludzkiego wcielenia: pierzaste skrzydła splamione krwią, wiatr roznoszący pył w starożytnych miastach na jałowym krajobrazie, srebrne ostrza zderzające się ze sobą, rozrywając ciało. Moja mama. Mój ojciec. Kosiarz, który zabił ich oboje. Will próbujący mnie zatrzymać, a ja go ranię. Próbował mnie odciągnąć od ciała matki, a ja go skrzywdziłam.
- Nie – wydyszałam.
- Ellie – głos Nathaniel był spokojny i chłodny.
Pokręciłam głową, na początku słabo, a potem z furią. – Nie. Nie! Więcej wspomnień błysnęło w moim umyślę, nie mogłam ich udźwignąć wszystkich na raz. Rozdzierały mój mózg. Poderwałam się z łóżka, moje stopy dotknęły dywanu. Nathaniel poruszył się ze mną, odcinając mi dostęp do drzwi.
- Ellie, zrelaksuj się. -Jego głos był w mojej głowie, ciepły i uspakajający, ale nie. Nie!
- Moja mama – wrzasnęłam. – O mój Boże. O mój Boże. Całe moje ciało trzęsło się, przykrywała dłonią usta. To było zbyt przytłaczające, zbyt bolesne.
- Ellie, proszę – Nathaniel prosił. – Śpij, śpij!
Zignorowałam głos w głowie, jego sztuczki. – Gdzie jest Will? – zapłakałam, odpychając ręce Nathaniela, który próbował mnie dotknąć. – Gdzie on jest? Gdzie jest Will?
- Stop! Ellie, przestań natychmiast! – teraz krzyczał, rezygnując z uspokajających słów. Byłam dla niego za silna w każdej kategorii.
Pchnęłam go w klatkę piersiową, używając mocy, jego plecy uderzyły w przeciwległą ścianę. Kości trzasnęły, jęknął z bólu, ale nie patrzyłam, jak uderza o podłogę. Rzuciłam się w kierunku drzwi sypialni i weszłam na dywan w hollu. Krzyczałam imię Willa, gdy pędziłam przez korytarz, przewracając stolik, uderzyłam dłońmi w balustradę z widokiem na salon. Krzyczałam, nie zwracając uwagi na słowa, rzuciłam się w dół schodów, poślizgnęłam się na dole. Ignorując ból, podniosłam się na nogi i wbiegłam do kuchni.
Frontowe drzwi otworzył się i poczułam ciepłą obecność Willa. – Ellie!
Odwróciłam się i rzuciłam znowu w kierunku hollu. Był tam w otwartych drzwiach, jego białe skrzydła były rozłożone szeroko, jakby dopiero wylądował, jego klatka piersiowa falowała, był zdyszany. Rzuciłam się w jego ramiona, jedyne miejsce, w którym czułam się bezpieczna, jedyną rzecz którą zostawiłam. Osunęliśmy się na podłogę, gdy ja szlochałam i zawodziłam. Szepnął coś do mnie, głaszcząc moje włosy i trzymając mnie blisko, ale nie mogłam usłyszeć. Krzyczałam do mojej mamy, do mojej rodziny bez końca, aż  moje gardło i płuca paliły i stały się bezużyteczne.
Odsunęłam się od niego, wstając na nogi, otwarłam twarz, moje nogi się trzęsły. Cofnęłam się. Moje łzy zmywały krew kogoś innego na mojej twarzy. – Muszę wrócić – płakałam. – Muszę o nią dbać.
- To się już stało – Will powiedział, wstając i sięgając do mnie, jego własna ręka i głos drżały. Jego skrzydła uniosły się i rozpostarły w domu, jak tylko się dało. – Chodź do mnie. Ellie, proszę. Chodź do mnie.
- Muszę dbać o nią! –Czułam się tak histerycznie, że nie byłam pewna, czy jakiekolwiek słowo było zrozumiałe. Złapał mnie za rękę, kiedy odwróciłam się od niego. Walnęłam pięścią w jego ramie, krzyknął, ale trzymał mnie mocno. – Zostaw mnie! Pozwól mi iść do niej!
Krzyczałam i biłam go, ale zrobił unik przed ciosem i powalił mnie na podłogę. Skoczył na mnie, siadając na mnie okrakiem, przyciskając obie moje ręce nad głową, a cień jego skrzydła ukrył nas w ciemności. Jego moc wbiła mnie mocniej w podłogę, tak mocno, że ledwo mogłam się ruszyć, dużo ciemnych gwiazd pojawiło się mi przed oczami, że poczułam się jakby spadała w ciemność, dusiłam się. Krzyczałam i rzucałam głową na boki, próbując ciągnąć w dół ramiona i kopałam nogami, ale nie ruszył się ani o cal.
- Puść mnie! – krzyczałam te słowa w kółko, aż moje gardło odmówiło posłuszeństwa, wzdrygnęłam się i leżałam nieruchomo, bez tchu i cicho z wyczerpania. Moje usta się poruszały, ale nic się z nich nie wydobywało oprócz cichego płaczu.
- Ellie – jego głos był miękki i przepełniony bólem, gdy przycisnął czoło do mojego. – Ellie, proszę. Przestań. Proszę, przestań.
Zwiotczałam, szlochając, moje płuca i gardło były zdarte. Jego uścisk rozluźnił się, ale mimo tego, że przestałam z nim walczyć, nie puścił mnie. – Ellie, proszę. Proszę, przestań walczyć ze mną. Proszę przestań.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Wpatrywałam się w opuszczoną pustynię śniegu i lodu, który pokrywał jezioro na podwórku Nathaniela. Wiatr wiał okrutnie, poruszając kłębami białego puchu i rzucając go w kierunku drzew i ganku, gdzie siedziałam. Owinęłam swoje ciało kocem jeszcze mocniej, nie odsuwałam swoich włosów z swojej twarzy, gdy odwróciłam głowę. Ledwo zauważałam lodowate powietrze, ponieważ byłam już zimna w środku.
-Ellie – powiedziała Lauren, przesuwając drzwi prowadzące na ganek. – Byłaś tu wystarczająco długo dzisiaj. Zamarzniesz na śmierć.
Nie odpowiedziałam. Zawahała się zanim zamknęła drzwi za sobą. Nie minęło długo czasu i znowu się otworzyły i wyczułam Willa. Zacisnęłam mocno zęby, żeby na niego nie nakrzyczeć. Wszedł powoli na ganek i klęknął przede mną, opierając obie dłonie na bokach fotelu. Spojrzałam na niego, a on odpowiedział delikatnym spojrzeniem.
Więcej wspomnieć zalało mój mózg, a on ukrywał głowę w dłoniach, płacząc. – Odejdź – warknęłam ochryple.
- Musisz ze mną porozmawiać.
Zacisnęłam dłonie. – Mówię ci, żebyś odszedł.
Zacisnął usta w frustracji na sekundę. – Proszę, Ellie. Wejdź do środka, zanim zamarzniesz.
Warknęłam i mówiłam powoli, akcentując każde słowo, więc wiedział, że jestem śmiertelnie poważna. – Oskarżyłeś mojego prawdziwego ojca o zabójstwo matki. Jeśli nie odejdziesz ode mnie teraz, mam zamiar odciąć ci głowę od karku. Wiesz lepiej niż ktokolwiek inny, że jestem do tego zdolna.
Po długiej bolesnej chwili wstał. Zamiast patrzeć na niego, wlepiłam wzrok w deski werandy.
- Przykro mi, Ellie – powiedział, a jego głos był zimny i formalny. – Ale wszystko, co robię jest dlatego, żeby chronić cię za wszelką cenę, nawet jeśli oznacza to utratę reputacji twojego ojca. Jestem pewien, że był dobrym człowiekiem, ale przez ostatnie lata to nie był on. Jest to tragedią to, co stało się z twoją rodziną, ale nie możemy narażać naszego świata przez świat ludzi. Mam nadzieję, że pewnego dnia mi wybaczysz.
Spojrzałam w górę, aby przytrzymać jego wzrok. Nasz świat. Moja rodzina była moim światem. Ten koszmar, w którym obudziłam się w moje siedemnaste urodziny nigdy się nie skończy. Chciałam wstać i uderzyć go, krzyczeć na niego, ale nic mi dobrego to nie przyniesie. Prawdę mówiąc byłam przerażona, że pozwoliłam swoim emocją opaść. Pozwoliłam przejąć kontrolę mojej mocy po raz pierwszy od dłuższego czasu i z tego, co udało mi się poskładać w pamięci, skrzywiłam Willa i Nathaniela. Zraniłam ich strasznie i źle się z tym czułam. Ale mój żal nie był wystarczający by przebaczyć Willowi.
Jego wzrok zwężył się i tęczówki ściemniły. – Twoja matka walczyła, jak diabli o swoje życie, a ty zamierzasz swoje tak po prostu wyrzucić.
Odwrócił się i ruszył z powrotem do drzwi.
Nie poszłam za nim. Wyciągnęłam telefon. Miałam jedenaście wiadomości głosowych. Wszystkie z nich były od Kate, tylko jedna osoba wiążąca mnie z ludzkim światem. Teraz byłam tylko ja i ciemność.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`

  Pogrzeb mojej mamy odbył się we mgle. Fałszywi przyjaciele i rodzina, której nie pamiętałam brali w nim udział, składali mi kondolencje i przytulali bez cienia żalu. Wszyscy patrzyli na mnie z politowaniem, niektórzy ze strachem. Mała dziewczynka, której ojciec zabił matkę i uciekł. Kiedy podeszłam do trumny matki, wiedziałam że ją przygotowali. Nikt nie może stwierdzić, jak jej kości w karku zostały złamane, skąd ma pęknięcie czaszki i siniaki pod warstwą makijażu. Nawet pomalowali jej usta szminką. Kiedy dotknęłam jej skóry była twarda i zimna, bez miękkości i ciepła, które zawsze jej towarzyszyły. Wyglądała, jak zimna lalka ubrana w kombinezon, którego tak nie nawiedziła. Nigdy go nie nosiła, dlatego wyglądał, jakby był nowy. Myślę, że Nana wybrała go. To chore, żeby wybierać ciuchy w jakich córka zostanie pochowana. Najprawdopodobniej człowiek, który robił jej włosy i makijaż jest jeszcze gorszy. Nie byłoby tak źle, gdyby nikt nie wiedział jej śmierci oprócz mnie.
Czułam dziwne spojrzenia od osób, które oczekiwały, że będę płakać. To nie miało się stać. Nana chciała, żebym powiedziała coś na temat mamy wszystkim, ale nie mogłam tego zrobić. Nie mogłam tam stanąć i czuć te wszystkie oczy skierowane na mnie, wiedząc dokładnie co myślą. Zamiast tego Nana wstała i mówiła,  jaką miłą i hojną osobą była moja matka, jaką była dobrą córką i matką. Nana nie powiedziała nic na temat mojego ojca, co było dobrą decyzją. Tego dnia świat udawał, że on nigdy nie istniał. Nikt nie chciał o nim myśleć, ale to było oczywiste, że był we wszystkich głowach.
Mogłam wyczuć Willa na pogrzebie przez cały czas, ukrytego w Mroczni, ale tylko raz pozwolił mi się zobaczyć bez wkroczenia do tamtego wymiaru. Nie powiedziałam do niego ani słowa.
Miałam przeprowadzić się do Nany zanim zacznę naukę na studniach jesienią, ale nie byłam wstanie tego zrobić na razie. Potrzebowałam Kate. Musiałam poczuć się, jak nastolatka. Musiałam uciec od kosiarzy.
Tej nocy zwinęłam się w łóżku Kate, podciągając nogi pod brodę. Nie płakałam od nocy, kiedy mama umarła i nie chciałam zacząć od nowa. To boli za bardzo. Mama Kate wmusiła we mnie obiad, a nawet gorące kakao, ale zgodziłam się na to, bo była nieugięta. Teraz czułam mdłości i za każdym razem, gdy byłam zmęczona i chciałam zasnąć uderzały mnie straszne wspomnienia znajdujące się w ciemnej stronie mojego umysłu.
Kate pojawiła się przede mną i położyła brodę na moim ramieniu. Przytuliła i ścisnęła delikatnie. Wiedziałam, że chciała dobrze, więc nie mogłam jej ukarać za to, że była miła. Ona, jak wszyscy inni myślała, że mój ojciec zabił mamę. Dzięki Willowi i Nathanilowi.
- Znajdą go – Kate szepnęła.
Nic nie powiedziałam. Nie miałam wyboru, gdybym mogła powiedzieć jej prawdę, nie byłabym pewna czy bym nawet chciała. Dlaczego miałabym ją wprowadzić do tego okropnego świata? Nie zasłużyła na taki rodzaj kary. Ale z drugiej strony, dlaczego ja zostałam tak ukarana?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


  W domu Nany zajęłam pokój gościny, który był zbyt biały, wypełniony białymi i niebieskim meblami z drewna klonowego w stylu marynarskim. To był pokój mojej mamy, gdy dorastała, ale jej zapach i obecność dawno zniknęły. Nana poszła do mojego domu i spakowała rzeczy, które były szczególne dla mamy, Nany lub mnie. Wszystkie z nich były jeszcze w kartonach po jednej stronie pokoju, a ja patrzyłam tylko na nie odkąd tu przyjechałam. Moje ubrania były jeszcze w walizce, albo w stosach obok nich. Wieszaki w szafie były puste. Gdybym się rozpakowała i przeniosła tutaj to znaczyłoby akceptacją, że mój stary dom – wszystko odeszło na zawsze.

  Wróciłam do mojego domu, powrót był jak spacer do przeszłości, gdzie wszystko łamało moje serce od nowa. Will zatarł wszystkie dowody na to, zrobił to kosiarz, tak jak kazał Nathaniel. Nie było ciemnej plamy tam, gdzie rozdarłam kosiarza, nie było zaschniętej krwi, nie ma nic. Było tak, jakby przeszło tornado przez mój holl, jakby nikt nie umarł. Nie wiem w jaki sposób to zrobił, ale miałam przeczucie, że książkę którą wziął od Nathaniela to nie  poradnik Marthy Stewart[1]. Magia musiała być w to zaangażowana. Policja przesłuchiwała mnie nieustannie o niezgodności szkód, ale nie miałam dla nich żadnych informacji, więc zrezygnowali.
Ciche pukanie przerwało moje rozmyślania. Nana pojawiła się, jej włosy były upięte w koński ogon, a oczy – tak podobne do mojej matki i w ogóle do moich – patrzyły za okularów do czytania. – Hej, skarpie. Zejdź na kolację.
Zmusiłam się do przepraszającego uśmiechu. – Nie jestem głodna.
Spojrzała spod okularów na mnie i położyła dłoń na biodrze. – To nie była prośba. Chce cię widzieć na dole za dwie minuty.
Ciemno- szary, ogromy kot Nany, Bluebelle, tanecznym krokiem przeszedł przez drzwi i otarł się dużym tułowiem o moją nogę. Zwierzęta zawsze mnie lubiły, ale Bluebelle nie mógł się zdecydować między mruczeniem, a wyciągnięciem brzydkiej głowy w moją stronę i syknięciem. Sięgnęłam w dół, aby go pogłaskać, ale on zaatakował mnie pazurem i próbował ogryźć mi palce. Bluebelle to dupek.
- Bluebelle – Nana zawołała. – Chodź, stary zrzędo. Dwie minuty, Ellie.
Potem zniknęła. Była taka podobna to mamy w tak różnych rzeczach, w których ja nie byłam, ponieważ nie byłam z nimi związana. Kiedy spojrzałam w lustro, nie zobaczyłam nic z mojej mamy.
Mój wzrok padł na jeden na pół wypełniony karton z mojego pokoju. Wstałam z łóżka i otworzyłam pudło, żeby wyciągnąć ramkę ze zdjęciem, na którym jestem z mamą i tatą na ostatnich naszych wakacjach.
Nana zrobiła makaron, który powinien dać mi wystarczająco węglowodorów, żeby wystarczyło mi energii na noc i następny dzień, mój pierwszy dzień w szkole po powrocie. Nie byłam zainteresowana rozmową, ale ona cały czas naciskała.
- Chcesz żebym cię podwiozła do szkoły? – zapytała Nana. – Wiem, że to daleka droga, a ja nie mam nic przeciwko.
Dźgałam pory i karczochy w makaronie. – Nic mi nie będzie.
Zmarszczyła brwi. – Nie bój się przyjąć moją pomoc. Kocham cię.
- Wiem, Nana. Doceniam wszystko, co dla mnie zrobiłaś, ale chce poczuć się normalnie. Chce iść do szkoły sama, jakby to był normalny dzień.
- To jest bardzo dorosła decyzja – powiedziała. – Jestem dumna z tego, jak dobrze sobie radzisz.
Mój uśmiech zniknął. Wszystkich oszukiwałam. Byłam zła, a to wszystko było moją winą. Powinnam się domyśleć, powinnam coś zrobić, ochronić moich rodziców. Will miał rację, a ja cały czas zaprzeczałam. Byłam zbyt uparta, żeby trzymać się z dala od ludzi, których kochałam aby ich chronić. Po prostu stałam gdy ten potwór zabijał moją mamę. Wszystko to moja wina…




Rozdział 20

  Spodziewałam się spojrzeń. Szeptów. Chłodu. Nikt nie radził sobie lepiej z tym niż ja. Przechodziłam flegmatycznie przez korytarz, patrząc wprost, nie chciałam wlepiać wzroku w podłogę, jak jakiś tchórz, przytulałam do piersi książki. Wiedziałam, co wszyscy widzieli, kiedy patrzyli na mnie, bo miałam pecha i nie uniknęłam lustra w łazience, mimo usilnych prób. Wszyscy widzieli cienie pod oczami, których korektor nie zdołał zakryć i moje nieciekawe i oklapłe włosy, które straciły większość blasku, bo nic nie jadłam.
   Na literaturze patrzyłam na pustą stronę mojego otwartego zeszytu, gdy inni pisali zawzięcie. Nie mogłam się skupić, odkąd mój umysł przechowywał te wszystkie wspomnienia, moja amnezja już przeszła. Naszym zadaniem było napisanie eseju, w którym widzimy siebie za pięć lat. Bez wątpienia każdy napisał, że skończył studia, zaczął karierę, może zaręczył się albo ma już dziecko albo dwa. Ja widzę siebie martwą za pięć lat. Może za pięć miesięcy. Może za pięć dni.
Gdy wreszcie zadzwonił dzwonek, zatrzymałam się przy szafce Kate by się pożegnać.
- Może przyjedziesz do mnie – ofiarowała zatroskanym głosem. – Nie musimy się uczyć na jutrzejszy test z psychologii.
Westchnęłam i oparłam głowę o szafkę obok niej. – Może jutro. Jestem trochę zmęczona, a Nana chce mnie dzisiaj widzieć na obiedzie.
Uśmiechnęłam się ostrożnie i byłam jej wdzięczna, że nie kłóciła się ze mną. – Co sądzisz o spędzeniu kilku godzin w kręgielni jutro po szkole?
- Byłoby fajnie – powiedziałam. Wiedziałam, że muszę się zmuszać, żeby chodzić gdzieś oprócz szkoły i robić coś poza spędzaniem czasu z Naną.
- To znaczy, że idziesz? – zapytała z nadzieją w głosie, unosząc brwi.
- Tak – powiedziałam. – Pójdę.
Bawiła się kołtunem w moich włosach. – Powiedziałabyś mi, gdyby było coś nie tak, prawda?
- Tak. Obserwowała mnie swoimi zimnymi, niebieskimi oczami.
Podciągnęłam wyżej plecak na ramieniu. – Do zobaczenia jutro rano?
Uśmiechnęła się. – Oczywiście. Wiesz, że jestem do twojej dyspozycji. Będziemy mieć dużo czasu na rozmowę.
Ścisnęło się moje serce. Gdybym tylko mogła powiedzieć jej wszystko. Tak bardzo chciałam z nią porozmawiać, poopowiadać o swoim życiu, ponieważ potrzebowałam z kimś podzielić się swoimi tajemnicami. Musiałam porozmawiać z Kate, potrzebowałam jej.
Odwróciłam się i wytarłam twarz, zanim zobaczyłaby łzę, która popłynęła. – Tak. Zobaczymy się jutro.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, żwawo pomaszerowałam korytarzem zostawiając ją przy szafkach. Gdy przedostałam się przez drzwi prowadzące na parking dla uczniów, zobaczyłam ostatnią osobę, którą chciałam bym widzieć , opierającą się o przód mojego samochodu. Odepchnęłam łzy, które napłynęły mi do oczu, gdy podeszłam, czując ciekawskie spojrzenia ludzi na całym parkingu.
- Co ty tu robisz? – zapytałam, mój głos zabrzmiał ostrzej niż planowałam.
Zielone oczy Willa były spokojne, ale zmartwione, a potem błysnęły, jakby moje słowa go zabolały. Spojrzał w dół. – Chciałem się upewnić, że dzień minął bez przeszkód. Że nic ci nie jest.
Przeszłam obok niego, kierując się do drzwi kierowcy. – Żyję, prawda?
Poszedł za mną. – Nie chcę walczyć.
Wówczas uświadomiłam sobie, że nie rozmawialiśmy przez kilka dni, co było dziwne. Widywałam go każdego dnia. Byłam tak przyzwyczajana do jego obecności w moim pobliżu, że nawet gdy byłam na niego wściekła, wyczuwałam jego brak. Brakowało mi go. Brakowało mi go nawet teraz, gdy stał dwa kroki ode mnie. Ale byłam zbyt zła, żeby poddać się przez to, że tak na mnie działa.
 - Proszę, wysłuchaj mnie – Will poprosił.
Otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale on mówił dalej.
- Zrobiłem to, co musiałem. Wiem, że teraz tego nie rozumiesz i nie spodziewam się tego. Ellie, przepraszam, że cię skrzywdziłem.- Wyciągnął dłoń by dotknąć mojej twarzy, jego ciepłe palce łagodziły zimne powietrze. –Wiesz, że moim celem nigdy nie było skrzywdzenie ciebie.
Zamknęłam oczy, pochłonięta jego dotykiem. – Niezależnie od intencji – powiedziałam powoli. – Zraniłeś mnie. Nie jestem wstanie ci jeszcze wybaczyć.
Wziął moją rękę i podniósł ją do ust. Pocałował moją dłoń, a w moim brzuchu zatrzepotały motyle. Spojrzał nanią, zanim pełny bólu wzrok skierował w moje oczy. – Proszę, proszę, wybacz mi. Nie mogę znieść tego, jak na mnie patrzysz.
Oderwałam się od niego. – Porozmawiajmy w samochodzie.
Gdy usiałam, a on zajął miejsce pasażera, nastała między nami niezręczna cisza. – Miała się z nim rozwieść – wyznałam. – Miała zamiar odejść, być bezpieczna. Ale było już za późno. Przyszłam za późno by ją uratować.
- Nie obwiniaj się – wyszeptał.
Zmarszczyłam brwi i przełknęłam. – Nie ma znaczenia, że ty i reszta to powtarza. Ja i tak będę się tak czuć.
- Wiem – powiedział. – Ale to nie była twoja wina.
Jeśli kłóciłabym się dalej z nim, wpadłabym tylko w wściekłość, a ja już nie zamierzałam być na niego zła. Byłam zmęczona walką z nim.
- Rozumiesz, dlaczego to zrobiłem? – zapytał cicho.
Nie rozwinął, ale wiedziałam o co mu chodzi. – Musiał być inny sposób – powiedziałam.
- Możliwe, że był – przyznał. – Nie przeczę, że nie. Ale ja i Nathaniel podjęliśmy decyzję. Kosiarz powiedział, że zabił twojego ojca lata temu, więc nie mieliśmy jego ciała dla policji. Twój ojciec i tak byłby podejrzany. To był najbardziej logiczne i najbezpieczniejsze wyjście dla ciebie.
Spojrzałam na niego. – Mój prawdziwy ojciec był dobry, Will. On był ofiarą, a teraz cały świat myśli, że jest potworem. Nigdy nim nie był. Potworem było to, co go zabiło, a teraz ja i reszta mojej rodziny będziemy żyć z tym kłamstwem przez resztę naszych dni!
Wzięłam głęboki oddech, żeby pozbyć się gniewu z mojego głosu. – Przykro mi, że cię zraniłam. Nigdy nie chciałam skrzywdzić ciebie i Nathaniela. Nie zdawałam sobie sprawy, że to ty próbujesz mnie powstrzymać.
- Nie chciałaś mnie zabić – powiedział Will. – Broniłaś siebie i swoją matkę.
- Niezależnie od tego, czy próbowałam cię zabić, czy nie, prawie to zrobiłam. Nie mogę do tego dopuścić ponownie. Czuję się, jakby każda myśl mogła mnie wytrącić z równowagi. Wszystko jest mocniejsze. Nie mogę sobie z tym poradzić. Jestem niebezpieczna i ty o tym wiesz.
- Dasz radę sobie z tym poradzisz.
- Słyszałam, jak rozmawialiście z Nathanielem, że nigdy nie było ze mną tak źle. Że moje… oczy się zmieniły. Nathaniel powiedział, że ja-Gabriel wiedziałabym, gdybym stała się zbyt niebezpieczna…
- Nie.
- … więc musisz…
- Ellie, to nie wchodzi w rachubę.
- Ale wrócę – zapewniłam go. – Jesteś jedyną osobą na tyle silną by obronić się. Jeśli skrzywdzę kogoś innego, kto nie zdoła się obronić to będzie jedyną opcją.
- Nie – powiedział stanowczo, zaciskając szczękę, pokręcił głową i poruszył się niespokojnie na siedzeniu. – Nie. Nie mogę. Nigdy.
- Być może nie będziesz miał wyboru.
- Nie możesz mnie prosić o to. O wszystko, ale nie o to. Najpierw pozwolę się zabić.
Obserwowałam go smutno, myśląc o tym, że straciłabym go. Nie ważne, jak bardzo zła byłam i tak moje serce zabolało. Każdy z strażników zginął w bitwie, a teraz pamiętałam każdą ich śmierć, które były jak noże w sercu.
- Coś się stało tej nocy, a ja ci o tym nie powiedziałam. – powiedziałam łamiącym głosem. – Kiedy straciłam siebie, wspomnienia przyszły do mnie. Przypomniałam sobie wszystko. Spędziłam z tobą pięćset lat i zapamiętam je wszystkie.
Położył dłoń na mojej. Zmusiłam się, żeby ją zabrać, ale było to wyjątkowo trudne. Twarz Bastiana rozbłysnęła w mojej głowie, a następnie pojawili się Merodach i Celaeno. Nie mogłam stawić im czoła bez Willa. Nie mogłam uratować świata na własną rękę.
- Wychodzę jutro z Kate – powiedziałam. – Potem pójdziemy na patrol. Ale musze czuć się szczęśliwa, przynajmniej ostatni raz zanim włączę się w tryb terminatora i pójdę po Bastiana. Mam zamiar zabić ich wszystkich.
- Nigdy cię nie opuszczę.
- Potrzebuję cię tam. Ale musisz być tylko moim stróżem. Nic więcej.
- Wszystko dla ciebie. -Spojrzałam w stronę, gdzie siedział, ale już zniknął.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Tuż po szóstej następnego wieczora patrzyłam w lustro w łazience. Mój telefon leżał przy ręce na ladzie, czekając aż zadzwoni Kate. Musiałam wyluzować się dzisiaj. Nikt nie powinien zwracać na mnie uwagi. Poza tym nikogo nie powinno to obchodzić.
Usłyszałam delikatne pukanie do drzwi.
- Wejdź – zawołałam.
Nana pojawiła się z Bluebelle na rękach. Kot głośno zamiauczał, gdy przekroczyła próg. Raz w łazience najeżył się i obszedł całe pomieszczenie ocierając futrem meble, jakby chciał zaznaczyć terytorium. Zaczął ocierać się o moją nogę, ale nie mogłam go pogłaskać. Wiedziałam, że byłoby lepszym pomysłem, a na pewno mniej bolesnym przytulenie kaktusa niż dotknąć Bluebelle.
- Jak się masz, kochanie? – zapytała łagodnie Nana, jej oczy studiowały moją twarz. – Ponieważ zwykle nie nakładasz tuszu, kiedy wybierasz się do łóżka, sądzę że nadal wybierasz się z przyjaciółmi do kręgielni.
Wyciągnęłam mój róż i pędzel z mojej kosmetyczki, trzymając je między palcami. – Tak. Jeśli nie masz nic przeciwko.
Jej oczy spotkały się z moimi w lustrze. – Cieszę się, że wychodzisz. Musisz umawiać się i być sobą znowu.
I to było właśnie to. Nie wiedziałam już kim jestem. Byłam Ellie, ale byłam również Gabrielem. Jak miałabym być sobą, jeśli miałam dwie różne osoby w jednym ciele?
- Każdy mi to mówi.
- To dlatego, że cię kochają.
Dlatego, że mnie kochają. – Nana, myślisz że dziadek zrobił coś złego, żeby cię chronić? Dlatego, że cię kocha?
Jej spojrzenie w lustrze zabłysło ciekawością, ale w następnej chwili zmieniło się w sympatyczne. – Twój dziadek zrobiły wszystko dla mnie, a ja zrobiłabym wszystko dla niego.
Spojrzałam na pędzel nadal tkwiący w mojej dłonie. Bluebelle potarła futrem o moją nogę. – Nawet jeśli byłoby to coś złego?
Kiedy spojrzałam w górę, podejrzliwość wróciła do jej oczu. – Czy jest coś o czym chciałabyś porozmawiać, Ellie?
- Nie za bardzo – skłamałam. Musiałam się zmusić, żeby nie opowiedzieć wszystkiego o mojej rodzinie tu i teraz.
- Myślę, że to zależy od rodzaju zła – powiedziała, kiedy nie rozwinęłam. – Gdyby miał skrzywdzić kogoś innego, aby mnie chronić to nie. Nie chciałabym, żeby ktoś cierpiał dla mnie.
Przełknęłam. – Ale jeśli skrzywdził kogoś, kogo już nie ma, wybaczyłabyś mu?
- Czy my wciąż mówimy o dziadku?
Nie odpowiedziałam. Dla Nany już i tak wszytko było oczywiste.
Kiwnęłam głową. – Wygląda na to, że musisz się dowiedzieć, czy to co zrobił jest naprawdę takie straszne. Niektóre rzeczy trzeba zrobić, bo są konieczne, a nie dlatego że chcemy je zrobić. Życie jest trudne, więc czasami musimy podejmować trudne decyzje, aby chronić tych, których kochamy.
Spojrzałam w swoje odbicie. W głębi siebie cząstka mnie chciała być nadal wściekła na Willa, ale wiedziałam że babcia ma rację. Wróciłam do nakładania makijażu, lokując róż na policzki. Nana uśmiechnęła się do mnie w lustrze.
- Dzięki – powiedziałam i odpowiedziałam jej słabym uśmiechem.
- Do usług, kochanie. O której godzinie będziesz w domu? Nie zapomnij, że jutro masz szkołę.
 - Wrócę przed dziewiątą.
- Więc baw się dobrze – powiedziała.
- Dzięki, Nana.
- I… - zaczęła, robiąc pauzę na przemyślenie - …cokolwiek się stało… Pamiętaj, że niektóre ścieżki są łatwiejsze do wybrania, ale niekoniecznie są właściwe. Dlaczego nie weźmiesz pod uwagę alternatywę: Co by się stało, gdyby tego nie zrobił? Niektóre złe rzeczy mogą na końcu okazać się właściwe. Być może możesz mu to wybaczyć.
Mrugnęła do mnie przed wyjściem z łazienki. Słuchałam jej powolnych, oddalających się kroków, rozważając jej słowa. Wzięłam telefon, żeby zadzwonić do Kate.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


 Will wyłonił się z Mroczni i stanął koło mojego samochodu, kiedy wyszłam z domu. Miał na sobie wełniany, ciemnozielony sweter, przy którym zieleń jego oczu wydawała się jeszcze bardziej nienaturalna. Złapałam się na tym, że wpatruję się w nie dłużej niż powinnam.
- Nie muszę iść, jeśli nie chcesz – powiedział, kiedy wsiedliśmy do samochodu.
- Jesteś moim opiekunem. -Odpaliłam silnik i stoczyłam się z pojazdu. – Musisz być tam, gdzie ja jestem.
Milczał przez pewien czas, patrząc w przednią szybę. – Chcesz, żebym tu był?
- Nie bardzo – odpowiedziałam powoli, zmuszając się do wypuszczenia z siebie szczerej odpowiedzi. – Ale staram się.
Spojrzał na mnie z ukosa, przechylając lekko głowę. – Nie chcę, żebyś była nieszczęśliwa. Kiedy poczujesz się niekomfortowo, daj mi znać. Pójdę sobie.
Stłumiłam śmiech. – Spodziewasz się walki w kręgielni?
- Wiesz, co miałem na myśli – powiedział cicho.
Wiedziałam. Będą tam inni ludzie, którzy nie byli moimi przyjaciółmi i nie obchodziło ich, czy mnie zranią gapieniem się i obgadywanie mnie. Ale nie zamierzałam się tym przejmować. Wzięłam głęboki oddech i wymamrotałam: -Dziękuję.
Wziął moją ledwo słyszalną odpowiedź za znak, że nie chce więcej mówić. Kiedy dotarliśmy do kręgielni, moje nerwy były napięte i czułam ucisk w żołądku, moje ręce drżały, ale wyciągnęłam kluczyki ze stacyjki i sięgnęłam do klamki.
- Czujesz się niekomfortowo – Will zauważył, przyglądając mi się uważnie.
Skrzywiłam się. – Czuję się dobrze. Muszę to zrobić.
- Nie musisz.
– Muszę – powiedziałam, gdy wysiadłam.
Wymamrotał coś pod nosem, gdy szedł za mną do budynku, ale starałam się go zignorować.
Wewnątrz, Kate objęła mnie i ścisnęła tak mocno, że dosłownie mnie dusiła. Dźwięki zamazywały się, gdy tuliła mnie z boku na bok.
- Kate…nie mogę oddychać.
 Puściła mnie, a ja wciągnęłam całe powietrze, które zmieściło mi się w płucach. Uśmiechnęła się od ucha do ucha i praktycznie tańczyła z podniecenia. – Jestem bardzo szczęśliwa, że przyszłaś!
- O mój Boże, uspokój się – powiedziałam. – Widziałaś mnie cztery godziny temu.
Wzruszyła lekceważąco rękami. – Tak, ale nie byłam pewna, czy przyjdziesz. I zabrałaś Willa! -Złapała go za rękę i pociągnęła w objęcia. Kiedy się odsunęła, popatrzyła na niego surowo i pogroziła mu palcem przed nosem. – Lepiej bądź dla niej miły.
Posłał jej ciepły uśmiech. – Postaram się.
- Dobrze – Kate powiedziała ostro, odwróciła się do mnie i złapała mnie za rękę. -  Chodźmy się zabawić. Wszyscy czekają na ciebie.
Pociągnęła mnie w kierunku tłumu ludzki kłębiącego się przy jednym torze. Reszta moich znajomych była przy Rachel, która rzuciła kule w rynnę. Jej chłopak, Evan, przytulił ją, kiedy się żachnęła i pocałował ją w policzek. Wybrałam purpurową kule do kręgi i rzuciłam. Ku mojemu zdziwieniu, nie poszło mi tak źle. Po ukończeniu mojej kolejki, patrzyłam, przygryzając wewnętrzną stronę policzka powstrzymując uśmiech, jak Kate zmusza Willa do zagrania. Trzymał kulę niezgrabnie, jakby nigdy wcześniej tego nie robił.
- Ostrożnie! – zawołałam do niego i usiadłam na ławce. Jeśli rzuci kulę z normalną siłą, zrobi dziurę w podłodze, ewentualnie w ścianie i może jeszcze trafi w kogoś. Trafił w rynnę, nie byłam w szoku. Kręgle nie były czymś, co można by oczekiwać, żeby było umiejętnością Willa. Różne sztuki walki, walka mieczem, gry wideo, całowanie; we wszystkim z tych rzeczy był wspaniały. Kręgle? Cóż… każdy ma swoje granice.
- Następny razem pójdzie ci lepiej – zapewniła Kate z politowaniem w głosie.
Wzruszył ramionami i usiadł koło mnie. Kiedy uśmiechnął się do mnie, poczułam przypływ szczęścia. Wełniany sweter był ciepły, kiedy musnęł moje ramię, a moje serce zabiło mocniej. Doceniałam, jak bardzo się starał. Kręgle z przyjaciółmi. To było takie głupie, a on tu był. Po tym wszystkim, co się wydarzyło.
- Bracie – powiedział London, kiedy pojawił się przed nami z rękami skrzyżowanymi na piersi. Popatrzył na Willa z niedowierzaniem. – Jesteś tak zły jak Rachel. A uwierz mi to wyczyn.
Twarz Willa pozostała niewzruszona. – Sorry, ale nigdy nie byłam wcześniej na kręglach.
London zadrwił. – Mówisz poważnie? Wszyscy w Ameryce przynajmniej raz w życiu byli na torze.
Will wzruszył ramionami, usta miał zaciśnięte. – Nigdy nie miałem okazji.
- Chcesz, żebym ci pokazał, jak grać i jednocześnie nie wyglądać, jak dziwadło?
Will zamrugał zaskoczony. Wydawało mi się, że zastanawia się nad ofertą Londona, zanim popatrzył na mnie. Posłałam mu uśmiech otuchy.
- Dobrze – powiedział Will. Wstał i pozwolił Londonowi nauczyć się, jak trzymać piłkę i rzucać nią. Po kilku radach Will trafił w cztery kręgle.
- Świetnie! – krzyknął London i podniósł rękę, żeby dać piątkę Willowi. Will po prostu patrzył się na niego, a ja się śmiałam. Następnie powoli, nieśmiało podniósł swoją rękę i London uderzył w nią.
Nagle Will drgnął, w tej samej chwili poczułam przypływ energii i mocy, który wpadł do budynku, jak powódź uwolniona przez pękniętą tamę. Ava i Sabina. Ich włosy były rozwiane, a policzki zaczerwienione, jakby dopiero wyszły z Mroczni. Sabina przytrzymywała rękę do piersi. Gdy fiołkowo-niebieskie oczy Avy spostrzegły nas, pomachała nam i skierowała się do mroczniejszej części budynku. Ona i Sabina wyglądały na mocno zdenerwowane.
- Co się stało? – zapytał Will, ciemne brwi zmarszczył z niepokojem.
Ava położyła dłonie na biodrach i wypięła je. – Spotkaliśmy się z  Merodach i Kelaeno. Sabina została ranna.
Moja dłoń zakryła usta. – Wszystko w porządku?
Sabina zacisnęła usta. – Leczę się. Moja ręka była roztrzaskana. Kelaeno jest taka silna, a Merodach zachowuję się, jakby nie czuł bólu. Tylko atakuje.
Zauważyłam dziurę w skórzanej kurtce Avy, która nie była zrobiona specjalne, tak jak te na plecach na skrzydła. Wciąż wilgotna krew barwiła tkaninę pod kurtką. – Dobrze się czujesz, Ava?
Posłałam mi przelotne, nonszalanckie spojrzenie. – Wszystko dobrze. Jestem po prostu zmęczona.
- Co się dokładnie stało? – zapytał Will poważnym głosem. Mógł się przemienić zawsze w profesjonalnego wojownika.
- Zostałyśmy zaatakowane – wyjaśniła Ava. – Dali nam jasno do zrozumienia, że ciebie szukają, Ellie.
Moja krew zastygła i delikatna dłoń na plecach niewiele pomogła, żeby mnie uspokoić. Więc Merodak i Kelaeno zabierają się za mnie. – Czy to oznacza, że znaleźli to, co potrzebowali?
Sabina wymieniła spojrzenie z Avą. – Przypuszczamy, że tak.
Spojrzałam na Willa, panika przemawiała przeze mnie. – Co robimy?
Skrzywił się. – Nie chcę, żebyś się martwiła o to. Nie potrzebujesz więcej stresu w tej chwili.
Prawie się roześmiałam. – Poluje na mnie dwójka demonicznych kosiarzy, którzy mają tysiąc lat. To trochę inna sytuacja niż Ragnuk, który próbował mnie zabić. Jak mogę się tym nie martwić?
Sięgnął ręką w moim kierunku. – Ellie…
Panika mnie zaślepiła, musiałam uciec od kosiarzy. Odsunęłam się od zasięgu jego rąk i skierowałam się do otoczenia przyjaciół. – Czuję się dobrze. Po prostu… zostaw mnie na chwilę w spokoju. -Słyszałam jego pięść uderzającą o ścianę, ale nie odwróciłam się. Kiedy wróciłam do swoich znajomych, Chris położył rękę na moim ramieniu, patrząc na Avę i Sabinę.  – Kim one są? – zapytał. – Czy to przyjaciółki Willa?
Spojrzałam na niego podejrzliwe. – Tak. Dlaczego pytasz?
- Są gorące. – Nie, tylko nie znowu. Co jest z moimi przyjaciółmi i tymi kosiarzami?
- Są lesbijkami – powiedziałam. – Nie przejmuj się.
Chris uśmiechnął się głupkowato. – Super.
Przewróciłam oczami i spojrzałam przez ramie na kosiarzy. Will mówił szybko do Avy i Sabiny, które słuchały w milczeniu. Sądząc po frustracji i smutku wypisanego na twarzy Avy, domyśliłam się że nie rozmawiają już o Merodak i Kelaeno, ale o mnie.
Demoniczni kosiarze byli teraz mniej ważnejsi ode mnie. Zabiłam nycteridae zatrudnionego przez Zastana i teraz wysyła silniejszych, tak jak mówił Cadan. Wiedziałam, że moja rodzina jest w niebezpieczna, ale byłam zbyt samolubna, żeby  coś z tym zrobić i poświęcić moje życie społeczne. Pozostali mi tylko przyjaciele, a ja tu byłam i doskonale sobie zdawałam sprawę, że jestem w niebezpieczeństwie i swoją obecnością sprawiam, że oni też nie są bezpieczni.
Rozejrzałam się wokół uśmiechniętych twarzy moich przyjaciół, którzy opierali się o ścianę, mając w rękach kule do gry w kręgle. Nie wiem, co ja to robię. Chwyciłam torebkę i zwróciłam buty do kręgli na swoje tenisówki. Kiedy odchodziłam, zignorowałam szloch i ukłucie nudności w brzuchu. Ucisk w żołądku wzmocnił się, więc pobiegłam do łazienki, żeby nie zwymiotować na oczach wszystkich. Wpadłam do kabiny i zamknęłam za sobą drzwi. Zamiast zwymiotować, usiadłam na sedesie i zakryłam dłońmi twarz. Wzięłam głębokie, długie oddechy, żeby się nie rozpłakać.
Nie chciałam skrzywdzić już żadnych ludzi, których kochałam. Byłam celem i wszędzie tam, gdzie się znajdowałam, mogła rozpętać się bitwa. Jeśli tylko byłabym…
Drzwi łazienki otworzył się, a kroki odbijały się od ścian. Zaszeleściły i skierowały się do umywalki.
- Wariatka na pewno – powiedziała jedna dziewczyna.
Druga dziewczyna roześmiała się. – Skąd wiesz? Chociaż raz z nią rozmawiałaś?
- No cóż, jej ojciec zabił jej matkę – pierwsza dziewczyna powiedziała. – Szaleństwo jest genetyczne.
Przełknęłam ciężko ślinę i poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy, a puls rozsadzam moją czaszkę.
- To naprawdę się wydarzyło? – spytała trzecia dziewczyna z niedowierzaniem.
- O, tak. Mój tata jest policjantem, a oni szukają jej taty. Mówił, że rozmawiali z FBI. To coś poważnego.
Druga dziewczyna przeciągle zagwizdała. – Wow.
- Jak ma na imię? Emily, czy jakoś tak?
- Ellie Monroe. Ona jest tą dziewczyną, która źle się poczuła na urodzinach i gdy wracała samochodem to wjechała w swój dom i prawie umarła, czy coś takiego. A jej rodzice po prostu kupili jej nowy samochód, żeby zastąpić ten który zniszczyła, taka jest zepsuta. Jeśli o mnie chodzi, to uważam że to właśnie przez nią jej ojciec zabił matkę. Prawdopodobnie popełnił samobójstwo. Nie można go o to winić.
Mój żołądek przewrócił się, ale nic z niego nie wychodziło. Jeszcze się nie rozpłakałam, ale jeśli zostałabym tak dłużej to zaczęłabym krzyczeć. Skoczyłam na stopy, zdezorientowana, próbowałam otworzył zamek, zanim się podałam i wyłamałam go, otwierając drzwi. Wybiegłam z kabiny i przebiegłam obok tych dziewczyn. Zapadło im dech w piersi z zaskoczenia, ale potem zaczęły krzyczeć za mną, ale nie zareagowałam. Nie była w stanie trzymać głowy wysoko. Nie mogłam patrzeć na żadną twarz.
Kiedy wyszłam z łazienki, tłum i muzyka przyprawiały mnie o zawrót głowy. Miałam komplety mętlik. Musiałam się  stamtąd wydostać. Gdyby Merodak i Kelaeno znaleźli mnie w takim stanie, nie byłabym zdolna do walki i ochrony przyjaciół. Mogłabym zabić Willa.
Miałam przerażające myśli: Demoniczni kosiarze mogli śledzić Avę i Sabinę. Ava prawdopodobnie była mądrzejsza, ale nie mogłam podjąć ryzyka. Nie mogłam pozostać tutaj dłużej i pozwolić zabić tych, których kochałam, nawet nieznajomych i te paskudne dziewczyny. Musiałam wyjść.
,,Życie jest trudne, ale czasami musimy podejmować trudne decyzje, aby chronić tych, których kochamy” – Nana powiedziała mi to wcześniej tego wieczora. Miała absolutną rację. To był czas dla mnie, żeby podjąć trudną decyzję, nieważne czy dobrą lub złą. W tej chwili czułam, że to słuszny wybór.
Ujrzałam kątem oka Willa. Był przy ścianie, ale stał na palcach z szeroko otwartymi oczami i ustami przepełniony fizycznym bólem, jakby ktoś go uderzył młotem w klatkę piersiową. Zatrzymałam się w tłumie, patrząc niego, kiedy próbował stanąć wyżej, na dłoń Avy położoną na jego ramieniu i jej słowa pełne obawy. Odepchnął ją i spróbował się jeszcze bardziej wyprostować, patrząc dziko ponad głowami moich kolegów i koleżanek, szukając mnie. Mknął wzrokiem przez tłum, obracając się w każdym kierunku i wołając mnie przerażonym głosem. Patrzyłam na niego, zakłopotana, a prawda tego czego byłam świadkiem uderzyła mnie, jak ciężarówka. Zawsze wiedział, kiedy byłam zdenerwowana lub cierpiałam. Nasza więź, magia umieszczona w jego tatuażach wiążących go ze mną. Więź, która zawsze pozwalała mu wiedzieć, co czuję. On zawsze wiedział, że mnie boli, bo moje cierpienie sprawiało, że też je odczuwał. Agonię, którą czułam wylewającą się od niego, cierpiał, a ja czułam ty emocjonalnie. Ja mu to zrobiłam. Sprawiłam mu ból. Byłam rakiem, chorobą, na którą chorowali wszyscy, których znałam i kochałam.
Schowałam się za ścianą, zanim mnie zobaczył. Wzięłam głęboki oddech i skumulowałam moc i wykorzystałam ją, żeby nie mógł mnie wyczuć. Tłumiąc moją moc, mogłam ją ukryć przed nim i jednocześnie siebie. Nie chciałam, żeby mnie śledził.
Trzymałam głowę nisko, włosy osłaniały mi twarz, gdy torowałam sobie drogę przed tłum do drzwi. Dostałam się do samochodu i odjechałam.
Sama.


          Rozdział  21     


  Byłam sparaliżowana, kiedy jechałam do Nany bez zamiaru powrotu. Weszłam do domu tak cicho, jak potrafiłam i skierowałam się do mojego pokoju. Moja walizka praktycznie nie była wypakowana, więc włożyłam do niej kilka rzeczy i wróciłam do samochodu. Pojechałam gdzieś, gdzie wiedziałam, że nikt mnie nie znajdzie – do północnej część miasta, parku, gdzie pojechałam z rodzicami, kiedy byłam mała. Było tu pusto w środku zimy, a po zmroku mogłam uniknąć wzroku kogokolwiek, zwłaszcza ludźmi. Zaparkowałam auto na dużym parkingu przy sklepie spożywczym, gdzie było bezpiecznie i wyszłam na lekko padający śnieg, samotna na ulicy. Rozkoszowałam się samotnością i nie obchodziło mnie, że było zimno. Kiedy dotarłam do parku, usiałam na żelaznej ławce pokrytej śniegiem pod drzewem i jedną latarnią. Opadłam i od razu zaczęłam płakać. - Zaskakujące – powiedział głos. Drgnęłam zaskoczona i spojrzałam w górę, żeby zobaczyć Cadana stojącego obok mnie. Otarłam twarz rękawem i niegodnie damie pociągnęłam nosem. Zerknęłam na niego i zobaczyłam, że patrzy na mnie z przechyloną głową z zaciekawieniem.  – Czego chcesz? - Czy ty w ogóle miałaś plan, kiedy uciekałaś? – zapytał. – Gdzie chcesz iść? Czy ty masz gdzie pójść? Warknęłam i wytarłam świeże łzy zanim zamarzły na mojej twarzy. - Nic nie wiesz. - Nie jest tajemnicą, że jesteś bardzo zdenerwowana – powiedział, gdy siadał obok mnie. – A nigdzie w pobliżu nie wyczuwam obecność twojego opiekuna. To nie jest dobry znak. - To nic – warknęłam i wbiłam wzrok w ziemię. – Możesz odejść. - Nie sadze. - To był rozkaz. Nie pytałam cię o zdanie. - To na mnie nie działa, kochanie. Nie jestem twoim ochroniarzem. - Dzięki Bogu. Spodziewałam się riposty, ale on tylko spojrzał na mnie. – Nie przyszedłem tutaj, żeby z tobą walczyć – powiedział. - I nie przyszedłem po to, żeby cię zobaczyć. Posłał mi cierpliwe spojrzenie. Zdawał się wiedzieć o mojej niechęci i że nie byłam w nastroju na jego żarty. Przynajmniej był inteligentny. – Przykro mi, Ellie. Wiem, co się stało. - Wiesz główno.
Zmrużył oczy, w których błysnął ogień. – Nie mów do mnie, jakby był idiotą. Surowość w jego głosie zaskoczyła mnie. Nie spodziewałam się, że powie coś takiego. Możliwe, że na to zasłużyłam. Moje jelito zakręciło się z złości na myśl o kosiarzach czyhających za moimi plecami. - Przyszedłeś, żeby tym się chełpić? - Nie jestem twoim wrogiem, Ellie. - Naprawdę? Milczał. Zacisnęłam zęby. Część mnie chciała z nim walczyć, ale nie zmniejszyłoby to mojej chęci zemszczenia się. – Po co więc jesteś tutaj, skoro wiesz, co mnie tak zdenerwowało? Chcesz jeszcze powiedzieć, jak ci jest przykro, czy masz inny prezent od Bastiana? Wzdrygnął się i jego wzrok załamał się. – Nie miałam z tym nic wspólnego. Ja nawet nie wiedziałem o tym. Gdyby o tym wiedział, robiłbym wszystko, żeby zapobiec temu. Staram się pomóc. - Nie masz ze wszystkim nic wspólnego, tak? – rzuciłam bezdusznie. - Nie miałem nic wspólnego z tym głównem, wiesz? Spojrzałam na niego, moje usta rozchyliły się w szoku. Miał czelność mówić do mnie w taki sposób? Jego oczy był jasne i lśniące, uczciwe. – Twojemu psu ochronnemu może być obojętne, że go poniżasz i mówisz do niego z wyższością. - Nie mówią do Willa z wyższością. - Tak? – wyciągnął ręce do góry. – Jesteś tego pewna? Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć mu ostro, ale nie wiedziałam co. - Przykro mi – powiedział Cadan. Westchnęłam. Nie mogłam być na niego zła, bo on miał rację po tym wszystkim. – W porządku. To i tak wszystko moja wina. - Nie prawda. Winę ponoszę ci, którzy chcą zniszczyć ten świat i wszystkim na nim. - Udało mi się sprawdzić, że Will mnie nienawidzi – mruknęłam. – Jestem pewna, że moja babia myśli, że jestem przestępczynią. Lauren kamienieje ze strachu na mój widok, a Nathaniel myśli, że się załamie i zabije ich wszystkich. Prawdopodobnie ma rację. - Nie – powiedział. – Nie jesteś szalona. Prychnęłam. – Nie widziałeś mnie. - Nadal cię podziwiam za to, kim jesteś. - Pośpieszyłeś się z tym wyznaniem. Uśmiechnął się. – Wszyscy mamy jakieś wady. - Niedoskonałości innych zwykle nie powodują utraty kontroli nad sobą i próby zabicia ludzi, których się kocha.
Milczał przez moment. – Miałaś dużo odczyniania z ludźmi. Nie jesteś taka, jak oni. Nikt inny nie ma takiego daru, jak ty i nie jest tym, kim ty jesteś. Zmieniasz się, żeby dopasować się do otaczającego cię świata. - To nie usprawiedliwia mojego braku kontroli nad sobą. Nie ma usprawiedliwienia dla krzywdzenia niewinnych ludzi. - To prawda, ale musimy spróbować zrozumieć cię – powiedział z zamyśleniem. – Jesteś istotą z dwóch światów, Nieba i Ziemi. To sprawia, że twoja moc jest nieograniczona. Nie jest pytaniem, czy możesz kontrolować swoją energię. Twoje ciało jest ludzie, a moc anielska – najpotężniejsza, jaką stworzono. To rodzaj konfliktu. Archanioł nigdy nie miał żyć, jako ludzka dziewczynka. To co powiedział było prawie identyczne z tym, co powiedział mi Michał, gdy zapytałam go, dlaczego zatraciłam się w emocjach i w mojej mocy. Może on i Cadan mieli rację. – Coś jest nie tak ze mną. - Nie – powiedział cicho, przesuwając się do przodu, aby dotknąć palcami mojej szczęki i brody. Gest kojący w lodowatym zimnie, jego ręka była zaskakująco ciepła. Zimno nie wpływało na kosiarzy. – Nic nie jest źle z tobą. Przez twoje kolejne wcielenia, twoja ludzka natura była silniejsza. Twoja ludzka namiętność bierze górę nad anielskim dziedzictwem, a nie sądzę, żeby wiedziała jak używać całą mocą archanioła. Kiedy zrozumiesz dwie swoje strony, będziesz nie do powstrzymania. Popatrzyłam na niego. – Jeśli Bastan najpierw nie znajdzie sposobu, żeby mniszyć moją duszę. - Przeprasza za to, co tobie zrobił – powiedział Cadan. – Za wszystko, co tobie zrobił. Nie jestem pewien, czy jestem wystarczająco silny, żeby go zabić, ale dla ciebie chciałbym spróbować. - Nie proszę cię o to. Wypuścił głęboki oddech. – Ale czuję się odpowiedzialny. Powinienem był zrobić coś wcześniej – powiedział z powagą. – Chciałbym wiedzieć, że nie należę do tych okropnych istot, które tylko niszy. Może wszystko się zmieni. - Nie sądzę, żeby Bastian wysłuchał cię, gdybyś próbował przemówić mu do rozsądku. On chce mnie zabić na dobre. Śmiertelnie się na to nastawił. Wybacz mi moją chorą grę słów. Boże, drwie ze swojej śmierci. Jestem totalnie popieprzona. Potrząsnął głową. – Nie rozumiesz. - Rozumiem, Ca… - On jest moim ojcem. Popatrzyłam na niego, nie wiedząc, czy dobrze zrozumiałam to, co on powiedział. – Co? To było wszystko, co zdołałam wydusić. - Bastaian – powiedział Cadan. – On jest moim ojcem. - Oh.
Podniósł rękę ostrożnie i studiował moją skórę, dotykając każdego z moich palców z łagodnością, która oczarowała mnie. Moje palce były mniej zdrętwiałe zimne przez sekundę. Nie mogłam odwrócić wzroku, chociaż wiedziałam, że nie powinnam mu pozwolić dotykać siebie w ten sposób. Ale z jakiegoś powodu to było pocieszające. - Powinienem ci powiedzieć o tym wcześniej – powiedział. – Jednak bałem się, że z tego powodu będziesz się bała mi zaufać. Nie mówiłam nic przez chwilę, tylko przetwarzałam to, co usłyszałam. – On cię zabiję za pomoc mi? – zapytałam. – Pomimo, że to twój ojciec? - Oczywiście. Spojrzałam w górę, żeby popatrzeć mu w oczy. Ogniste plamki tańczyły w jego oczach i migotały, jak światło słoneczne, która odbijało się od płatków śniegu. Nie rozumiałam, jak zło i ciemno mogło stworzyć coś tak pięknego i miłego. Cadan wcale nie był nieszkodliwy, ale był dla mnie delikatny. Ufałam mu. - Nie zdradzę cię – powiedział. – Nigdy cię nie zdradzę. - Faceci w moim życiu mają zbyt dużo sekretów – powiedziałam zdystansowana. Roześmiał się i dotknął wierzchem dłoni mojego policzka. Wydawało mi się, że wykorzystywał każdą okazję, żeby mnie dotknąć. Czułam się okropnie, bo sprawiało mi to przyjemność. – Może jesteś mało pojętna? - Możliwe – powiedziałam i otarłam łzę spod oka. – Wy zawsze mącicie mi w głowie. Cadan uśmiechnął się ciepło i sentymentalnie. – Nigdy nie sądziłem, że taka będziesz. - Jaka? - Słyszałem historie o tobie – powiedział. – O twojej bezwzględności i przemocy. Ale ty jesteś tylko dziewczyną, bardzo piękną i wrażliwą dziewczyną. Określenie pięknej mogło być, ale na słabą nie mogłam sobie pozwolić. – Dzięki, ale nie jestem wrażliwa. - Jesteś – upierał się cicho. – Myślę, że to dlatego tak mnie ciągnie do ciebie. Jestem całkowicie zachwycony. Jesteś niewinna w przeciwieństwie do bestieii, którą uważasz, że jesteś. Ellie, masz w sobie tę miękkość, że nigdy nawet nie pomyślałem, żeby cię skrzywdzić. To tak, jakby zdeptać kwiatek. Jaki jest sens? Prawie się roześmiałam. – Sens? Co z faktem, że zabijam demonicznych kosiarzy? Dlaczego przez to nie chcesz mnie zniszczyć? - Nigdy nie próbowałaś mnie zabić. Jego wypowiedź była, jak stwierdzenie faktu, jakbyśmy rozmawiali o czymś przyziemnym, jak pogoda. - Dlaczego mnie ocaliłeś przed Ivar? – zapytałam. – Dlaczego ją zabiłeś skoro jesteście po tej samej stronie? Wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze. – Bo wróciłaby do Bastiana i powiedziała mu, że się z tobą spotykam. Podejrzewa już wystarczająco bardzo.
- Ale Ivar była w tobie zakochana – powiedziałam. – Jestem pewna, że byłaby cicho, gdybyś ją o to poprosił. Potrząsnął głową. – Nie. Ona nigdy by nie zrezygnowała z możliwości przypodobania się Bastionowi. Nigdy nie darzyła miłością nikogo, a szczególnie mnie. - Bo jest demoniczna? – zapytałam. – Jeśli to jest powód to jestem ciekawa, dlaczego jesteś dla mnie taki dobry. Pochylił się w moim kierunku i oparł łokieć i oparcie ławki. – Nie jestem taki, jak myślisz. - Co to znaczy? – zapytałam, bardzo świadoma, że jesteśmy tylko o cal od siebie. Jego uśmiech był łagodny i ciepły, jak biała czekolada roztopiona w moim dłoniach. Odgarnął moje włosy z ramion. Płatki śniegu lądował na moje włosy, plącząc je. – Jesteś w niebezpieczeństwie bez swojego opiekuna. - Potrafię zadbać o siebie – odpowiedziała, zdając sobie sprawę, że próbuję uniknąć pytania. - Trzeba przyznać, że to jest dużo łatwiejsze, kiedy on jest z tobą – zauważył, jego oczy patrzyły na nagą skórą, odsłoniętą po tym jak odsunął moje włosy. - Dlaczego tak mówisz? Nienawidzisz Willa. - Nie nienawidzę go. Cadan dumał, skupiając się na każdym słowie, jakby chciał poczuć ich smak. – On też jest w tobie zakochany. Zamarłam i spojrzałam na niego, ale on nadal patrzył na moją szyję, nie na twarz. Nie przypuszczałam, że on wstrzymuję oddech przez ten cały czas. Jego ciało napinało się coraz bardziej, kiedy moje oczy wciąż były w niego wlepione, aż w końcu przełknął ślinę i spojrzał mi w oczy. Spojrzenie, które mi posłał było mieszanką wstydu i akceptacji. Wiedział, że zrozumiałam, co mi powiedział, ale nie widziałam żalu na jego twarzy. - To nie jest bardzo mądre z twojej strony – powiedziałam powoli. Jego usta wygięły się zmysłowo, a palce musnęły szczękę, kiedy spojrzał na moje usta. – Mogłem zrobić coś gorszego. Z tymi słowami jego pewność siebie wróciła. Ledwo zauważyłam, że padało coraz więcej śniegu w ogól nas. – Co może być gorszego od miłości do wroga? - Współpraca z nim. Nagle poczułam go jeszcze bliżej siebie, chociaż nie poruszył się. Jego zapach i ciepło owinęły się w ogół mnie, bycie z nim na ławce było takie bezpieczne i dobre. Jego usta były niecałe sześć cali od moich, a moje serce biło coraz szybciej i szybciej. Jego oczy był tak jasne, że prawie musiał odwrócić wzrok. Spojrzenie kosiarzy było dziwne, pokazywały ich emocje tak wyraźnie. - Prawda – odetchnęłam i przełknęłam. Wiedziałam, co chce zrobić i nie byłam do końca pewna, czy tego nie chce. – Ale Cadan…
Jego dłoń dotykała mojego policzka, a palce wplotły się w moje włosy. Jego wzrok studiował każdy centymetr mojej twarzy, jakby szukając jakiegoś znaku, że ma się zatrzymać. Pochylił się tak blisko, że jego oddech na moich ustach trafiał do mojej klatki piersiowej. - Cadan, nie mogę. Twarz Willa błysnęła w mojej głowie i przypominałam sobie o mojej skórze, która płonęła za każdym razem, kiedy mnie dotykał, a teraz robił to Cadan. Odkleiłam się od niego, a on spojrzał na mnie z bólem w oczach. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale słowa uformowały się dopiero po chwili. - To był straszny pomysł – powiedział prawie bez tchu. – Jestem nawalony. - Cadan – powiedziałam, nie mając pojęcia, co mam dodać. Demoniczny kosiarz właśnie próbował mnie pocałować. Nie znałam go dobrze, ale mu ufałam. Czasami coś w nim przypominało mi Willa, ale w tym samym czasie, nie byli w ogóle do siebie podobni. Obaj byli swoimi przeciwieństwami, jak bardzo tylko się da. Will był ciemnością, siłą i determinacją, a Cadan był, jak światło słoneczne. Świeże i złote. A teraz potrzebowałam w swoim życiu czegoś więcej niż ciemność. Posłał mi smutny wzrok, że wyciągnęłam rękę i pogładziłam go po policzku, uchu i jego jedwabnych włosach by upewnić się, że naprawdę nie są ze złota. – Nie mogę cię mieć, prawda? – wyszeptał. Zmarszczyłam brwi. – Cadan… - Jeśli będziesz wymawiać moje imię codziennie aż do mojej śmierci – powiedział z delikatnym uśmiechem – nawet najgorszy koniec będzie radosny. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. Opuścił głowę, aż spoczęła na moim ramieniu, a ja pogłaskałam go po włosach. To wszystko był bardzo dziwne, ale zarazem pocieszające. Mimo tego, że potrzebowałam jego dobroci, miałam wrażenie, że to on mnie bardziej potrzebował. Podtrzymywałam go, czując jego oddech na moim ramieniu pod płaszczem, czułam jego lekką dłoń na moim ręce. To jest Cadan. Myśli przebiegał mi przez głowę sto razy szybciej niż zwykle, a nadal nie mogłam ich pojąć. Syn Bastiana. Usiadł i spojrzał mi w oczy, głęboki, wiercącym wzrokiem. – Zrobię wszystko dla ciebie – powiedział, jego głos był ochrypły i miły. – Zabiję, Bastiana. Nawet zostawię cię w spokoju, jeśli chcesz. Odetchnęłam. – Nie wiem, czego chce. Uśmiechnął się. – Ja też. Studiowałam jego twarz przez chwile bez słowa. Tym razem bycie z nim było tym, co właśnie potrzebowałam. – Dziękuję, Cadan. Uratowałeś mnie dziś wieczorem. - Wracaj do swojego opiekuna – powiedział Cadan, jego uśmiech był słaby, tęskny.
Nie chciałam, ale miał rację. Gdybym umarła, nie robiąc nic z tym okropnym bałaganem to śmierć moich rodziców poszłaby na marne. Will cierpiałby na darmo. Nie mogłam jego i Nany zawieść. Wstałam i stanęłam przed Cadanem, patrząc mu prosto w twarz. Przebiegłam dłonią po jego włosach, a on zamknął oczy na tę chwilę. – Żegnaj, Cadan. Jego oczy otworzył się ponownie, błyszcząc jasno w ciemności. – Żegna, Ellie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Szłam powoli do miejsca, gdzie zaparkowałam. Teraz, gdy znowu byłam sama już tego nie chciałam. To co wydarzyło się z Cadanem sprawiło, że moje myśli kłębiły się. Pojawił się w idealnym momencie i pomógł mi, ale nie był Willem. Mimo wszystko, Will w jedynym, którego kochałam. W tym momencie, kiedy o nim pomyślałam, jego głos odbił się w moich uszach. - Ellie! Odwróciłam się i zobaczyłam go, biegnącego po ulicy pokrytej śniegiem w moim kierunku. Podniósł mnie mocno w ramiona i obrócił w powiewie radości i tęsknoty. Czułam każdy kontur jego znajomego, ciepłego ciała przez jego wełniany sweter. Przebiegłam moimi palcami po jego plecach, śledząc każdą nierówność i powierzchnię, zapamiętując każdą część. Miał dziury w swetrze przez które wysunęły się skrzydła. Wsunęłam przez nie palce, dotykając jego nagiej skóry i zaciskając powieki. - Boże, myślałem że odeszłaś – powiedział ochrypłym głosem. Myślałem, że cię zabili. Nie mogłem nigdzie cię wyczuć. Wydawało mi się, że umierasz. A potem znalazłem porzucony samochód. Ellie, myślałem że cię straciłem. - Czuję się dobrze – powiedziałam, mój głos był marny. – Naprawdę. Żadnych ran, obiecuję. Zamarł nagle i posłał mi dziwne spojrzenie. Następnie jego twarz zasmuciła się. W tym momencie wiedziałam, że wyczuł Cadana na mnie. – Dlaczego nie mogłem cię znaleźć? – zapytał. – Gdzie ukryłaś się przede mną. Ból w jego głosie sprawił, że poczułam się, jak najgorszy człowiek. – Przepraszam, Will. Musiałam pobyć sama. Nie zapytał o Cadana. Wiedział, ale siedział cicho. Nie zamierzał mnie osądzać. Nigdy tego nie robił. Był doskonały i kochałam go tak bardzo, aż to bolało. Znowu zaczęłam płakać. – Tak mi przykro – łkałam ledwie zrozumiale. Przysunął mnie bliżej i zaczął szeptać w moje włosy: - Wszystko jest okej. Będzie dobrze. Proszę, nie płacz. - Dlaczego ty zawsze na mnie czekasz? – wyjąkałam, szczękając zębami. – Cały czas tylko uciekam od wszystkiego, od ciebie. Dlaczego jesteś taki cierpliwy i znosisz cały ten bój bez ani jednego zająknięcia?
- Ellie… - spojrzał w dół i wziął mnie za ręce, badając je. Skrzywił się i potarł je. – Zamarzasz. Twoje dłonie są zimne, jak lód. Podniósł ręce i przycisnął je do ust, zamykając oczy i wydychając ciepłe powietrze, które łaskotało moje palce. Wszystko we mnie topił. - Jestem zmęczona – powiedziała z irytacją. – I zimno mi. Bez słowa, chwycił mnie i wziął mnie w ramiona. Szliśmy  kierunku, gdzie był zaparkowany mój samochód. Przytuliłam się mocno do jego koszuli, trzęsąc się, a kiedy dotarliśmy usadowił mnie delikatnie na zimnej masce samochodu. Moje palce drżały, kiedy przeglądałam torebkę w poszukiwaniu kluczy. Kiedy je znalazłam, Will wziął je i otworzył auto. - Poprowadzę – powiedział cicho. Nie protestowałam, a on wziął mnie i zaniósł mnie na siedzenie pasażera. Patrzyłam na niego, niemal rozbawiona, gdy zapinał mnie, jakby była bezradna, ale nie przeszkadzało mi to. Dbał o mnie bardziej niż musiał. Kochał mnie tak samo, jak ja go kochałam i przeszliśmy zbyt dużo ze sobą, żeby nie mieć szacunku do siebie. Zlekceważyłam jego lojalność i bezinteresowność do mnie i nadal, chociaż powinien być na mnie wściekły, nie był. Nosił mnie, kiedy byłam zmęczona, przytulał do piersi, kiedy było mi zimno, a teraz zapiął mi pas, chociaż byłam w stanie zrobić to sama. Nie przypominał mi, jak bardzo go potrzebowałam. To nie było w jego naturze. Nigdy, nigdy, nawet w ciągu miliona lat, nie znajdę nikogo innego, kto będzie go przypominał.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Will zabrał mnie do domu Nathaniel, a nie Nany. Otworzył drzwi od strony pasażera i chciał mnie nieść, ale go powstrzymałam. - Mogę chodzić – powiedziałam, moje zęby zaszczękały, kiedy wysiadłam i stanęłam na mrozie. Nie zaprzeczał, ale wyciągnął rękę i wziął mnie za dłoń i poprowadził mnie do drzwi. Jego palce dotykały moich, jakbym nic nie powiedziała, ani nie zrobiła w ciągu ostatnich kilku dni, jakby nie miały miejsca. Lauren pojawiła się w drzwiach z dłonią na ustach. Odsunęłam się na bok, więc Will mógł mnie wprowadzić przez drzwi, wzięła mnie w ciasny uścisk, a jej ciepło łagodziło moje obolałe ciało. - Tak się o ciebie martwiliśmy – powiedziała w moje włosy. – Jestem taka szczęśliwa, że Will cię znalazł. Odsunęła się i zobaczyłam Nathaniel wychodzącego z kuchni, wycierającego dłonie w ścierkę. Miał sympatyczny wyraz twarzy, a jego uśmiech był szczery. – Hej, Ellie. Jesteś głodna? Poprawiłam swoje włosy za uszy i posłałam mu wymuszony uśmiech.
- Tak. - Dobrze. Jego uśmiech się poszerzył. – Zrobiłem spaghetti. Przyszłaś w samą porę. Lauren wzięła mój płaszcze i powiesiła go w szafie. – Zrobił inny sos, więc trzeba mu powiedzieć, że jest pyszny, nawet jeśli będzie smakował, jak olej silnikowy z oregano. Zaśmiałam się lekko. – Okej. - Chodź – powiedziała Lauren i skierowała się do Nathaniel w kuchni. – Wlejmy w ciebie trochę ciepłego jedzenia. Każdy był dla mnie miły podczas kolacji, śmiali się z moich żałosnych żartów, a życie wydawało się trochę normalniejsze mimo tego, co się wydarzyło. Pomogłam Lauren z naczyniami, kiedy Nathaniel i Will wyczyścili stół i złożyli wszystko. Gdy wszystko było już czyste, opuściłam głowę na ramię Will i ziewnęłam. - Wszystko w porządku? – zapytał, pochylił głowę, żeby spojrzeć mi w twarz. Posłałam mu delikatny uśmiech. – Po prosu jestem śpiąca. To był długi dzień. - Zabiorę cię na górę. - Dobranoc, Ellie – powiedziała Lauren. - Dobranoc. Dziękuję wam. Pomachałam do niej i Nathaniela, a następnie wyszłam z kuchni za Willem. Chwycił moją torebkę z podłogi i wziął na górę. Kiedy zaprowadził mnie do swojego pokoju, nerwowo przygryzłam wargę. - Możesz spać tutaj – zaproponował i położył moje rzeczy koło stolika nocnego. - Nie musisz oddawać swojego łóżka dla mnie. Mój głos był słaby i cichy. Wzruszył ramionami. – Cóż, właściwie to pokój gościny, nie jest szczególnie ozdobiony i nie mam zamiaru czekać, aż zemdlejesz z wyczerpania. Poza tym już tutaj spałaś. Zarumieniłam się na wspomnienie spania w jego łóżku. Jakby zauważył moje zakłopotanie, jego wzrok wbił się w podłogę. Po kilku kłopotliwych sekundach, przeszedł koło mnie. - Pozwolę ci się przebrać i trochę się przespać. - Will, czekaj. Ułożyłam ręce na piersi. Chciałam mu powiedzieć, że może zostać, chciałam go zatrzymać, ale nie mogłam się zatrzymać, żeby to zrobić. – Czy ty zawsze czujesz ból, kiedy ja? Jego ciało zesztywniało, a oczy unikały moich. – Nie chciałem, żebyś o tym wiedziała. Mój żołądek się skręcił. – Ale to prawda? Zobaczyłam to… w kręgielni. Jak ukrywałeś to przede mną? Dlaczego? Spojrzał na mnie. – Nie zawsze czuję to, jako ból fizyczny. To uderza we mnie, gdy boli cię serce bardziej niż cokolwiek innego.
Walczyłam w szlochem, który uwiązł mi w gardle. – Nie mogę wierzyć, że powodowałam twoje cierpienie przez tak długi czas. - Niektóre rzeczy bolą bardziej niż to co czuję moje ciało – powiedział łagodnie. – Nie obchodzi mnie, że to boli. Mogę znieść więcej. Zacisnęłam oczy i przybliżyłam się do niego, a on mnie objął. Pocałował mnie w włosy, a ja uwolniłam szloch. – Nie zasługuję na ciebie – powiedziałam, chowając twarz w jego pierś. - Nie mów tak. Odsunął się i wziął moją twarz w dłonie. – Prześpij się. Zobaczymy się rano. Dobranoc, Ellie. - Dobranoc. Kiedy zamknęły się za nim drzwi, siadłam na skraju łóżka. Po całym tym uciekaniu, poczułam, że jestem gotowa, żeby się zatrzymać



                             Rozdział  22
 
    Następnego poranka odkryłam, że miałam tysiące nieodebranych połączeń od moich przyjaciół i Nany. Wysłałam tylko krótką wiadomość do opiekunki: Wszystko ok. Potem wyłączyłam swój telefon. Wszyscy mnie szukali, ale nie chciała być znaleziona. W końcu będę musiała wrócić do reszty świata, ale nie w najbliższym czasie. Byłam zmuszona zmierzyć się ze światem bez rodziców.
Wygramoliłam się z łóżka Willa i wyszłam na korytarz. Usłyszałam głosy dobiegające z pokoju do nauki, podkradłam się do otwartych drzwi i zajrzałam przez nie. Lauren opierała się o biurko pod dużym oknem, a Nathaniel stał koło niej, trzymając dłoń na biurku. Twarz obojga była poważna, ale jego bardziej wykrzywiona bólem niż jej.
-Nie wiem, co chcesz ode mnie – powiedział cicho. Nie było w jego głosie surowości, brzmiał jakby próbował się argumentować. Tak czy inaczej, oboje wyglądali bardzo smutno.
Lauren spojrzała na niego, jej twarz napięła się mocno. Wydawała się emocjonalnie wyczerpana. – Nie wiem, co odpowiedzieć.
- Nie skończymy w ten sposób – powiedział. – Obiecuję.
Uśmiechnęła się lekko. – Nie możesz tego obiecać.
- Kocham cię – powiedział i dotknął jej policzka. – I to się liczy.
- Jesteś kochany – powiedziała i zakryła jego dłoń swoją. Odsunęła się. – Ale nie o to tu chodzi i dobrze o tym wiesz. Widziałeś przez co Will przechodzi przez wieki. Nie okłamuj mnie. Nie chcę, żebyś czuł ból przeze mnie.
Jego wzrok błądził między nią, a powietrzem, milczał. Jego kręcona, miedziana czupryna zasłoniła czoło.
- Czy naprawdę chcesz tego dla siebie? – spytała. – Nie należę tutaj i wiesz o  tym.
- Wiem, – powiedział zdesperowany, opierając się o nią, ręce przebiegły przez jej ciemne włosy na szczupłe ramiona – że należysz tutaj. Ze mną.
Zaczęła się uśmiechać, ale przestała, zanim usta zaczęły rozkwitać. – Nasze zakończenie nie będzie piękne.
- Nie, jeśli ma coś wspólnego z tobą.
Uśmiechnęła się ponownie pasując do jego głupiego uśmieszku. – Nathaniel, mówię poważnie. Będziesz ze mną co najmniej przez tysiąc lat. Czy jesteś przygotowany na to?
Uśmiech rozjaśnił jego wyraz twarzy. – Nie obchodzi mnie to.
Skrzywiła się i dotknęła jego twarzy. – Nathaniel…
- Zostanę przy twoim boku do końca  - powiedział. – Tak, rozumiem przez co przechodzi Will i dla ciebie to zniosę.
Jej oczy błyszczały, ale zanim zdążyła się rozpłakać, ich usta spotkały się. Kiedy odsunął się i pocałował ją w nos, zaśmiała się przez łzy.
Z dziwnym uczuciem niszczenia tej chwili, opuściłam Nathaniela, Lauren i ich tajemniczy świat. Postanowiłam się udać na długi spacer.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Wróciłam do bardzo cichego domu. Pojedyncze światło świeciło w salonie, gdzie znalazłam Nathaniela czytającego książkę. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Gdzie są wszyscy? – zapytałam, siadając obok niego.
- Lauren robi zakupy – odpowiedział. – Powiedziałem, żeby Will poszedł z nią. Dobrze mu zrobi wyjście z domu i zrobienie czegoś innego.
Zaśmiałam się. – Jestem pewna, że on uważa to za tortury. Nie lubi zwykłych rzeczy.
N  athaniel wzruszył ramionami. – Nie każdy nadaję się do tego. Niektórzy z nas na przykład Marcus i ja potrafilibyśmy dostosować się do nieco normalniejszego ludzkiego życia. Możemy mieć normalną pracę, tworząc z ludźmi relację przyjaźni i biznesowe, mieć hobby. Ale inni, jak Will, Ava, a nawet Sabina – nigdy nie czuliby się dobrze w ludzkim świecie. Może czują, że nie zasługują na integrację w społeczeństwie, albo mają wrażenie, że nie należą do niego.
  Przez chwilę czułam się źle przez to, że wyciągnęłam Willa na głupie szkolne imprezy, zwłaszcza kręgle, ale może Nathaniel miał rację. Może dobrze dla niego jest zrobienie czegoś innego niż walka o życie jego i mojego każdej nocy. – Potrzebuję rozproszenia.
- Chwila spokoju – powiedział Nathaniel. – To robi ogromną różnicę. Dlatego jesteś dla niego taka ważna.
Pokręciłam głową. – Ale wszystko, co sprawia, że jego życie jest takie straszne to przeze mnie. Jeśli nie musiałbym mnie….
- On nadal robiłby to samo – powiedział łagodnie. – Nadal polowałby na demonicznych kosiarzy, ale z tobą ma powód do radość, powód dlaczego chce to robić. Zapominasz, że nie jest Stróżem, dlatego że Michał dał mu miecz. Will chciał tego, nadal chce.
Czasami o tym zapominałam. Przyjął ten obowiązek wiele lat temu. Nie był do tego zmuszony.
Nathaniel przyglądał mi się uważnie. – Jestem jedyną żywą osobą, która znała Willa zanim on poznał ciebie.
Przemyślałam jego słowa, zdając sobie sprawę, że Will musiał się czuć tak samo samotny, jak ja. Relacja pomiędzy Willem, a Nathanielem była większa niż przyjaźń. Byli rodziną.
- Nie mówię tego, żeby zabrzmieć protekcjonalnie – powiedział Nathaniel, zmartwienie odzwierciedliło się w jego oczach.
- Nie, wiem, że nie – powiedziałam. – Po prostu to znaczy, że widziałeś innego Willa.
- Dokładnie. Był o wiele bardziej dziki niż teraz. Lekkomyślny.
Zaśmiałam się. – Will? Dziki? Nie mogę w to uwierzyć.
- Lubił dziewczyny i wpadał w liczne kłopoty. Znalazł się w sytuacjach, które… Nathaniel zamarł, szukając właściwych słów. – Powiedzmy, że ustatkował się, kiedy został twoim opiekunem. Stał się bardziej poważny.
- Czasami zbyt poważny – powiedziałam. – Jak go spotkałeś?
- Znałem jego matkę – wyjaśnił -Madeleine była dość sławną myśliwą demonicznych kosiarzy. Kiedy Will postanowił, że pójdzie w jej ślady, kazała mi się nim opiekować. Nigdy nie poznałem ojca Willa.
- Jaka była Madeleine?
- Była potężną kobietą i podobnie do Willa była bardzo oddana służbie, a do tego bardzo miła. -Zatrzymał się i powiedział: - Chciałbym, żebyś coś wiedziała.
Ścisnęło mnie w brzuchu, bałam się tego, co ma mi do powiedzenia. – Ok.
Wziął głęboki oddech. – Rozumiesz sens i funkcje reliktów, prawda?
- W większości tak – powiedziałam.- To są obiekty z magicznym połączeniem z istotą z nieba lub piekła.
- Mogą być wszystkim, nawet czymś żywym – powiedział. – Od drzewa w lesie do człowieka. Ale wszystkie potrzebują opiekuna, nawet te demoniczne. Wszystko może być połączone z niebem lub piekłem, ale tylko najpotężniejsze są relikwiami. Tak, jak ty, Ellie.
Moja głowa odwróciła się, opadłam bardziej na siedzenie. – Co powiedziałeś?
- Jesteś relikwią, Ellie.
- Ja?
Skinął głową. – Twoje ludzie ciało, naczynie Gabriela. Najświętszą ze wszystkich rzeczy na ziemi, jesteś ty. Każdy relikt potrzebuje opiekuna. Will jest twoim.
- Więc Will jest stróżem reliktu. Moim Stróżem.
- Racja. Stróżem, największym ze wszystkich anielskich stróżów.
- Ale ty nie jesteś opiekunem żadnej relikwii, prawda?
- Nie – powiedział łagodnie. – Nie oficjalnie, ale mam kilka rzeczy, które trzymam bezpiecznie. Zapisy z naszego świata, książki o dużym znaczeniu. Zostały one mi przekazane po moim ojcu, kiedy został zabity.
- To dlaczego jesteś tak zaangażowany? Przecież nie musisz nic robić.
Uśmiechnął się lekko. – To prawda, ale Will jest, jak mój młodszy brat. Zawsze będę dbał o niego i walczył u jego boku. Tyle można zrobić dla rodziny i dla tych, których kochasz. Dlatego ciebie też chce chronić, Ellie. Ty też należnych do rodziny.
  To uderzyło mnie w sedno. Życzliwość jego słów sięgnęła głęboko, zaciskając się wokół mojego serca i uniemożliwiając mi wzięcie oddechu. – Dziękuję, Nathaniel – powiedziałam słabo. – Ty również jesteś moją rodziną. Ale naprawdę nie rozumiem, dlaczego któreś z was przyjmują taką odpowiedzialność. Dlaczego warto zostawić wszystko i poświęcić całe swoje życie, aby chronić coś za wszelką cenę?
Wziął głęboki oddech. - Jaki jest sens życia wiecznego, jeśli spędza się na nic nierobieniu? Nie ma nic. Zmarnowana wieczność.
Przypomniałam sobie, co Will mówił o nocy, kiedy Michał dał mu miecz i odpowiedzialność, jako mój Opiekun. – Dał mi cel. Jakieś przedsięwzięcie w mojej nieśmiertelności, koncentrując mnie na czymś. Ty mi dałaś cel.
- Są cztery rzeczy na temat wojny, które powinnaś zrozumieć, Ellie – Nathaniel zaczął. – Pierwsza, każde działanie potrzebuje przemyślanej taktyki. Dwa, nigdy nie wolno tracić nadziei i przestać walczyć za to, co słuszne. Trzy, być odważnym, ale nie powstrzymywać strachu. I cztery, być w stanie się poświęcić.
  Być w stanie się poświęcić. Potrafiłabym? Jak daleko będę musiała się posunąć, ile będę musiała stracić, żeby wygrać tę wojnę? Co jeszcze miałam stracić? Siebie, rodzinę, moich przyjaciół, Willa? Nie potrafiłabym ich poświęcić, ale czy dałabym radę zginąć, aby ich uratować?
- Zamierzam wygrać tę wojnę – rzekłam do Nathaniela.
Uśmiechnął się łagodnie. – Wierzę, że ci się uda.
Frontowe drzwi otworzyły się i pojawił się Will wraz z Lauren, niosąc worki z artykułami spożywczymi. Nathaniel oraz ja ponieśliśmy się i pomogliśmy im przynieść resztę worków z samochodu Lauren. Kąpałam się w marcowym słońcu i temperaturze pięciu stopni. Wiosna nadchodziła.
- Jak było na zakupach? – zapytałam Willa.
- Strasznie – odparł. – To była walka, żeby dostać się przez te wszystkie kobiety do jajek. Były niebezpieczne.
Zaśmiałam się. – Nie dajesz sobie radę z mamuśkami?
- Najwyraźniej – odpowiedział, posyłając mi lekki uśmiech.
- Will daje sobie radę z kosiarzami, ale mamy… -Lauren z uśmiechem dźwigała ostatnie torby do stołu i rozpakowała artykuły spożywcze.
- Muszę pozbyć się części tej agresji – powiedział Will. – Nathaniel, jesteś gotowy?
Nathaniel zmarszczył brwi. – Przepuścić szansę pokonania cię? Ja zawsze jestem w grze.
Lauren i ja, usiadłyśmy na ganku, przykryte kołdrą i oglądające, jak chłopcy walczą na podwórzu. Topniejący śnieg zwiększał im trudność treningu, przeszkadzając w poruszaniu się, ale to dlatego ćwiczyli. Will zaśmiał się, kiedy Nathaniel poślizgnął się i upadł na mokry śnieg i błoto.  
- Łady ruch – powiedział Will i położył miecz na ramieniu, przewracając oczami.
Nathaniel przetoczył się i podciągnął na równe nogi. Prychnął na szeroki uśmiech Willa i pchnął go w ramie. – To nie liczy się, jako punkt. Poślizgnąłem się.
Will zadrwił. – Daj spokój, człowieku. To było żałosne.
- Hej – powiedział Nathaniel, machając palcem. – Jestem intelektualistą, a nie wojownikiem.
- Bądźcie mili, chłopcy – zawołała Lauren. – Może ja powinnam liczyć winniki. Wtedy nikt by nie oszukiwał. Podciągnęła kołdrę trochę wyżej, kiedy mocniej zawiał wiatr, wymieniliśmy uśmiechy i pokręciłam głową.
Nathaniel odwrócił miecz w ręku tak, żeby Will wiedział, że jest gotowy. Potem zniknął , poruszał się tak szybko, że moje oczy straciły go w mgnieniu oka, ale Will odwrócił się , zamachując się mieczem i spotykając się z ostrzem Nathaniela, co potrafiły tylko viry. Miecz Willa był niczym w porównaniu do Nathaniela, ale byłam zaskoczona umiejętnościami Nathaniela i łatwością z jaką poruszał eleganckim i cienkim ostrzem. Był zdecydowanie bardziej molem książkowym niż wojownikiem, co było jego urokiem, ale to nie znaczyło, że nie wiedział, jak skopać tyłek. Wydawało się, że z łatwością odparowuję każde uderzenie Willa, do czasu aż zmęczył się dawaniem forów.
Sposób w jaki walczył Will był hipnotyzujący. Jego zgrabne okrucieństwo było najpiękniejszą zmaterializowaną rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałam. Jego ruchy, kiedy unikał uderzeń Nathaniel były tak niewielkie, tak łatwe, że wydawało się, że jego dusza zna ten taniec.
Śnieg nie przeszkadzał im w walce, chociaż latał wszędzie w powietrzu, zostawiając białe smugi na ostrzach i szybując lekko, jak piórko. Nathaniel zablokował miecz Willa swoim własnym, a Will rozbił łokciem nos Nathaniela, przewracając go. Nathaniel uniósł miecz do góry, a Will zamachnął się w dół, srebro uderzyło o siebie, a Nathaniel kopnął butem w pierś Willa przez co zatoczył się do tyłu.
- Po dwa punkty dla każdego – Lauren oznajmiła. - Każdy z nich wykonał udaną ofensywę i manewry obronne.
- Więc jak jeden z nich wygra? – zapytałam.
- Nie ma wygranego – wyjaśniła. – Po prostu dodajemy punkty. Zapomniałam dawno temu ich wyniki, ale liczby są ogromne. Nathaniel zna swoją przeciwko Willowi, ale to oczywiste, kto jest lepszym wojownikiem.
- Nathaniel jest genialny, ale prawie nigdy go nie widuję, kiedy walczy.
Wzruszyła ramionami. – Wolałby być przydatny dla wojny w inny sposób. Z drugiej strony, Will nigdy nie ma dość walki. To go wykańcza fizycznie i emocjonalnie, ale jest dla niego  jak narkotyk. Nie może funkcjonować bez tego.
Coś ciężkiego osiadło na mojej piersi. – To jego życie.
Kątem oka zobaczyłam, że Lauren zerka na mnie. – Twoje też. – powiedziała. – Ale nie jestem pewna, co zrobiłby Will, gdyby nie miał misji nawet przez pięć minut. Chyba by zwariował.
Gdy patrzyłam, jak wywija mieczem w powietrzu, wyobrażała sobie go, jak prowadzi spokojne życie, w którym nie stara się przetrwać i chronić mnie w tym samym czasie.
- Nawet nie myśl o tym – Lauren ostrzegła ostro. – Znam ten wyraz twarzy. Zgodził się na to. To jest to, czego chciał. Nie mogę opisać różnicy w nim, jaka nastąpiła, kiedy powróciłaś do jego życia.
Popatrzyłam przez trawnik na Willa. Nasze oczy spotkały się, a ja wiedziałam, że słyszałam naszą rozmowę z Lauren. Ale nigdy nie spudłował i nie pozwolił Nathanielowi uzyskać przewagę.
- Ty też to wybrałaś – powiedziała Lauren. – Nie zapomnij o tym.
Miała rację. Jako Gabriel postanowiłam zostać człowiekiem i walczyć z kosiarzami. To była moja misja, a ochrona mnie, była misją Willa.
Miecz Willa przejechał po rękawie Nathaniela i krew ukazała się w blasku słońca. Nathaniel odwrócił się z odgłosem bólu, trzymając się za rękę. Will wycofał swój miecz, aż zniknął całkowicie.
- Skończyłem – powiedział zdyszany.
Nathaniel studiował jego twarz. – W porządku.- Nie powiedział nic więcej.
Will kierował się do domu nieśmiało, śnieg przyczepiał się do jego ciuchów i włosów. Wstałam, żeby pomóc mu posprzątać, kiedy wszedł do środka.
- Nie wniesiesz tego błota do domu. -Lauren skarciła Nathaniela. Kiedy spojrzałam za siebie, zobaczyłam, jak ciągnie go za rękaw i szepcze mu do ucha: - Czekaj.
W kuchni Will zdjął buty, ustawił je na dywanie koło szklanych drzwi do wyschnięcia i szarpał się z długimi rękawami swetra. Wzięłam go od niego, żeby mógł strzepać dżinsy i wygładzić T-shirt.
- Wykonałeś świetną robotę – powiedziałem, przerywając ciszę między nami.
Nie uniósł wzroku. – Tak samo, jak Nathaniel.
Moje wnętrze rozpłynęło się, kiedy przyglądałam mu się. – Mogę zająć się twoimi mokrymi ubraniami, kiedy będziesz brał prysznic.
Tym razem spojrzał na mnie. – Nie musisz – powiedział.
- Chcę.
Skinął głową i przyglądał mi się przez kilka sekund, zanim zniknął w łazience na piętrze. Gdy Nathaniel i Lauren wreszcie weszli do domu, wyszłam z kuchni i zaniosłam mokre Willa ubrania do pralni. Kiedy byłam tam, moje myśli pędziły mi przez głowę. Chciałam, żeby wszystko było dobrze między nami. Hałas wydawany przez pralkę pomógł zagłuszyć tępy huk w mojej głowie. Poszłam na górę do mojego pokoju, ale wpadłam na Willa w ciemnym korytarzu. Ubrany był w spodnie dresowe i lekko pomarszczony biały T-shirt, włosy miał jeszcze mokre.
Podeszłam do niego, owijając ręce wokół jego talii i przesuwając dłonie w górę jego pleców. Trzymał mnie niepewnie, ale potem rozluźnił się z westchnieniem, ramiona zgarbiły się i położył głowę w moje włosy w zagięciu mojej szyi. Pachniał tak dobrze, że nie chciałam go puszczać, nigdy, ale niechętnie rozluźniłam uścisk.
Uśmiechnął się delikatnie w dół do mnie. – Jak się dzisiaj czujesz? – zapytał, poprawiając moje włosy za ucho.
Zamknęłam oczy w reakcji na jego dotyk. – Lepiej. Po prostu cały czas czuję się zmęczona.
Nie dostałam odpowiedzi, więc przycisnęłam ręce do piersi i schowałam się w jego ciało.
Opuścił dłonie na moje ramiona. – Marcus i Ava chcą dzisiaj z nami polować.
- Dobrze - powiedziałam. – Musimy korzystać z każdej pomocy. Chce ich wszystkich zabić.
- Pozbędziemy się ich wszystkich po kolei – obiecał.
- Chcesz, żeby zrobiła ci obiad? – zapytałam, bawiąc się rąbkiem koszulki. – Wiem, że potrzebujesz coś zjeść. Widziałam, że dostałeś kilka uderzeń od Nathaniela.
Mrugnął do mnie, a mój żołądek zawirował. – Pozwoliłem mu. Zaczynałem się źle czuć. Spędził pół walki na ziemi.
Przewróciłam oczami. – Jesteś taki miły. On nie miał o tym pojęcia.
- Nie ma szans. -Jego wzrok padł na mojej usta, zanim z powrotem wrócił do oczu, co mnie zastanowiło, czy myślał o pocałowaniu mnie. – Dlaczego o mnie dbasz?
Pytanie zaskoczyło mnie trochę, więc musiałam zastanowić się nad odpowiedzią. Prawdę mówiąc nie zdawałam sobie sprawę, że to robię. Czy tylko dbałam o niego, czy byłam dla niego miła, ponieważ było mi przykro? – Bo… - zaczęłam mówić, ale szybko zorientowałam się, że nie mam odpowiedzi dla niego. – Chcesz, żebym przestała?
- Nie masz żadnego powodu by być miła dla mnie  - powiedział.
Nie mógł nie zauważyć, że unikałam odpowiedzi. – Mam wszelkie pobudki by być dla ciebie dobra.
- Po tym, co zrobiłem?
Być może miał rację, ale próbowałam to jakoś naprawić. Nie chciałam być na niego zła. Był dla mnie zbyt ważny, żeby go nienawidzić. – Po tym, co ja zrobiłam.
Wypuścił powietrze. – Ellie…
- Przepraszam – powiedziałam cicho, wyrzucając to z ciebie. – Za wszystko. Za uciekanie od ciebie. Za obwinianie ciebie.
- W porządku.
- Myślałam, że moja ucieczka cię ochroni – przyznałam. – Prawdopodobnie dobrze zrobiłam zostawiając rodzinę i przyjaciół, ale nie ciebie i Nathaniela. Nie zrobiłam tego, żeby cię ukarać, proszę zrozum to. Nie chciałam cię skrzywdzić celowo.
Skinął głową. – Ja też nigdy nie pomyślałem o skrzywdzeniu cię.
Walczyłam ze szlochem. – Oboje się pogubiliśmy.
Uśmiechnął się. – Nie jesteśmy doskonali i nigdy nie będziemy. Pochyli się by mnie pocałować w policzek, a jego dłonie opadły.
- Czy masz  zamiar zdrzemnąć się kilka godzin przed polowaniem w nocy? – zapytałam.
- Powinienem. Potrzebuję energii.
- Mogę się z tobą położyć?
Obserwował mnie delikatnie z wahaniem. – Jasne. Ty też potrzebujesz odpoczynku.
- Pozwól mi najpierw zrobić ci obiad – zaoferowałam.
Wzięłam go za rękę i poprowadziłam po schodach do kuchni. Jedliśmy, mało rozmawiając, a kiedy skończyliśmy pomógł mi posprzątać. Kiedy dotarliśmy do pokoju Willa, zasunęłam żaluzję, ale światło słoneczne nadal wlewało się do pokoju. Wspięłam się na łóżko, a on patrzył na mnie spokojnie. Kiedy położyłam głowę na poduszce i podciągnęłam koc pod brodę, usadowił się koło mnie. Przysunęłam się do jego piersi, czując jego oddech, a on pocałował mnie w włosy. Całe napięcie roztopiło się, kiedy leżałam na późno-zimowym słońcu i zasnęłam.



Rozdział 23

 
   Następny poranek był chłodny, zachmurzony i mglisty, a ja byłam spięta z frustracji po nieudanym, wczorajszym polowaniu na Bastiana i jego zbiry. Poszłam pobiegać z Willem i wzięłam gorący prysznic, jak tylko wróciliśmy. Kiedy zeszłam na dół, ujrzałam coś przez duże szklane drzwi w kuchni.
Skrzydła.
Mój oddech uwiązł mi w gardle, otworzyłam drzwi i wyszłam na ganek. Po chwili zorientowałam się, że zobaczyłam plecy półnagiego Nathaniela. Nigdy nie widziałam jego skrzydeł, które miały miedziany poblask w słońcu. Rozciągnął je najszerzej, jak tylko mógł, a potem rozluźnił i złożył na plecach, ale nie zniknęły. Jego koszulka leżała na huśtawce kilka kroków dalej.
Podeszłam do niego ostrożniej. – Hej, Nathaniel.
Odwrócił głowę do mnie, kiedy zatrzymałam się tuż obok niego i uśmiechnął się do mnie ciepło. – Ellie.
Podziwiałam jego skrzydła, które wydawały się, że mają dwa odcienie. Kiedy słońce zalśniło w jego piórach, kolor dopasował się do jego oczu. – Co porabiasz?
- Rozciągam się – odpowiedział.
Odwrócenie wzroku od jego skrzydeł było trudne. Nie często widziałam skrzydła kosiarza z bliska, chyba że w walce, a przy tej okazji nie miałam czasu na podziwianie . Nawet Will był nieśmiały, jeśli chodzi o jego skrzydła i mogłam policzyć na palcach, ile razy je widziałam. – Will też powinien to robić raz na jakiś czas – zasugerowałam z uśmiechem. – Pewnie nie byłby w takim złym humorze.
Nathaniel zaśmiał się, a jego skrzydła złożyły się i znikły. – Być może, ale obawiam się, że nic mu nie pomoże. Włożył koszulkę przez głowę. – Będzie dzisiaj padać.
Rzeczywiście ciemna chmura wisiała na zachodzie.
Usiadł z gracją na huśtawce i poklepał miejsce obok siebie. – Chodź usiądź ze mną.
- Szkoda, że jest zimniej niż wczoraj – powiedziałam, obejmując się i zniżając się na siedzenie.
- Temperatura się zmieni wkrótce.- Popchnął huśtawkę tam i z powrotem, odpychając nas delikatnie butem na śliskiej nawierzchni. –Wspaniale, że jest tutaj z nami, Ellie. Kosiarze kochają być koło ciebie. To coś więcej, że ja i Will jesteśmy z Tobą od dawna albo to, że Marcus zna cię tak dobrze. Lepiej się czujemy, kiedy jesteś w pobliżu.
- Lepiej? – zapytałam. – Wiedza, że macie mnie chronić?
- Tak – powiedział Nathaniel. – Ale jest coś więcej. Jest coś w tobie, co przyciąga kosiarzy. To musi być twoje boskie pochodzenie. Czujesz ciepło…dobro. Nie da się tego opisać. Pragniemy twojej obecności. To sprawia, że jesteś dla nas bardziej piękniejsza. Inni mają pretensję, że masz kontrolę nad nimi. Anielskie nie są jedyne, które tak się czują, ale demoniczne reagują inaczej. Anielscy chcą cię instynktownie chronić, tymczasem demoniczny pragną cię, jak nic innego. Oni po prostu chcą wiedzieć, jak smakujesz.
Wszystko, co powiedział zaniepokoiło mnie. Nie chciałam, żeby innych ciągnęło do mnie w sposób, jaki opisał. To sprawiło, że zaczęłam też się zastanawiać nad miłością Willa do mnie, czy to, co czuł nie było uczucie natury ochronnej. Zawsze wydawało mi się, że chce mnie dotknąć i być fizycznie blisko, jakby nic nie mógł na to poradzić. Walczył sam ze sobą, żeby być z dala ode mnie. Sposób opisany przez Nathaniela, jak działam na demoniczne też mnie zabolał. Ale nigdy uczucie Cadana nie było złośliwe, ani złe w żaden sposób. Dotykał mnie tak samo, jak Will, ale ja nic nie poczułam. Ale czy Cadan myślał, że jest we mnie zakochany przez moją wrodzoną atrakcję?
Nathaniel spojrzał na jezioro. – Twój ostatni opiekun mówił, że jest ci bardzo oddany, ale żaden z nich nie służył ci tak długo, jak Will. Kilkadziesiąt lat. Sto lat. Chociaż nie poznałem wszystkich twoich strażników to wydaję mi się, że z żadnym z nich nie wytworzyłaś takiej więzi, jak z Willem. On jest silniejszy niż jakikolwiek anielski kosiarz, jakiego spotkałem, a jednocześnie jest mroczniejszy. Nie wiem dlaczego.
Słowa ,,mroczniejszy” było, jak nóż wbijający się w moje ramię. – Co masz na myśli?
Nathaniel zatrzymał się, zamyślony. – To jest to coś z jego energii, coś innego niż u innych z naszego gatunku. Zauważyłem to tego samego dnia, kiedy go spotkałem, a inni uważają go za zbyt podobnego do demonicznego. On jest legendą wśród nas. Jego moc jest nieporównywalna do jakiekolwiek z anielskich kosiarzy.
Widziałam, co Will robił podczas walki, co jednocześnie przerażało i zachwycało mnie. Rzeczy, które przypominały mi demonicznych, ale to niemożliwe, żeby nie był anielskim. Mój Anielski Ogień udowodnił to wielokrotnie, ale w kościach czułam, że Nathaniel ma rację. Coś w Willu było mroczne, mroczniejsze niż u Nathaniela, czy nawet u Avy.
Nathaniel odchylił się na huśtawce i westchnął. – To wszystko jest bardzo ciekawe. Szkoda, że w pełni nie rozumiem więzi między wami.
Słowa Nathaniela przypomniały mi wspomnienie ust Willa na moich, tak żywe w mojej pamięci, że poczułam ciepło, jakby to się działo w tym momencie. Zamknęłam oczy, przełknęłam ślinę i zmusiłam się do powiedzenia czegoś, żeby tylko oderwało mnie od tej myśli. – Czy więź jest niebezpieczna?
Pokiwał głową. – To, co powiedział ci Will jest prawdopodobnie prawdą. Jesteś śmiertelnym Archaniołem, a on jest twoim opiekunem. Żadne z was nie może kochać innych. Waszym priorytetem jest tylko jeden cel.
- Nie pamiętam, dlaczego to wybrałam – powiedziałam z frustracją. – Dlaczego miałabym kiedykolwiek chcieć oddać skrzydła i stać się człowiekiem?
- Ellie – Nathaniel zaczął ostrożnie. – To coś, co powinnaś zrozumieć. Nie ma szans, żeby Gabriel zrobił to z własnej woli. Archaniołowie nie mają wolnej woli.
Patrzyłam na niego w szoku, pozwalając żeby to, co właśnie powiedział poukładało mi się w głowie. – Byłam zmuszona stać się człowiekiem?
- Najprawdopodobniej dostałaś rozkaz od Boga. Anioły tylko słuchają. To twoja natura, tak zostałaś zaprojektowana.
- Ale ja podejmuję codziennie własne decyzję. Mogę robić, co tylko chce.
- Teraz jesteś człowiekiem. Tylko w niebie jesteś Gabrielem, który musi słuchać bez zadawania pytań. Tu, na ziemi masz duszę i wolą wolę ludzkiej kobiety.
- Dlaczego mi to mówisz?
Jego spojrzenie było intensywne, wwiercające się we mnie. – Bo chcę, żebyś wiedziała, że masz teraz wybór. Zawsze masz wybór, ponieważ jesteś człowiekiem.
Pokręciłam głową. – Ale mój stróż – Will – słucha mnie, ale może również zdecydować, że nie będzie. -Wspomnienie Willa ratującego mnie w nocy od Briana przyszło mi do głowy. Nie zrobił tego dla mnie, ale wybrał że odejdzie.
- To dlatego, że stróże to nie anioły  - Nathaniel odpowiedział. – Kosiarze mają własną wolę, dlatego muszą przyjąć rolę opiekuna relikwii. Nie mogą zostać zmuszani. To jest piękno tego: w niebie jesteś zobowiązywania do robienia wszystkiego i tam nie możesz czuć żadnych emocji, nawet miłości do Boga. Jednak nie jesteś już w niebie.
- Mówisz mi, że mogę kochać kogokolwiek zechcę? – zapytałam ostrożnie, próbując rozszyfrować jego tajemnicze słowa. – Willa?
Uśmiechnął się. – Teoretycznie. Ale Will, który wybrał swój obowiązek i warunki, nadal nie może nic zrobić, oprócz chronienia cię. Chociaż ty możesz, on nadal musi przestrzegać zasad Michała i nie mogę sobie wyobrazić, że twój brat jest bardzo zadowolony ze swojej boskiej siostry i ziemskiego kosiarza.
- Czy Michał naprawdę może zabić Willa? – zapytałam ze strachem.
Uśmiech zszedł z ust Nathaniela. – Będzie miał takie prawo.
Lód zamarzł w moich żyłach, prawie mnie paraliżując. – Więc dlaczego mówisz, żebym kochała Willa, skoro wiesz to?
- Nie robię tego – powiedział. – Kiedy on i ja… dyskutowaliśmy o was, powiedziałem mu, że Michał przyjdzie po niego. Powiedziałem mu też, że chciałbym, żeby on – wy, byliście szczęśliwi, a gdy chodzi o miłość, przepisy po to są, żeby je łamać. Powiedziałem Willowi, że powinien zdecydować i wybrał, że będzie cię kochać.
- Nie pozwolę, żeby Michał zabił Willa – obiecałam. – Potrzebuję go. Jak ktoś może zostać zabity za miłość?
Nathaniel spojrzał zamyślonym wzrokiem w jezioro. – Akty miłości kłócą się z boskością. Anielscy kosiarze są potomkami upadłych aniołów, Grigorij i ze względu na to w oczach wielu aniołów, zwłaszcza wielu Archaniołów nie są lepsi od robaków. Zanim zapomniałaś, że jesteś Gabrielem poślubiałaś ludzkich mężczyzn i miałaś z nimi dzieci. Ale nawet ja wiem, że anioły wierzą, że potomstwo Grigorij jest najpodlejsze z podłych, bez względu na to, że nie są demoniczne. Jesteśmy nienaturalni dla nich. Nienaturalni, ale przydatni.
Każde słowo uderzało mnie mocno, jeden po drugim. Dopiero co dowiedziałam się, że anioł może zabić Willa za samo dotykanie mnie, a tu spadła na mnie kolejna bomba: mam dzieci. Dziecko. Dzieci. Gdy to powiedział to przypomniałam sobie coś, ale nie mogłam zobaczyć twarze ludzi, których kochałam przed Willem.
- Gdzie one są? – zapytałam niewyraźnie. – Moje dzieci.
- Ich potomkowie wciąż żyją – powiedział Nathaniel. – Nie miałaś dzieci od co najmniej trzystu lat. Nie śledzę ich tak dokładnie, jak kiedyś, ale z tego, co wiem twoi potomkowie też są w Ameryce.
- Dlaczego śledzisz ich?
- Śmiertelni potomkowie, dzieci i ich wnuki, zawsze posiadają jakąś moc, która różnie się przejawia. Są one silniejsze niż zwykli ludzie i wiem z tego, że przypominają trochę twoje możliwości, chociaż są znacznie słabsze i oczywiście nie mają Anielskiego Ogienia. Garstka anielskich kosiarzy została wybrana by ich pilnować, żeby nie stanowili niebezpieczeństwa. Wszyscy, którzy posiadają dużą moc mogą być potencjalnie niebezpieczni.
Kiedy zastanawiałam się, jak to by było znać je, zostałam sprowadzona na obrazy siebie, kochającej kogoś innego niż Will. Powiedział mi, że zawsze mnie kochał, a to oznacza, że nawet wtedy, kiedy ja kochałam kogoś innego. To złamało mi serce. Skoro byłam z innymi mężczyznami w poprzednich wcieleniach, jak mogłam myśleć, że Will nie powinien być z innymi dziewczynami.
- Ellie – Nathaniel powiedział nagle. – Wszystko w porządku?
Zdałam sobie sprawę, że wpatruję się w ziemię, a moja dłoń zaciska się na oparciu huśtawki. Rozluźniłam ją i zamrugałam. – Tak. To jest po prostu dużo na raz.
Położył rękę na moim ramieniu uspokajająco. – Nie chciałem cię martwić. Powinnaś odpocząć.
Pokręciłam głową. – Muszę iść szukać Bastiana i przypilnować, żeby zapłacił za to, co zrobił moim rodzicom.
Uśmiechnął  się do mnie. – Idę do biblioteki, żeby sprawdzić coś dla potencjalnych klientów. I muszę się zorientować, gdzie jest moja kopia grimoire[1]. Jednej z twoich potomków jest zgorzałym kolekcjonerem boskich artefaktów. Jeśli uda mi się ją odzyskać, możemy dowiedzieć, jak przywrócić cię do anielskiej formy.
- Myślisz, że to możliwe? – zapytałam.
Uśmiechnął się i wstał. – Wszystko jest możliwe.- Odszedł i zostawił mnie z myślami.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Dom był pogrążony w ciszy i od razu usłyszałam, kiedy deszcz zaczął padać, jak przewidział Nathaniel. Po rozmowie z nim, wycofałam się, żeby poczytać. Cudownie było zwinąć się na sofie przy dużym oknie.
Po południu czułam się trochę samotnie, więc odłożyłam książkę. Chciałam obejść moją kolej na robienie prania, ale będę musiała to jutro zrobić, chyba że wrócę do Nany. Ale nie byłam jeszcze gotowa, żeby wrócić do ludzkiego świata.
Wkradłam się do kuchni, żeby zrobić sobie kanapkę z indyka na obiad, zastanawiając się, gdzie był Will. Nie widziałam go, odkąd wróciliśmy z biegania, więc poszłam go poszukać. W domu panowała cisza, ale po chwili usłyszałam delikatne brzdąkanie strun gitary akustycznej Willa. Skierowałam się po dźwięku na schody i do jego sypialni. Drzwi były uchylone, więc je otworzyłam. Siedział na końcu łóżka, brzdąkając. Spojrzał na mnie, kiedy weszłam.
Podeszłam do łóżka i usiadłam, opierając się plecami o niego i położyłam głowę na jego ramieniu, a on grał bez zarzutu. Zamknęłam oczy i słuchałam słodkiej muzyki, która wypełniała mi głowę. Jego ramiona unosiły się rytmicznie, usypiając mnie. Nie rozpoznałam piosenki, ale była piękna i delikatna, coś co mogło by ułożyć mnie do snu w środku bitwy.
- Co to za piosenka? – zapytałam. – Nie znam jej.
- Napisałam ją dla ciebie.
Oparłam się mocniej o jego plecy i uśmiechnęłam się, czując ciepło.
Odwróciłam się, włosy musnęły mój policzek. – Podoba mi się.
Oddalałam się dzięki tej pięknej piosence, którą stworzył dla mnie. Siedzieliśmy tak przez długi czas, plecami do siebie na łóżku, nawet najmniejszy ruch drażnił moje zmysły. Zapomniałam o wszystkim, oprócz niego. Pozwoliłam sobie zapomnieć o rodzicach. Nanie, moich przyjaciołach, Enchim, Bastianie, Merodachu Kelaeno, Cadanie… Nikt z nich nie miał teraz znaczenia. Jedyną rzeczą, która się liczyła była piosenka, którą grał dla mnie.
Gdy piosenka się skończyła, zeszłam z łóżka, a on spojrzał na mnie. Cisza ciążyła mi w czaszce, ciężko, wywierała ciśnienia na resztę mojego ciała, jakbym tonęła w głębokiej wodzie.
- Dokąd idziesz? – zapytał.
Wzruszyłam ramionami i posłałam mu lekki uśmiech do otuchy. – Jestem po prostu zmęczona. Chyba pójdę na dół i skończę czytać książkę.
Skinął głową, ale kiedy wyszłam z pokoju nie usłyszałam gitary ponownie. Wróciłam do gabinetu, otwierając drzwi delikatnie, czując nagle wyczerpana. Zamiast ponieść książkę, usiadłam koło okna, podciągnęłam kolana do piersi i obserwowałam, jak na ciemnym jeziorze szaleje deszcz.
Było mi strasznie zimno, więc wyobraziłam sobie, jak mama owija ramiona wokół mnie i przytula mocno. W moich wspomnieniach głaskała mnie po moich włosach, krętych, niesfornych ciemnoczerwonych falach. Żałuję, że okłamałam ją tyle razy lub wykręcałam się od spotkań z nią, bo chciałam spędzić czas z przyjaciółmi. Ludzie zawsze mówią, że kiedy tracisz kogoś, kogo kochasz jesteś trawiony przez żal. Żałują, że coś zrobili, nie zrobili lub nie robili wystarczająco dużo. Czułam wszystkie te rzeczy w sercu, więc było mi tak ciężko, że trudno było mi się podnieść i oddychać. Czułam się zawstydzona, że nie mogłam sobie przypomnieć ostatniej chwili, kiedy ją widziałam żywą i to, co mi ostatnio powiedziała. Pamiętałam, jak pachniała, jej perfumy, ale dokładny kolory jej brązowych oczu mi się zatarł. To było tak, jakby po każdym dniu po jej śmierci moje wspomnienia o niej rozpływały. Myśli, że mogę o niej zapomnieć była najstraszniejsza. Nie chciałam zapomnieć jej, lecz zemścić się na tych, którzy mi ją zabrali.
Wyczułam Willa blisko mnie i kątem oka zobaczyłam, że pojawił się w drzwiach. Kiedy spojrzałam na niego, jego ramiona opadły.
- Wszystko w porządku? – zapytał. – Proszę mów do mnie, Ellie.
Twarz mojej matki przemknęła mi przed oczami i odetchnęłam głęboki, żeby stłumić szloch. Objęłam się i oparłam się o okno. – Tęsknię za moją mamą.
Przygryzł górną wargę przez chwilę myśląc, a potem podszedł i usiadł po drugiej stronie sofy. – Wiem.
Szloch wyrwał mi się i zanim zdążyłam się zorientować, łzy spływały mi po policzkach, a usta i ręce drżały. Wzdrygnęłam się, dławiąc się powietrzem, dusząc rozpacz, która zalewała mnie, jak powódź, wypełniając moje płuca i przełyk, aż płakałam tak mocno, że nie mogłam oddychać. Przyciągnął mnie do siebie, obejmując ramionami, a moje dłonie delikatnie dotykały go. Schowałam twarz w jego pierś ciągle płacząc, a jego ciepło, znajomy zapach i ręce dotykały delikatnie i kojąco moje włosy. Mruknął coś cicho do mnie, ale jego słowa nie miały znaczenia. Wystarczało mi, że czułam go koło siebie.
W końcu odsunęłam się od niego, wycierając łzy na mojej twarzy rękawem. Zajęło mi chwilę, żeby spojrzeć mu w oczy. Udało mi się odzyskać oddech pod kontrolą i zatrzymać falowanie klatki piersiowej. Wzięłam swoje ręce i nogi blisko mojego ciała, aż znowu nie dotykałam Willa. Siedziałam bez ruchu, cicho. Patrzyliśmy na siebie przez jakiś czas, cisza pomiędzy nami nie była krępująca. Słuchałam, jak deszcz wali mocno o dach domu.
- Martwię się o ciebie – powiedział łagodnie. Położył dłoń na moim kolanie, a potem pochylił się, żeby je pocałować. Prośba o pokój między nami była oczywista.  – I o to, jak się czujesz.
- Czuję się dobrze. Lepiej po małym płaczu.
Uśmiechnął się, wargi muskały moje kolano, ale uśmiech zniknął tak szybko, jak się pojawił. – Nie, nie jesteś. Obawiam się, że nie będziesz jeszcze przez chwilę.
- Leczę się, Will. To wymaga czasu.- Stukałam palcami o lodowatą szybę, życząc sobie, żeby zrobił wszystko inne, ale nie kontynuował naszą rozmowę.
- Wiem – powiedział i usiadł z powrotem. – Uśmiechasz się czasami, ale nie sądzę, że jesteś szczęśliwa.
Wzruszyłam ramionami i przestałam stukać palcami. – Trudno być szczęśliwym.
- Rozumiem cię lepiej niż większość – powiedział. – Martwię się, że zamykasz się na mnie. Polujemy, co noc, ale czuję, że straciłaś ikrę, część swojego światła. Nie powiesz mi, jak naprawdę się czujesz, a ja chcę po prostu ci pomóc.   
- Jestem pełna bólu – powiedziałam mu. – Chcę zemsty, a nie mogę znaleźć Bastiana. Nie mam pojęcia, jaki będzie jego następny ruch, powoli wariuję.
Wziął mnie za rękę i potarł ją obiema dłońmi. – Potrzebuję cię, żeby nadal walczyć. Nie podawaj się dla mnie, dobrze? -Dotknął moich włosów i podniósł się, żeby odejść.
- Will – zawołałam za nim i podeszłam do drzwi. Bawiłam się palcami rąbkiem mojej bluzki. – Nie chciałam cię martwić. Byłam taka zdrętwiała z żalu po stracie moich rodziców. Robisz wszystko cudownie, wspierasz mnie i doceniam to.
- Ja po prostu nie wiem, co mam ci powiedzieć i jak się zachować.
- Nie musisz nic mówić – przyznałam. – Wystarczy, że będziesz przy mnie… jak teraz.
Westchnął i objął mnie. – Obiecuję, że zawsze będę przy tobie.
Poczułam nowe łzy, palące oczy. – Nie możesz mi tego obiecać. Ja już straciłam tak wiele. Nie mogę ciebie też stracić, Will.
Odsunął się, a jego kciuk otarł moje łzy. – To jest obietnica i zamierzam ją dotrzymać, a ja nigdy cię nie okłamałem. Przysięgam, że będą twoim opiekunem na zawsze i będę cię zawsze kochać.
Więcej łez spłynęło mi po policzku, a on ucałował je, jego usta były miękkie na mojej skórze. Byłam taka przybita, a gdyby umarł dla mnie, nigdy nie poradziłabym sobie z tym smutkiem.
Podniósł mój podbródek do góry, jego zielone oczy błyszczały w słabo oświetlonym pokoju. – Wierzysz mi, prawda?
Kiwnęłam głową, usta mi drżały. – Tak.
Pocałował mnie czule i oddałam pocałunek mocniej, nasze usta spotkały się po raz pierwszy od nocy, kiedy umarła moja mama. Poczułam się, jak kilka lat, dziesięcioleci temu, jakbym nie brałam oddechu od bardzo dawna.
- Może prześpisz się? – zaproponował, jego ręce głaskały moje ramiona. – Zrelaksuj się dziś wieczorem.
- Idziesz patrolować?
- Nie – powiedział. – Chyba pójdę na chwilę nad jezioro, zaczerpnąć świeżego powietrza. Chodźmy na górę, spać.
Wziął mnie za rękę i zaprowadził do swojego pokoju, gdzie położyłam się na jego łóżku, kładąc ręce  blisko siebie.
- Will zostaniesz ze mną? – zapytałam, kiedy podciągnęłam koce pod mój podbródek.
- Przyjdę za chwilę – obiecał. – Postaraj się zasnąć, okej?
Patrzyłam, jak wychodzi i zamyka za sobą drzwi. Odpływanie trwało wieki i ciągle sen mieszał się z rzeczywistością, co prawdopodobnie trwało godziny. Jego łóżko było bardzo ciepłe i miękkie, ale moje serce za bardzo mnie bolało, żebym głęboko zasnęłam.
Nagle mocny huk wybuchł w moich bębenkach, a dom gwałtownie zadrgał. Otworzyłam oczy, zaskoczona i przerażona, nie wiedziałam, czy mi to się nie przyśniło. Gdy odzyskałam zmysły, zerwałam z siebie koce i stanęłam na równe nogi. Otworzyłam drzwi sypialni i rzuciłam się na dół po schodach na jednym wdechu. Górne światła migotały i brzęczały, aż w końcu zgasły, pozostawiając dom w ciemności, nadal dzwoniło mi w uszach. Ruszyłam do przedniej części domu, skąd pochodził dźwięk, starając się iść powoli i cicho.
- Will? – zawołałam. – Nathaniel?
Przedpokój, a właściwie to, co z niego zostało, przedstawiał marny widok. Frontowe drzwi były wyłamane, a ściana wokół nich zburzona. Falujący pył w świetlne księżyca oblepiał każdą płytkę w przedpokoju. Weszłam do Mroczni i zaczęłam szybciej oddychać, kiedy zobaczyłam, co spowodowało te zniszczenia. Masywny kształt pojawił się w świetle i pyle, sylwetka poszarpana, nieudolnie przypominając kształt człowieka. Ale to nie był człowiek.
- Preliator! -Głęboki, chropowaty głos Merodach huknął, potrząsając moim ciałem aż do kości. – Wyjdź, zabawimy się! Za nim pojawił się inny kształt: Kelaeno prowadzący jeszcze pięć virów.
Znaleźli mnie.






[1] księga wiedzy magicznej
   

Rozdział 24

  
   Kelaneo przeleciała przez gruzy i wylądowała w środku, jej skrzydła rozbiły inną ścianę, jakby drewno i płyty gipsowe były zrobione z papieru. Włosy miała splątane, stonkowate, a rysy jej twarzy były mniej rozmazane odkąd ją ostatnio widziałam. W stabilnej formie była ładniejsza niż myślałam, ale przemoc i szaleństwo w oczach niszczyły ten obraz. Wyglądała, jakby już smakowała moją krew w ustach. 
- Nadszedł czas, żeby cię do kogoś przyprowadzić, mała łowczyni.- Uśmiechnęła się, zbliżając się do mnie szybkimi i nagłymi ruchami, bardziej przypominającymi ptasie niż ludzkie. – Myślę, że mogę coś przekąsić w drodze do Bastiana. Nigdy wcześniej nie jadłam mięsa aniołów. 
Wpatrywałam się w jej niegodziwą twarz. – Szkoda, że twoja głowa wyląduję w błocie za pięć sekund.
- Odważne słowa – Merodach powiedział, wchodząc do holu – jak na martwą dziewczynę.- Jego ciało było tak ciemne, że tylko krawędzie były widoczne w niebieskim świetle księżyca. Jego rogi na głowie były zakrzywione w kierunku sufitu, a te na plecach pokazywały każdą możliwą stronę. 
Will wyszedł przede mną, pojawiając się znikąd z mieczem w ręku.  Merodach przywołał swój własny miecz, którego klinga była ozdobiona drobnymi ostrymi punktami, elegancki i niebezpieczny. Podwójny miecz Merodacha spotkał się z Willa nad ich głowami, a pęd uderzenia uderzył we wszystkich kierunkach, krusząc ściany. Merodach obrócił mieczem tak szybko i niewyraźnie, że prawie odciął Willowi głowę, ale mój opiekun zanurkował i przeturlał się, ciął mieczem nisko, Merodach skoczył w powietrzu i wylądował za Willem. Ich ostrza starły się ponownie i Will znowu próbował nadążyć nad podwójnym mieczem Merodacha, tnąc i przesuwając się z prędkością, którą ledwo mogłam zarejestrować. Z każdym szczękiem metalu o metal ich energia błyskała, jak latarnie w ciemności, ciemność rozjaśniała się z każdym ich ruchem.
Mała armia trzech kosiarzy – trzech mężczyzn i dwie kobiety - wciąż stała w ciszy, jakby czekając na rozkazy, żeby dołączyć. Mężczyzna stojący na samym początku był niższy niż reszta i miał ślinotok odrażającej wydzieliny, która wypływała z jego ust i ściekała po brodzie. Zamiast włosów miał kolce z białej kości, które wyrastały z jego czaszki w każdym kierunku. 
Ręka zacisnęła się na moim gardle i rzuciła mnie do salonu. Moje ciało uderzyło w kamienny kominek, krusząc kamień, gruzy spadły na mnie i na podłogę. Kalaneo pojawiła się nagle przede mną, chwytając garść moim włosów i stawiając mnie na nogi.
- Czas iść – syknęła. 
Mój miecz pojawił się w mojej dłoni, zapłoną Anielskim Ogniem i uderzyłam nim w twarz Kalaneo. Zrobiła unik, ale i tak przecięłam jej policzek, wywołując iskry i krew. Krzyknęła i zamachnęła się szponami, krojąc moją pierś. Mój Anielski Ogień wybuch blaskiem światła na jej twarzy, kalecząc ją. Pokręciła głową gwałtownie, sycząc i warcząc i zgrzytając zębami. Potem rzuciła się do mojego gardła, uderzając, tnąc i szarpiąc. Kopnęłam ją w pierś, uderzyła w podłogę, ale odbiła się z powrotem na nogi. Jej ręka zacisnęła się na mojej szyi i rzuciła mnie o ziemię, wciskając moje plecy w podłogę. Jej but przydepnął moje ramię z mieczem, powstrzymując mnie przed uderzeniem jej, przysiadając na mnie. Wbiłam paznokcie w jej skórę, kiedy zaostrzyła uścisk na moim gardle.
- Co za dziwna rzecz! Jesteś jak wściekły kot! -Kalaneo zaśmiała się ze mnie, a jej palce przesunęły się po moim policzkach. – Ale jesteś ładna. Chcę twoje wnętrzności, jako wstążki na moich włosach. -Przecięła pazurem moją skórę, wzdrygnęłam się od bólu i zapachu krwi, która wypłynęła od skaleczenia. Znów się roześmiała i pchnęła mnie mocniej w podłogę.
Nagle pięść zderzyła się z jej głową, zwaliła się ze mnie, przewracają się. Will przeskoczył nade mną, kumulując energię, kiedy demoniczny kosiarz próbował wstać. Uderzył ją ponownie i upadła. Zapachnął się pięścią po raz trzeci, ale jej moc wybuchnęła trafiając go w klatce piersiową i wylądował kilka metrów dalej z pomrukiem. 
Wstała, przeklinając ile sił w płucach i odwróciła się w kierunku oczekujących kosiarzy. - Rikken! – ryknęła na kosiarza z ślinotokiem. –Odetnij stróża! -Rikken chętnie pokiwał głową, wyszczerzył kolczaste zęby jak u psa i skierował się w kierunku Willa. Kalaneo stanęła przede mną, zasłaniając mi widok Wilal właśnie wtedy, kiedy usłyszała jego jęk bólu. Strach o jego życie kłuł moje ciało, jak nóż. Nie mieliśmy szans wyjść z tego żywi. Było ich po prostu zbyt wiele.  
  Krzyknęłam w szale, przywołałam swój drugi miecz i cięłam klatkę piersiową Kalaneo, otwierając ją szeroko. Ryknęła i cofnęła się, jej broń rozpostarła się, kiedy zacisnęła pięści, miotając głową w różne strony w furii. Wystrzeliłam do przodu i kierując mój miecz w jej brzuch, ale jej ręka złapała mnie za rękę, zapachnęła się na mnie. Szpon przeciął moją twarz i uderzyłam w ziemię, krew sączyła się po moich policzkach i ustach. Splunęłam i otwarłam twarz dłonią, poczułam uczucie drętwienia – leczenia mojej skóry.
Kiedy wspięłam się na nogi, zobaczyłam dwóch kosiarzy biegnących w moim kierunku, samicę z błyszczącymi, czarnymi piórami we włosach i samca z rozpostartymi pazurami oraz obnażonymi zębami. Zderzyłam się z nimi, wirując, nurkując i kopiąc. Cięłam w dół mieczem, szerokim łukiem, dzieląc samicę kosiarza wzdłuż ramienia i przez pierś. Stanęła w płomieniach i znikła, zanim zdążyła upaść na ziemię.
  Odwróciłam się by zmierzyć się z drugim kosiarzem, który był bezpośrednio za mną, ale coś dużego i błyszczącego przedarło się przez jego pierś, krusząc kości oraz rozrywając ciało. Krew plamiła metaliczne srebro, które zatrzymało się kilka centymetrów od mojej własnej klatki piersiowej, a następnie ciało kosiarza uniosło się w powietrze tak, że zobaczyłam, że to Will wepchnął miecz w serce kosiarza. Przerzucił gonad swoją głową, pozbywającsię ciała, które zamieniło się w kamień i roztrzaskało się na tysiąc kawałków, gdy uderzyło o podłogę. 
Po drugiej stronie pokoju, Rikken chwycił się za gardło i klatkę piersiową, która została otwarta mieczem chwilę temu, wylewając czerwień. Kaszlał i prychał, ale nawet z tej odległości widziałam, że rana nie jest śmiertelna i już zaczyna się leczyć. 
    Cień przesunął się za Willa, zawołałam jego imię. Odwróciłam się i spotkałam Merodacha, który naładował się ciemnością, kierując miecz w klatkę piersiową mojego stróża, ale Will przesunął się w bok w ostatniej chwili. Ostrze rozdarło skórę, ale nie sięgało głębiej. Merodach ciął jeszcze dwukrotnie w prawo, lewo, prawo i lewo, spotykając za każdym razem ostrze Willa odpowiadało na ten atak.
Nie widziałam Kalaeno dopóki nie pojawiła się obok mnie i walnęła mnie w skroń. Zrobiłam chwiejny krok w tył, łapiąc równowagę, odwróciłam się i walnęłam ją w szczękę łokciem. Jej głowa podobna do harpii odskoczyła do tyłu. Odwróciła głowę, żeby spotkać się swoimi czerwonymi oczami z moimi i przywołała zręcznie dwa krótkie miecze. Poruszała się, jak błyskawica , jeden z jej mieczy uniósł się, celując w moją twarz. Odskoczyłam, ale podążała za mną, tnąc i uderzając. Srebro uderzało w mój płonący miecz, a jej wzrok wciąż mnie przewiercał, jakby nie potrzebowała widzieć nic więcej. Wycelowała jeden miecz w kierunku mojego serca, odwróciłam się, ale kolejny sztylet był zbyt szybki. Metal zagłębił się w moim ramieniu i krzyknęłam, kiedy zagłębił się w mojej skórze. Uderzyłam w ścianę i opadłam na kolana w agonii. 
Następnie Kalaeno szarpnęła głową niewyraźnie, a jej ramię eksplodowało. Zobaczyłam Nathaniela stojącego za nią, kierując lufą pistoletu w dół. Kalaeno poruszała się zbyt szybko, żeby Nathaniel strzelił jej w głowę. Znów wystrzelił, ale zrobiła niski unik, aż jej twarz była zbyt blisko mojej. Kiedy odwróciła głowę, żeby zobaczyć coś i musnęła policzkiem mój nos, szarpnęłam się, przerażona. Wbiła miecz w moje ramię i podniosła go wyżej, aż uniosła moje ciało. Wrzasnęłam z bólu i osunęłam się po ścianie. 
Potem zniknęła.
Nathaniel otworzył oczy szerzej i czekał aż pojawi się ponownie. Jej forma była zbyt niewyraźna do zobaczenia, była dla niego zbyt szybka, żeby mógł zareagować. Jej miecz zniknął, chwyciła broń z jego ręki, rzuciła nim, jak lizakiem i rozwaliła pistolet na kawałeczki. 
Will pojawił się znikąd i owinął rękę na gardle Kalaeno, zaciskając jej tchawice i wyrywając powietrze z jej płuc. Trzymał ją, aż walnęła go w brzuch i zdołała się uwolnić. Nathaniel zamachnął się pięścią, ale złapała ją i uderzyła go w szczękę. Will chwycił miecz z ziemi i przeciągnął nim po plecach demonicznego kosiarza. 
Kalaeno nadstawiła uszy, słysząc ruch Willa i odwróciła się by się bronić, uskoczyła, ale jego ostrze przecięło jej pierś, pozostawiając głęboką i krwawiącą ranę, prawie odcinając głowę. Syknęła i odwróciła się z bólu, trzymając się za ranę. Pocięte tkani łączyły się z sobą ponownie, uzdrawiając się doskonale. Czerwone oczy Kalaeno płonęły wściekłością, kiedy otrzymała kolejną ranę praktycznie w tym samym czasie. 
Rzuciłam się do przodu, żeby pomóc Willowi, ale dwa viry mnie zatrzymały – pozostała kobieta i ostatni mężczyzna nie licząc Rikkena. Cieli i syczeli, wymierzając ciosy i kopnięcia, które unikałam. Wbiłam ostrze w serce męskiego kosiarza po mojej lewej stronie, odwróciłam się w prawo w stronę samicy i odcięłam jej głowę drugim ostrzem. Mężczyzna stanął w płomieniach, kiedy odwróciłam się do niego plecami, złapałam mój spadający miecz, kiedy jego ciało zamieniło się w popiół.
Kalaeno chwyciła moje ramię pazurami, a kiedy zamachnęłam się ostrzem moją wolną ręką, złapała mój nadgarstek, wbijając pazury w moją skórę. Krzyczałam i jęczałam. Krew sączyła się i byłam zmuszona do upuszczenia miecza.
- Czas na nas – powiedziała ostro i zaczęła mnie ciągnąć do najbliższego wyjścia.
Następnie Will walnął ją brutalnie w tył jej głowy, tak mocno, że uwolniłam się, a jej kolana się ugięły. Will zacisnął palce wokół jej karku, wyrywając ją ode mnie i rzucają na ścianę kuchni z całej siły. Drewno pokruszyło się wokół jej ciała, a wilgotnie i zimne powietrze wpadło do środka przez otwór. Kalaeno wylądowała na tarasie, niszcząc ogrodzenie, zniknęła, kiedy runęła na ziemię z krzykiem furii.
Will odwrócił się do mnie, a ja odetchnęłam z ulgą.
Oddech uwiązł mi w gardle, kiedy Kalaeno przedzierała się przez powietrze nad tarasem, jej skrzydła rozpostarły się, bijąc gwałtownie. Czas zdawał się zwalniać. Spojrzałam głęboko w oczy Willa, moją twarz wykrzywiło przerażenie, kiedy Kalaeno swoimi pazurami wbiła się w jego ciało, szarpiąc go do otworu w ścianie, lecąc w deszczową ciemność.
- Will! – krzyknęłam, chwyciłam mieczem z podłogi i przeskoczyłam zniszczoną ścianę. Taras jęknął i poruszył się niespokojnie pod moim ciężarem, ale mnie to nie obchodziło, kiedy zatrzymałam się na krawędzi i zajrzałam za znoszone deski. Lodowaty deszcz kąsał moją skórę, a ja zadrżałam, kiedy wiatr brutalnie chłostał moimi włosami, szarpiąc moimi ubraniami i bijąc mnie po twarzy.
Poniżej w zimnie, błotnistej ziemi i deszczu, Kalaeno i Will walczyli. Szpony kosiarza utkwiły w ramieniu Willa otwierając ranę, krzyknął, wyrywając, kiedy Kalaeno wylądowała w przykucniętej pozycji. Zerwała się i przeciągnęła szponami ponownie, jej pazury rozcięły koszulę Willa. Kalaeno zrobiła unik, kiedy zamachnął się mieczem i walnęła go w klatkę piersiową, powodując że wylądował na ziemi, a miecz wypadł mu z dłoni. Zderzyli się z furią, wymachując pięściami.
Usłyszałam głośny dźwięk za mną i odwróciłam się. Merodacha i Rikkena nigdzie nie było widać, ale Nathaniel uderzał w ścianę korytarzu, który prowadził do kuchni i do tego, co pozostało z drzwi. Schody za nim były prawie niedostępne przez zburzony gruz. Nathaniel walił pięściami - lewo, prawo, lewo, prawo w ścianę; drewno, płyty gipsowe i izolacja eksplodowały. Patrzyłam na niego, rozproszona przez zastanawianie się, dlaczego próbował zniszczyć tę ścianę. Przez chwilę zapomniałam o brakujących kosiarzach.
Nagle Nathaniel zatrzymał się, a otwór, który zrobił ujawnił szereg różnych broni ukrytych w ścianie. Włożył rękę w dziurę i wyciągnął ciemny, metalowy przedmiot: maczugę. Broń wyglądała na starą i ciężką, a uchwyt był długi i owinięty w skórę. Okrągła głowa maczugi została wykonana ze srebra, a śmiertelnie wyglądające kolce sterczały na wszystkie strony, przypominając mi czaszkę Rikkena.
Rikken. Gdzie był? I Merodak?
-Nathaniel? – zawołałam cicho.
Oboje obróciliśmy się, żeby zobaczyć Lauren stojącą przed spustoszonym przodem domu, jej włosy falowały dzięki gwałtownemu wiatrowi. Nagle zdrętwiała i spojrzała na Nathaniela, którego twarz zastygła ze strachu.
Pokręcił głową z niedowierzaniem, a jego miedziane oczy, jasne i żywe migały, jak nowe grosze. –Nie -wyszeptał. - Lauren, musisz…
Zanim zdążył dokończyć, Rikken pojawił się między nimi, sięgając do Lauren, a Nathaniel cisnął maczugę z okrzykiem wściekłości. Rikken odchylił się do tyłu, łatwo unikając ciosu, a kręgosłup Nathaniela wygiął się w łuk, kiedy Rikken wbił łokieć w jego tył głowy, popychając go na kolana. Szybko się pozbierał i chwycił Rikkena, a kiedy kosiarz się zamachnął, wbił maczugę w jego środek piersi, a twarz wylądowała na ziemi. Rikken zgiął się w pół, ściskając ranę, jego ślina przelewała się pomiędzy zaciśniętymi zębami, uderzył w ziemię, a Nathaniel nabierał sił. 
Dłonie Lauren zakryły usta w strachu. – Nathaniel!
Sięgną po nią, opuszczając maczugę na podłogę, trzymając jej rękę w swojej. – Musisz iść. Nie mogę cię ochronić.
- Chodź ze mną. Proszę, nie zostawaj tutaj! -Pozwoliła opaść swojej dłoni, ale jego ręce zacisnęły się wokół jej i ścisnęły mocno. 
Potrzasnął głową, a ona zaczęła płakać. – Muszę zostać – mruknął. – Przepraszam.
Skinęła głową, a Nathaniel przybliżył się do niej i pocałował ją mocno w usta i oderwał ręce, które mocno go trzymały. 
- Kocham cię – powiedział, jego oczy świeciły miedzią. – Teraz uciekaj. Wsiadaj do samochodu i odjeżdżaj tak szybko, jak to tylko możliwe. Nie przestawaj wciskać gaz. Lauren, biegnij! 
Odwróciła się i rzuciła się do ucieczki z domu. Nathaniel drżał, kiedy słuchaliśmy jak uruchamia silnik samochodu i z piskiem opon opuszcza podjazd. Chciałam mu pomóc, ale on wyciągnął rękę, zatrzymując mnie.
- Nie! – zawołał. – Idź pomóc Willowi. Walczy z nimi obojgiem naraz. Idź!
Skinęłam głową, słuchając go, pobiegłam przez holl i przeszłam przez otwór, który zrobiło ciało Kalaeno. Na zewnątrz znowu lał lodowaty deszcz, przez który nikogo nie widziałam, ale moje oczy przyzwyczaiły się i zobaczyłam ciemne kształty. Jeden z nich leżał na trawniku. Mój żołądek zacisnął się.
Mocna ręka zacisnęła się na moim gardle i zmusiła moją głowę do spojrzenia w dół. Palce były, jak z stali, ściskały tak mocno, że nie mogłam oddychać. Kolana osunęły się na taras i upuściłam miecze przez szpony, które zaciskały się na moim gardle. Potem zostałam poderwana na równe nogi. Ręka popuściła wystarczająco, żebym mogła oddychać i zobaczyć, że jestem w uścisku Kalaeno. Skręciłam się, sięgając po moje miecze, ale obróciła mnie, przenosząc rękę tak, że zaciskała dłoń na moim karku. Jej druga ręka objęła moje oba nadgarstki. Wyrywałam się, zdesperowana, żeby uciec, ale to nie miało sensu. Usłyszałam trzask i zobaczyłam, że mój skrzydlaty naszyjnik upada na ziemię, łańcuszek się zerwał. Temperatura spadła o kolejne kilka stopni, zadrżałam. 
- Całkowicie wyczerpałaś moją cierpliwość – Kalaeno syknęła, jej oddech, który musnął mój policzek, był gorący i cuchnął stęchlizną. Zakrztusiłam się i skręciłam twarz. Popchnęła mnie do przodu, spychając mnie na dół po schodach, które chybotały się. Moje buty poślizgnęły się na błocie, jednak zachowałam równowagę z zawiązanymi z tyły rękami. Za każdym razem, kiedy się poślizgałam, Kalaeno wbijała pazury w moje nadgarstki. 
Kształt przede mną nabrał ostrości. To był Will na kolanach w błocie, jego miecz leżał zbyt daleko. Merodach stał nad nim, trzymając mocno garść włosów Willa w ręku, a w drugiej trzymał podwójny miecz, którego ostrze było przytknięte do gardła Willa. 
Kalaeno szarpnęła mnie na ziemie koło Willa, jej uścisk zaostrzył się bezlitośnie. – Nie powinnaś nas tak rozłościć – warknęła. – Mieliśmy tylko ciebie wziąć iodlecieć, ale teraz będziesz patrzeć, jak twój opiekun umiera. Rozkazy Bastiana mogą iść do diabła. 
Moje oczy spotkały się z Willa, kiedy ostrze Merodacha wbiło się w gardło, powodując cienką strużkę krwi, która spłynęła po jego szyi. Nie mogłam pokazać swoich emocji przed kosiarzami, albo przed Willem. To było takie trudne, kiedy on był tak blisko śmierci. 
- Rikken zamierza zadać mu powolną i bolesną śmierć – Kalaeno powiedziała mi do ucha. – Wydaję się jednak, że jest zajęty innym anielskim kosiarzem. Myślę, że pozwolenie stróżowi wykrwawić się tutaj w błocie będzie odpowiednie. Możemy poświęcić kilka minut zanim wyruszymy.
Merodach szarpnął głową Willa z powrotem, bardziej odsłaniając jego gardło i zaczął kreślić mieczem po skórze mojego opiekuna. Zanim zdołałam krzyknąć w proteście, coś świsnęło przed moją twarzą, wirując, śmigając w powietrzu i uderzyło w pierś Merodacha, łamiąc kości. Jego ciało cofnęło się z impetem i stracił Willa z zasięgu rąk. Maczuga Nathaniel zanurzyła się w piersi demonicznego kosiarza do połowy. Will popchnął Merodacha na tyle mocno, że stracił równowagę, zmuszając go do użycia mrocznych skrzydeł. Will wziął trzonek maczugi i wyciągnął go z piersi Merodacha z odgłosem pękających kości oraz rozrywanego ciała. Wycelował w jego głowę, ale demoniczny kosiarz wyciągnął rękę i wytrącił ją daleko. 
Spojrzałam za siebie i zobaczyłam Nathaniela, zeskakującego z tarasu i rzucającego się do nas. Uchwyt Kalaeno nadal był bezwzględny, szukałam wszędzie Rikkena, ale nie było go w zasięgu mojego wzroku. Mogłam mieć tylko nadzieję, że Nathaniel go zabił.
Will poderwał się nagle, rozmywając się w ciemności i odepchnął Kalaeno ode mnie. Zerwałam się i rozejrzałam się za Merodachem, uznając że w ciągu tych kilku sekund, gdy na nich nie patrzyłam, Will ubezwłasnowolnił Merodacha. Po drugiej stronie trawnika, kosiarz odchylił się niepokojąco do tyłu, prawie pod kątem dziewięćdziesięciu stopni, walcząc z mieczem Willa, który przybijał go do ziemi. Jego skrzydła uderzały w zwiędłą trawę i błotniste plamy.
Kalaeno udało się uchylić przed śmiertelnym uderzeniem Willa, jej twarz była mokra od deszczu i krwi. Ślizgnęła się po błocie i złapała mnie ponowienie zanim zdążyłam zareagować. Odwróciła mnie, wykrzywiają moją rękę tak gwałtownie, że krzyknęłam i zatańczyły mi gwiazdy przed oczami. Wbiła kolana w moje plecy, moja pierś i twarz wylądowały w błocie, ciągnęła mnie jednocześnie przez błoto oraz groziła, że może mi wyrwać kości ze stawów. Zacisnęłam zęby i zaczęłam piszczeć. 
- Ani kroku dalej, stróżu! – Kalaeno zakrakała piskliwie. – Oderwę jej ramię! Merodach, chodź!
Mimo że nie mogłam zobaczyć dużo, założyłam że Merodach wciąć był na ziemi pod mieczem Willa. Poznałam stopy Willa naprzeciw mnie, nieruchome, spojrzałam w prawo i zobaczyłam kolana Nathaniela. 
Przede mną Kalaeno wydała brzydki, niecierpliwy pomruk. – Dość tego.
A potem wyrwała moje ramię z barku. Krzyczałam i wykrzywiałam się, zamkając oczy. Kalaeno upuściła mnie, wylądowałam na ziemi, a moje stopy zamoczyły się w kałuży. Przyciągnęłam moją bezużyteczną kończynę bliżej ciała, używając zdrowej ręki. Była zimna, zdrętwiała i bez życia. Sekundy ciągnęły się, a ból się nasilał. Próbowałam  wstać, ale szok mnie sparaliżował i moje ciało przestało funkcjonować. 
- Ellie! -Ktoś położył rękę na moim zdrowym ramieniu. Nathaniel.
Dotknął czule mojej twarzy i pomógł mi przewrócić się na plecy. Dotknął mojego przemieszczonego ramieniu, a ja wrzasnęłam i wykręciłam się od niego. Chociaż był delikatny, czułam się, jakby tysiąc noży wbijało mi się w skórę. Moja ręka zwisała bezładnie, ciężka, starałam się ją położyć na kolanach, ale całe moje ciało było takie słabe, że ledwo mogłam podnieść zdrową rękę.
Nathaniel mruknął do mnie, starając się mnie uspokoić, ale wszystko, czego potrzebowałam to odwrócić uwagę od bólu. Will i Kalaeno walczyli, ścierali się ze sobą, jak tytani z innego świata. Ziemia pode mną drżała od ich mocy, a powietrze elektryzowało się od ich energii. 
- Ellie – Nathaniel powtórzył z determinacją, przyciągając moją uwagę z powrotem do niego. Przez chwilę pociemniało mi przed oczami. – Muszę nastawić ci z powrotem rękę. Inaczej się nie uleczy. 
Zamknęłam oczy mocno i skinęłam głową. – Zrób to. Muszę dalej walczyć. 
Ujął mocno moje ramię i rękę powyżej łokcia. Ból był oślepiający i tak krótki, że gdy tylko się skończył byłam zaskoczona. Czułam, jak ścięgna i mięśnie uzdrawiają się, uczucie które temu towarzyszyło było nieprzyjemne. 
Spotkałam surowy wzrok Nathaniela i odetchnęłam głęboko. – Dziękuję.
- Za chwilę wydobrzejesz. -Skinęłam głową i oboje spojrzeliśmy na bitwę.
Will chwycił za ramię Kalaeno i walnął pięścią w bok jej głowy. Zachwiała się i jego kolano wbiło się w jej brzuch, powodując że jęczała i dusiła się. Will znowu skierował pięść w Kalaeno, ale jej ręka wystrzeliła do góry i sparowała jego cios zanim jej palce zacisnęły się na jego gardle. Jęknął boleśnie z siły jej uścisku.  Stała, patrząc na niego i ściskała tak mocno, jak tylko mogła. Will zacisnął zęby, żeby powstrzymać ból i położył palce na jej nadgarstkach. Następnie jego spojrzenie pociemniało i wezwał moc. Wystrzelił wszystkim, czym miał w twarz Kalaeno, a ona krzyknęła i puściła go, odwróciła się, odsłaniając się od czarnego dymu, uwolnionego od mocy. Uderzyła w błoto, a wolny Will rzucił się w kierunku mieczy. 
Jego ostrze, które już nie przytrzymywało Merodacha do ziemi. Mój oddech załamał się, kiedy poczułam przypływ ciemnej mocy obok siebie.
Usłyszałam udręczony krzyk za mną i odwróciłam się. Nathaniel był zgięty i Merodach nasączony we własnej krwi, jego pieść zatopiła się w piersi Nathaniela. Coś błysnęło w świetle księżyca i zamrugało. Miecz Merodach utknął w plecach Nathaniela, przebijając mu serce. 
Moje ciało zamarło, kiedy obserwowałam, jak próbuję wyszarpnąć miecz Merodacha na darmo i upada na kolana na błotnistą ziemię. Zachwiał się niepewnie, krew z jego piersi wyciekała, jak rzeka. Spojrzał na twarz Merodacha, a potem upadł na plecy.
Przez chwilę nie mogłam krzyczeć na niego, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Nathaniel dusił się i drżał. Jego skóra pojaśniała i zamigotała, powoli zamieniając się w kamień.
Umierał.
Merodach spojrzał na mnie z ciekawością, kiedy przedzierałam się do Nathaniela i rzuciłam się na niego, moje ręce przebiegły wzdłuż jego szarych rąk do twarzy. Czuł się dobrze dzisiaj rano, kiedy rozkładał skrzydła i mówił mi, że wszystko jest możliwe dla miłości, którą warto okazywać. Czuł się dobrze jeszcze przed chwilą, kiedy nastawił mi ramię i mówiąc mi, że wydobrzeje. To nie może być prawda. Nie Nathaniel.
- Nie, nie, nie – jęknęłam cicho, kołysząc się w przód i tył, całe moje ciało się trzęsło.
Nathaniel spoglądał, jego twarz była pełna zaskoczenia i bólu. Jego usta poruszyły się, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobył. Zaczął podnosić rękę, ale była coraz cięższa i sztywniejsza, kiedy się wykrwawiał, a jego serce zwalniało. Jego oczy rozszerzyły się opalizującą miedzią i zamarł, kiedy jego twarz skamieniała. Krople deszczu uderzały w skamieniałą skórę, pozostawiając ciemne plamy, wilgotne kropki zakrywały całą białą powierzchnię. Każdy miękki włos stawał się koloru metalicznej miedzi, blady i bezbarwny, krusząc się przy dotknięciu moich palców. Potem rozpadał się, kawałek po kawałku w moich rękach. Łzy spływały mi po twarzy, kiedy krzyczałam jego imię w kółko, chociaż go już nie było. 
Podniosłam głowę i poszukałam Willa, kiedy szlochałam histerycznie. Jego zielone oczy wpatrywały się w skamieniałego Nathaniela, kolory odpłynęły z jego twarzy. Oczy rozjaśniały mu tak szybko, że płonęły w ciemności. Jego dłoń ścisnęła drżącą pięścią rękojeść miecza tak mocno, że usłyszałam jęk srebra. Z okrzykiem bez kontrolowanego gniewu, rzucił się na Merodacha z ogromną prędkością, a następnie jego białe skrzydła przedarły się przez koszulę i walnęły w powietrze. Zamiótł mieczem i uniósł go ponad głowę, kiedy unosił się w powietrzu. Jego ostrze cięło Merodacha, demoniczny kosiarz uniósł własny miecz i metale uderzyły o siebie z przerażającym piskiem metalu. Zderzyli się, a moc Willa uderzyła w Merodacha, robiąc krater pod jego nogami. Ciemne cienie i dym powstały od mocy kosiarzy, zamaskowały ich na chwilę, a kiedy zrobiło się przejrzyście, zobaczyłam Willa na dnie dołu, który sam zrobił. Merodach nie skoczył na niego, jego własne skrzydła były rozłożone szeroko unosiły go nad nim. Zrobił krok w tył i przygotował swój miecz. Skrzydła Willa uderzyły raz i uniosły go wysoko, kierując na Merodacha, jego miecz smagnął w powietrzu, tnąc, uderzając, krojąc mięso i zderzając się z innym mieczem. Trawiła go wściekłość, jego ataki były mocne, bez żadnej kontroli. Merodach miał zamiar go zabić. 
- Will! -Mój głos był stłumiony, pochyliłam się opiekuńczo nad ciałem Nathaniela. – Will, przestań!
Nie usłyszał mnie, niczego nie słyszeli, ani nie widzieli. Uświadomiłam sobie wtedy, jaki musiał być przerażony, kiedy moja moc i emocje brały nade mną górę. 
- Will musisz przestać! Zabijesz się!
Podmuch mocy zatrząsł ziemią, przytrzymałam się trawy, żeby zachować równowagę. 
- Will, przestań – krzyczałam, ale mój głos utonął w chaosie. 
Łokieć Merodacha rozbił nos Willa, cofając go do tyłu. Demoniczny kosiarz odwrócił się szybko i uderzył  Willa tak mocno, że prawie uderzył w ziemię.
Merodach odwrócił się ponownie i przeszył mieczem pierś Willa, krew rozprysła na jego białe skrzydła.  Upadł na kolana, krzyknęłam i podniosłam się na równe nogi, biegnąc do niego. Nie mogłam stracić ich obu w jeden wieczór. Nie mogłam stracić Willa. Nie mogłam go strącić.
Rikken pojawił się w moim polu widzenia, cały w krwi, jakby był w niej skąpany. Nathaniel go nie zabił. Cień rozciągnął się tuż nade mną. Spojrzałam w górę.
Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłam była pięść Kalaeno lądująca na mojej twarzy. 


Hej, 
Chciałybyśmy podziękować za Wasze komentarze, które nas bardzo motywują. Następne rozdziały będą pojawiały się na feriach zimowych. 
Pozdrawiamy,

A  i D






55 komentarzy:

  1. Witaj nawet nie wiem jak trafilam do Ciebie na chomika a później na blog Zainteresowalo mnie Twoje tlumaczenie chyba nawet dzięki niemu kupię pierwszą część tej serii Oczywiście w wolnej chwili spokojnie przejrzę resztę może cos jeszcze ciekawego znajdę dziękuję i życzę pogodnego dnia blanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka jest naprawdę świetna, więc polecam Ci.
      Dziękujemy i również pozdrawiamy.

      Usuń
  2. Dziękuję wam bardzo za tłumaczenie tej książki :) codziennie sprawdzam bloga z nadzieją na nowy rozdział :) juz nie mogę się doczekać reszty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Miło słyszeć, że nasza praca nie idzie na marne:)

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się wrzucić jutro, ale nic nie obiecuję. W między czasie tłumaczymy jeszcze ,,A dance with darkness", więc troszkę brakuje nam czasu.

      Usuń
    2. no czekam zniecierpliwiona :*

      Usuń
  4. a ile jest jeszcze rozdziałów do przetłumaczenia ''A dance with darkness", :) bardzo mi zależy żeby szybko były następne rozdziały anielskiego ognia :333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteśmy na 30%. Mam książkę na e-book'u, tylko niestety w każdej chwili może zniknąć, więc staramy się jak najszybciej ją tłumaczyć, a w między czasie Anielski.
      A co do 17 rozdziału, to jestem pewna, że warto na niego czekać<3

      Usuń
    2. właśnie nie mogę się doczekać <3 tak się dziwnie 16 rozdział skończył. a ogółem fajnie, że tłumaczycie książki! podziwiam :*

      Usuń
  5. Hej kiedy będzie 18 rozdział??? :) bo juz się nie mogę doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dołączam się do pytania.

      Usuń
    2. Na następne niestety trzeba będzie poczekać pewnie do grudnia. Szkoła:(

      Usuń
  6. hej :D kiedy bedzie rozdział 19 ?? I w jakich odstępach czasu bedą sie pojawiały kolejne rozdziały ? I ile ma rozdziałów jeszcze tak książka ? :D
    Sory za te pytania ale uwielbiam was za to , ze ja tłumaczycie *_* <3 ~Mona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka ma 33 rozdziały. Niestety, szkoła i nauka zawitały, więc tłumaczyć będziemy dopiero na przerwie świątecznej i feriach.
      Bardzo nam miło, że ktoś docenia naszą pracę:)

      Usuń
  7. Ludzie jesteście boscy , że tłumaczycie tą książkę! Zakocham się w pierwszej części i byłam nieźle wkurzona jak się dowiedziałam ,że nie wydadzą następnych części w naszym kraju. Dziękuje wam!
    Brawo ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Jesteście świetni że to tłumaczycie !!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. hej :D kiedy będzie rozdział 19

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W najlepszej wersji pojawi się na feriach, ale nic nie obiecujemy. Na pewno kilka rozdziałów pojawi się po testach gimnazjalnych:)

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) czy dalibyście rade dodac chociaż 19 rozdział przed końcem lutego? ;)
      Dziekuje ze tłumaczycie tą książke :3

      Usuń
    2. Szczerze to nie ma szans:( Skupiamy się na testach i wyborze liceum, a do tego dochodzą przygotowania do bierzmowania- masakra. Najgorsze jest to, że nie mamy na nic czasu.
      Ale mamy nadzieję, że po testach (kwiecień) już pojawią się następne rozdziały.

      Usuń
  11. Ej nie chce nic mowic ale są dwa rozdziały 7. Numery sie wam troszke pomieszły :*
    Jednak dziekuje że tłumaczycie tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  12. co z tym tłumaczeniem? ludzie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisałyśmy, że po egzaminach i swoją decyzję podtrzymujemy. Tłumaczenie to niezła frajda, ale trochę czasu zabiera. A jest go mało.

      Usuń
  13. Hej dalibyście rade dodac w majówkę następny rozdział???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już mam kawałek przetłumaczony, więc pewnie się wyrobimy.

      Usuń
  14. Hej kiedy 21 ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przyszłym tygodniu, przy dobrych wiatrach :)

      Usuń
  15. Dziękuje za tłumaczenie

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej dziewczyny, całkiem przypadkiem trafiłam na wasz blog. Przed chwilką skończyłam czytać Anielski Ogień i jak się dowiedziałam, że nie będą wydawane kolejne tomy to chciało mnie potargać. Ale super, że na was trafiłam. Zacznę czytać wasze tłumaczenie i liczę na dalsze tłumaczenia kolejnych rozdziałów oraz 3 części ; ) Ściskam i życzę powodzenia ! ; )

    OdpowiedzUsuń
  17. Hej kiedy 21?

    OdpowiedzUsuń
  18. Hejo na kiedy planujecie 21 ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszamy, że nie pisałyśmy, ale miałyśmy napięty grafik. Więc sprawa ma się tak- nie zaczęłyśmy tłumaczyć rozdziału, bo tydzień temu byłyśmy w Bieszczadach. W ten weekend na rajdzie z PTTK. Planujemy za max. dwa tygodnie, choć nie obiecujemy, bo jedziemy na kilka dni do Czech, a potem bierzemy udział w zbiórce karmy dla Felineusa :)

      Usuń
  19. Cześć kiedy pojawi się rozdział 22 ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinien pojawić się pod koniec tego tygodnia :)

      Usuń
  20. Kiedy bedzie 23 ?

    OdpowiedzUsuń
  21. Hej! :) wiem ze wszyscy pytaja kiedy rodzil i nie oszukujmy sie yez chcialabym wiedziec :D. Nie ma sie co denerwowac, zakladam ze.kazda z tych osob to tak jak ja maniak czytaia ksiazek. Dla mnieksiazki sa jak narkotyki, nie umiem przestac czytac. Najgorzej jest kiedy ksiazki po 500 stron zajmuja mi jeden dzien bo tak bardzo mnie wciagnely a tu sie dowiaduje ze kolejnych czesci nie wydali wPolsce jak w tym przypadku. No coz... chcialaby tylko prosic zebys w miare moliwosci pisala pod kazdym rozdzialem np. w komentarzu, na kiedyprzewidujesz nastepny :) Nie bedziemy sie wtedy zamartwiac kiedy poznamy ciag dalszy tej cudownej serii! :))
    Udanych wakacji!

    OdpowiedzUsuń
  22. Kiedy może pojawić się druga część? Jeśli już jest to poda ktoś link?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że chodzi Ci o trzecią część. Pojawi się, jak przetłumaczymy drugą :)

      Usuń
  23. Jesteście SUPER! właśnie dziś skończyłam czytać pierwszą część i planowałam zamówić sobie kontynuację, gdy dowiedziałam się, że jej nie dostanę ;-; Zupełnie przez przypadek natrafiłam na tego bloga i muszę przyznać, że robicie kawał świetnej roboty! książka mnie wciągnęła, a wasze tłumaczenie jest super! Pozdrawiam i już nie mogę doczekać się 8 sierpnia :D miłego tłumaczenia i oczywiście udanych wakacji (co z tego że mamy już 1 sierpnia xD )

    OdpowiedzUsuń
  24. Jezu! Jezu! Jezu! Ale się cieszę że znalazłam Waszego bloga! "Anielski ogień" czytałam już dawno temu i ciągle żałowałam że nie ma kolejnej części w Polsce. Dziękuje Wam bardzo za tłumaczenie!

    OdpowiedzUsuń
  25. Czy będziecie jeszcze kontynuować tłumaczenie drugiej cześci Anielskiego Ognia, a potem robić trzecią?Pisałyście,że książka ma 33 rozdziały,a tu zatrzymało się na 24.Wybacznie moją nieuprzejmność i brak cierpliwości. Moje serce krwawi,gdy czekam na kolejne rozdziały.Jestem zakochana w Willu <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak pisałyśmy pogrubionym druczkiem na końcu, będziemy tłumaczyć książkę i potem mamy w planach i trzecią, ale jesteśmy na biol-chem-mat i nie wyrabiamy :) Tak więc na feriach może pojawią się kolejne rozdziały, ale nie obiecujemy.

      Usuń
  26. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  27. hej kiedy zaczniecie znowu tłumaczyć ?
    Nie mogę doczekać się nowych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
  28. witam cieplutko :) Ja także z niecierpliwością czekam na dalsze losy naszych bohaterów :) dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  29. Czy będziecie tłumaczyć reszte książki? jestem bardzo ciekawa co było dalej.

    OdpowiedzUsuń
  30. Czy będziecie tłumaczyć resztę książki? jestem bardzo ciekawa co było dalej.

    OdpowiedzUsuń
  31. Kiedy pojawią się nowe rozdziały bo już nie mogę się doczekać co wydarzy się dalej. Czekam z niecierpliwością i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  32. Hej
    Widzę że komentarze z pytaniami o nastepny rozdzial zatrzymały sie na maju 2018. Ja niedawno przeczytałam wasze tłumaczenia 2 części i ciekawi mnie czy będziecie tłumaczyć ją dalej bo z tego co wiem to ma 32 rozdziały. No pytanie o 3 tom????
    Pozdrawiam was ciepło

    OdpowiedzUsuń
  33. Bardzo ciekawie napisane. Super wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za Twoje przybycie
A my teraz wierzymy skrycie,
że jeszcze nieraz do nas wpadniesz
i kolejną recenzje szybko chapniesz:)

Marcowe mole